Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 100

Kiedy byłam mała bawiłam się z Kenną i z Kotą w różne gry. Te z siostrą nie przypominały przepychanek czy wyścigów z bratem. Dzisiaj myślę, że były bardziej jak życie. Nieprzewidywalne, a czasami nawet smutne. Ale zapamiętałam jedną zabawę. Tą kiedy wyrywałyśmy stokrotki w ogrodzie i wróżyłyśmy... kocha czy nie kocha.
Dzisiaj już wiem, że naprawdę to tak nie wygląda. Prawdziwe szczęście jest wtedy, kiedy nie potrzebujesz już stokrotek, żeby wiedzieć. Bo jesteś o tym przekonana. I pewna jak niczego na świecie. Natomiast przerażające jest poczucie przemijania. Nigdy nie wiemy, co zdarzy się w przyszłości, ale rozpamiętując przeszłość jesteśmy zaskoczeni tym, co dzieje się teraz. To niesamowite, że możemy myśleć o tym przez jakie decyzje nasze życie tak się potoczyło. Przez jakie czynniki jesteśmy teraz w miejscu, w którym jesteśmy szczęśliwi. Kiedy jeszcze mieszkałam w domu rodzinnym nie urządzaliśmy zbyt wielu przyjęć. Moje urodziny były obchodzone w wąskim gronie, a ja nawet nie angażowałam się zbytnio w ich przygotowanie. Nigdy nie myślałam, że w moim życiu coś się zmieni. Nie wiedziałam, że będzie wyglądać inaczej, a to jak poradzę sobie z przygotowaniem przyjęcia będzie miało wpływ na wizerunek naszego kraju. Kiedy przypominałam sobie jak bardzo byłam nieświadoma wielu spraw zaczynałam tęsknić za dzieciństwem, które było takie beztroskie i proste. Patrząc na Eadlyn zbierającą stokrotki w ogrodzie w letniej białej sukience poczułam nutę nostalgii.

- Wasza wysokość?
Z rozmyślań wyrwał mnie rozgorączkowany dekorator, który niecierpliwie czekał na mnie z dwoma tkaninami.
- Wasza wysokość musi wybrać dekorację stołów.
Momentalnie wyrwałam się z rozmyślań i upuściłam pierwszy lepszy kawałek materiału, kiedy tylko zobaczyłam Sylvie na horyzoncie.
- Wasza wysokość.- dygnęła nisko, a do mnie znowu powróciły wspomnienia.
Jeszcze niedawno pod względem pozycji w Pałacu cały czas wisiałam na włosku. Nie zasługiwałam na taki szacunek. Wszystko diametralnie zmieniło się, kiedy zostałam Królową. Zastanawiałam się nad tym już wcześniej. Czy ludzie naprawdę są aż tak przywiązani do statusu społecznego. Czy przy ocenie człowieka kierują się tylko i wyłącznie tym jaką rolę pełni? Może dlatego niektórzy mieli problemy ze zniesieniem klas. Czy zabraliśmy ludziom pewien ład?
- Wszyscy odpowiedzieli na zaproszenia?- zapytałam kiedy przechadzałyśmy się wzdłuż Sali sprawdzając każdy szczegół.
- Dosłownie każdy sztab.- powiedziała dotykając delikatnie płatków konwalii.- Szykuję się naprawdę ogromny bankiet.
- Urodziny Maxona.- poprawiłam ją.
Sylvia popatrzyła na mnie z lekką, ledwo wyczuwalną dezaprobatą, a ja przez chwilę poczułam jakbym cofnęła się w czasie.
- Wszyscy przywódcy państw, dziewczyny z Elity, najważniejsze osoby na scenie politycznej. Odkąd tu pracuję nigdy nie było takiej uroczystości.
Przełknęłam ślinę.
- Może być niebezpiecznie w oceanie gdzie pływa zbyt dużo ryb.
Popatrzyłam na nią jak poprawia platynowe sztućce i zastanowiłam się. To właśnie miałam na celu, kiedy przedstawiałam ten plan Maxonowi. Chciałam zaprosić na jego urodziny jak najwięcej ważnych osób z różnych krajów, żeby wszyscy przekonali się, że nasze państwo jest inne niż za panowania poprzedniego króla. Miałam wrażenie, że niektóre osoby były tak zajęte sprawami własnego państwa, że nawet nie zauważyły jak diametralnie zmieniła się sytuacja w Illei.
- Co może się wydarzyć?- zapytałam i widziałam, że Silvia ma ochotę z wyrzutem pomachać głową, ale powstrzymuje się z całych sił.
Wyrównała dokumenty, które trzymała przy piersi i lekko poprawiła okulary.
- Niech Wasza Wysokość porozmawia na ten temat z Królem.- powiedziała kulturalnie- Ja najwyraźniej nie mam dostatecznych kompetencji.

-Czy ona się na mnie obraziła?- zapytałam Maxona, kiedy szykowaliśmy się w naszym pokoju.
Patrzył w lustro zawiązując sobie krawat.
- Nie, ale wiem o co jej chodzi.
Podeszłam do niego od tyłu i zaczęłam wygładzać rękawy jego koszuli.
- O co?
Odwrócił się do mnie.
- Boi się, że nie wszyscy mają dobre relacje. Wpuszczenie wszystkich do jednej sali może praktycznie oznaczać wojnę.- znowu popatrzył w lustro i mocniej docisnął krawat.- która znowu będzie się kojarzyć z nami.
Podeszłam do niego i poluzowałam spięcie przy szyi.
- Wszystko będzie dobrze. Robisz wielkie rzeczy, na które nie odważyłby się żaden z twoich poprzedników.- delikatnie złapałam jego dłoń- Zasługujesz na to, żeby to zauważono.
Posmutniał i popatrzył w dół.
- Może i tak, ale widzę swoje czyny jak lawinę. Wydaje mi się, że kiedy w końcu wejdę na górę znowu spadam w dół.
Zrezygnowany usiadł na łóżku i wyglądał na bardzo zmęczonego.
Usiadłam obok niego.
- Wszystko co robisz, robisz po to, żeby ludziom żyło się lepiej. Nie możliwe jest to, żeby ktoś myślał inaczej. Po prostu tego nie dostrzegają.
Maxon nie patrzył na mnie tylko gdzieś w przestrzeń.
- Reputacja, którą zafundował temu państwu mój ojciec ciągnie się za nami jak cień. Nie wiem co musiałbym zrobić, aby temu zapobiec.- przerwał i zaczął przypatrywać się swoim dłoniom.- Chyba musiałbym wymazać historię.
Wygładziłam suknie i wyprostowałam się.
- Nie możesz. Już to co zrobiłeś jest historią i się nią stanie. Musisz przekuć to co było złe w atut. Musisz pokazać, że zdołałeś to wszystko pokonać. Zmienić na lepsze.
Maxon w końcu na mnie spojrzał, a ja pierwszy raz od dawna zobaczyłam jego szczery uśmiech.
- To może mieć jakiś sens.- powiedział zmęczonym głosem.
Uśmiechnęłam się, ale Maxon nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Na co tak patrzysz?- zapytałam lekko zaniepokojona, że coś jest nie tak z moim wyglądem.
- Jesteś piękna.
Może i kiedyś bałam się, że nie znajdę prawdziwej miłości. Bałam się, że nikt nie stanie za mną murem w każdej sytuacji. Bałam się, że problemy życiowe okażą się przeszkodą nie do pokonania. Bałam się zranienia, złamanego serca i poczucia pustki. Nigdy nie myślałam, że zamiast tego dostanę pewność, którą będę czuła praktycznie każdego dnia. Nawet jak jest źle w głębi duszy wiem, że mam na tym świecie osobę która jest ze mną. Wszystko mi wybaczy i zawsze będzie mnie kochać.
Maxon przysunął się do mnie i lekko musnął wargami miejsce pomiędzy moim uchem a szyją.
- I dziękuję, że we mnie wierzysz.- szepnął
Namiętność rozpala się jak płomień zapalanej świecy. Wystarczy gest lub słowo. Z ciszy i namiętności wybucha ogień, którego nie sposób zatrzymać. Namiętność to też wiedza o tym jaką kawę lubi pić, co mówi o poranku, czego się boi, co go denerwuje. Namiętność to znajomość każdego punktu na ciele, każdej słabości i atutu. Namiętność to proces bo wydaje nam się, że tak dobrze się znamy, a tak naprawdę ciągle uczymy się siebie na nowo.

- Nie mogę uwierzyć, że znowu tutaj jesteśmy!- Elise zawsze opanowana tym razem wysoko uniosła kieliszek do góry stukając się z nim z Natalie i wylewając przy okazji większą ilość szampana.
Jednak uznałam, że mimo plamy na podłodze dobrze, że tak się stało.
- Ty nie byłaś nawet na ślubie!- krzyknęła entuzjastycznie Natalie nawet nie odrobinę za głośno.
Wydawało mi się, że to dość bolesny temat dla Elise, ale ona zamiast się zawstydzić jedyne co zrobiła to prawie zachłysnęła się szampanem.
- Ale teraz jestem! I to najlepsze przyjęcie na świecie.
Wytrzeszczyłam oczy patrząc na ich zachowanie, ale one tak świetnie się bawiły, że nawet nie zauważały, że koło nich stoję.
Kriss podeszła do nas i roześmiała się.
- Mogłybyście się uspokoić.- powiedziała odrobinę karcąco, ale w żartobliwym tonie.- Przecież stoi obok was Królowa.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie porozumiewawczo.
- Nic nie szkodzi.- powiedziałam cicho- Cieszę się, że wam się podoba.
- Jest wspaniale.- odparła Elise już swoim normalnym rzeczowym tonem.- Dawno tak dobrze się nie bawiłam. To jak ucieczka od rzeczywistości.
Zastanowiło mnie to, że jej ucieczka była moją rzeczywistością.
- America, masz moją biżuterię.- powiedziała nagle Natalie ze wzruszeniem.
- Jest piękna, wybieram ją tylko na specjalne okazje.- uśmiechnęłam się i delikatnie dotknęłam pięknie zdobionej kolii.
- Masz talent.- dodała Kriss i nagle znienacka została objęta męskimi ramionami.
- Ty też- powiedziała cicho Natalie, a Elise od razu szturchnęła ją lekko.
- Natalie, Elise- Kriss popatrzyła do góry rozweselona- Poznajcie Elliota.
Natalie uwodzicielsko pomachała dłonią, a Elise znowu spiorunowała ją wzrokiem.
- Jestem rozwiedziona!- krzyknęła, a Elise już tylko pokręciła głową.
Roześmiałam się kurtuazyjnie i zauważyłam, że Maxon gestem przywołuje mnie do siebie z drugiego końca Sali.
- Przepraszam na moment.- powiedziałam i podbiegłam do niego.
Kiedy obok niego stanęłam wydawał się zaskoczony, ale nie smutny jak wcześniej.
- O co chodzi?- zapytałam odrobinę zmartwiona.
- Nie mam pojęcia, wydaję mi się, że wszyscy się dobrze bawią i nikt nie wspomina ani słowem o polityce.
Z mojego serca nagle spadł ciężar tego wieczoru.
- To chyba dobrze.- powiedziałam niepewna.
- Nie mam pojęcia to strasznie dziwne. Nawet Król Norwego-Szwecji jest dla mnie miły- pochylił się do mnie.- A tak szczerze to on nigdy za mną nie przepadał.
Dyskretnie rozejrzałam się po Sali.
- Wybrałam tego samego szampana co zazwyczaj.
Maxon prychnął i ruchem głowy wskazał na Elise i Natalie rozpaczliwe próbujące poderwać Elliota.
- Patrząc na te dwie zaczynam wątpić, że czegoś tam nie dolałaś.
Moja mina musiała wyrażać ogromne zaniepokojenie ponieważ Maxon roześmiał się głośno.
- Daj spokój, cieszę się, że akurat one tutaj sprawiają najwięcej problemów.
Odwróciłam się do niego.
- Nie sprawiają problemów.- powiedziałam cicho- Elise i tak jest opanowana. Bardziej się boje o Natalie.
Maxon wzruszył ramionami.
- W najgorszym wypadku znowu będzie tańczyć na stole.
Objął mnie delikatnie, a ja nagle zapomniałam, że jesteśmy w sali pełnej osób.
- Czuję się trochę jak na naszym weselu.- szepnął mi do ucha.
Odsunęłam się lekko i uniosłam brwi.
- Dlatego, że Natalie jest pijana?
- Nie- szepnął i przyciągnął mnie do siebie bliżej.- Dlatego, że tak bardzo czuję, że cię kocham.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego przejrzyste oczy. W takich momentach myślałam, że są zarezerwowane tylko dla mnie. Że istnieje jakiś jeden mały magiczny świat, który otwiera się kiedy jesteśmy tylko we dwójkę.
Uśmiechnęłam się i już miałam powiedzieć to samo, kiedy nagle Garvil wywołał Maxona na scenę, żeby mógł wygłosić swoje przemówienie.
Patrzyłam na niego jak sprawdza czy mikrofon na pewno działa, a potem podnosi głowę i uśmiecha się do mnie, tak jakby bez tego nie mógł zacząć mówić.
- Na początku chciałbym serdecznie wszystkich przywitać.- przełknął ślinę i popatrzył po całej Sali- Przywódców państw, dygnitarzy, burmistrzów, ambasadorów, moją rodzinę, przyjaciół... dziewczyny z Elity.
Natalie złożyła dłonie i wydała z siebie okrzyk aprobaty i od razu została skarcona przez Elise.
Maxon tylko się uśmiechnął i zaczął mówi dalej.
- Gdyby nie wy nie byłoby mnie teraz tutaj. Moim obowiązkiem jest nieustanne dziękowanie za Wasze wsparcie, pomoc i wiarę. Tak duża zmiana jaką staram się wprowadzić w Illei jest dla mnie wyzwaniem, ale efekty są niesamowitą satysfakcją. Nie tylko pod względem ekonomicznym, ale także kiedy patrzę na to, jak poprawia się życie zwykłych ludzi, którzy nagle dostali szansę, żeby być kimś więcej niż tylko numerkiem w systemie klasowym.
Przerwał na chwilę, odetchnął i popatrzył na mnie.
- Ale nigdy nie pomyślałbym, że to państwo może tak wyglądać gdyby nie jedna osoba. Zawsze obracałem się tylko w swoim świecie nie zważając na to, że ludzie mogą mieć inne problemy. A to wszystko przez kobietę, która zmieniła moje życie. Pokazała mi, że istnieje świat poza murami Pałacu gdzie ludzie mają większe problemy niż kiedykolwiek mi się wydawało. Pokazała mi, że można uczynić świat lepszym, a przede wszystkim.- popatrzył prosto na mnie, a ja czułam, że nie dam rady już dłużej powstrzymać łez.- Uczyniła mój świat lepszym, niż kiedykolwiek mógłbym sobie wymarzyć.
- Dziękuję.
Już miałam zamiar bić brawo gdy nagle z sufitu zaczęło sypać się konfetti, a Elise, Natalie i Kriss weszły na scenę z ogromnym bukietem kwiatów.
Szybko podbiegłam do nich nie mając pojęcia co się dzieje.
- Wszystko zaplanowałyśmy!- wykrzyknęła Natalie wręczając Maxonowi ogromny bukiet, który on automatycznie przekazał mi.
Rozejrzałam się po sali i mój wzrok od razu przeniósł się na Nicolette, która stała w kącie i uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.
Wiedziała. Wszyscy wiedzieli.
- Nie wiem jak mogłeś wątpić w to, że twoje działania są źle postrzegane.- powiedziała Elise i wyszła przed szereg.- Dzięki tobie nasze państwa zawsze będą zachowywać pokój, a bycie ambasadorem to dla mnie zaszczyt i cieszę się, że mogę stać na jego straży.
Do Elise dołączyła się Natalie, która wyglądała już na całkowicie opanowaną.
- Dzięki tobie ludzie są szczęśliwi i mogą spełniać swoje marzenie nieograniczani przez państwowe struktury.
Kriss również podeszła bliżej łapiąc Natalie za rękę i kierując się w stronę Maxona.
- Kładziesz niesamowity nacisk na edukację. Dla mnie zawsze było oczywiste, że mogę się kształcić, ale nie miałam pojęcia ile ludzi nie ma do tego dostępu. Dzięki Tobie ludzie wreszcie mają wolność i szansę na lepsze życie.
Prawie nic nie widziałam przez łzy, ale kątem oka zobaczyłam, że Marlee także wchodzi na scenę.
- Dla Ciebie zawsze liczą się ludzie, nie zasady. Gdyby nie ty ja i Carter nie bylibyśmy tutaj teraz, nie cieszylibyśmy się szczęściem jakie mamy. To właśnie ty pierwszy uwolniłeś nas z kajdan i każdego dnia robisz to samo dla milionów innych ludzi.
Już prawie nie mogłam oddychać, a policzki miałam mokre od łez. Kiedy cała sala zaczęła śpiewać sto lat, rzuciłam kwiaty na ziemię, a Maxon pocałował mnie namiętnie. I naprawdę czułam się jak na naszym weselu. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam jak potoczy się nasze życie. Nie wiedziałam, że będziemy mieć piękne dzieci, wolny kraj i szczęśliwe małżeństwo. Nie wiedziałam jakie czekają nas ciężkie chwile i trudności. Ale kiedy o tym myślałam, nie zmieniłabym niczego. Bo nie da się zmienić przeszłości. Można tylko pracować nad tym, aby przyszłość była jak najlepsza.


Warto pamiętać o przeszłości bo to właśnie z niej się składamy. Jako ludzie potrzebujemy wzlotów i upadków. Potrzebujemy pamięci. Musimy ciągle iść do przodu, ale nie wymażemy tego co było. Musimy po prostu nauczyć się z tym żyć. Żyć dalej i szukać szczęścia bez względu na wszystko. 

Zdjęłam starą tabliczkę na drzwiach i delikatnie przywiesiłam nową, która chybotała się lekko, ale zaraz wróciła do normalnej pozycji. Kriss, Natalie Marlee i Elise stały naprzeciwko Komnaty Dam i widziałam smutek i wzruszenie na ich twarzach. Złapałam Elise za rękę, a ona uczyniła to samo z Natalie, aż w końcu wszystkie pięć stałyśmy trzymając się razem i w ciszy patrząc na wielkie dębowe drzwi ozłocone blaskiem księżyca, na których widniał napis. 
"Biblioteka Newsome" 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro