Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 106

Lubiłam Pałac nocą. Lubiłam, kiedy korytarze były ciche i puste, a nie pełne gwardzistów, pokojówek oraz innych mieszkańców. Wtedy było tak bezgłośnie, a moje własne myśli mogły wędrować zaułkami, przemykać się przez szczeliny drzwi i osiadać na parapetach. Myśli, których na co dzień nie chciałam do siebie dopuścić?
Czy ja byłam jakaś gorsza?
Czy byłam tylko marionetką, która miała stać obok ładnie się uśmiechać, a jej zdanie nie miało żadnego znaczenia? Wiedziałam, że Maxon tak nie myśli. Wiedziałam, że liczy się z moim zdaniem, a to ja byłam jego największą inspiracją do zmian. Ale czy rzeczywiście dalej tak uważał. Czy może już zapomniał o tym wszystkim i nieświadomie odsuwał mnie od decyzji, żeby znowu nie wymyśliła czegoś głupiego?
Od takich myśli bolała mnie głowa. Już tyle czasu byłam żoną, królową, byłam nawet matką, a dalej miałam w sobie tą Americe na dachu Pałacu w sukience ciężkiej od deszczu pełną obaw i niepewności. I zastanawiałam się, czy ta walka się kiedyś skończy? Czy kiedyś będę dla swojej córki prawdziwą podporą i czy będzie we mnie widziała silną, niezależną kobietę, którą nie łamią komentarze innych ludzi, niepowodzenie czy strach? Chciałam być lepszą wersją siebie dla swoich dzieci i każdego dnia pokazywać im jak najlepszy wzorzec. Zatracanie się w swoich myślach sprawiało, że czułam się nieobecna i traciłam kontakt z rzeczywistością. Wokoło piętrzyło się tyle spraw, a ja głową byłam zupełnie gdzieś indziej. Tak jak teraz, kiedy z głową w chmurach zamyślona sprawami potknęłam się o własne nogi. 
- Ami?
Usłyszałam zaniepokojony głos Aspena podczas gdy do mojego mózgu dochodził sygnał piekącego kolana gorącego od spotkania z wykładziną. 
- Co ty tu robisz o tej porze?- zapytałam, bo to było pierwsze, co w ogóle przyszło mi do głowy.
- A ty?- powtórzył moje zapytanie, podając mi dłoń, a ja wstałam, strzepując koszulę nocną i czując nagłe odświeżenie umysłu. 
- Mogłaś, chociaż założyć szlafrok- powiedział odrobinę przejęty, patrząc na mój rozchełstany wygląd i włosy uciekające z niedbałego koka na środku głowy.
- Myślę, że o tej porze w Pałacu nie ma już fotoreporterów.- odparłam nieco kąśliwie automatycznie, poprawiając koszulę, aby bardziej zakrywała moją klatkę piersiową.
- Gdzie ty idziesz? Do kuchni?- zapytał trochę, jakby to było oczywiste, że o tej porze mogłam wstać tylko z głodu.
W zasadzie nie planowałam żadnego celu mojej wyprawy, ale stwierdziłam, że odrobina słodyczy pomoże mi uporać się z moimi przemyśleniami. 
- Tak, chcesz iść ze mną?
W pośpiechu zeszliśmy po pałacowych schodach, a ja dalej się nie dowiedziałam, dlaczego tak właściwie Aspen spacerował nocą po korytarzach. Takie coś było do niego niepodobne. Jednak przestałam o tym myśleć, kiedy otworzyliśmy drzwi do kuchni i zobaczyliśmy wir przygotowań. Na jutrzejszy dzień planowaliśmy większe śniadanie, ponieważ Maxon organizował spotkanie dygnitarzy, którzy mieli przyjechać do nas na cały dzień. Kiedy weszliśmy przez ciężkie metalowe drzwi, wszyscy kucharze, oderwali dłonie od krojenia owoców czy wykładania serów na talerze. Kiedy tylko nad zobaczyli, skłonili się, a szef kuchni, którego dobrze znałam z lekkim przerażeniem w oczach, podszedł do mnie i zapytał cicho.
- Wszystko w porządku Wasza Wysokość?
Lekko skołowana i winna temu, że chociaż na sekundę go zestresowałam i temu, że wtargnęliśmy bez uprzedzenia i przerwaliśmy pracę, położyłam mu uspokajająco dłoń na ramieniu.
- Tak, wszystko w porządku
Ale nie patrzyłam na niego. Patrzyłam w dal na zastygłych dla mnie w bezruchu kucharzy, którzy wydawali się czekać na jakieś odstępstwo od planu, problem czy nowe zadanie. Każda wiadomość była dla nich odejściem od nałożonej rutyny i dodatkowym stresem. Zdawało mi się, że to wszystko zobaczyłam w ich oczach. I nie tylko to. Poczułam wtedy jakieś takie dziwne zrozumienie, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy mierzy się z jakimiś problemami. To poczucie nie było dla mnie czymś, co by mnie uszczęśliwiło albo poprawiło mi humor, ale w jakimś sensie zdjęło ciężar obwiniania się o wszystko z moich pleców i sprawiło, że poczułam się mniej samotna. 
- Wasza wysokość?
Usłyszałam głos kucharza i zdałam sobie sprawę, że zachowuje się co najmniej dziwnie, stojąc zamyślona. Nie zauważyłam nawet, że Aspen również położył dłoń na moim ramieniu i staliśmy tak w pełnym wzajemnej troski trójkącie.
- Tak- powiedziałam otrząsając się. Uśmiechnęłam się i wydawało mi się, że wszyscy poczuli ulgę, że nic się nie dzieje.
- Czy możemy dwie bułeczki z pistacją?     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro