Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Weszłam do gabinetu Maxona omijając gwardzistów, którzy odsunęli się trochę kiedy mnie zobaczyli.
Oparłam ręce na biurku.
- Więcej pieniędzy dla zdrajcy?- zapytałam przechylając głowę.
Maxon wzruszył ramionami.
- Taką mam pracę.- odparł niewzruszony nadal podpisując dokumenty.
Podeszłam do stołu i nalałam sobie wody z karafki.
- Przez ten miesiąc prawie zrzucił nas na dno, a ty jeszcze chcesz mu za to dać wypłatę?
Nie mogłam w to uwierzyć. Jedyne nad czym ostatnio pracował August to nieudolne próby przejęcia władzy. Robiło mi się niedobrze, kiedy o tym myślałam.
Maxon westchnął i wstał.
- Trochę w tą czy w tamtą nie ma znaczenia. Więcej kłopotów było by gdybym tego nie zrobił.
Prawie się zachłysnęłam.
- A ty nie masz już żadnych zasad?- oburzyłam się -Trochę konsekwencji. Maxon przełknął ślinę i popatrzył w dół.
- Nie wiem dlaczego on tu w ogóle jeszcze jest?- zapytałam nie mogąc nad sobą zapanować.
Potrząsnął głową.
- Nie rozumiesz? Gdybym mu teraz nie dał tych pieniędzy to mogłoby być początkiem góry lodowej. Na zewnątrz byłby niebezpieczny. Dopóki trzymam go tutaj mogę mieć nad nim kontrolę.
Przewróciłam oczami.
- Jak widać nie masz.
Maxon na chwilę zamknął powieki.
- Ami, proszę nie doprowadzaj mnie do szału.
- Ja Cię doprowadzam do szału?- zapytałam wskazując na siebie.- To ja jestem ostatnio ciągle narażona na stres. Co szkodzi i mnie i naszym dzieciom.
Maxon podniósł wzrok.
- Nie sądzisz chyba, że to moja wina?
- Sam wiesz czyja.
Przygryzł wargę i znowu potrząsnął głową.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że nie mogę go wyrzucić? Może i on już nie będzie chciał korony, ale przecież ma syna.
Podeszłam do niego i spojrzałam mu prosto w oczy.
- A ty będziesz miał syna.- powiedziałam i walnęłam szklanką w stół.
Odeszłam nawet się nie oglądając.

- Wasza wysokość, wasza wysokość, wasza wysokość!- powiedziała pospiesznie Silvia, kiedy zatrzymała mnie na korytarzu.
- Mam plan tego raportu, czy wasza wysokość...
- Czy możemy się tym zająć później?- przerwałam jej.
Szybko pokiwała głową.
- Oczywiście wasza wysokość.- odparła.
Dygnęła i odeszła, a ja potrząsnęłam głową. Nadal nie mogłam uwierzyć jak zmieniło się jej zachowanie w stosunku do mnie odkąd zostałam królową. Czasami to było zabawne, ale jednak przez większość czasu przerażające.
Położyłam dłoń na klamcę mając nadzieję, że Komnata Dam jest pusta.
Otworzyłam drzwi i okazało się, że moje prośby zostały wysłuchane.
Usiadłam przed jednym z czterech fortepianów, które Maxon podarował mi jako prezent ślubny.
Nie zdążyłam nawet nacisnąć jednego klawisza ponieważ moja matka wparowała do komnaty.
- Ja tylko na chwilę.- powiedziała wchodząc i prawie, że przebiegając przez pokój.- Muszę wziąść tylko jedną książkę.
- Yhym.- mruknęłam i zacisnęłam wargi.
Była już prawie przy półce, ale odwróciła się do mnie.
Popatrzyłyśmy na siebie.
- A może zostanę tu chwilę z tobą?- zapytała i opuściła ręce.
Przeklnęłam w myślach.
Podeszła do fortepianu i przysunęła sobie stołek.
- Zagrajmy coś razem.- zaproponowała i położyła dłonie na klawiszach.
Przykryłam je swoimi.
- Nie, ja w zasadzie tu przyszłam bo chciałam pobyć trochę sama.
- Sama?- zapytała unosząc brwi.- Co się stało?
Odchyliłam głowę do tyłu.
- Nic się nie stało.- westchnęłam.
- Taa na pewno. Chodzi o Maxona? America, każdy facet wariuje kiedy jego żona jest w ciąży.
Zmarszczyłam brwi.
- Maxon nie wariuje.- odparłam.
- Niby dlaczego? Bo jest królem.
Przewróciłam oczami.
- Choćby dlatego.
- Aha, czyli jak jest królem to już nie jest mężczyzną? A ty skoro jesteś królową to nie jesteś kobietą? To jest normalne. Wasze życie się zmieni i...
- Tutaj w ogóle nie chodzi o nas.- powiedziałam wstając. Miałam dość tej rozmowy.
Podeszłam do okna i położyłam ręce na brzuchu.
- Mylisz się. Zawsze jeżeli w waszym otoczeniu będzie jakiś problem... On będzie dotyczył także was.
Popatrzyłam na ogród i zastanowiłam się. Musiałam porozmawiać z Maxonem. Nie chciałam, żeby ta sprawa ciągnęła się w nieskończoność, a ja znowu wyciągnęłam ją na zewnątrz.
Odwróciłam się do mojej matki.
- Muszę już iść.- oznajmiłam.
- Ale?
- No miałaś rację, cześć.

Wyszłam z komnaty i skierowałam się z powrotem do gabinetu Maxona. Rozmawiał akurat z jednym z doradców więc lekko wychyliłam się zza drzwi i wykonałam skomplikowane ruchy rękami.
Kiedy mnie zauważył na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. Zrobiłam zrezygnowaną minę, a ponieważ dalej mnie ignorował po prostu pokazałam mu język.
Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Zaraz wracam.- powiedział i wyszedł z gabinetu.
- Myślałem, że nie będziesz chciała już ze mną rozmawiać.- powiedział.
Popatrzyłam na niego.
- Jesteś głupi.- odparłam i pociągnęłam go za rękę- Chodź!
- Gdzie?- zapytał.
- Gdziekolwiek,- westchnęłam.- mam dość ciągłego siedzenia w miejscu.- powiedziałam i poprowadziłam go korytarzem.
Szliśmy przez chwilę w ciszy.
- Po prostu mnie to wkurza,- odparłam - że musimy się tak ciągle dostosowywać... ale nie powinnam się tak denerwować. Poniosło mnie. Przemyślałam to i jednak masz rację.
Maxon uśmiechnął się blado.
- A ja powinnienem Ci o tym powiedzieć. To wszystko jest trudne. Kochanie, ja tak bardzo chce Cię teraz chronić, a w ogóle mi to nie wychodzi.
Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia.
- Ale to nie twoja wina.- powiedziałam i odwróciłam się do niego.
- Musimy się teraz skupić głównie na sobie, a nie na Auguście.- powiedziałam dobitnie- Noo i może trochę na rządzeniu krajem.- zaśmiałam się.
- Dobrze- odparł Maxon powoli- Ty się skupisz na sobie. Ja też na tobie i jeszcze na rządzeniu krajem.
Roześmiałam się i spojrzałam mu w oczy.
- Moja królowo.- powiedział i pocałował mnie w nos.
- Nie kłóćmy się już o takie głupoty.
- Ale...
- Tak wiem ja zaczęłam.- roześmiałam się.
Położyłam mu dłoń na piersi.
- Mógłbyś sobie zrobić wolne?
Zastanowił się.
- Proszę? Chciałabym spędzić trochę czasu z moim mężem.
- No zgoda.- uległ w końcu.
- Świetnie!- ucieszyłam się.- Chodźmy do ogrodu.- zaproponowałam i złapałam go za rękę.
- Czekaj wezmę aparat.
- Znowu będziesz robił mi zdjęcia?- zapytałam.
- Oczywiście.- odparł i pocałował mnie lekko.
Przewróciłam oczami, uśmiechnęłam się i poszłam za nim.
- Co ja z tobą mam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro