Rozdział 16
Nie mogłam się nie uśmiechnąć, kiedy zobaczyłam Maxona i Astre siedzących na kocu wśród lalek i wszystkich innych rzeczy w kolorze różowym. Gdy tylko widziałam ich razem na mojej twarzy, od razu pojawiał się uśmiech. Nie mogłam się od tego powstrzymać.
Trzymając w ręce mój prezent przysiadłam się do nich.
- Cześć skarbie.- powiedziałam i pocałowałam Astre w głowę.
- A ja?- zapytał Maxon udając oburzenie. Wskazał palcem swój policzek
Roześmiałam się i pocałowałam go.
- Co to jest?- zapytała Astra patrząc na moje pudełko.
- To jest prezent dla wujka.- odparłam z uśmiechem.
- Nie jest trochę za wcześnie?- zapytał Maxon sceptycznie. Wiedziałam, że widzi wszytko w moich oczach.
- To jest specjalny prezent.- powiedziałam.
- Nie cieszysz się?- zapytała zdziwiona Astra. Dla niej nie cieszyć się z prezentu było najgorszą zbrodnią.
- Cieszę się.- odpowiedział i spojrzał na mnie.- Ale jak ciocia ma taką mine to znaczy że coś knuje.
- To nie prawda.- roześmiałam się i podniosłam jedną z lalek.
Prychnął.
- Akurat.
Astra tylko wzruszyła ramionami i wgramoliła się mu pomiędzy nogi, rozwiązała kokardę, a potem ściągnęła wieczko.
- Mikołaj!- westchnęła uradowana.
Maxon spojrzał na mnie, tak jak myślałam, zaskoczony moim pomysłem.
- Nie ma mowy.- powiedział tak jakbym nalegała.- Zrobię z siebie idiotę.
Przewróciłam oczami.
- Czasem też robisz i to bez stroju Mikołaja.
Roześmiał się.
- Wiesz co? Grabisz sobie.
- Wujek będzie Mikołajem? - spytała Astra i spojrzała na niego do góry.
- A chciałabyś?- zapytałam pochylając się do niej.
- Bardzo.- powiedziała z taką słodyczą, że już nie miał wyboru.
- Na pewno ?- zapytał Maxon bo chciał zmienić jej decyzję.
Astra energicznie pokiwała głową.
Wzruszyłam ramionami.
- Przykro mi przegrałeś.
Astra wyciągnęła czapkę z pudełka i założyła mu ją na głowę.
- A ciocia była grzeczna?- zapytał.
Popatrzyła na mnie jakby się zastanawiała.
- Nie!
- Dobra jednak mi się to podoba!- stwierdził Maxon.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Że nawet dziecko to wie.- dobiegł mnie głos Kenny.
Odwróciłam się.
Moja siostra stała oparta o futrynę z telefonem w ręce.
- Bardzo śmieszne.- powiedziałam, a Maxon znowu się roześmiał.
- Urwałam jej nogę.- stwierdziłam trzymając w ręce nogę lalki.
Przynajmniej zmieniłam temat.
- Brawo.- odparł Maxon potrząsając głową, a Astra zachichotała.
- Ami, dzwoni nasz brat.- poinformowała Kenna nagle i wyciągnęła do mnie rękę z telefonem.
Odwrociłam się i próbowałam udawać, że nie rozumiem.
- Gerard?- zapytałam- Przecież jest tutaj.
Kenna popatrzyła na mnie tak jak wtedy, kiedy byłyśmy jeszcze dziećmi. Zawsze tak na mnie patrzy, jak uciekam. A ja zawsze będę pamiętać ten wzrok.
- America.
Chociaż kompletnie nie miałam ochoty na rozmowę z moim bratem wkońcu wstałam i wzięłam telefon od mojej siostry.
- To ja tu jestem królową i ja powinnam rozkazywać.- powiedziałam oburzona, ale trochę zaczęło mnie ciekawić, czego może chcieć Kota.
- W tej sprawie akurat nie.
Zrobiła usatysfakcjonowaną minę i usiadła obok Maxona i Astry.
- Cóż za poważny władca.
- Przeprowadzam poważną operację w tej chwili więc się nie wtracaj.- powiedział Maxon skoncentrowany na naprawieniu tego co zepsułam.
Wyszłam na korytarz.
- Słucham.
- America?- usłyszałam głos mojego brata.- Miło Cię słyszeć.
Kiedy słyszałam ten jego przyjazny ton aż lepki od słodyczy, a jeszcze bardziej od fałszerstwa miałam ochotę zwymiotować.
- Po co zadzwoniłeś?- spytałam od razu.
- Mogłabyś się chociaż przywitać.- powiedział już bez takiego entuzjazmu.
- Dobra, cześć,
- Matko, jeszcze nie nauczyli Cię kultury?
- Nauczyli, ale nauczyli też, jak postępować z ludźmi takimi jak ty.
- A co ze mną jest nie tak?!- zapytał gwałtownie-Nie mów mi, że nie słyszałaś o moim sukcesie?
- Słyszałam.
- Właśnie, wszyscy chcą kupować moje obrazy... ale dobrze nie ważne. Dzwonie bo chciałem powiedzieć, że przyjadę na święta.
- Do pałacu?- zapytałam nie mądrze.
- Tak, masz coś przeciwko.
- Jasne, że tak, wszystko.- potrząsnęłam głową- Czy jakbym mieszkała w slumsach albo pod mostem to też chciałbyś mnie odwiedzić na święta?
- Ale co to za pytanie?
- Właśnie kluczowe, przyjedziesz i będzie Cię obchodzić tylko to jak dobrze się zaprezentować przed gośćmi. Może jeszcze będziesz chciał zrobić wystawę w holu?
Nastała chwila ciszy.
-To nie jest taki zły pomysł.
- Żartujesz? Wszystko ci się pomieszało. Nie możemy ze sobą rozmawiać skoro najwyraźniej mamy tak różną hierarchię wartości.
- Możesz sobie tak mówić bo teraz pławisz się w luksusach, na które nawet nie musiałaś pracować- umilkł na chwile- to znaczy...
Aż się zachłysnęłam. Jednak postanowiłam zachować spokój.
- Proszę dokończ.
- Wiesz, nie o to mi chodzi.- odparł lekko zakłopotany.
- Ja doskonale wiem, o co ci chodzi.- powiedziałam- Może i pławie się w luksusach, ale nawet nie wiesz ile musze poświęcać, a ty...myślisz tylko o sobie. Zataczasz błędne koło Kota i obawiam się, że nigdy nie uda ci się z niego wydostać.
Powiedziałam to i od razu się rozłączyłam. Spodziewałam się tego. Nie rozumiałam, jak można być takim egoistą. W ogóle nie myśleć o rodzinie i co gorsze nawet nie zdawać sobie sprawy z tego wszystkiego. Byłam tak wściekła, że czułam jak wszystkie żyłki pulsują mi w ciele, szczypały mnie oczy i chyba byłam cała czerwona. Szłam korytarzem i czułam jakbym w środku miała ogień. Czułam jednocześnie wszytko i nic. Wszystko potrafił zepsuć. Wszystko.
Nagle wpadłam w coś z impetem.
Wszystkie moje nerwy się napięły.
Ale moje serce pękło, kiedy zauważyłam że wpadłam na Augusta.
- America...
Nie rozmawiałam z nim od czasu kiedy pokłócili się z Maxonem.
Stałam i po prostu na niego patrzyłam.
- Przepraszam, nic ci się nie stało?- zapytał.
Chodziło mu o nasze zderzenie, ale ja zbliżyłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.
- Nie masz prawa mnie przepraszać.- powiedziałam powoli.
Jego oczy były niebieskie. Tak jak moje. Ale, kiedy w mnie patrzyłam nie potrafiłam nic dostrzec. Widziałam pustkę. Nie chciałam nic widzieć. Miałam w głowie tylko słowa:
" Jest w ciąży i nic nie mogę z tym zrobić"
" Coś na pewno"
"Gdyby on jakimś cudem się dowiedział zabiłby mnie bez zastanowienia."
Nie mogłam nic z tym zrobić. To bolało. Nie wiedziałam, że będzie tak bardzo.
Z trudem przełknęłam ślinę i już chciałam iść, ale zatrzymał mnie i złapał za ramiona. Czego chciał?
- Musimy porozmawiać.
Na pewno nie zamierzałam jeszcze z nim rozmawiać. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić co miałby mi powiedzieć.
- Nie, nie musimy.
- Ale...- zaczął
- Zostaw mnie!- krzyknęłam i wyrwałam się mu.
Poszłam dalej, przed siebie nawet się nie oglądając.
Wściekła otworzyłam drzwi do swojego apartamentu.
- Co ty tu robisz?- zapytałam oddychając ciężko.
May stała obok rozłożonej sztalugi.
- Maluje, tutaj jest najlepsze światło w pałacu.- spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi.- Ami co się stało?
Powstrzymując się od płaczu podeszłam do szuflady mojego stolika nocnego i wyciągnęłam dwie koperty.
- Nic, wszystko jest w porządku.- powiedziałam wstając.
- Na pewno?
Złapałam za klamkę.
- Mogę stąd iść, jak chcesz...
Odwróciłam się.
- Nie musisz- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem i zatrzasnęłam drzwi.
Rozglądnęłam się po pokoju.
Nic się nie zmieniło.
Nawet pachniało tak samo.
Weszłam do środka. Czułam się nie na swoim miejscu. Nie byłam w tym pokoju od czasu Eliminacji.
Przeszłam szybko przez cały pokój i otworzyłam drzwi balkonowe. Owiał mnie wiatr, a ja byłam rozgrzana. Chciało mi się płakać. Ale nie mogłam.
Chyba już zabrakło mi łez.
Ostatkiem sił wyszłam na balkon i złapałam się barierki.
Spojrzałam w dół na idealnie przystrzyżony trawnik.
To był paradoks, że miałam wokół siebie tyle ludzi, ale i tak teraz musiałam poradzić sobie z tym sama.
Dlaczego ja nie potrafiłam wybaczać? Mój brat mnie nienawidził. Kiedy stałam się królową chciał tylko czerpać z tego korzyści. Zupełnie o mnie zapominając. A może to ja nienawidziłam jego?
Sama już nawet tego nie wiedziałam.
Wiedziałam tylko jedno. Nienawidziłam Augusta.
I tu już nawet nie chodziło o mnie.
Po prostu myślałam, że jest innym człowiekiem.
Wiedziałam, że ludzie popełniają błędy. Niespodziewana rządza władzy może prowadzić do bardzo głupich decyzji. Może i Maxon tak to usprawiedliwia, ale ja nie. Kiedy tylko na niego patrzyłam przypominałam sobie jego słowa. Które bolały jak jeszcze nic w moim życiu.
Maxon potrafił zapomnieć dla dobra wszystkich. Ale ja?
Dręczył mnie fakt, że nazywałam go swoim przyjacielem.
W ręku nadal trzymałam listy, które znalazłam w gabinecie Augusta.
Nawet się nie wachałam, żeby je podrzeć. Nie chciałam znać ich treści. Może źle robiłam, ale chciałam tylko zniszczyć coś co on miał w rękach.
Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam w powietrzu wirowały kawałki białego papieru.
Weszłam z powrotem do pokoju i po tym wszystkim czułam się już lepiej. Napięcie opadło i został tylko smutek
Westchnęłam i dotknęłam fortepianu opuszkami palców.
Nagle coś jakby połaskotało mnie od środka. Uśmiechnęłam się i dotknęłam swojego brzucha.
Znowu to poczułam ale tym razem mocniej.
- Hej- roześmiałam się.
Powoli usiadłam na łóżku i głaskałam miejsce gdzie pierwszy raz poczułam kopnięcie.
- Moje maleństwa.- powiedziałam cicho- Nigdy nie pozwolę was skrzywdzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro