Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

- Tu bije serduszko.

- A tu drugie.


Maxon otworzył drzwi i doznałam dziwnego spokoju, kiedy zobaczyłam ścianę deszczu.
- Możemy zostać tutaj? - zapytałam i wyciągnęłam ręce na deszcz.
Uśmiechnął się i zamknął drzwi.
Westchnęłam.
- Pamiętasz jak tu staliśmy dwa lata temu?
Stanął obok mnie z rękami w kieszeni.
- Jak mógłbym zapomnieć.
- Spodziewałeś się wtedy, że teraz będziemy po ślubie. Ty będziesz królem.. - przerwałam i spojrzałam na niego.
- I że będziemy mieć bliźnięta.
- Szczerze?- zapytał i objął mnie ramionami w talii.- Tak.
Odwróciłam się do niego.
- No może oprócz tego ostatniego.
Roześmiałam się, gdy zobaczyłam jego podekscytowanie.
Położyłam mu głowę na piersi tak, żeby słyszeć bicie jego serca.
- Ale trochę się boje.
Podniosłam głowę.
- Jesteś odpowiedzialny za cały kraj.- zaśmiałam się- A to będzie tylko dwoje ludzi.
Ukląkł przy mnie i objął dłońmi mój brzuch.
- Ale tych dwoje ludzi to dużo więcej niż cały kraj.
Podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi błyszczącymi brązowymi oczami.
- Kocham Cię Maxonie Schreave.- powiedziałam i dotknęłam jego twarzy.
Odwróciłam się i wyszłam na deszcz.
Momentalnie byłam cała przemoczona, a krople wcale nie były ciepłe.
Maxon popatrzył na mnie z uśmiechem, ale trochę jakbym postradała zmysły.
- Chodź!
Wstał i wyszedł do mnie.
- Okropna jesteś.- powiedział i pocałował mnie namiętnie.
W tym momencie czas się zatrzymał. Wszystko przeleciało mi przed oczami i moje serce wypełniła fala ciepła. Byliśmy ogniem, ale woda nie mogła nas zgasić.
Maxon przerwał pocałunek i nagle wziął mnie na ręce.
- Co ty robisz?- pisnęłam.
- Zabieram Cię z tego deszczu bo jeszcze mi się rozchorujesz.
Odchyliłam głowę do tyłu.
- No i co z tego?

- Wszystko i tak będzie się kręcić wokół nowego księcia i księżniczki.- powiedziała Marlee i poprawiła się na fotelu.
Siedzieliśmy wszyscy- Maxon, Aspen, Carter, Lucy, Marlee i ja w gabinecie Maxona. Siedziałam na biurku z podkulonymi nogami i jadłam suche płatki śniadaniowe.
- Te dopiski na dokumentach.- westchnął Maxon i rzucił plik na biurko.- Czasami mam wrażenie, że już nikomu nie mogę ufać.
- Ej- odezwał się Aspen- Nam możesz ufać.
Wszyscy na niego popatrzyliśmy.
- Ja myślę, że to jakiś spisek, którym ktoś kieruje. To nie może być nie zorganizowane. Gdyby było od razu byś wiedział kto jest przeciwko tobie.
- Tylko nie wiadomo kto tym kieruje.- powiedziałam i nastała długa cisza.
- Możesz przestać tak chrupać.- wytknęła mi Marlee.
- Daj jej spokój.- zaśmiała się Lucy.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Zmieniłeś doradców? - zapytał Carter  i położył dłonie na ramionach Marlee.
- Tak- odpowiedział Maxon i podrapał się w brew. - nie wszystkich, ale to i tak nic nie dało.
Zauważyłam, że Lucy obskubuje końcówki swoich włosów.
- A może oni mają rację i tylko ty to źle rozumiesz?- stwierdził Carter.
Zerwałam się.
- Nie, to ty źle rozumiesz! Jeżeli się z nami nie zgadzasz to możesz wyjść.
- America!- krzyknęli wszyscy.
- Przepraszam.- powiedziałam zmieszana i pokręciłam głową.- Nie chciałam.
- Wiemy.- powiedzieli wszyscy chórem.
- W sumie- zaczął Maxon- to też się nad tym zastanawiałem, ale to po prostu nie możliwe. Oni ukrycie negują to co ja chce wprowadzić.
- To musi być jakiś spisek. 
W tym momencie do gabinetu wszedł August z cygarem w ręce.
- O czym tak debatujecie?- zapytał i oparł się o fotel.
- Ups przepraszam- powiedział i spojrzał na mnie.- Nie pali się przy ciężarnych.
Kiedy się odwrócił Maxon przycisnął palec do ust. Popatrzyliśmy na niego zdziwieni.
- A tak w ogóle.- zwrócił się do Maxona- Słyszałem, że potrafisz zrobić i chłopca i dziewczynkę za jednym razem.
Przewróciłam oczami.
- Skąd wiesz?
- Oh przecież wiesz, że tutaj wszystko szybko się rozchodzi.
- Tak wiem.- powiedział Maxon z dziwną powagą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro