Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

-Znowu musisz wyjechać?- zapytałam prawie ze łzami w oczach.
- America to ważne- odparł nawet na mnie nie patrząc tylko segregując jakieś dokumenty- Mamy szanse na najlepszą umowę handlową z Nową Azją. Prezydent źle znosi podróże. Dlatego ja muszę jechać.
- Zawsze ty musisz jechać- westchnęłam skubiąc krawędź swojej sukni.
- Takie są uroki bycia młodym władcą.
-Właśnie- pomyślałam- jesteś młody, rodzina Cię potrzebuję.
Nastała chwila ciszy.
- Nie mógłbyś tego przełożyć?- zapytałam niemądrze.
Roześmiał się cicho.
- I tak kiedyś będę musiał to zrobić.
Wstałam i podeszłam do niego
- Ale na pewno nie teraz.
Nie chciałam okazywać słabości. To było najgorsze co tylko mogłam zrobić w tej sytuacji, ale czułam, że nie mam innego wyjścia.
Czasem bycie królową było jak jasne ciepłe słońce, ale w takie dni jak ten wydawało mi się, że życie jest tylko ciężką ciemną chmurą krążącą nad naszą rodziną.
- America dasz sobie radę- rzucił tylko przez ramię i wyszedł.
Miałam wrażenie, że moje serce rozpadło się na milion kawałków. Dlaczego to było takie trudne. Dlaczego nie mogłam po prostu wstać rano i być silną kobietą, dla rodziny, dla kraju i dla samej siebie. Dlaczego wydawało mi się, że moje życie ostatnio składa się tylko z wyrzeczeń. Nie chciałam się czuć jak wyrodna matka, ale tyle swojego czasu i zapału poświęcałam dzieciom, mężowi i wszystkim dookoła, że straciłam siebie. Zapomniałam kim jestem i czułam się tym naprawdę przytłoczona.
Eadlyn i Ahren niedawno skończyli trzy miesiące, a ja choć prawie w pełni wróciłam do swoich obowiązków czułam się wykluczona, co wcale mi się nie podobało. Połączenie roli matki i królowej nie było wcale takie łatwe jak myślałam. Chciałam poświęcać moim dzieciom cały mój czas. Kiedy tylko Eadlyn i Ahren zostawali z Brooke momentalnie dostawałam paranoi nieustannie słysząc ich płacz lub obawiając się najgorszego. Maxon w tej sytuacji wydawał się być oazą spokoju. Czy aż tak bardzo ufał naszej nowej niani? Najgorsze było to, że w natłoku obowiązków związanych z rodziną i krajem nie miałam nawet czasu, żeby go o to zapytać.

Razem z Aspenem staliśmy nad łóżeczkiem patrząc na głęboko śpiących Eadlyn i Ahrena. Obydwoje słodko leżeli na boku, a ich wielkie niemowlęce policzki odciskały się na poduszeczce.
- Powinniście spędzić weekend tylko we dwoje- szepnął Aspen nie odrywając wzroku od łóżeczka
- Są jeszcze tacy malutcy- powiedziałam odwracając się do niego- Potrzebują swojej mamy cały czas.
- Chodź napijmy się herbaty- Aspen zaprowadził mnie do stołu i uśmiechnął się- Zanim się obejrzysz zaczną chodzić, mówić i się z wami kłócić.
Uśmiechnęłam się blado.
- Jest Ci ciężko?- zapytał kiedy usiedliśmy przy stole.
- Wydaję mi się, że ciągle popełniam błędy, a teraz zbiegło się tyle różnych spraw.
Aspen wlepił we mnie spojrzenie.
- Zdecydowanie przyda Ci się odpoczynek.
Roześmiała się ponuro.
- Nie mam czasu na odpoczynek.
Przez te trzy miesiące wszyscy zastanawiali się jak radzimy sobie z opieką nad dziećmi i rządzeniem krajem, ale to nie to wprawiało mnie w przygnębienie. To czym się naprawdę przejmowałam wcale nie było związane ze mną. Odkąd zostałam matką wyzbyłam się egoizmu i nagle przytłoczyło mnie ciężkie uczucie odpowiedzialności. Co wbrew pozorom nie dotyczyło wyłącznie mojej rodziny. Powoli zaczęła się we mnie kształtować potrzeba troski nie tylko o najbliższe osoby, ale o cały kraj, co przyznam szczerze, wykańczało mnie psychicznie.
- Rozumiem jego obowiązki państwowe.- powiedziałam zamiast tego.- Sama jestem nieustannie zajęta i przez to wydaję, że te wszystkie ważne momenty uciekną nam przez palce.

Smutno było wracać do pustego pokoju więc powiedziałam Brooke, że to ja położę dzisiaj Eadlyn i Ahrena. Patrzyłam jacy są słodcy, tacy mali i niewinni. Mimowolnie wymachiwali rączkami a z powodów, które nawet sama do końca nie rozumiałam po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy. Podczas Biuletynu i spotkania starałam się być silna, dla kraju i dla samej siebie. Chodź coraz bardziej czułam, że jestem opoką tego kraju. Czułam swoją więź z poddanymi, wiedziałam, że nie mogę nikogo zawieść. Ale byłam tylko człowiekiem, człowiekiem z przeznaczeniem naznaczonym miłością, ale także z wątpliwościami i zgubną nadzieją. Człowiekiem, który musiał nauczyć się idealizmu.
Siedziałam na łóżku i byłam tak pochłonięta rozmyślaniem nad swoim własnym postępowaniem, że nawet nie usłyszałam pukania do drzwi.
- Wasza wysokość?- Brice wychyliła się zza drzwi.
- Co się stało?
Szybko otarłam oczy i przygładziłam włosy.
- Nic- powiedziałam i uśmiechnęłam się blado.
Brice podeszła i usiała na brzegu łóżka.
- Myślałam ze nigdy nie płaczesz.- powiedziała bawiąc się brzegiem kołdry.
Uniosłam brwi
Brice popatrzyła na Eadlyn i Ahrena.
- Wiesz, zawsze oglądałam Cię w telewizji i myślałam, że chce być taka jak ty. Silna i odważna. Ty i Maxon promieniujecie energią i zawsze, kiedy na Was patrzyłam, myślałam o tym jakie to wspaniałe, że czyjeś życie może być tak doskonałe.
Potrząsnęła głową jakby nie mogła tego wszystkiego zrozumieć.
Delikatnie wzięłam ją za rękę.
-Brice, nic nie jest idealne. To co wydaje się takie być. Jest najbardziej niedoskonałe.
Na jej twarzy w końcu pojawił się cień uśmiechu.
Byłam pod wrażeniem, że ta mała i bezbronna dziewczynka, w pewien sposób dodała mi siły. Jej życie diametralnie zmieniło się z dnia na dzień, a mimo to nie okazywała strachu i z pewnością patrzyła na życie w jawnych barwach. Ja miałam wszystko, męża,rodzine, dom i kraj. Ona nie miała nic, a mimo wszystko potrafiła się uśmiechać. Dzięki tej dziewczynce nieoczekiwanie odzyskałam nadzieje i zrozumiałam swoje powołanie. To ja miałam pomagać jej, ale nieoczekiwanie ona dała mi największa pomoc jakiej nigdy w życiu bym się nie spodziewała.

-Jesteś wreszcie!- pobiegłam do Maxona, a on przytulił mnie i pocałował mocno w usta.
Wzięłam od niego bukiet herbacianych róż.
- Dziękuje, są piękne- powiedziałam ukrywając twarz w kwiatach.
Maxon nic nie powiedział, tylko sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko przewiązane wstążką. Otworzył je przede mną i zobaczyłam złoty naszyjnik z malutką koroną, wykonaną tak jakby pracowało nad nią tuzin osób pilnując by była doskonała absolutnie w każdym calu.

Stałam tam, w pięknej czerwonej sukni, z koroną we włosach, nienaganną postawą i z pewnym uśmiechem. Wiedziałam kim jestem.
Jestem America Schreave, królowa tego kraju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro