Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Nie mogłam się nie uśmiechnąć, kiedy zobaczyłam Maxona i Astre siedzących na kocu wśród lalek i wszystkich innych rzeczy w kolorze różowym. Gdy tylko widziałam ich razem na mojej twarzy, od razu pojawiał się uśmiech. Nie mogłam się od tego powstrzymać.
Trzymając w ręce mój prezent przysiadłam się do nich.
- Cześć skarbie.- powiedziałam i pocałowałam Astre w głowę.
- A ja?- zapytał Maxon udając oburzenie. Wskazał palcem swój policzek
Roześmiałam się i pocałowałam go.
- Co to jest?- zapytała Astra patrząc na moje pudełko.
- To jest prezent dla wujka.- odparłam z uśmiechem.
- Nie jest trochę za wcześnie?- zapytał Maxon sceptycznie. Wiedziałam, że widzi wszytko w moich oczach.
- To jest specjalny prezent.- powiedziałam.
- Nie cieszysz się?- zapytała zdziwiona Astra. Dla niej nie cieszyć się z prezentu było najgorszą zbrodnią.
- Cieszę się.- odpowiedział i spojrzał na mnie.- Ale jak ciocia ma taką mine to znaczy że coś knuje.
- To nie prawda.- roześmiałam się i podniosłam jedną z lalek.
Prychnął.
- Akurat.
Astra tylko wzruszyła ramionami i wgramoliła się mu pomiędzy nogi, rozwiązała kokardę, a potem ściągnęła wieczko.
- Mikołaj!- westchnęła uradowana.
Maxon spojrzał na mnie, tak jak myślałam, zaskoczony moim pomysłem.
- Nie ma mowy.- powiedział tak jakbym nalegała.- Zrobię z siebie idiotę.
Przewróciłam oczami.
- Czasem też robisz i to bez stroju Mikołaja.
Roześmiał się.
- Wiesz co? Grabisz sobie.
- Wujek będzie Mikołajem? - spytała Astra i spojrzała na niego do góry.
- A chciałabyś?- zapytałam pochylając się do niej.
- Bardzo.- powiedziała z taką słodyczą, że już nie miał wyboru.
- Na pewno ?- zapytał Maxon bo chciał zmienić jej decyzję.
Astra energicznie pokiwała głową.
Wzruszyłam ramionami.
- Przykro mi przegrałeś.
Astra wyciągnęła czapkę z pudełka i założyła mu ją na głowę.
- A ciocia była grzeczna?- zapytał.
Popatrzyła na mnie jakby się zastanawiała.
- Nie!
- Dobra jednak mi się to podoba!- stwierdził Maxon.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Że nawet dziecko to wie.- dobiegł mnie głos Kenny.
Odwróciłam się.
Moja siostra stała oparta o futrynę z telefonem w ręce.
- Bardzo śmieszne.- powiedziałam, a Maxon znowu się roześmiał.
- Urwałam jej nogę.- stwierdziłam trzymając w ręce nogę lalki.
Przynajmniej zmieniłam temat.
- Brawo.- odparł Maxon potrząsając głową, a Astra zachichotała.
- Ami, dzwoni nasz brat.- poinformowała Kenna nagle i wyciągnęła do mnie rękę z telefonem.
Odwrociłam się i próbowałam udawać, że nie rozumiem.
- Gerard?- zapytałam- Przecież jest tutaj.
Kenna popatrzyła na mnie tak jak wtedy, kiedy byłyśmy jeszcze dziećmi. Zawsze tak na mnie patrzy, jak uciekam. A ja zawsze będę pamiętać ten wzrok.
- America.
Chociaż kompletnie nie miałam ochoty na rozmowę z moim bratem wkońcu wstałam i wzięłam telefon od mojej siostry.
- To ja tu jestem królową i ja powinnam rozkazywać.- powiedziałam oburzona, ale trochę zaczęło mnie ciekawić, czego może chcieć Kota.
- W tej sprawie akurat nie.
Zrobiła usatysfakcjonowaną minę i usiadła obok Maxona i Astry.
- Cóż za poważny władca.
- Przeprowadzam poważną operację w tej chwili więc się nie wtracaj.- powiedział Maxon skoncentrowany na naprawieniu tego co zepsułam.

Wyszłam na korytarz.
- Słucham.
- America?- usłyszałam głos mojego brata.- Miło Cię słyszeć.
Kiedy słyszałam ten jego przyjazny ton aż lepki od słodyczy, a jeszcze bardziej od fałszerstwa miałam ochotę zwymiotować.
- Po co zadzwoniłeś?- spytałam od razu.
- Mogłabyś się chociaż przywitać.- powiedział już bez takiego entuzjazmu.
- Dobra, cześć,
- Matko, jeszcze nie nauczyli Cię kultury?
- Nauczyli, ale nauczyli też, jak postępować z ludźmi takimi jak ty.
- A co ze mną jest nie tak?!- zapytał gwałtownie-Nie mów mi, że nie słyszałaś o moim sukcesie?
- Słyszałam.
- Właśnie, wszyscy chcą kupować moje obrazy... ale dobrze nie ważne. Dzwonie bo chciałem powiedzieć, że przyjadę na święta.
- Do pałacu?- zapytałam nie mądrze.
- Tak, masz coś przeciwko.
- Jasne, że tak, wszystko.- potrząsnęłam głową- Czy jakbym mieszkała w slumsach albo pod mostem to też chciałbyś mnie odwiedzić na święta?
- Ale co to za pytanie?
- Właśnie kluczowe, przyjedziesz i będzie Cię obchodzić tylko to jak dobrze się zaprezentować przed gośćmi. Może jeszcze będziesz chciał zrobić wystawę w holu?
Nastała  chwila ciszy.
-To nie jest taki zły pomysł.
- Żartujesz? Wszystko ci się pomieszało. Nie możemy ze sobą rozmawiać skoro najwyraźniej mamy tak różną hierarchię wartości.
- Możesz sobie tak mówić bo teraz pławisz się w luksusach, na które nawet nie musiałaś pracować- umilkł na chwile- to znaczy...
Aż się zachłysnęłam. Jednak postanowiłam zachować spokój.
- Proszę dokończ.
- Wiesz, nie o to mi chodzi.- odparł lekko zakłopotany.
- Ja doskonale wiem, o co ci chodzi.- powiedziałam- Może i pławie się w luksusach, ale nawet nie wiesz ile musze poświęcać, a ty...myślisz tylko o sobie. Zataczasz błędne koło Kota i obawiam się, że nigdy nie uda ci się z niego wydostać.
Powiedziałam to i od razu się rozłączyłam. Spodziewałam się tego. Nie rozumiałam, jak można być takim egoistą. W ogóle nie myśleć o rodzinie i co gorsze nawet nie zdawać sobie sprawy z tego wszystkiego. Byłam tak wściekła, że czułam jak wszystkie żyłki pulsują mi w ciele, szczypały mnie oczy i chyba byłam cała czerwona. Szłam korytarzem i czułam jakbym w środku miała ogień. Czułam jednocześnie wszytko i nic. Wszystko potrafił zepsuć. Wszystko.
Nagle wpadłam w coś z impetem.
Wszystkie moje nerwy się napięły.
Ale moje serce pękło, kiedy zauważyłam że wpadłam na Augusta.
- America...
Nie rozmawiałam z nim od czasu kiedy pokłócili się z Maxonem.
Stałam i po prostu na niego patrzyłam.
- Przepraszam, nic ci się nie stało?- zapytał.
Chodziło mu o nasze zderzenie, ale ja zbliżyłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.
- Nie masz prawa mnie przepraszać.- powiedziałam powoli.
Jego oczy były niebieskie. Tak jak moje. Ale, kiedy w mnie patrzyłam nie potrafiłam nic dostrzec.  Widziałam pustkę. Nie chciałam nic widzieć. Miałam w głowie tylko słowa:
" Jest w ciąży i nic nie mogę z tym zrobić"
" Coś na pewno"
"Gdyby on jakimś cudem się dowiedział zabiłby mnie bez zastanowienia."
Nie mogłam nic z tym zrobić. To bolało. Nie wiedziałam, że będzie tak bardzo.
Z trudem przełknęłam ślinę i już chciałam iść, ale zatrzymał mnie i złapał za ramiona. Czego chciał?
- Musimy porozmawiać.
Na pewno nie zamierzałam jeszcze z nim rozmawiać. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić co miałby mi powiedzieć.
- Nie, nie musimy.
- Ale...- zaczął
- Zostaw mnie!- krzyknęłam i wyrwałam się mu.
Poszłam dalej, przed siebie nawet się nie oglądając.

Wściekła otworzyłam drzwi do swojego apartamentu.
- Co ty tu robisz?- zapytałam oddychając ciężko.
May stała obok rozłożonej sztalugi.
- Maluje, tutaj jest najlepsze światło w pałacu.- spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi.- Ami co się stało?
Powstrzymując się od płaczu podeszłam do szuflady mojego stolika nocnego i wyciągnęłam dwie koperty.
- Nic, wszystko jest w porządku.- powiedziałam wstając.
- Na pewno?
Złapałam za klamkę.
- Mogę stąd iść, jak chcesz...
Odwróciłam się.
- Nie musisz- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem i zatrzasnęłam drzwi.

Rozglądnęłam się po pokoju.
Nic się nie zmieniło.
Nawet pachniało tak samo.
Weszłam do środka. Czułam się nie na swoim miejscu. Nie byłam w tym pokoju od czasu Eliminacji.
Przeszłam szybko przez cały pokój i otworzyłam drzwi balkonowe. Owiał mnie wiatr, a ja byłam rozgrzana. Chciało mi się płakać. Ale nie mogłam.
Chyba już zabrakło mi łez.
Ostatkiem sił wyszłam na balkon i złapałam się barierki.
Spojrzałam w dół na idealnie przystrzyżony trawnik.
To był paradoks, że miałam wokół siebie tyle ludzi, ale i tak teraz musiałam poradzić sobie z tym sama.
Dlaczego ja nie potrafiłam wybaczać? Mój brat mnie nienawidził. Kiedy stałam się królową chciał tylko czerpać z tego korzyści. Zupełnie o mnie zapominając. A może to ja nienawidziłam jego?
Sama już nawet tego nie wiedziałam.
Wiedziałam tylko jedno. Nienawidziłam Augusta.
I tu już nawet nie chodziło o mnie.
Po prostu myślałam, że jest innym człowiekiem.
Wiedziałam, że ludzie popełniają błędy. Niespodziewana rządza władzy może prowadzić do bardzo głupich decyzji. Może i Maxon tak to usprawiedliwia, ale ja nie. Kiedy tylko na niego patrzyłam przypominałam sobie jego słowa. Które bolały jak jeszcze nic w moim życiu.
Maxon potrafił zapomnieć dla dobra wszystkich. Ale ja?
Dręczył mnie fakt, że nazywałam go swoim przyjacielem.
W ręku nadal trzymałam listy, które znalazłam w gabinecie Augusta.
Nawet się nie wachałam, żeby je podrzeć. Nie chciałam znać ich treści. Może źle robiłam, ale chciałam tylko zniszczyć coś co on miał w rękach.
Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam w powietrzu wirowały kawałki białego papieru.

Weszłam z powrotem do pokoju i po tym wszystkim czułam się już lepiej. Napięcie opadło i został tylko smutek
Westchnęłam i dotknęłam fortepianu opuszkami palców.

Nagle coś jakby połaskotało mnie od środka. Uśmiechnęłam się i dotknęłam swojego brzucha.
Znowu to poczułam ale tym razem mocniej.
- Hej- roześmiałam się.
Powoli usiadłam na łóżku i głaskałam miejsce gdzie pierwszy raz poczułam kopnięcie.
- Moje maleństwa.- powiedziałam cicho- Nigdy nie pozwolę was skrzywdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro