Rozdział 75
Kiedyś prawdziwa miłość wydawała mi się niekontrolowana. Myślałam, że to przyspieszone bicie serca, niezaplanowane porywy buchającej we mnie namiętności. Z czasem zrozumiałam, że prawdziwa miłość nie jest zmysłowym szeptem, tylko cichym krzykiem. Wrzaskiem ukrytym gdzieś w głębi duszy, który dusi się, kiedy nie może być przedstawiony światu. Teraz, kiedy myślę o miłości nie wyobrażam już sobie poszarpanych kawałków układanki. Teraz widzę miłość jako linię- stałą i stabilną, która tylko czasem zapada się bezpowrotnie.
- Jest nieokrzesany- powiedziałam do Maxona, kiedy mieliśmy już wchodzić na do sali obrad.- Nie sądzisz, że powinieneś wystosować w stosunku do niego poważniejsze środki kary.
- Tak, ale zapominasz, że jest moim wspólnikiem.-zniżył głos do szeptu.- Poza tym to ja zacząłem, jeżeli pozbawię go praw może to wykorzystać przeciwko mnie.
- Wiem, ale to była napaść na Króla.- również ściszyłam głos.- Naprawdę chcesz, żeby po tym wszystkim co zrobił to- wskazałam na jego podbite oko zakryte toną pudru.- Uszło mu na sucho?
Maxon pokręcił głową.
- Ja też nie powinienem się tak zachowywać. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Zawsze byłem zwolennikiem mediacji nigdy nie...
Złapałam go za rękę i złagodziłam spojrzenie.
- Po prostu chciałeś mnie chronić.
Albo mi się wydawało, albo dostrzegłam łzy w jego oczach. Szybko się jednak opanował i wrócił do swojego rzeczowego tonu.
- Chodźmy już.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. W sali siedzieli już doradcy, ale zauważyłam także oburzonego Augusta oraz, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, całkiem opanowaną Gregorie, która nawet uśmiechnęła się na mój widok. Lekko skinęłam jej głową i zajęłam swoje miejsce. W pokoju panowała idealna cisza póki Maxon nie zajął miejsca i nie popatrzył w dokumenty.
- Jakim prawem on w ogóle jeszcze jest w tym pałacu. Dopuszcza się czynów niegodziwych!- krzyknął Andrews pokazując na Augusta.
- Niekoniecznie zawsze nie ma powodów!- zagrzmiał Philip.
- To jest niedorzeczne!
Do rozmowy, a raczej sprzeczki włączył się także sir Artur, a po chwili ja sama nie słyszałam własnych myśli tylko podniesione głowy doradców.
- Musimy ratować reputacje pałacu!
- Czy ty kwestionujesz moje racje!
- Zawsze uważałem, że trzymanie się mojego planu działania...
- Spokój.- powiedział cicho Maxon, a na sali momentalnie powstała cisza.- Proponuje wysłuchać niniejszego zarzutu wobec sir Augusta w obecności świadków.- Rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych.- A dopiero później rozpoczniemy dyskusje.- powiedział już mniej formalnie.
Spojrzał mi prosto w oczy, a następnie zaczął czytać treść dokumentu.
- W związku z wydarzeniami ostatnich dni zostały podjęte następujące kroki. Sir August osobisty doradca i wspólnik Króla za naruszenie nietykalności cielesnej władcy państwa zostaje czasowo zawieszony w pełnieniu swojej funkcji oraz zobowiązany do zachowania dyskrecji oraz należytej ogłady wobec rodziny królewskiej, mieszkańców i wszystkich pracowników Pałacu.
Popatrzyłam na Augusta, który miał nieprzenikniony wyraz twarzy. Miałam wielką nadzieje, że w końcu się opamięta. W końcu zrozumie, że nikt nie chce działać na jego niekorzyść. Zaczęłam wierzyć w to, że w końcu się zmieni. I wtedy usłyszałam dalszą część dokumentu.
- Niniejszym ogłaszam również, iż Królowa zobowiązuje rezygnacje ze swojego planu mającego na celu pomoc Generałowi Aspenowi Legerowi i Lady Lucy Leger.
- I bardzo dobrze!- odezwał się sir Andrews.- Takie coś trudno uznać za zgodne z tradycją.
Pociemniało mi przed oczami. Widziałam już tylko rozmazane twarze i poruszające się usta. Przed sobą miałam tylko bezczelny, szelmowski i triumfujący obrzydliwy uśmiech Augusta. Wszędzie jego uśmiech.
Wybiegłam z sali.
- Ami!
Nie miałam pojęcia jak mógł mnie tak obrzydliwie okłamać. Pięć minut wcześniej patrzył mi w oczy i wiedziałam, że zawsze będzie mnie chronił, a później zdecydował za mnie. Nawet tego ze mną nie skonsultował. Byłam upokorzona i wściekła jeszcze bardziej kiedy usłyszałam wołający mnie głos Georgii.
Powoli się odwróciłam.
Podeszła do mnie. Nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem.
-Dlaczego zawsze chcesz być taką bohaterką?- zapytała w końcu.
- Co?
- Zawsze próbujesz zgrywać bezinteresowną pomoc.- powiedziała bez cienia emocji.- Robisz to dla innych- popatrzyła mi w oczy.- czy dla siebie?
Odebrało mi mowę. Nie mogłam zrozumieć dlaczego jest aż taka okrutna. Dlaczego ona, osoba, którą miałam za swoją przyjaciółkę, mówi mi takie okropne rzeczy i jeszcze takim okropnym tonem.
- Nie wiem czy to co robisz jest do końca bezinteresowne. Ta cała próba ratowania wszechświata nie jest po to, żeby komuś pomóc.
Czułam, że nie wiele mi brakuje do płaczu, ale stałam prosto i wpatrywałam się w nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Robisz to tylko dlatego, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Zamurowało mnie. Nie znajdywałam w sobie słów, żeby się obronić. Nie wiedziałam co mam mówić, robić, ani jak mam się zachować.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam.
- August cię zdradza.
Po tych słowach odeszłam i nie patrzyłam nawet na wyraz jej twarzy. Byłam tak zmęczona i zdenerwowana, że nawet nie miałam siły się kłócić. Jej słowa dobiły moje serce, przecięły je na pół i wyssały krew. Nie chciałam z nią walczyć, chciałam tylko zadać jej cios.
Kiedy weszłam do swojego apartamentu Mary wyglądała jakby zaraz miała zemdleć.
- Wyjdź- powiedziałam cicho i przeraziłam się słysząc swój ton głosu.
- Proszę- dodałam skruszona.
Mary szybko wycofała się z pokoju, a ja szybko zrzuciłam suknie i weszłam do łazienki.
Usiadłam pod prysznicem i patrzyłam jak ciepła woda spływa po moim ciele i znika w odpływie. W lustrze widziałam swoje nagie ciało, zaokrąglony brzuch i czarne plamy z tuszu pod oczami.
Wyglądałam jak ktoś komu zabrano resztki nadziei.
Szum wody był głośny, ale usłyszałam jego głos.
- Ami?
Zakręciłam kran, ale nie odezwałam się. Mogłam sobie wyobrazić jak siedzi pod drzwiami łazienki i patrzy na sufit, żeby zebrać myśli.
Siedziałam w brodziku, mokra i czując się całkowicie upokorzona wpatrywałam się w drzwi.
- Dlaczego mnie okłamałeś? Dlaczego tego ze mną nie skonsultowałeś?- zaczęłam wyrzucać z siebie pytania.
Czekałam na odpowiedz, ale otrzymałam tylko milczenie.
- Mam dość tego, że nie wiesz czym jest miłość!- krzyknęłam rozpaczliwie i znowu włączyłam wodę zaczynając żałować swoich słów.
Miłość jest stałą linią bo jest stabilna i pewna. Jedynie czasem przepada w czarną otchłań i trzeba długo jej szukać, nim wreszcie się ją odnajdzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro