Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 87

- Chciałabym dzisiaj zostać w łóżku.- powiedziałam kładąc dłoń na jego piersi i przeciągając się.
Na pół śpiąco objął mnie i pocałował.
- Ja też, ale i tak za późno dzisiaj wstałem.- powiedział i momentalnie odrzucił kołdrę. 
- Daj spokój.- odparłam spoglądając na niego z pościeli gdy zapinał mankiety.- Chociaż raz w tygodniu muszę się nacieszyć moim mężem. 
Podszedł do mnie i pochylił się, żeby mnie pocałować. 
Włożyłam dłonie pod jego koszule i zaczęłam masować jego brzuch, czując poranne ciepło jego ciała. 
- Pomniesz mi koszulę.- powiedział pomiędzy pocałunkami. 
- No i co z tego?- spytałam przekornie. 
Maxon uśmiechnął się i przewrócił oczami, a następnie powoli ściągnął ze mnie koszulę nocną i rzucił ją na ziemię. 
- Właściwie to mogę się jeszcze trochę spóźnić.
Roześmiałam się i pocałowałam go, ale nagle usłyszeliśmy jakiś hałas.
Wstałam i założyłam szlafrok, a Maxon odsunął zasłony i wyjrzał przez okno.
- Nie uwierzysz...- szepnął 
Stanęłam obok niego i również wyjrzałam przez okno. 
Warkot silnika i rozwiane błyszczące blond włosy mogły oznaczać tylko jedno. 
Daphne
Podczas gdy ostatnie dni upływały w spokoju i nawet nie miałam chwili zastanawiać się nad tym czy coś jest nie tak niespodziewana wizyta Daphne mogła wszystko zburzyć. Czasami nie rozumiałam jej intencji, a jej nastawienie wobec mnie było jak kręcąca się karuzela.
Na którą zdecydowanie nie chciałam wsiadać. 
Wpatrywałam się w okno z miną pełną dezaprobaty, aż w końcu odwróciłam się do Maxona. 
- Kto tak wpada do Pałacu bez zapowiedzi?
 Nic nie odpowiedział tylko spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. 
Kamerdyner wpadł z impetem do pokoju. 
- Wasza wysokość przyjechała...
Spojrzał na nas stojących przy oknie balkonowym i momentalnie znieruchomiał. 
- Wiemy David.- odparłam powoli- Powiedz, że każe przygotować większe śniadanie.- poleciłam i założyłam ramiona na piersi.- samoobsługa.
- Oczywiście wasza wysokość.- powiedział i skłonił się szybko odrobinę przerażony moim tonem. 
- Nie będę z nią siedzieć przy jednym stole.- szepnęłam do Maxona, kiedy wyszedł.- Nie po tym co zrobiła. 
Przybliżył się do mnie i delikatnie złapał mnie za łokieć. 
- Wiem, że jesteś zła, ale postaraj się.- Czule założył mi włosy za ucho.- dla mnie.
Popatrzyłam do góry i zastanowiłam się. 
- Mogę z nią porozmawiać. Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. 
Uśmiechnął się delikatnie i popatrzył na mnie. 
- Ale miałam inne plany na dzisiejszy poranek.- odparłam patrząc w podłogę.
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i złapał mnie w talii. 
- Wynagrodzę ci to- szepnął mi do ucha. 
- No wiem- powiedziałam wygładzając zgniecenia na jego koszuli.- Kocham Cię 
- Ja Ciebie też
Pocałował mnie w czoło i wyszedł, a ja jeszcze raz odsunęłam zasłony. 
Czego ona chce?


- Wyglądasz prześlicznie.- stwierdziła Marlee zatrzymując mnie.- Z jakiej okazji to wytworne śniadanie?
Przybliżyłam się do niej i złapałam ją pod ramię.
- Daphne jest w Pałacu- szepnęłam. 
Marlee skrzywiła się, ale na jej twarzy widziałam cień uśmiechu. 
- I to wszystko specjalnie na jej cześć?- zapytała już odrobinę rozbawiona. 
- Nie, tylko chciałam, żeby przyszło więcej osób. Nie chce z nią  rozmawiać.- zaczęłam rozglądać się po Sali w poszukiwaniu naszego dzisiejszego gościa. Mimo tego co obiecałam Maxonowi cieszyłabym się gdyby niespodziewanie ominęła mnie ta powinność.
- Ami- powiedziała Marlee starając się skupić moją uwagę na sobie.- Bądź dorosła. 
Westchnęłam
- Staram się. 
Złapała mnie za ręce i popatrzyła mi w oczy. 
- Kim jesteś?
Zmarszczyłam brwi przez chwilę nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Kim jesteś?- powtórzyła pytanie.
Odetchnęłam i postarałam się skoncentrować na jej słowach. 
- Jestem Królową.- powiedziałam powoli. 
- Więc pokaż jej, że naprawdę nią jesteś. 
Ścisnęłam jej dłonie. 
- Czasami zapominam. 
Uśmiechnęła się i przytuliła mnie lekko, żeby nie zepsuć naszych fryzur. 
- Jestem tutaj, żeby czasami ci przypominać.
- Dziękuje.- powiedziałam odrobinę wzruszona i dotknęłam dłońmi policzków, żeby się nie rozpłakać. 
- Hej- Marlee jeszcze raz ścisnęła moją rękę.- Co się dzieje?
Odetchnęłam i pokręciłam głową ponieważ sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Nic, po prostu... zobaczymy się później dobrze?
Uśmiechnęła się odrobinę zaniepokojona, ale pozwoliła mi odejść. 
Podeszłam do stolika i wzięłam jeden z koktajli przyglądają się Sali. Nigdzie nie widziałam Daphne. Może jej wizyta była tylko chwilowa i nawet nie chciała się ze mną widzieć? Nawet jeżeli tak było, uważałam to za odrobinę niegrzeczne. Gdyby to była tylko chwilowa sprawa mogłaby po prostu zadzwonić. Zresztą naprawdę wypadało poinformować... 
- America!
Zobaczyłam ją przed sobą ubraną w zwiewną kreację z nieabsorbującym brzoskwiniowym różem na policzkach i promiennym uśmiechem, który przyklejony do jej wymodelowanej twarzy wydał mi się odrobinę sztuczny. W dłoni także trzymała swój śniadaniowy koktajl, gdy podeszła do mnie niespodziewanie blisko. 
- Daphne!
Przytuliłyśmy się wolnymi rękami i spojrzałyśmy na siebie. 
- Nie wiedziałam, że nas odwiedzisz.- powiedziałam siląc się na uprzejmość. 
Wydęła wargi, a następnie włożyła sobie do ust dojrzałą wydrylowaną wiśnie, którą wcześniej bezpretensjonalnie zamoczyła w cukrze. 
- Mam sprawę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro