Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Maxon

- Przestań, nie mogła pójść daleko.- Próbowałem uspokoić Ami, ale ona była naprawdę roztrzęsiona tym niby zniknięciem Brice.
- Nic nie rozumiesz, przecież wiesz jaka jest moja matka.
- Na pewno wszystko się wyjaśni.- powiedziałem chyba nieco zbyt optymistycznie bo America popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
- To wszystko wyszło strasznie niezręcznie.- pokręciła głową, kiedy weszliśmy na schody.
Złapałem ją za ramię.
Cała ta sytuacja wydawała się wystarczająco niezręczna. Całymi nocami myślałem jak mam postąpić. Co mam zrobić żeby było dobrze. Sen nie przychodził, a ja czułem się jak kiedyś. Po prostu zagubiony. To było flustrujące.
- Słuchaj.- America stanęła przede mną, kiedy znaleźliśmy się w holu.- Ja nie mam Ci nic za złe.
- Na pewno?- spytałem- Czasem mam wrażenie, że ściągnąłem na ciebie problem.
- Przestań- położyła mi dłoń na ramieniu.- Pomyśl tylko ile ja problemów ściągnęłam na ciebie.- roześmiała się gorzko, a ja się uśmiechnąłem.- Po za tym damy sobie radę. Jak nie my to kto!- roześmiała się i lekko popchnęła moje ramię.
- Czyli nie jesteś na mnie zła?
- Zła jestem jedynie na moją matkę.
- Jestem pewnien, że nie powiedziała tego całkiem celowo.
- Nie wiem- popatrzyła w bok.- Lepiej chodź. Teraz musimy znaleźć Brice.

Wyszliśmy do ogrodu. Brice siedziała pod drzewem na ławce z głową spuszczoną w dół. Nie wyglądała na smutną, ale raczej na zamyśloną.
- Boże znalazła się.- westchnęła Ami, ale ją zatrzymałem.

- Ja z nią porozmawiam.

Popatrzyła na mnie i odsunęła się o krok.

Skrzyżowała ramiona na piersi.

- W sumie lepszy pomysł.


Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Chciałem dobrać jak najlepsze słowa, ale nie byłem pewny czy mi się to uda. Chciałem jej pomóc. Chciałem, żeby mogła czuć się tutaj jak w domu. Oczywiście wiedziałem, że to nie takie proste. Wszystkie te doświadczenia jakie mnie spotkały przez te prawie trzy lata nie pozwoliłby mi pozostać obojętnym. Codziennie moja osobowość kształtowała jedna myśl. " Nie możesz być jak twój ojciec." " Nie możesz być bezwzględnym władcą, który traktuje swoich poddanych jak pionki, a królestwo jak szachownice."

" Nie możesz.."

- Słońce strasznie świeci, lepiej wejdź do pałacu.

- Tu mi dobrze.- odparła.

- Masz racje- przyznałem i usiadłem obok niej- piękny widok, prawda?

Popatrzyła na mnie kątem oka.

- Ładny

Przez chwilę milczała.

- Właśnie dlatego tu nie pasuje.

- Dlaczego tak uważasz?- spytałem łagodnie.

- Obecnie mieszkam w pałacu, ale nie jestem księżniczką. To nie ma sensu. Jak można mieszkać w pałacu i nie być księżniczką?- Zapytała jakby naprawdę właśnie nad tym się zastanawiała.

- A chciałabyś być księżniczką?

- Nigdy w życiu.

Roześmiałem się.

- W takim razie wcale nie musisz nią być. Co nie zmienia faktu, ze jednak trochę nią jesteś.

Myślałem nad tym na ile mnie zrozumie. Wyobrażałem sobie jak musi mieć teraz namieszane w głowie.

- Słuchaj, Brice- powiedziałem nie patrząc na nią.- Chciałbym Ci powiedzieć jedną rzecz. Ja też wiem jak to jest być samotnym. Samotnym z wyboru lub szukać bliskości u niewłaściwych osób. Wbrew pozorom samotność jest nawet dobra pozwala nam odkryć kim naprawdę jesteśmy.- spojrzałem jej w oczy- Ale pamiętaj, nigdy nie pozwól by ktoś inny mówił ci kim jesteś.

- A jeżeli ja nawet nie wiem kim jestem.- spuściła głowę.

- Masz mnóstwo czasu żeby się dowiedzieć.- powiedziałem i poczułem ciepłe ukłucie w sercu. Wreszcie dowiedziałem się jak to jest mieć siostrę. Może i przyrodnią, ale i co z tego ważne, że moją. 

- Chodzi mi o to, że nikt nie ma prawa traktować Cię jako gorszą ponieważ wcale taka nie jesteś.

- Moim ojcem naprawdę był król?

- Naszym

Odchyliła się na ławce i spojrzała w górę na zwisające gałęzie drzew.

- Ale teraz ty jesteś królem. I jednocześnie moim bratem.

- Na to wygląda.

- Mam do ciebie mówić wasza wysokość?

- Wystarczy Maxon. A ja mam do ciebie mówić Lady Brice?

- Tak- powiedziała bez zastanowienia, a potem się roześmiała.

- Jak sobie życzysz Lady Brice.

Szturchnąłem ją w żebra, a ona znowu się roześmiała. To wspaniałe uczucie mieć kogoś z kim łączą Cię wspólne pierwiastki.

- Chodźcie już do środka! Spalicie się na tym słońcu.

Usłyszałem głos Ameriki.

- Chodź Brice i powiedz mi, jaki ze mnie król skoro to ona mną rządzi.

- Lady Brice- poprawiła mnie.

Spojrzałem na nią z uśmiechem.

 Szykuje się niezła zabawa- pomyślałem, kiedy wracaliśmy do pałacu. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro