Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 105

- Ami, skąd mam wiedzieć, że kogoś kocham?- pytała May podczas podwieczorku, który spędzałyśmy razem w Komnacie Dam- Tego nie powiedzieli nam rodzice, nie uczą tego w szkołach. Skąd mam to wiedzieć? Czy miłość jest wtedy kiedy znajdujesz perfekcyjną osobę, czy wtedy kiedy wydaje Ci się, że kompletnie do kogoś nie pasujesz, ale jednak przekonujesz się, że o to właśnie chodzi?
Zastanowiłam się nad tym, a jednocześnie byłam już tym wszystkim przytłoczona. Całym zamieszaniem w państwie, pałacem, rodziną, małżeństwem. Brzmiało to strasznie egoistycznie, ale trochę tak było. Czasami myślałam o tym, że zamiast mieszkać w pięknych salonach chętnie spędzałabym czas w przydrożnej chatce gotując dla swoich dzieci i czekając na Maxona który cały dzień zajmował się jedynie rąbaniem drewna czy innymi tego typu pracami. Ale tak nie było. Byłam królową i musiałam być perfekcyjna i nieskazitelna każdego dnia. Dla mediów poddanych i doradców. Czasami wydawało mi się, że muszę taka być również dla rodziny. Wpadałam w pułapkę niepoprawnej dyplomacji i właśnie w ten sposób postanowiłam dopowiedzieć May
- Widzisz, mieszkam w tak pięknym miejscu, ale gdybym mieszkała tutaj z nieodpowiednią osobą wszystko wydawałoby mi się brzydkie. Myślę, że tak samo byłoby gdybym nie miała nic, ale z odpowiednią osobą wszystko wydaje się piękne. Kiedy kogoś kochasz życie po prostu ma sens. Miłość nie jest czymś, co przychodzi od razu. Miłość się buduje. Jak dom. Na początku są fundamenty przyjaźni, które muszą być mocne i trwałe. Następnie ściany i okna, które dają nam bezpieczeństwo. Meble i inne dodatki to drobne codzienne gesty zabawne, wzruszające i niezręczne historie. – powiedziałam i przez chwile poczułam się dziwnie. Poczułam się jakbym naprawdę była starsza. Jakbym naprawdę miała doświadczenie, żeby tak mówić. Wyobraziłam sobie, że to ja jeszcze nie tak dawno temu przychodzę do Komnaty Dam i pytam o to samo Królową Amberly. Poczułam jakieś dziwne połączenie tak jakby niebo i ziemia się złączyły i pozwoliły mi być częścią każdej osoby, którą kocham.
- A dach?
May wyrwała mnie z moich rozmyślań i przez chwilę spoglądałam na nią zamglonym wzrokiem.
- Ami, dobrze się czujesz?- zapytała lekko zaniepokojona- Niewyraźnie wyglądasz.
Zamrugałam oczami i znowu starałam się przykleić maskę i delikatny uśmiech.
-Dach to zaufanie, bo bez zaufania niczego nie zbudujesz
May zastanowiła się nad moimi słowami i oparła na kanapie lekko poirytowana
- Oddałam już serce tyloma osobom nie wiem, czy ono zniesie jeszcze podróże.

Po południu  May pojechała do domu, a ja dalej siedziałam w Komnacie Dam smutno wpatrując się w okno. Zastanawiałam się gdzie zniknęłam. Gdzie zniknęła ja pełna entuzjazmu, szalona i roztrzepana. Tę wersję mnie zastąpił marazm, a ja snułam się po pałacu z przylepionym uśmiechem i nawet dziecko nie nabrałoby się na moją udawaną grę bycia twardą gdy w środku trzęsłam się jak galareta. Ostatnio z każdym dniem coraz bardziej gubiłam swoje własne ja dla bycia królową. Stania zawsze w cieniu i na drugim miejscu. Gdzie w tym wszystkim byłam ja? Czy byłam jakaś zgubiona? Tak bardzo skupiłam się, żeby być Królową, żoną i matką, że zapomniałam o byciu po prostu sobą. Co dziwne Maxon w ogóle tego nie zauważył. Czy wygodne było dla niego po prostu odgrywanie roli kiedy on pogrążony był w wirze pracy i jedyne, o czym marzył na koniec dnia to położenie się w łóżku i ewentualnie porozmawianie o tym co dzisiaj było na obiad? Obydwoje zniknęliśmy gdzieś pomiędzy kolejnym spotkaniem, kolejnym raportem, kolejnym przyjęciem. Kolejną bajką na dobranoc i przebraną pieluchą. W tym wszystkim nie było miejsca na mnie, a co dopiero na nas. I zdałam sobie sprawę, dlaczego chciałam, żeby zdanie kobiet więcej znaczyło w naszym państwie. Bo ja chciałam więcej znaczyć. I tak naprawdę chodziło o to co mi przeszkadza w samej sobie. Z czasem zaczęłam uciekać od samej siebie. I tak naprawdę to, co najbardziej doskwierało mi na zewnątrz cały czas było we mnie. Było moim problemem z samą sobą.


Taki krótki rozdział, ale wracam i będzie regularnie w każdą środę 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro