Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Kolejny błysk fleszy. Uśmiechnęłam się promiennie dyskretnie sprawdzając czy nie mam szminki na zębach. Maxon objął mnie, a ja przygładziłam suknie i znowu popatrzyłam w obiektyw aparatu.
Fotograf zrobił zdjęcie i uwiecznił nas uśmiechniętych na jasno niebieskim tle.
- Świetnie! Mogę prosić o jeszcze jedno ujęcie?
- Oczywiście.- powiedział Maxon i obrócił mnie tak, żebym dotykała plecami jego piersi i położył ręce na moim brzuchu.
Kolejny błysk fleszy.
- Dobrze koniec na dziś.

Wyszłam z Maxonem na korytarz.
-Lekarz kazał mi spacerować. Obeszłam cały pałac chyba pięć razy. Nie sądzisz, że to przesada?
Nie odpowiedział mi.
- Maxon?
Tym razem popatrzył w moją stronę.
- O czym myślisz?
Potrząsnął głową jakbym wyrwała go z jakiś głębokich przemyśleń.
- O dzisiejszym Biuletynie.- odparł w końcu.
- O Boże- westchnęłam.- Nie skonczyłeś tych projektów? Musisz zawsze robić wszystko sam?- zapytałam.
- Skończyłem- powiedział spokojnie.- Ale się obawiam reakcji ludzi.
Nic nie rozumiałam. Dlaczego miałby się bać tego jak zareagują ludzie skoro mieliśmy dla nich same dobre wiadomości. A do tego dochodziły oczekiwania na nowych członków rodziny królewskiej.
Maxon pocierał kciukiem swoją dłoń.
- Nie wiem o co ci chodzi.- powiedziałam.- Możemy się zatrzymać?- zapytałam i stanęłam przy dużym oknie przez, które wpadały promienie południowego słońca.
- Teraz jest tak dobrze, ale co będzie później.- odparł patrząc na ogród.
- Później też będzie dobrze.- powiedziałam z przekonaniem.
Uśmiechnął się.
- Wierzysz w to?
Stanęłam na przeciwko niego i wzięłam go za ręce.
- Tym co będzie później będziesz martwił się kiedy przyjdzie na to pora.
- Czyli kiedy?
- Nigdy.
- Skąd u ciebie taki optymizm?
- Po prostu wiem, że będzie dobrze. Czuje to.
- Ale przyznaj się, że to nie wszystko.
- Tak... Jest jeszcze coś, ale na razie nie mogę Ci o tym powiedzieć.
- Nie lubię kiedy masz tajemnice.
-  To nie jest tajemnica. Musze się po prostu jeszcze upewnić.
- Upewnić?
Maxon popatrzył na zegarek.
- Już dwunasta muszę lecieć. Pa- powiedział i pocałował mnie w policzek.

W studiu jak zawsze było gorąco, ale przygotowałam się na to ubierając przewiewną suknie z szerokimi rękawami, które moje kochane pokojówki przyszły na moje własne życzenie. Szukałam Garvila ponieważ chciałam z nim o czymś pomówić, ale jak na złość akurat tego dnia postanowił się spóźnić. Czekałam przy wejściu do czasu kiedy zostałam znaleziona przez makijażystkę, która kazała mi pójść z nią jak najszybciej.
Siedziałam przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie, gdy nagle czyjaś ręką dotknęła mojego ramienia.
- Kenna?
- Hej mała- powiedziała i musnęła powietrze obok mojego policzka.
Usiadła na krześle przed drugim lustrem i pochyliła się do mnie.
- Dziękuję.- powiedziała tylko
- Ale za co?
Westchnęła.
- Byłam taka głupia. Nie wiem jak mogłam go o coś takiego podejrzewać.
Uśmiechnęłam się powoli.
- Możesz jaśniej?
- James wcale mnie nie zdradza. Po prostu chciał mi zrobić niespodziankę.- powiedziała uradowana prawie, że się śmiejąc.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
- Przez ten cały czas, kiedy ja idiotka myślałam, że spotyka się z inną kobietą. On po prostu w tajemnicy przede mną planował dla nas wakacje.
Odetchnęłam z ulgą. Ukrywałam to, ale przez ten cały czas martwiłam się czy małżeństwo mojej siostry przetrwa.
- Cieszę się- odparłam.- Mam rozumieć , że jedziecie tylko we dwoje?
- Tak.
- I co z Astrą?- zapytałam.
- To tylko tydzień. Od czegoś się ma tą babcie, nie?- zapytała patrząc na mój brzuch.
- Ojej coś czuje, że się nie będzie nudzić.- roześmiałam się.
Marlee przyszła do nas z Kilem na rękach.
Podeszłam do nich.
- Moja niania ciągle randkuje.
- To dobrze o niej świadczy.- roześmiałam się.
Marlee zgromiła mnie wzrokiem.
- Albo źle. To znaczy na pewno źle.
- Nic nie mówie, ale mogłaby chociaż uprzedzić.
- Spokojnie- odparła Kenna podchodząc do nas.- dzisiaj zjechała się cała nasza rodzinka, także będzie wesoło.
Popatrzyłam na Astre, która usilnie próbowała przekonać Gerarda, żeby się z nią pobawił.
- Nie wątpię.

Po Biuletynie wreszcie złapałam Garvila.
- Znalazł byś dla mnie pięć minut?- zapytałam uśmiechając się.
- Nawet całą wieczność moja królowo.- odparł i skłonił się nisko.
- Świetnie.
Odciągnęłam go odrobinę na bok.
- Tak właściwie to mam do ciebie prośbę.- zaczęłam.- Chciałabym, żebyś porozmawiał z Maxonem.
Odchrząknął i popatrzył na mnie.
- Dlaczego ja?
- Bo ty go znasz od zawsze i może będziesz potrafił jakoś na niego wpłynąć. Ja nie mogę tego zrobić ponieważ chodzi mi o Augusta.
Garvil kiwnął głową.
- Chcesz, żebym go przekonał, żeby z powrotem podjął z nim współpracę?
Westchnęłam.
- Dokładnie. Za pewne wiesz dlaczego mają tą... chwilową mam nadzieje przerwę, a August całkowicie odsunął się od spraw kraju. Najgorsze jest to, że mam nieodparte przeczucie, że to moja wina. Maxon ma ciągłe wątpliwości, a ja nie potrafię go wspierać.
Garvil uśmiechnął się.
- Wręcz przeciwnie Americo. Uważam, że go wspierasz i to bardzo. Nawet samą swoją obecnością. Nie musisz nic robić, a i tak będziesz dla niego podporą. Osobiście uważam, że ty i Maxon jesteście wspaniałymi ludźmi. Jednymi z nielicznych, którzy nie są przeraźliwieni na swoim punkcie, ale których obchodzi los innych osób. To naprawdę niezwykle.
Zastanowiłam się nad tym. Wzięłam udział w Eliminacjach i przyjechałam do pałacu, żeby pomóc swojej rodzinie. Ja i Maxon chcemy zmieniać kraj dla dobra naszych poddanych. Maxon tyle wycierpiał po to żeby mnie chronić. Znienawidziłam Augusta dlatego, że przez niego coś mogłoby się stać naszym dzieciom, a Maxon nie chce z nim pracować, żeby chronić naszą rodzinę. To piękne, ale jednocześnie przerażające.
- Dziękuję Ci za te słowa.- powiedziałam.
- To wszystko prawda. A jeżeli chodzi o twoją prośbę to postaram się ją spełnić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro