Rozdział 49
Obudziłam się w poczuciu bezpieczeństwa w białej pościeli. Wśród masy puszystych poduszek, promienie słońca muskały moją skórę. Delikatny wiatr wpadał przez otwarte okna. Tak mogłoby wyglądać moje niebo, a wygląda miejsce na ziemi.
Maxon wychylił głowę z pod kołdry.
- Czy wystarczająco już przeprosiłem?
Udałam, że się zastanawiam i wygodniej ułożyłam się na łóżku.
- Nie.
To był dobry czas dla naszego małżeństwa. Chodziłam w szerokich białych sukienkach, uśmiechałam się, wąchałam kwiaty w ogrodzie, nie kłóciłam się z moją matką, każdego dnia była piękna pogoda, a ja zauważyłam, że moja ciąża przyniosła coś o czym dawno już zapomnieliśmy, a czego tak bardzo potrzebowaliśmy.
Spokój.
I nie mogłam przewidzieć tego jak będzie wyglądała przyszłość, ale nie zastanawiałam się nad tym ponieważ po prostu żyłam z dnia nad dzień. Dla rodziny dla siebie i dla kraju. To życie to bajka, którą może zniszczyć jeden podmuch wiatru, lub jeden wielki cień.
- Zasłaniasz mi słońce.- powiedziałam zdejmując okulary przeciwsłoneczne i spoglądając na jego rozmazaną sylwetkę.
- Muszę z tobą porozmawiać.- odparł poważnie i usiadł obok mnie na leżaku.
Z powrotem założyłam okulary i skierowałam twarz ku słońcu.
- O czym?
Nie widziałam go, ale mogłam sobie wyobrazić jak August zaplata dłonie, pochyla się i przygotowuję się do tego, żeby mówić rzeczowym tonem jak Maxon, co kompletnie mu nie wychodziło. Nie wiem jak ten człowiek mógł choć przez chwilę uważać się za prawowitego władcę. Może i w jego żyłach płynęła królewska krew, ale to Maxon był prawdziwym królem.
- Nie uważasz, że zmiany postępują zbyt powoli?- zaczął.
- Co masz na myśli?- zapytałam zirytowana, już miałam dość tej dyskusji.
- To między innymi przez to były te zamieszki. Maxon zapowiedział zmiany, a ja jakoś ich nie widzę.
- Uważam, że dobrze postępujemy.
- Tylko, że powinniście wyciągać wnioski ze swoich błędów. Wy już zapomnieliście o ataku i o tym, że praktycznie groziła wam detronizacja.
Policzyłam do pięciu w myślach żeby od razu nie wybuchnąć i odetchnęłam głęboko.
- Łatwiej się mówi niż robi. Wiesz czemu największy problem jest teraz z Czwórkami?
- Nie mam pojęcia.
Podciągnęłam się i zniżyłam okulary na nos.
- Bo ty zająłeś się Piątkami i robiłeś to niedokładnie, nieprofesjonalnie i bez konsultacji z Maxonem. Teraz widzisz jakie konsekwencje ma szybkie i nieprzemyślane działanie, aż dziwie Ci się, że w ogóle masz czelność nas o coś oskarżać?!- zbulwersowałam się i położyłam z powrotem na leżaku.
- Naprawdę myślisz, że was o coś oskarżam?- z jego głosu nie mogłam niczego wyczytać. Zaczęłam podejrzewać, że znowu ma jakiś plan, który zrujnuje wszystkie nasze starania, żeby trzymać to wszystko w ryzach
- To co w takim razie robisz, dlaczego rozmawiasz o tym ze mną a nie z Maxonem?
- Masz na niego ogromny wpływ.- powiedział spokojnie.
- Czy to źle? Jestem jego żoną.
- Tylko mówię.
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i wstałam okrywając się szlafrokiem.
- Możesz się mądrzyć bo nikogo nie obchodzisz. Nie jesteś codziennie wystawiony na piedestał, przesłuchiwany przez dziennikarzy i zmuszony do odpowiedzialności za cały kraj. Jesteś nikim i wiesz o tym. Ale czujesz, że masz na coś wpływ. Tymczasem niczego nie rozumiesz i jesteś takim samym człowiekiem jak ja jak on i jak wszyscy ludzie w tym kraju. Przestań myśleć, że wiesz lepiej niż inni co jest dla nas wszystkich najlepsze.
Zostawiłam go samego na balkonie i skierowałam się do swojego apartamentu, żeby się ubrać. Pomyślałam o Georgii i o tym, że ze względu na nią muszę być wyrozumiała dla Augusta. Była moją przyjaciółką i nie chciałam jej zranić, ale z drugiej strony nie mogłam pozwolić na to, żeby on bez przerwy ranił mnie. Zastanawiałam się nad tym później siedząc w Komnacie Dam i ustalając menu na najbliższe przyjęcie dyplomatyczne i nagle mnie olśniło. Później czytając decyzje o ochronie środowiska wpadłam na jeszcze jeden pomysł.
Zmęczona, ale wystrojona jak na elegancki wieczór w pałacu zapukałam delikatnie do gabinetu Maxona.
- Proszę- zawołał, a ja delikatnie wsunęłam się do środka i jeszcze ciszej zamknęłam drzwi.
Siedział za biurkiem, podpisując jakieś dokumenty i nawet na mnie nie spojrzał.
- Jest strasznie późno, dzieci śpią?
- Judie ich położyła- odparłam siadając naprzeciwko niego- oczywiście wcześniej musiałam im przeczytać tysiąc bajek.
- Dlaczego mnie to nie dziwi. - powiedział rozbawiony i podniósł na mnie wzrok- Wyglądasz rewelacyjnie.
- Dziękuje.
Gorączkowo zaczął przeglądać kalendarz.
- Mamy dzisiaj jakieś plany, czy...
Położyłam dłoń na jego dłoni.
- Nie- odparłam powoli- Tak właściwie mam pewien pomysł.
- Już się boje.
Wyrównałam materiał sukni i wyprostowałam się na krześle.
- Nie uważasz, że przydałyby się nam wakacje.
- Wakacje?
- Dwudniowy wypoczynek- przewróciłam oczami.
Maxon odetchnął głęboko, ale oparł łokcie na stole i spojrzał na mnie.
- Co masz na myśli?
- Wynajęlibyśmy jacht.
- Jacht?
- Nie mówię tylko o nas.- powiedziałam pokazując na siebie i na Maxona- ale też o Lucy, Aspenie, Marlee i Carterze. Mamy dwadzieścia parę lat, a jedyne o czym ciągle myślimy to dzieci i praca. Udało Ci się zrobić naprawdę bardzo dużo do tej pory, nie uważasz, że dwa dni urlopu ci się należą. - położyłam dłoń na sercu- Kraj nie upadnie przez ten czas.
Zastanowił się przez chwilę.
- Bierzesz pod uwagę też Georgie i Augusta?
Przygryzłam wargę i zaczęłam skubać materiał sukni.
- Właśnie w tym jest problem.
Maxon spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Mam wiele szacunku do Georgii uważam, że jest wspaniałą kobietą, oddaną silną i wierzę, że chcę jak najlepiej.
- Ale?
- Nie wiem czy mogę powiedzieć to samo o Auguście.- zawahałam się, ale mówiłam dalej- Nie okazuje swojej wierności ani Tobie, ani Ileii. Jeżeli dalej chcesz go tutaj zatrzymać musi nauczyć się odpowiedzialności. Potrzebuje próby.
Pochylił się na krześle i zmarszczył brwi.
- Chcesz przekazać mu władze na ten czas?
- Jak inaczej ma odbudować nasze zaufanie?- szepnęłam.
Maxon przez chwilę stukał palcami o blat, aż w końcu popatrzył na mnie z poważną miną.
- Zastanowię się nad tym.
Uśmiechnęłam się lekko, a twarz Maxona nagle zaczęła wyrażać zaniepokojenie. Złapał mnie za rękę.
- Jak się czujesz? Nie wiem czy to będzie dla ciebie bezpieczne?
Roześmiałam się.
- Nie wiem co się dzieje, ale czuję się naprawdę wspaniale, prawie w ogóle nie mam mdłości i...- pochyliłam się i dodałam trochę ciszej- wiesz, że jestem w dobrym stanie
Uśmiechnął się i pochylił głowę wracając do podpisywania dokumentów.
- W takim razie łatwo Ci będzie mnie przekonać.
- Jak wiele razy, skarbie- powiedziałam przygryzając wargę i wstałam z krzesła- jak wiele razy.
Skierowałam się do wyjścia starając się iść z największą gracją na jaką tylko było mnie stać.
Odwróciłam się gdy byłam już przy drzwiach i spojrzałam na jego rozmarzoną twarz wpatrującą się we mnie.
- Mam jeszcze całą stertę dokumentów do podpisania.
- Jutro?- westchnęłam teatralnie opierając się o framugę.
Chwilę później byłam już w jego ramionach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro