Rozdział 80
Maxon miał bardzo lekki sen. Potrafił go obudzić byle szmer, albo szelest poduszki. Czasami w ogóle całą noc nie spał, a kiedy na chwilę otwierałam oczy udawał, żeby mnie nie martwić. Na szczęście ta dolegliwość zaczęła mu ustępować, a ja cieszyłam się, że chociaż ma na głowie tyle spraw w naszym łóżku czuje się bezpiecznie.
Ale tej nocy to ja nie mogłam zasnąć.
Postanowiłam ponowić zagranie Augusta i zamiast z nim rozmawiać przysłałam mu bilecik wraz z poranną kawą. Było to dość ryzykowne, ale zgodził się na spotkanie. Byłam okropnie nieostrożna. W nocy i z dala od obecności ludzi znów mógłby mnie wykorzystać. Ale nie miałam wyboru. Jeżeli sama tego nie załatwię wszystko się rozpadnie.
Potrzebowałam odwagi.
Delikatnie się odwróciłam i zobaczyłam pogrążoną we śnie delikatną twarz Maxona. Odetchnęłam głęboko i powoli zsunęłam z siebie kołdrę. Postarałam się w miarę bezszelestnie ubrać kapcie i szlafrok. To nie był dobry pomysł, żeby umawiać się z nim w nocy, ale była to jednocześnie najniebezpieczniejsza i najbezpieczniejsza opcja.
Zanim wyszłam na korytarz zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam okropnie. Miałam wory pod oczami, a moje włosy były strasznie potargane. Szybko znalazłam jakieś wsuwki i spięłam je do góry. Przesunęłam palcem po swojej gorącej szyi i ustach.
Zamknęłam oczy.
W ciemności rozszerzającej się jak ptak z wielkimi czarnymi skrzydłami widziałam przysuwające się szkliste oczy i cienie dwudniowego zarostu.
Kiedy otworzyłam oczy wydawało mi się, że usłyszałam jakiś hałas na korytarzu. Szybko się odwróciłam, ale na szczęście Maxon nadal spał. Rozpuściłam włosy i wyszłam na korytarz.
- Zimno?- zapytał mnie kiedy zauważył jak się trzęsę.
Okryłam się ciaśniej szlafrokiem.
Wzruszył ramionami
- Sama wybrałaś to miejsce.
Postanowiłam, że spotkamy się w schronie. Dalej nie byłam pewna komu ufać, więc wolałam żeby nikogo nie było w pobliżu. Jednocześnie wiedziałam, że to bardzo zły pomysł, skoro od tamtego czasu w głowie miałam tylko to. Nawet kiedy to Maxon mnie dotykał.
Ale żeby przezwyciężyć strach trzeba stawić mu czoła.
Tylko, że nie bałam się Augusta. Nie bałam się go jako osoby. Dobrze wiedziałam kim jest. Bałam się jego misternego planu, który każdego dnia wydawał mi się coraz bardziej przerażający i realny, chociaż nawet nie wiedziałam na czym dokładnie polega.
- Wiem tylko, że już nie będziemy musieli się tu ukrywać.- powiedziałam i podeszłam do niego.
Wstał z ławki z uśmiechem, ale wydawało mi się, że poczuł się odrobinę zmieszany.
Kiedy podszedł do mnie niebezpiecznie blisko zaczęłam żałować, że tutaj w ogóle jestem.
- Przepraszam za ostatni raz.- powiedział cicho.
Patrzyłam w jego przenikliwe oczy i wiedziałam, że muszę zadać pytanie, na które chciałam, a jednocześnie nie chciałam znać odpowiedzi.
- Czego ty właściwie chcesz?- szepnęłam, a on powoli się ode mnie odsunął.
Westchnął i włożył dłonie do kieszeni.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Nastała chwila napiętej ciszy, po której w zrezygnowanym tonie uniosłam ręce.
- Tak!- powiedziałam dobitnie, ale niezbyt głośno.- Zawsze myślałam, że tak naprawdę nie chcesz władzy.- popatrzyłam na niego, a jego zachowanie powiedziało mi jak bardzo się myliłam.- Przynajmniej na początku tak mówiłeś- przerwałam i zdałam sobie sprawę, że mówię strasznie szybko więc postanowiłam się uspokoić. - Przynajmniej na początku nie chciałeś korony...
Pokręcił głową i znowu usiadł na ławce. Myślałam, że nigdy nie odpowie mi na to pytanie, kiedy złożył swoje dłonie i wpatrywał się w nie intensywnie.
- Nie chce waszej korony.- odparł nadal na mnie nie patrząc.- Nie chce waszej korony, sławy, pierwszych stron gazet, portretów i pomników. Szczerze powiedziawszy to najgorsza strona władzy.
Zmarszczyłam brwi, ale on nadal na mnie nie patrzył.
- Nie chce wam tego zabierać- roześmiał się gorzko i w końcu odwrócił głowę.- Zresztą nawet nie mógłbym. Wszyscy was kochają, a zjednanie sobie opinii publicznej kosztuje sporo wysiłku.
Powoli usiadłam na ławce obok niego, a on mówił dalej.
- Jesteście do tego idealni. Nie chce wam tego zabierać.- przerwał i popatrzył na mnie.- Wiesz, że czasami największą władzę ma ten kogo nie widać.
Wiedziałam o co mu chodzi. Może myślał tak od samego początku, a może wpadł na to dopiero niedawno, ale chciał rządzić z ukrycia. Miał racje, władza równała z nieustannym reprezentowaniem państwa. Czasami to był jej najbardziej męczący aspekt.
- Jak chcesz to zrobić?- zapytałam.
Znowu wzruszył ramionami.
- Jedyny mój plan jest taki, żeby przekonywać Maxona do swoich racji dopóki on sam nie odda władzy w moje ręce.
Musiałam się roześmiać.
- Co?! Przecież on nigdy się na to nie zgodzi.
Uśmiechnął się i sięgnął do kieszeni.
- Czyżby?
Moim oczom ukazało się zdjęcie. Kształty były rozmazane, a kolory ciemne, ale bez trudu można było rozpoznać, że jestem na nim ja całująca się z Augustem.
Zamarłam.
- Uda mi się, jeżeli ktoś na kim mu zależy będzie mnie dyskretnie popierał.
Przełknęłam ślinę i poruszyłam się niespokojnie.
- Dlaczego miałabym to robić?- zapytałam chociaż dobrze znałam odpowiedz.
Przygryzł swoje wargi i popatrzył na mnie.
- Bo inaczej pokaże to zdjęcie na jutrzejszej aukcji.
Miał w dłoni broń silniejszą niż cokolwiek czym mogłabym go zaatakować.
- Nie możesz tego zrobić.- starałam się brzmieć poważnie, ale w środku cała się trzęsłam.
Uśmiechnął się kącikiem ust i schował zdjęcie z powrotem do kieszeni.
- Chce rządzić, ale nie chce być twarzą.- powiedział i wstał- A ty mi w tym pomożesz.
Otrzepał garnitur i skierował się do wyjścia.
- Masz czas do jutra.
Patrzyłam na jego oddalające się plecy.
- Poczekaj!- zawołałam jeszcze.
Odwrócił się zaciekawiony.
- Kto zrobił to zdjęcie?- Miałam dość oskarżania niewinnych ludzi. Musiałam się dowiedzieć z kim współpracuje, a chociażby cień jego uśmiechu mógłby mi dać jakąś wskazówkę.
Popatrzył do góry i znowu irytująco się uśmiechnął.
- Czekam na decyzje- powiedział tylko i wyszedł.
Zostałam w ciemności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro