Rozdział 108
- Możesz mi wytłumaczyć, co wy właściwie robiliście na tych schodach?- Maxon przechadzał się wokół łóżka, prawie jakby był więźniem, który może chodzić jedynie wyznaczoną trasą.
- Niby co?- zdziwiłam się i rozłożyłam ręce.
Maxon w końcu się zatrzymał, a minę miał jakbym całkiem zwariowała.
- Budzę się, a Ciebie znowu nie ma obok mnie. Myślisz, że się nie martwię, kiedy Ciebie nagle nie ma w środku nocy. Jutro mam ważne spotkanie, muszę być wypoczęty.
Popatrzyłam w górę potem w dół, a potem powiedziałam, wpatrując się w swoje stopy.
- Ostatnio nie wyglądasz na wypoczętego.- mruknęłam.
Maxon w końcu usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Czekaliśmy chwile w idealnej ciszy, aż w końcu na mnie spojrzał, a jego oczy były zaszklone.
- Dlaczego?- zapytał cicho- Dlaczego jest źle?
To pytanie było dla mnie jak obciążenie, które ktoś zawiesił na moje barki. Westchnęłam i okryłam się szlafrokiem i uklęknęłam przy moim mężu.
- Nie wiem- powiedziałam, kładąc mu rękę na udzie- Ale staram się.
Maxon nie pokazywał tak często swoich emocji. Nie mówił o nich. W obecności kamer musiał być zawsze opanowany, dlatego bardzo dobrze wyćwiczył w sobie role człowieka, który jest odporny na bodźce z zewnątrz. Ale tyle czasu ile go znałam, widziałam w nim ciężkie pokłady smutku, które w nim tkwiły, a on nie umiał sobie z nimi poradzić. Wydawało mi się, że nie umiał ich nawet do końca w sobie znaleźć. A co dopiero wyrazić.
Widziałam w nim to również teraz. Widziałam wszystkie emocje, które w nim tkwiły, ale on bał się, że jeżeli wyjdą one na wierzch, to przestanie mieć nad nimi kontrole.
Maxon w końcu spojrzał na mnie
- Dlaczego wolisz siedzieć z nim na schodach niż być tu ze mną.
Nie wiem czym jest ten rodzaj bólu kiedy patrzysz na człowieka, którego kochasz i wiesz dokładnie jak bardzo bolesne, jest to, co czuję. Ponieważ też kiedyś to czułeś.
W takiej sytuacji nigdy nie wiesz, co powiedzieć ani jak się zachować. Masz wrażenie, że wszystko, co zrobiłeś wcześniej, jest złe i żadne słowo ani żaden czyn nie skasuje przeszłości.
Ale nie było w tym żadnej mojej winy. Nie chciałam zrobić niczego, przez co Maxon mógłby poczuć się zaniedbany czy mniej pewny siebie. Poza tym staram się każdego dnia, żeby było dobrze, ale cały ciężar rzeczywistości przytłacza wszystkie moje dobre intencje.
Co jeszcze miałam zrobić? Nie mogłam mieć odpowiedzialności za cały świat. Nie mogłam zapewnić szczęścia wszystkim.
- Co mam zrobić?- wyszeptałam zrezygnowana.
Maxon tylko wzruszył ramionami, a ja usiadłam obok niego i wzięłam go za rękę.
- Może, będę dzisiaj spała w swoim pokoju- powiedziałam niepewnie- i przez parę najbliższych dni. - dodałam szybko- Odpoczniesz sobie...
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem pomieszanym ze smutkiem.
- To nic takiego strasznego- odparłam i mocniej złapałam go za dłonie. - W końcu po coś mamy te osobne pokoje. A teraz masz trudny czas. Odpoczniesz sobie, wszystko przemyślisz.
Maxon popatrzył w dół, a w końcu na mnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Ale nie zrywasz ze mną?
Popatrzyłam na niego, czując ulgę, że atmosfera się rozładowałabym
- Nie śmiałabym.- powiedziałam, kładąc sobie rękę na sercu.
- Może i jest to dobry pomysł- odparł Maxon znowu wracając do swojego normalnego spokojnego tonu.- Nie chodzi o to, że jestem Tobą zmęczony- powiedział szybko, jakby się tłumacząc, a ja skinęłam głową ze zrozumieniem.- Chodzi o to, że przyda nam się chwila przerwy, żeby poukładać sobie w głowie... pewne rzeczy.
- Dokładnie o to mi chodzi- zgodziłam się entuzjastycznie.
Jeden ciężki kamień spadł z piętrzącej się codziennie góry kłopotów. Spojrzeliśmy na siebie z lekkimi uśmiechami.
- Przepraszam
- Przepraszam również
Położył mi dłoń na policzku, jakbym była cicha i przeźroczysta, krucha jak ze szkła, a potem przyciągał do siebie i pocałował. Był to mokry, intensywny i namiętny pocałunek. Bardzo energetyczny.
Popatrzyłam w jego zmęczone oczy wstałam i skierowałam się w kierunku drzwi. Kiedy byłam już w swoim pokoju, wydawało mi się, że nagle powiało w nim chłodem. Usiadłam na zimnej satynowej narzucie. Patrzyłam chwile na zamknięte drzwi od jego apartamentu i wokoło słyszałam cisze jeszcze głośniejszą niż najbardziej donośny krzyk. Czujemy miłość. Ale nie będziemy w sobie szaleńczo zakochani 24 na dobę. Życie to nie bajka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro