Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Przeczesałam palcami jego miękkie włosy.
- Obiecujesz, że nie będziesz się tak rządzić?- zapytał uśmiechając się.
Pochyliłam się i pocałowałam go.
-Nie
Poprawiłam się na łóżku i położyłam dłoń na jego piersi. Palcami gładziłam jego twarz przymykając mu oczy. Uśmiechałam się podczas pocałunku.
- Ah te poranne godziny... Jedyne jakie mamy wyłącznie dla siebie w ciągu dnia.
- Jedyne- szepnął
- Wyjedzmy gdzieś...
Drzwi się otworzyły.
- Wasza wysokość.
- Aspen!- pisnęłam i zakryłam się kołdrą.
- Dobrze przyjdę później.- powiedział pośpiesznie i zamknął drzwi.
Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy.
- Pomożesz mi po śniadaniu przejżeć te faktury?- zapytałam patrząc na Maxona.- Niczego nie rozumiem.
- Powinnaś odpocząć.
Momentalnie podniosłam się z łóżka i zakryłam się kołdrą.
- Nie, błagam Cię- skrzywiłam się- Nie chcę odpoczywać... Znasz mnie potrzebuje działania.
Rzuciłam się na jego klatkę piersiową.
- Nie trzymaj mnie pod kluczem.
- Ale jesteś moim skarbem..
- Bardzo śmieszne, dość tego nic nie robienia. Dzisaj szukam idealnej niani.

I co jak wam poszło?- zapytała Marlee i wzięła Kila na ręce.
Zastanowiłam się...

- Na pewno chcesz tu być ze mną? Poradzę sobie.
- Ja też chcę.- powiedział Maxon i położył aktówkę na stole.- Ja się znam na ludziach. A nie pozwolę, że by Eadlyn i Ahrenowi stała się krzywda.
- Proszę nie przesadzaj- jęknęłam- Nie wyparzasz juz smoczka, ale proszę nie bądź nadwrażliwy to naprawdę nie sprzyja.
- To źle, że się troszczę?
- Przestań- przewróciłam oczami- Siadaj bo się zaraz pokłócimy.
Zajął miejsce obok mnie. Wyjął kartkę i długopis.
- Co ty wyprawiasz?
Zaczął rysować tabelkę, a ja popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

- Maxon

- Tak?

- Co ty wyprawiasz? Ludzie to ludzie nie można ich tak klasyfikować. Co ty chcesz zrobić?

- Chce przeprowadzić normalną rozmowę o co ci chodzi?

- I co zamierzasz? Czy uważasz, że da się ocenić takie wartości u człowieka jak szczerość , opiekuńczość czy dobre serce?

Maxon popatrzył na mnie jakbym była całkiem głupia 

- Oczywiście w skali od 1 do 10.

Przyłożyłam rękę do czoła.

- Powiedz mi, niby jak w ciągu 15 minut sprawdzisz czy ktoś ma dobre serce?- zapytał 

- Nie wiem- westchnęłam- ale takie rzeczy się po prostu czuje, patrzy się komuś w oczy i się wie.

- Widzisz! Ty będziesz je sprawdzać dzięki swojej kobiecej intuicji, a ja wprowadzę odrobinę racjonalności- Maxon wyglądał jakby wymyślił najlepszy plan na świecie.

Patrzyłam przez chwilę na niego

- No niech Ci będzie.

Uśmiechnął się

- Ale bez tabelki.


- To wcale nie było takie proste.- stwierdziłam i nalałam wody Marlee.

- Kto był pierwszy?


- Dzień dobry wasza wysokość- powiedziała pierwsza kandydatka wchodząc do pokoju.

- Dzień dobry- powiedziałam a mój głos wydał mi się lekko sceptyczny- Niestety król również postanowił zaszczycić nas swoją obecnością.

Roześmiała się melodyjnym głosem.

- Absolutnie nie mam nic przeciwko- powiedziała i dygnęła nisko.

- Proszę niech pani usiądzie.

Kobieta była niska i miała kruczoczarne krótko ścięte włosy, żółtą bluzkę z ewidentnie zbyt dużą liczbą falbanów. Miała również okropnie długie kolczyki i wydawało się, że ciażą one na jej uszach.

Usiadła i odsłoniła swoje śnieżnobiałe zęby.

- Proszę opowiedzieć coś o sobie.

- Nazywam się Alisa Carterhard, mam 35 lat, jestem nianią od 5 lat i nie ukrywam, że mam liczne rekomendacje.- Wyciągnęła gruba teczkę na stół. Otworzyłam ją. W środku znajdowały się opinie rodziców dzieci, którymi się opiekowała, a także same rysunki i laurki wykonane przez jej podopiecznych.

- Robi wrażenie- odparłam - Ale widzę, że dotychczas pracowała pani raczej ze starszymi dziećmi, czy da sobie pani radę z dwójka takich maluszków?

- Ależ oczywiście! Nie ma to dla mnie najmniejszego problemu. Opiekowałam się także kilkumiesięcznymi bliźniakami, był to krótki okres czasu, ale nie ukrywam, że zdołałam nabyć doświadczenia.

Byłam wniebowzięta. Była to pierwsza osoba, a już wydawała mi się idealna. Zaczęłam podejrzewać, że dalsze poszukiwania będą daremne.

- Co pani robiła zanim została nianią?- zapytał Maxon po raz pierwszy zabierając głos.

- Przez 3 lata pracowałam w przedszkolu.

- Dlaczego pani przestała?

- Niektórzy rodzice mieli problem z moją orientacją.- powiedziała zupełnie normalnie.

 Zmarszczyłam brwi.

- Słucham?

- Po prostu mieli problem z moją dziewczyną.

Nastała chwila ciszy.

- Mam nadzieje, że waszym wysokością to nie przeszkadza? 

Odchrząknęłam.

- Proszę zostawić swoją wizytówkę, odezwiemy się do pani.- powiedziałam wstając.

- Dziękuje bardzo.- uśmiechnęła się i podała rękę mi i Maxonowi.- W takim razie do zobaczenia- dygnęła lekko i wyszła z pokoju.

- Może jednak?- zapytałam

- Nie,  jeszcze będzie wpajać naszym dzieciom jakieś niezdrowe przekonania.


- No to nieźle się zaczęło.- roześmiała się Marlee.

Przewróciłam oczami 

- Weź, potem było jeszcze gorzej.



- Jestem wielozadaniowa. Mogłabym również pomóc waszej wysokości wrócić do formy po ciąży. Dobrać odpowiednią dietę.

- A co jest ze mną nie tak?

- Te łydki..


- Mam za grube łydki?

- Ja tego nie zauważam.


- Wieczorami chodzę do klubu.

- To trochę koliduje

- Rano też jestem zajęta.

- Co pani robi?

- Trzeźwieje.


- Dostanę apartament i pokojówkę?

- Będę musiała zmieniać pieluchy?


- Dzień dobry

- Nie szukamy mężczyzn.


- Nie lubię dzieci.. ale lubię pieniądze.


- Co to w ogóle za imię Eadlyn?


- Ja wychowuje żelazną ręka, płacz jest absolutnie niedozwolony.

- Ważne jest życie w zgodzie z naturą. Ja zawsze proponuje rzadsze kąpiele. 


Maxon i ja opadliśmy wykończeni na kanapę.

- To jest bez sensu.

- Ta ostatnia nie była taka zła.- stwierdziłam.

Objął mnie ramieniem.

- Żartujesz? Widziałaś jakie miała brwi!

Roześmiałam się, a on mnie przytulił.

- Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne- westchnęłam kładąc dłoń na jego piersi.

- Ja też, a przecież chcemy tylko znaleźć jakąś odpowiednią osobę do opieki nad naszymi dziećmi.

- Wszystko to porażka.- westchnęłam.- A może ja nie jestem jeszcze gotowa?- spojrzałam na niego.

- Co masz na myśli?

- Nie wiem po prostu boje się, że stracę coś ważnego. Boję się, że będę zbyt zajęta i nie będę dostrzegać tego co najważniejsze. Boje się, że stracę jakiś najważniejszy moment swojego życia.

- Ami, wiem, że to się może wydawać straszne. Ale ja naprawdę nie chce być tak jak mój ojciec. Chce mieć czas dla rodziny, dla Ciebie, dla kraju. Nie powinnaś się obawiać. Ja wiem, że ty będziesz wspaniałą matką. Już teraz to widzę. twoje poświęcenie i czułość. Kiedy patrzę na ciebie czuje podziw i strach, że nie podołam swojej roli. Wiem, że przez kraj i masę obowiązków będzie nam umykało jak nasze dzieci będą dorastać. Ale będziemy się starać.

Wziął mnie za rękę.

- Będziemy się starać - powiedziałam ze łzami w oczach.


- Czyli w końcu nie znaleźliście niani?- zapytała zatroskana Marlee

- Nie no, w końcu znaleźliśmy.

Zmarszczyła brwi.

- W takim razie nie rozumiem dlaczego jesteś taka zła.


Do pokoju wszedł gwardzista.

- Jest jeszcze jedna kandydatka, wasza wysokość.

Popatrzyliśmy na siebie.

Maxon miał zrezygnowaną minę, ale ja wstałam i wygładziłam sukienkę.

- Niech wejdzie.

Usiedliśmy znowu przy stole, a do pokoju weszła młoda kobieta o brązowych długich włosach lekko zakręconych na końcach. Miała perfekcyjnie wykonany makijaż. Idealnie dopasowany czarny podkoszulek, na szyi miała złoty łańcuszek. Miała czarną torebkę i wysokie szpilki. Plisowana spódnica odsłaniała jej długie opalone nogi. Miała ładną figurę. Krótko mówiąc była obdarzona przez naturę.

Dygnęła elegancko.

- Brooke, miło mi. -powiedziała słodkim głosem i usiadła.

Uśmiechnęłam się.

- Jak długo pracuje pani jako niania?

- W zasadzie to nie pracuje jako niania.

Ja i Maxon wymieniliśmy spojrzenia.

- Jestem fotografem noworodkowym.

- Dlaczego chce pani zrezygnować z pracy?- zapytał Maxon dziwnie zaintrygowany.

- Po prostu uważam, że to ciekawsza oferta. Kocham dzieci, sama mam czwórkę rodzeństwa, a moja starsza siostra ma dwójkę małych dzieci. Często wyjeżdżam jako opiekunka na różne kolonie. Zrobiłam kurs.A fotografia to moja pasja. Na pewno z tego nie zrezygnuję. Kocham fotografować wszystko. Zdjęcia to dla mnie chwile zatrzymane w czasie.- powiedziała i uśmiechnęła się słodko na koniec.

Chciałam coś powiedzieć, ale Maxon mnie uprzedził.

- Jakiego aparatu pani używa? 

- Thaka lub Rameu 

- Osobiście preferuje ten pierwszy model- Maxon pochylił się do przodu.

- Ja również, wasza wysokość. Zbieram na ten najnowszy model od miesiąca.

- Mówi pani o tym z diamentową nakładką. Uwielbiam go.

- Och, balans bieli jest podobno niesamowity.

- Nie tylko to, panorama to cudeńko, a ostrość łapię nawet przy słabym świetle.

- Wasza wysokość, to nic w porównaniu ze złapaniem ostrości na wschód słońca w Nowej Azji.

- Czasami impresjonistyczny efekt jest lepszy.

- Dyskutowałabym.- Brooke oparła się na krześle tak, ze odruchowo popatrzyłam w dół na swój dekolt.

Zostałam całkowicie wykluczona z rozmowy.

Ale czy to była jeszcze rozmowa? To wyglądało prawie jak flirt. Czułam się nieswojo ponieważ zaangażowanie obu stron było równe.


Kiedy Brooke wreszcie wyszła Maxon odchylił się na krześle i odetchnął z ulgą.

- Nareszcie. Przecież ona jest idealna.

Popatrzył na mnie.

- Nie?

- Tak

- Już całkiem straciłem nadzieje, ale ona? Młoda, zabawna, inteligentna, doświadczona. Myślę, że powinniśmy do niej zadzwonić. Czuję, że to strzał w dziesiątkę.

Popatrzyłam w dół.

- Bardzo ładna.

- Nie zaprzeczę- Maxon wstał i zaczął zbierać papiery ze stołu.- Muszę już lecieć, zobaczymy się na kolacji kochanie.- powiedział, pocałował mnie w policzek, a potem rozradowany wyszedł z pokoju.


- Ami, nie mów, że jesteś zazdrosna?- zdziwiła się Marlee

- Nie jestem zazdrosna!

 Marlee pochyliła głowę i uniosła brwi.

- Dobra, jestem zazdrosna- przyznałam.- Ale ty tego nie widziałaś. Ona jest naprawdę bardzo ładna. Mają tą samą pasje. Nawet takie same żenujące poczucie humoru.

 Roześmiała się.

- Wiesz jaki jest Maxon, prawie cały czas trzyma się swoich reguł. Rzadko się z kimś naprawdę dogaduję. To dobrze, że akurat z przyszłą nianią waszych dzieci znalazł wspólny język.

- Jeszcze nie wiem czy ją zatrudnimy.

- Decyzja należy do ciebie, ale naprawdę nie powinnaś się martwić. Porozmawiajmy lepiej o czymś innym.

Bardzo chciałam skoncentrować się na tym co mówi Marlee, ale nie mogłam. Moje myśli zajmowała tylko jedna osoba.

Brooke. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro