Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55

Narodziny, życie, śmierć. Wydawałoby się, że tyle nas czeka, że jesteśmy niezniszczalni, że możemy wszystko. A nasz los ogranicza się głównie do tych trzech prostych pojęć. Kiedy patrzę na swoje życie widzę tylko to. To wszystko daje mi ogromną siłę, jak np moje dzieci albo Maxon, ale sprawia również niewyobrażalny ból. Pogodziłam się z tym bólem, zaakceptowałam go. Jednak czasami, kiedy mam gorszy dzień wole żeby zniknął. Na szczęście mam na to niezawodny sposób. Kiedy słyszę melodie, która wydobywa się spod moich palców i koi cały mój ból zapominam o wszystkim. Zapominam, że jestem Królową, że mieszkam w pałacu, że każdego dnia muszę podejmować tysiące różnych decyzji, które rzutują na życie całego społeczeństwa. 
Ktoś zakrył mi oczy więc momentalnie przestałam grać.
Westchnęłam i położyłam palce na jego dłoniach. 
- Maxon, wiem, że to ty, przestań się wygłupiać i pozwól mi dalej grać. 
Nie odpowiedział na to, co powiedziałam tylko usiadł obok mnie i zaczął rozglądać się po saloniku. 
- Nie chcesz, żebyśmy tutaj jakoś urządzili, jakieś  meble albo coś? 
Pokręciłam głową. 
Od Maxona w prezencie ślubnym dostałam trzy nowe fortepiany. Jeden z nich kazałam ustawić właśnie w tym pustym pokoju. Kiedy już miałam dość wszystkiego przychodziłam gdzieś, gdzie jest pustka. Tylko ja i muzyka, tyle mi wystarczało.
- Wolę tutaj być sama ze sobą.- powiedziałam i położyłam dłonie na klawiszach.
Maxon od razu przykrył je swoimi.
- Ami, kochanie, powiedz mi co Cię dręczy. 
Lekko potarłam jego dłoń czubkiem kciuka.
- Czuje się... przytłoczona.
- Czym?
Dalej patrzyłam na nasze złączone dłonie. 
- Nie wiem, sytuacją, pracą, ciążą, wiem, że to niemądre, ale czuje się winna, ze względu na Lucy, mam wyrzuty sumienia. 
- Ami, nie możesz brać na siebie problemów całego świata. Jesteś bardzo silną kobietą- powiedział i popatrzył mi głęboko w oczy.- Ale nie aż tak, żeby dźwigać to wszystko sama. 
Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę
- Do tego strasznie tęsknie za Kenną. Chciałabym móc z nią porozmawiać  tak od serca. 
Maxon objął mnie wolną ręką. 
- Ze mną możesz rozmawiać od serca. 
Uśmiechnęłam się 
- Wiem, ale ty jesteś moim mężem...nie rozumiesz kobiecych spraw.  
Uniósł brwi i chwilę się nad czymś zastanawiał.
- Ale kocham Cię- powiedział przesuwając dłoń na moje włosy- I pragnę Cię uszczęśliwiać.
-Obiecuję Ci najlepsze Halloween na świecie.
Przewróciłam oczami 
- Które będę musiała zorganizować.
- Nie lubisz tego?- zapytał z udawanym zdziwieniem.
Roześmialiśmy się oboje.
- Będziesz mieć najpiękniejszy kostium na całej sali. 
-Ciekawe za co się przebiorę, za dynie? 
-Za globus 
-Dlaczego za globus? 
-Bo jesteś moim cały światem. 
Roześmiałam się.
- Wracaj do pracy, mam już dość twoich okropnych żartów.
Wstał i podał mi ramie. 
- Zamierzasz mi towarzyszyć?
Uśmiechnęłam się smutno.
- Nie wiem, nie czuje się najlepiej, nie pogniewasz się na mnie jeżeli chwilę jeszcze tu zostanę, a później pójdę się położyć?
- Odpocznij- powiedział cicho i pocałował mnie lekko w usta 
- Kocham Cię
- Kocham Cię 

Nie mogłam zmrużyć oka. Leżałam w ciemnym pokoju i czułam otępienie. Czułam się ociężała i winna. Winna wszystkiemu, co tak naprawdę nie było wcale moją winą. Chciałam wyrwać się z tego stanu uśpienia, z tego wiecznego marazmu, który mnie przytłaczał. Pomyślałam, że jeżeli dalej będę przyjmować na siebie problemy całego świata, to czeka mnie podobny rodzinny los. Nie chciałam już więcej o tym myśleć i zadręczać się bez końca historiami, które tworzyłam w swojej głowie, więc gdy przyszła pora kolacji skierowałam się w kierunku jadalni.
Eadlyn i Ahren przybiegli do mnie rozpromienieni i wyjątkowo elegancko ubrani. 
Przez chwilę przeraziłam się, że mamy gości i choć przebrałam się do kolacji momentalnie przygładziłam sukienkę.
- Mamo chodź!
Obydwoje złapali mnie za ręce i zaprowadzili do środka.
- Niespodzianka!- krzyknęli znowu obydwoje, a ja zobaczyłam na stole wielki czekoladowy tort przyozdobiony niezliczoną ilością truskawek, bitą śmietaną i wszystkimi innymi słodkościami, które uwielbiam. To wyglądało jak niebo.
-Zrobiliśmy z tatą. - powiedział Ahren z powagą. 
- Naprawdę?- zapytałam z niedowierzaniem. 
- Naprawdę- powiedział Maxon, który podszedł do nas z wymiętą i całkowicie brudną koszulą. 
Popatrzyłam na nich wszystkich. 
- A z jakiej to okazji? 
- Bo jesteś nasą królową!- powiedział uradowany- dobrze powiedziałem, tata?- zapytał cicho Maxona. 
- Bardzo dobrze. 
- Zebyś już nie była nigdy smutna.- Eadlyn przytuliła się do mojego brzucha.- i żeby dzidziuś był scenśliwy.
Poczułam, że mam łzy w oczach. 
- Możemy zjeść!- powiedzieli równocześnie i pobiegli. 
- Przyznaj się- szepnęłam do Maxona.- Nie zrobiliście tego sami. 
Objął mnie i założył mi włosy za ucho.
- Trochę próbowaliśmy.- powiedział.
Roześmiałam się.
- Chcieliśmy Cię tylko uszczęśliwić.
Wytarłam mu czekoladową plamę z policzka. 
- Robicie to każdego dnia.- szepnęłam, a nasze usta się zetknęły. 
- A teraz trzy kroki ode mnie.- powiedziałam odpychając go lekko.- pobrudzisz mi sukienkę!
Roześmiał się, a potem razem podeszliśmy do naszych dzieci. Cały wieczór siedzieliśmy na podłodze w jadalni i nawzajem karmiliśmy się truskawkami i bitą śmietaną. 
Tak długo zastanawiałam się co uwolni mnie ze smutku w którym tkwiłam od pewnego czasu. 
Okazało się, że mam wszystko czego potrzebuje każdego dnia pod nosem i nikt nigdy mi tego nie odbierze.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro