Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Stałyśmy we trzy, jak skamieniałe i patrzyłyśmy przez okno na ogród. Alejkami spacerowali moja matka i ojciec Lucy pogrążeni w ożywionej rozmowie. Tata Lucy wyglądał jakby opowiadał jakąś historię, a moja matka patrzyła na niego, uśmiechając się  szeroko i poprawiając włosy.
Nigdy nie widziałam nic dziwniejszego. 
Lucy położyła ręce na biodrach.
- Może po prostu rozmawiają.- stwierdziłam przyglądając się mojej matce jeszcze raz.
- Nie wygląda jakby tylko rozmawiali.
- Dobra, wiem.
Marlee odwróciła się do nas.
Miała minę jakby w ogóle nas nie rozumiała, a Kile bawił się jej włosami.
- Ale to chyba dobrze, że się polubili.
Obydwie zgromiłyśmy ją wzrokiem.
Lucy popatrzyła na mnie.
- Tak?
Oparłam się o parapet.
- Nie możemy im niczego zabronić, ale to trochę dziwne.
- Oboje są po przejściach, może po prostu chcą się wymienić doświadczeniem. Nie róbcie takiego halo.- powiedziała Marlee

Aspen pisał coś w gabinecie, kiedy weszłyśmy.
Podniosł głowę znad papierów.
- O cześć kotku.- uśmiechnął się do Lucy i popatrzył na mnie. - Ami podobno masz zakaz wchodzenia tutaj.
To była prawda.
- Jest wyjątek w ważnych sprawach.
- Hej kochanie. - Maxon objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
Odsunął się, gdy zobaczył moja minę.
- Boże co się stało?- zapytał podchodząc do swojego biurka. 
-  Słyszeliście o tym, że jest nowa para w pałacu?- zapytała Lucy.
Nasi mężowie popatrzyli na siebie, a potem na nas.
- Nie mówcie ze wy.- powiedział Aspen lekko zlęknionym głosem.
Przewróciłam oczami i usiadłam na krześle przy biurku.
- Nie, nie my- odparłam i położyłam dłonie na brzuchu.
- No to kto?
- Moja matka i ojciec Lucy.
Oczywiście przychodząc tutaj nie spodziewałyśmy się tego, że Maxon i Aspen zaczną się po prostu smiać.
- Że co?- zapytał Maxon z niedowierzającym wyrazem twarzy.
- To co słyszałeś.
- Na pewno przesadzacie.- stwierdził Aspen i wziął Lucy za rękę
- Właśnie- przyznał Maxon.
- Nie mogą być razem.
- Seks po pięćdziesiątce to jak walki wściekłych manatów.- stwierdził Maxon, nie wiem na jakiej podstawie.
Aspen się roześmiał.
- Bardzo śmieszne- odparłam przekornie- Masz jakąś wiedzę, o której nie wiem?
- Przepraszam.- powiedział opierając głowę  na rękach.
- Moja matka, nie ma jeszcze pięćdziesiątki.
- Jesteście okropni- podsumowała Lucy.
-Nie żartuj już, wypalasz nam mózgi.

Tak właściwie to chodziło mi o coś innego. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby moja mama mogła tak szybko zapomnieć o tacie, mimo tego, że nie byli idealnym małżeństwem. Ja zawsze o nim myślałam i nie dopuszczałam do siebie myśli, że moja matka mogłaby związać się z kimś innym. Ona może byłaby wtedy szczęśliwa, ale ja nie. I chociaż sprawa z ojcem Lucy to nic poważnego, zaczęłam się przez to zastanawiać, jak by to było, gdyby mama znalazła sobie kogoś innego.Może nie powinno mnie to obchodzić ponieważ byłam już dorosła i miałam własna rodzinę, ale nadal przecież byłam jej córką.

Chwilę jeszcze rozmawialiśmy na ten temat, a kiedy Aspen i Lucy poszli, zostałam sama z Maxonem.
- Ja po prostu, dziwie się, że tak szybo zapomniała o tacie.- powiedziałam przesuwając dłonią po biurku.
Maxon spojrzał na mnie z troską.
- Ami, minęły dwa lata.
- Uważasz, że to dużo?- spytałam patrząc na niego.
- No nie, ale biorąc pod uwagę ile rzeczy się wydarzyło.- powiedział z bladym uśmiechem.
Wydęłam wargi.
- Nie możesz jej niczego zabraniać.
- Wiem.- przyznałam
Wstałam, usiadłam mu na kolanach i objęłam go ramionami.
- Ojciec Lucy nie mógłby być z moją matką- stwierdziłam nagle.
- Czemu?- spytał Maxon unosząc brwi.
- Bo on jest taki... stonowany i spokojny, a moja matka- westchnęłam- Sam wiesz.
Roześmiał się.
- Może właśnie dlatego.
- Nie sądzę
Maxon zaczął kreślić kciukiem kółka na moim brzuchu.
- Jak tam nasze maleństwa?- zapytał, a w jego oczach znów pojawił się ten blask.
- Czekam na jakieś sygnały.- powiedziałam- Ale na razie nic.
- Jeżeli będą tacy jak ty, to lepiej się przygotuj.- odparł.
Uśmiechnęłam się.
- Może wręcz przeciwnie.
- Mało prawdopodobne.- powiedział i nasze usta się zetknęły.
Odsunęłam się i popatrzyłam na niego.
- Ja nigdy bym Cię nie zostawiła.
- Ja też.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro