Rozdział 24
Kolejny błysk fleszy. Uśmiechnęłam się promiennie dyskretnie sprawdzając czy nie mam szminki na zębach. Maxon objął mnie, a ja przygładziłam suknie i znowu popatrzyłam w obiektyw aparatu.
Fotograf zrobił zdjęcie i uwiecznił nas uśmiechniętych na jasno niebieskim tle.
- Świetnie! Mogę prosić o jeszcze jedno ujęcie?
- Oczywiście.- powiedział Maxon i obrócił mnie tak, żebym dotykała plecami jego piersi i położył ręce na moim brzuchu.
Kolejny błysk fleszy.
- Dobrze koniec na dziś.
Wyszłam z Maxonem na korytarz.
-Lekarz kazał mi spacerować. Obeszłam cały pałac chyba pięć razy. Nie sądzisz, że to przesada?
Nie odpowiedział mi.
- Maxon?
Tym razem popatrzył w moją stronę.
- O czym myślisz?
Potrząsnął głową jakbym wyrwała go z jakiś głębokich przemyśleń.
- O dzisiejszym Biuletynie.- odparł w końcu.
- O Boże- westchnęłam.- Nie skonczyłeś tych projektów? Musisz zawsze robić wszystko sam?- zapytałam.
- Skończyłem- powiedział spokojnie.- Ale się obawiam reakcji ludzi.
Nic nie rozumiałam. Dlaczego miałby się bać tego jak zareagują ludzie skoro mieliśmy dla nich same dobre wiadomości. A do tego dochodziły oczekiwania na nowych członków rodziny królewskiej.
Maxon pocierał kciukiem swoją dłoń.
- Nie wiem o co ci chodzi.- powiedziałam.- Możemy się zatrzymać?- zapytałam i stanęłam przy dużym oknie przez, które wpadały promienie południowego słońca.
- Teraz jest tak dobrze, ale co będzie później.- odparł patrząc na ogród.
- Później też będzie dobrze.- powiedziałam z przekonaniem.
Uśmiechnął się.
- Wierzysz w to?
Stanęłam na przeciwko niego i wzięłam go za ręce.
- Tym co będzie później będziesz martwił się kiedy przyjdzie na to pora.
- Czyli kiedy?
- Nigdy.
- Skąd u ciebie taki optymizm?
- Po prostu wiem, że będzie dobrze. Czuje to.
- Ale przyznaj się, że to nie wszystko.
- Tak... Jest jeszcze coś, ale na razie nie mogę Ci o tym powiedzieć.
- Nie lubię kiedy masz tajemnice.
- To nie jest tajemnica. Musze się po prostu jeszcze upewnić.
- Upewnić?
Maxon popatrzył na zegarek.
- Już dwunasta muszę lecieć. Pa- powiedział i pocałował mnie w policzek.
W studiu jak zawsze było gorąco, ale przygotowałam się na to ubierając przewiewną suknie z szerokimi rękawami, które moje kochane pokojówki przyszły na moje własne życzenie. Szukałam Garvila ponieważ chciałam z nim o czymś pomówić, ale jak na złość akurat tego dnia postanowił się spóźnić. Czekałam przy wejściu do czasu kiedy zostałam znaleziona przez makijażystkę, która kazała mi pójść z nią jak najszybciej.
Siedziałam przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie, gdy nagle czyjaś ręką dotknęła mojego ramienia.
- Kenna?
- Hej mała- powiedziała i musnęła powietrze obok mojego policzka.
Usiadła na krześle przed drugim lustrem i pochyliła się do mnie.
- Dziękuję.- powiedziała tylko
- Ale za co?
Westchnęła.
- Byłam taka głupia. Nie wiem jak mogłam go o coś takiego podejrzewać.
Uśmiechnęłam się powoli.
- Możesz jaśniej?
- James wcale mnie nie zdradza. Po prostu chciał mi zrobić niespodziankę.- powiedziała uradowana prawie, że się śmiejąc.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
- Przez ten cały czas, kiedy ja idiotka myślałam, że spotyka się z inną kobietą. On po prostu w tajemnicy przede mną planował dla nas wakacje.
Odetchnęłam z ulgą. Ukrywałam to, ale przez ten cały czas martwiłam się czy małżeństwo mojej siostry przetrwa.
- Cieszę się- odparłam.- Mam rozumieć , że jedziecie tylko we dwoje?
- Tak.
- I co z Astrą?- zapytałam.
- To tylko tydzień. Od czegoś się ma tą babcie, nie?- zapytała patrząc na mój brzuch.
- Ojej coś czuje, że się nie będzie nudzić.- roześmiałam się.
Marlee przyszła do nas z Kilem na rękach.
Podeszłam do nich.
- Moja niania ciągle randkuje.
- To dobrze o niej świadczy.- roześmiałam się.
Marlee zgromiła mnie wzrokiem.
- Albo źle. To znaczy na pewno źle.
- Nic nie mówie, ale mogłaby chociaż uprzedzić.
- Spokojnie- odparła Kenna podchodząc do nas.- dzisiaj zjechała się cała nasza rodzinka, także będzie wesoło.
Popatrzyłam na Astre, która usilnie próbowała przekonać Gerarda, żeby się z nią pobawił.
- Nie wątpię.
Po Biuletynie wreszcie złapałam Garvila.
- Znalazł byś dla mnie pięć minut?- zapytałam uśmiechając się.
- Nawet całą wieczność moja królowo.- odparł i skłonił się nisko.
- Świetnie.
Odciągnęłam go odrobinę na bok.
- Tak właściwie to mam do ciebie prośbę.- zaczęłam.- Chciałabym, żebyś porozmawiał z Maxonem.
Odchrząknął i popatrzył na mnie.
- Dlaczego ja?
- Bo ty go znasz od zawsze i może będziesz potrafił jakoś na niego wpłynąć. Ja nie mogę tego zrobić ponieważ chodzi mi o Augusta.
Garvil kiwnął głową.
- Chcesz, żebym go przekonał, żeby z powrotem podjął z nim współpracę?
Westchnęłam.
- Dokładnie. Za pewne wiesz dlaczego mają tą... chwilową mam nadzieje przerwę, a August całkowicie odsunął się od spraw kraju. Najgorsze jest to, że mam nieodparte przeczucie, że to moja wina. Maxon ma ciągłe wątpliwości, a ja nie potrafię go wspierać.
Garvil uśmiechnął się.
- Wręcz przeciwnie Americo. Uważam, że go wspierasz i to bardzo. Nawet samą swoją obecnością. Nie musisz nic robić, a i tak będziesz dla niego podporą. Osobiście uważam, że ty i Maxon jesteście wspaniałymi ludźmi. Jednymi z nielicznych, którzy nie są przeraźliwieni na swoim punkcie, ale których obchodzi los innych osób. To naprawdę niezwykle.
Zastanowiłam się nad tym. Wzięłam udział w Eliminacjach i przyjechałam do pałacu, żeby pomóc swojej rodzinie. Ja i Maxon chcemy zmieniać kraj dla dobra naszych poddanych. Maxon tyle wycierpiał po to żeby mnie chronić. Znienawidziłam Augusta dlatego, że przez niego coś mogłoby się stać naszym dzieciom, a Maxon nie chce z nim pracować, żeby chronić naszą rodzinę. To piękne, ale jednocześnie przerażające.
- Dziękuję Ci za te słowa.- powiedziałam.
- To wszystko prawda. A jeżeli chodzi o twoją prośbę to postaram się ją spełnić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro