Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

- Ach śpij skarbie, śpij kochanie, zaśniesz nim się noc stanie. Śnij o niebie i świcie. Śpij skarbie mój, swe oczka czarne zmruż. Niech tysiące gwiazd ku Tobie się zwróci. Niech dzień straszny się odwróci. Niech zapomną wszystkie troski. Zaśniesz w sen. Sen beztroski...
- Nie słyszałem nigdy tej kołysanki...
Przytuliłam główkę Eadlyn do piersi.
- Sama ją wymyśliłam.
Aspen podrapał się po głowie.
- Możemy przejść do gabinetu. Nie chciałbym, żeby się obudzili.
Westchnęłam.
- Uwierz mi ja też.- powiedział Maxon i wstał z łóżka.- Moja żona tak pięknie śpiewa.- powiedział i pocałował mnie w szyję.- Ale już mam dość, kiedy śpiewa całą noc.
Roześmiałam się.
- A moje gardło wysiada.
Aspen uśmiechnął się niedostrzegalnie.
- Chyba razem z Lucy jeszcze chwilę poczekamy z dziećmi.
- Wiesz to radosne nieprzespane noce.
Przewróciłam oczami.
- Twoje poczucie humoru mnie dobija.
Jego oczy się rozszerzyły.
- Powiedziałaś, że mam poczucie humoru! To już coś.
Strzepnełam sukienkę, w której wyglądałam bardziej jak pokojówka niż królowa.
- Może chodźmy na balkon.- zaproponowałam.
Maxon i Aspen usiedli przy stole, a ja oparłam się o barierkę.
- Co dokładnie planujecie?-zapytał Aspen patrząc na Maxona.
Maxon podał mu kartkę z adresem.
- Wiesz gdzie to jest?
Zagwizdał cicho.
- Uu to nie ciekawa okolica.
- To znaczy?- spytałam.
- Szerzą się tam różne zawody spoza listy tych legalnych.
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Jakoś damy radę.
Maxon gwałtownie wstał z krzesła.
- Kto powiedział, że ty też dasz?!
- Nie podnoś na mnie głosu! Ale najpierw zastanów się co chcesz właściwie zrobić.
- Nie chcę, żebyś w tym uczestniczyła. To jest niebezpieczne, a ty jesteś świeżo po porodzie. Aspen, powiedz jej coś- Maxon popatrzył na niego, ale zanim zdąrzył powiedzieć słowo ja się  odezwałam.
- To tak samo moja sprawa jak i twoja. Nie możesz mnie tu trzymać.- powiedziałam patrząc na mury i na niedostępny świat, który paradoksalnie należał do mnie.
- A dzieci?
- Znajdę niankę do tego czasu.- powiedziałam pewna siebie.
- Chyba znajdziemy.
Zaczęłam się zastanawiać, kiedy znajdzie czas, żeby się tym zająć.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, aż Maxon w końcu usiadł.
- Skończyliście?- zapytał Aspen takim tonem jakbyśmy kłócili się o zabawki w przedszkolu.
- Jeżeli faktycznie planujecie osobiście tam pojechać musimy przede wszystkim podjąć odpowiednie kroki i wszytko dokładnie zaplanować.
- Rozumiem, najpierw chciałbym się dowiedzieć czy ona w ogóle istnieje. Kochanka mojego ojca mogła mnie oszukać.
- To jasne, ale musimy być uzbrojeni i gotowi na każdą sytuację. Nie możemy narażać was na niebezpieczeństwo.
Patrzyłam na Aspena, tak dojrzałego i opanowanego, doskonale rządzącego sobie z każdą sytuacją, nawet czasem bardziej niż władcy tego kraju. Czułam dumę i ciepło przepełniało moje serce. Byłam z niego dumna jak z brata.
- Przede wszystkim nie mogę tego tak zostawić. To jest moja siostra, a do tego ma królewską krew. Wiem, że to niedorzeczne, ale ona może być niebezpieczna.
- Słucham?- zdziwiłam się. Jak mała dziewczynka może być niebezpieczna.
Maxon popatrzył na słońce zachodzące wśród drzew.
- Im kto krwią bliższy, tym bliżej krwotoku.

Przepraszam, że taki krótki... ale szykujcie się na emocje ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro