Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

- Ale ma piękne oczy- szepnęła uradowana Adela.- Jak czekolada albo- zrobiła małą przerwę- ziarna kawy... 
Dostrzegła pytanie w moich oczach.
- Ambrely wyglądała podobnie w jej wieku.- powiedziała dotykając małej rączki Eadlyn.
- Pamiętasz ją?- zapytałam.
- Mam bardzo dobrą pamięć. To piękne, że czasem życie nie pozwala nam zapomnieć.
Czasami piękne- pomyślałam i popatrzyłam na piękną choć strudzoną twarz Adeli i na jej pomarszczone ręce, które dotykały teraz główki mojej małej dziewczynki.
- Jest taka spokojna
Uśmiechnęłam się
- Tak, jest bardzo spokojna. Prawie w ogóle nie płaczę- Popatrzyłam na Ahrena, którego trzymałam w ramionach- w przeciwieństwie do tego rozdarciucha.
Obie się roześmiałyśmy
- Najgorzej jest w nocy, kiedy Ahren zaczyna płakać. Wtedy się budzi i robi to samo.
Adela zamrugała oczami i odchyliła się na kanapie.
- To naturalne... Nad pewno nieźle dają wam w kość- mrugnęła.
- To przyjemne...- powiedziałam poprawiając Ahrena.
- Mimo wszystko- zaczęła Adela- Jesteś przemęczona. Nie myślałaś może, że już pora znaleźć jakąś opiekunkę.
Tak wiedziałam o tym, że prędzej czy później będę musiała całkowicie wrócić do obowiązków i zacząć się pokazywać publicznie, ale na razie nie potrafiłam o tym myśleć. To był dopiero tydzień, a ja nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Tylko o moich maleństwach. Gdybym tak nagle oddała je obcej kobiecie zmartwiłabym się na śmierć i nie mogłabym się skupić na pracy.
- Nie wiem, nie jestem sama- odgarnęłam włosy za ucho.- Moja matka, May i Marlee mi pomagają
- A Maxon?- zapytała Adela.
Zastanowiłam się.
- On jest w amoku. Bardzo się stara, ale jest zbyt...
- Nadopiekuńczy
- Dokładnie- powiedziałam i przypomniałam sobie Maxona i jego obsesyjne wyparzanie smoczka.
- Musisz go zrozumieć.
Jakaś ludzka energia istnieje ponieważ właśnie w tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, że to on. Zawsze pukał trzy razy.
- Witam serdecznie.- powiedział wchodząc i zauważając Adelę. Podszedł do nas i pocałował mnie w policzek.
- Bardzo przepraszam, że przeszkadzam.- odparł i ukląkł przy nas z rozczuleniem patrząc na śpiącą  Eadlyn.
- Ami wszyscy chcą Cię zobaczyć...
Otworzyłam szerzej oczy.
- Kto?
Odruchowo wstałam i popatrzyłam przez okno na ogród. Albo raczej na przyjęcie w ogrodzie, o którym nikt nie raczył mnie nawet poinformować.
Przeklnęłam głośno ślinę.
- Nigdzie nie idę.
- America...- zaczęła Adela.
Oddałam Ahrena Maxonowi i odruchowo poprawiłam luźną sukienkę, którą miałam na sobie.
- Czy ty widzisz jak ja wyglądam. Nie pokaże się tak. Dlaczego nic nie powiedziałeś?- wlepiłam w niego spojrzenie.
Maxon wyglądał tak urzekająco z Ahrenem przytulonym do jego piersi, że musiałam naprawdę się spiąć, aby utrzymać groźny wyraz twarzy.
- Nie wyjdę nigdzie.
- Wyjdziesz- powiedział Maxon tak stanowczo, że otworzyłam usta ze zdziwienia.
Adela wstała i dotknęłam ramienia Maxona.
- Daj go.-powiedziała i wzięła Ahrena na ręce.
- Wyjdzcie i obgadajcie sobie to na spokojnie.
Jej spokój mi się udzielił i odetchnęłam głęboko.
Chyba obydwoje czuliśmy się jak dzieci w przedszkolu, które właśnie dostały karę. W tym momencie chyba żadne z nas nie czuło, że rządzi tym krajem.
Wyszliśmy z Maxonem na korytarz i usiedliśmy na jednej z kanap. Była tak miękka, że wydawało mi się jak zagłębiam się w nią. Chciałam juz na zawsze tu zostać. Zdała od pałacu, pracy, ludzi, przepychu. Miałam dość bycia perfekcyjną, kiedy nie miałam na to siły i ochoty. Nadeszła myśl zwątpienia, którą nie mogłam tak łatwo odpędzić. Coraz częściej nawiedziały mnie myśli, że nie podołam. Że kiedyś całkowicie się rozpłynę, zniknę nie dam rady. Powinnam się wziąść w garść dla dobra Ileii i mojej rodziny. Ale nie mogłam, byłam po prostu zmęczona. Nie wykrztusiłam słowa tylko wstałam i pobiegłam do swojego pokoju. Maxon nawet nie próbował mnie gonić.
W środku zastałam Mary, która porzątkowała coś na półce.
- Wasza wysokość- skłoniła się nisko i popatrzyła na mnie.- Nie wygląda to korzystnie.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wyglądam okropnie. Pomóż mi.
Rzuciłam się na łóżko. Znowu to uczucie. Mogłabym tak zostać na zawsze.
Mary usiadła na brzegu łóżka i dotknęła mojego pleców.
- Na tym polega ta rola. Aby być silnym mimo swoich słabości.
Podniosłam głowę. Po policzkach zaczęły płynąć mi czarne łzy.
- Przygotuje kąpiel.- szepnęła.

Mary ubrała mnie w pudrowo różową suknie z delikatnymi rękawami. Długą i powiewającą. Zakręciłyśmy mi włosy i postawiłyśmy na delikatny makijaż. Wyglądałam pięknie i uśmiechnęłam się delikatnie do swojego odbicia. Wszytko co zewnętrze zmyło się ze mnie, ale pozostała wewnętrzna obawa. 
Czy podołam jednocześnie być matką i królową? Czy w ogóle można połączyć te dwie rolę i w każdej spełniać się w stu procentach.
Jeżeli postawiłabym sobie to za cel dałabym radę. Na pewno.
Maxon wszedł i delikatnie pocałował mnie w czoło. On był moją opoką i ukojeniem nawet jeżeli czasem denerwował mnie najbardziej ze wszystkich. Miłość mogła dać mi siłę, aby poradzić sobie z miłością. Jeżeli będę kochana, będę potrafiła kochać.
Maxon wziął mnie za rękę, a ciepły dotyk jego dłoni sprawił, że zapomniałam o wszytkich troskach. Siła to było coś czego potrzebowałam.
- Moja królowo- szepnął całujac miejsce obok mojego ucha.- Jesteś najpiękniejsza.

Poczułam lekkie ukłucie w brzuchu, kiedy już znalazłam się w ogrodzie z wózkiem. Moja suknia powiewała na lekkim wietrze obcasy wbijały się w ziemię. Spoglądałam na uśmiechniętych gości. Rodzina Maxona oraz Włoska rodzina królewska.
Daphne.
Była ubrana w żółtą sukienkę z buwiastumi rękawami a jej włosy były związane w ciasny kok. Wyglądała na podekscytowaną. Uśmiechała się obejmując swojego męża.
Cała uwaga skupiła się na nas więc starałam się rozdawać promieniste uśmiechy. Kiedy już przywitałam się ze swoimi gośćmi zostawiłam Ahrena i Eadlyn Adeli, która siedziała pod parasolem razem ze swoją córką i podeszłam do Maxona.
- Chodź- powiedziałam dotykając jego ramienia- przywitamy się z naszymi najlepszymi przyjaciółmi.
Moje słowa ociekały sarkazmem, ale Maxon tylko się skrzywił.
- Dobrzee... Chodzi Ci o Daphne?
- Tak Sherloku, no nie rób takiej miny. Musimy być mili dla swoich gości.
- Ami, czy ty przypadkiem czegoś nie kombinujesz- spytał podejrzliwie.
- Ależ skąd- uśmiechnęłam się szeroko.
Kiedy podeszliśmy do nich Daphne od razu wzięła mnie w objęcia.
- America! Wyglądasz absolutnie prześlicznie. Widać, że to macierzyństwo Ci służy.- mrugnęła do mnie.
- Dziękuję ty również pięknie wyglądasz.
- Ojej dziękuję nie wiedziałam czy dobrze mi w żółtym
Było jej paskudnie.
- Naprawdę Ci pasuje.- powiedziałam z miłym uśmiechem i objęłam ją.
Maxon i jej mąż przyglądali się nam z lekkim zdziwieniem, które może tylko ja widziałam.
- Niedługo będziecie mieć więcej wspólnych tematów.
- Skarbie! Nie musiałeś tego mówić.
- O co chodzi?- zapytałam.
- Chcieliśmy jeszcze chwile poczekać aż się tym podzielimy- Daphne popatrzyła z wyrzutem na swojego męża.
Nastała chwila ciszy podczas, której Daphne cieszyła się jak głupia.
- Jestem w ciąży.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro