Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 101

- Jeżeli chodzi o naszą skórę i słońce to chyba nie jest zbyt dobre połączenie.- stwierdziłam sceptycznie i położyłam się. 
Marlee zsunęła okulary i upiła łyk koktajlu. 
- Na szczęście mamy na to sposób.- powiedziała i popatrzyła na dwa duże parasole, które gwardziści ustawili  w ogrodzie specjalnie dla nas. 
 Usadowiłam się wygodniej i wystawiłam stopy na słońce. 
- Jak zawsze- skwitowałam i dalej cieszyłyśmy się leniwym popołudniem póki Maxon nie postanowił przyjść i wyśmiać naszego pomysłu. 
- To co robicie nie ma najmniejszego sensu.- stwierdził i usiadł obok nas. 
Marlee popatrzyła na niego i zaczęła smarować sobie dłonie olejkiem.
- Odpoczywamy.- powiedziała, a potem znowu popatrzyła znad okularów- Tobie też by się przydało.
Popatrzyłam na jego zmęczoną twarz i uśmiechnęłam się smutno. 
- Maxon od pewnego czasu nie potrafi odpoczywać.
Marlee wydawała się strasznie pobudzona. 
- A powinieneś! Efektywne wyniki pracy zależą od efektywnego wypoczynku.
- Ja też się z tym zgadzam.
Maxon oparł się na łokciach i popatrzył na nas.
- Co wy nie powiecie. Ja myślę nad rocznym planem zagospodarowania, gdy odpoczywam.
Marlee nie dawała za wygraną. 
- Zdradza cię strój.- powiedziała wskazując na jego elegancką koszulę z podwiniętymi rękawami, luźno zwisający krawat i wymięte spodnie od garnituru.
Maxon zmrużył oczy i uśmiechnął się.
- W takim razie słucham poleceń. 
Wyprostowała się i zdjęła swoje okulary przeciwsłoneczne.
- Zrelaksuj się.- nakazała 
Maxon odetchnął głęboko i rozluźnił ramiona. 
- Dobrze teraz zamknij oczy. 
Posłuchał jej polecenia, ale zaraz potem znowu je otworzył. 
- Wy też musicie zrobić to samo. 
Popatrzyłyśmy na siebie, ale w końcu wzruszyłyśmy ramionami i położyłyśmy się na leżakach.
- Chyba już rozumiem. 
- Widzisz wiedziałam, że się rozluźnisz, chcesz wiedzieć co jest następne?
- Ależ ja wiem co jest następne. 
Mimowolnie zmarszczyłam brwi, a zaraz potem poczułam na sobie zimne kropelki wody i zobaczyłam Cartera z wężem ogrodowym, a obok roześmianego Maxona. Obaj wyglądali na bardzo usatysfakcjonowanych swoim podstępem.  A byli jeszcze bardziej uszczęśliwieni, kiedy zobaczyli nasze nie do końca uszczęśliwione twarze. 
Marlee spiorunowała ich wzrokiem.
- Jeszcze raz tak zrobicie a rozwodzimy się z wami. 
Roześmiali się jeszcze bardziej, a ja korzystając z chwili ich nieuwagi wzięłam wąż i potraktowałam ich tak samo.  
Spędziliśmy tak całe popołudnie skąpani w promieniach słońca. Woda i delikatne pocałunki muskały nasze ciała, a ja byłam wdzięczna za każdy skrawek czasu, kiedy mogliśmy być tylko ludźmi... i Aż ludźmi. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro