Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

- Nie rozumiesz, że mówię prawdę. Ona Cię kocha!- krzyknęłam.
- Ami znając ciebie to na pewno przesadzasz, że niby ci to powiedziała?
Byłam coraz bardziej wytrącona z równowagi ponieważ Maxon najwyraźniej nie widział problemu.
- Tak! Właśnie dokładnie tak. Powiedziała, że mnie nienawidzi. Uważa, że zabrałam jej ciebie, że zniszczyłam jej życie.
- Naprawdę, Daphne tak powiedziała? Jakoś nie chce mi się wierzyć.
W tym momencie do moich oczu zaczęły napływać łzy. On naprawdę mi nie wierzył.
- Aha, Czyli wierzysz jej, a nie mi!
- Nie chodzi o to! Tylko, że ja ją znam i nie sądzę, że...
Fala gorąca wezbrała mi do płuc.
- Znasz ją?! Przyrzekałeś, że nic cię z nią nie łączy. 
- Bo nie łączy, czy ty musisz sobie zawsze coś dopowiadać?
- Oczywiście! Teraz to moja wina.
- Przestań! Nic takiego nie powiedziałem.
- Bez sensu jest ta rozmowa skoro najwyraźniej w ogóle mi nie ufasz.- powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Zaraz potem wróciłam.
- Przecież jestem u siebie. Ty wyjdź.
- Proszę bardzo!
Wyszedł z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi.
Stałam przez chwilę nieruchomo z czerwonymi oczami, analizując to co powiedziałam. Wściekła zarówno na siebie jak i na Maxona.
Usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy. Nagle poczułam silny skurcz aż łzy napłynęły mi do oczu. Jęknęłam i przycisnęłam dłonie do brzucha. Natychmiast pożałowałam wszystkiego co powiedziałam.
- Maxon!- zawołałam zrozpaczona.
Drzwi natychmiast się otworzyły, a w jego oczach zobaczyłam tylko strach.
- Boże!- ukląkł przy mnie.
- Trzeba zawołać lekarza.
- Nie!- złapałam go za rękę- Już lepiej to tak ze stresu.- Odetchnęłam parę razy głęboko.- Nic mi nie jest.
Wziął mnie za rękę i przycisnął do ust. Jego oczy wypełniły się łzami.
- Przepraszam.- wyszeptał.
- Ami przecież wiesz, że ty jesteś kobietą mojego życia. Gdyby ci się coś stało ja..- urwał przełknął ślinę i popatrzył w górę
- Cicho.- poprosiłam- Już wszystko jest dobrze. - Czy my się naprawdę o nią pokłóciliśmy?- spytałam, uśmiechając się mimo łez.
Położył rękę na moim kolanie.
- Tak i to ciekawe dlaczego?
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
Strasznie trudno było mi to przyznać, ale to też był jeden z powodów.
- Dobra, jestem zazdrosna i nawet się przyznaje, ale.... jak my mamy stać się rodziną skoro ty nie wierzysz mi nawet w takiej sprawie.
Zmarszczył brwi.
- Bo to nie jest istotne.
- A dla mnie jest. Nie było Cię tam i nie widziałeś jaka była oburzona. Przez to wszystko czuje się jakaś winna.
Popatrzył na mnie z troską.
- Kochanie przecież wszyscy mieszają się w nasze małżeństwo, a ty chcesz się przejmować kimś kto nawet na to nie zasługuje? Po za tym.- prychnął- Ona nawet nie chce mnie, tylko nie może się pogodzić, że jestem z tobą. To nie miłość to egoizm.
Westchnęłam.
- Przepraszam, że Ci nie uwierzyłem, ale...- milczał przez chwilę- Ja chyba jestem zbyt naiwny.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Dobra skończmy z tym tylko musisz mi coś obiecać.
- Wszystko.
- Że nie będziemy już o niej rozmawiać.
Maxon uśmiechnął się do mnie
- Obiecuję.
Przyjrzał mi się dokładnie.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Tak już na pewno.
Nie usatysfakcjonowała go ta odpowiedź.
- Dobrze pójdę później do lekarza.- obiecałam i otarłam oczy.
- Ami ? Spójrz na mnie.- poprosił.
Zrobiłam to.
- Wiem, że nie jestem idealny, ale nigdy rozumiesz nigdy bym Cię nie zdradził. Wszystko może się zmienić, ale moja miłość do ciebie pozostanie na zawsze. Nic jej nie zmieni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro