Rozdział 102
Wydaje Ci się, że znalazłaś skarb, że masz go na wyłączność.
I nikt nie może Ci go odebrać.
Ale wcale tak nie jest.
Możesz sobie zaplanować wszystko, ale nigdy do końca nie wiesz, co jest po drugiej stronie I nigdy nie wiesz, kto zabierze ci skarb. Inne osoby ,czy ty sama?
- Co robisz Ami?- zapytała Marlee siadając obok mnie i kulturalnie składając dłonie.
Szybko zamknęłam swój notatnik i spojrzałam na nią kilka razy mrugając oczami.
- Pracuje.- powiedziałam szybko
Marlee poruszyła się z ekscytacją.
- Mam nadzieję, że zdążysz się ze wszystkim uporać przed kolacją.- odparła i popatrzyła na mnie znacząco.
Odetchnęłam głęboko.
- Ja tak, ale myślę, że Maxon będzie miał jeszcze trochę pracy.
Marlee popatrzyła na mnie wzrokiem nieznającym ani odrobiny litości.
- Ale wy ciągle pracujecie! Od rana do wieczora. Macie czas tylko na dzieci i na pracę.- stwierdziła cały czas robiąc zwariowane ruchy rękoma.- ZERO czasu dla swoich przyjaciół.- powiedziała to tak dobitnie, że przez chwilę sama się przeraziłam.
Jej wzrok przeszyłam mnie na tysiąc różnych sposobów, ale nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Nie potrafiłam przyznać, że od czasu kolejnej nieudanej adopcji Aspena i Lucy oddaliliśmy się od siebie z Maxonem, a ciągła praca była tylko wymówką do nieprowokowania kolejnej kłótni. Czułam się okropnie bo ta cała sytuacja chociaż nie dotyczyła nas tak bardzo nas zaangażowała, że my też za każdym razem czuliśmy porażkę i zmęczenie. Nie chciałam mieć Maxona daleko. Z każdym dniem czułam zmęczenie i ból w klatce piersiowej na myśl o tym, że świadomie dystansujemy się od siebie. Ale w okól nas krążyło zbyt wiele słów, które powiedzieliśmy sobie w ostatnim czasie. Te słowa były jak mgła bo przez nie, nie widzieliśmy siebie nawzajem. Widzieliśmy tylko nawarstwiającą się rzeczywistość i tkwiliśmy w niej, ponieważ było nam tak łatwiej. Ale z każdym dniem bolało coraz bardziej.
Będę pamiętać ten dzień do końca życia. Dużo razy w swoim życiu czułam stratę. Kiedy mieszkałam w domu rodzinnym wiele razy brakowało nam jedzenia czy ubrań, nie mówiąc już o jakichkolwiek rozrywkach czy udogodnieniach. Wtedy wiele razy czułam, że coś tracę. Ale teraz, kiedy miałam wszystko strata była jeszcze bardziej bolesna. Nawet kiedy nie była moja.
Leżeliśmy przykryci kołdrą i żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Gorąco naszych ciał kolidowało z nieprzyjemnym chłodem, który znajdował się w powietrzu i jątrzył ból w naszych duszach. W mojej głowie cały czas świdrowały myśli o tym, że nie da się zmienić przeszłości, nie można przemienić myśli... ani cofnąć słów.
Leżeliśmy nieruchomo obydwoje patrzyliśmy w sufit i byliśmy tak bardzo razem, ale jednak osobno. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jaka mogłabym stać się samotna, a świadomość, z którą teraz się mierzyłam dobijała mnie jeszcze bardziej. Rozkładałam na czynniki pierwsze każde wypowiedziane słowo, każdą podjętą decyzje i w jednej chwili moje życie zaczęło wydawać mi się tak proste, bezpieczne i szczęśliwe.
Tylko pod jednym warunkiem. Pod warunkiem, że czułam miłość. Tylko, że czasami sama potrafiłam sobie tą miłość zakopać, zagrzebać w piasku i przykryć toną zgniłych liści.
A potem musiałam się bardzo długo męczyć, żeby ją znaleźć i pielęgnować na nowo.
A wszystko zaczęło się kilka tygodni wcześniej, kiedy Aspen i Lucy po ciężkich staraniach i kolejnych nieudanych próbach oznajmili nam, że oficjalnie decydują się na adopcje...
PS.
Przepraszam, że tak krótko, ale muszę się jakoś rozkręcić, żeby móc od nowa pisać. Kiedy zrobię sobie chociaż małą przerwę bo coś akurat dzieje się w moim życiu to od razu później nie mam już takiej motywacji, żeby pisać. Nie miałam też inspiracji i pomysłów, ale teraz mam wrażenie, że je zdobyłam. Przepraszam, że nie piszę, kiedy będzie rozdział, ale ja naprawdę tego nie wiem. Chciałam przez chwilę zachować jakaś regularność, ale już tyle tych rozdziałów napisałam , że naprawdę pisanie dwa razy w tygodniu przekracza moje możliwości, nawet nie czasowo, ale po prostu pomysłowo. Nie wiem po prostu może też jest mi trochę wstyd jak robię sobie przerwę i nie chce znowu pisać, że przepraszam i w ogóle. Zaraz ten dopisek będzie dłuższy niż sam rozdział XD No i zawsze jak mam przerwę to i tak po jakimś czasie chcę tutaj wracać bo lubię ;) i czuje się emocjonalnie związana z tym opowiadaniem.
PS 2
Obiektywnie wydaje mi się, że piszę je już bardzo długo i wydaje mi się, że wykonałam tutaj duży progres, kiedy patrzę np. na moje pierwsze rozdziały, które pisałam naprawdę tylko dla zabawy i dla samej siebie nie licząc w ogóle, że ktoś będzie to czytał. Kiedy zostawiam to opowiadanie czuje trochę pustkę, ale jednocześnie biczuje się, że robię zbyt długą przerwę i wtedy tym bardziej nie piszę bo mam wrażenie, że rozdział nie będzie wystarczającym wynagrodzeniem za tak długą przerwę. Jednakże, (mało skromnie) powiem, że jestem dumna z tego co zupełnie przypadkiem udało mi się stworzyć i mam wrażenie, że oczywiście po dopracowaniu i gruntownej korekcie mogłoby ujrzeć światło dzienne. I znowu nieskromnie dodam, że będąc młodszą i dopiero kończąc serie Rywalki bardzo chciałabym coś takiego przeczytać ( Dlatego też zaczęłam to pisać)
Pozdrawiam wszystkich cieplutko
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro