Rywale - rozdział 8
Wrócili do pokoju z pełnymi plecakami. Kiba i Shikamaru zajęli się wkładaniem piwa do lodówki, a Naruto zaczął węszyć po pokoju. Podszedł do półki nad zlewem, na której stał jasnoniebieski garnek z motywem jakiejś rośliny.
– Co tam macie? – spytał, unosząc pokrywkę.
Shikamaru zerknął na naczynie, w którym, jak dobrze wiedział, znajdował się obiad sprzed dwóch tygodni.
– To Kiby – poinformował, zamykając lodówkę.
Naruto zajrzał do środka.
–Aaa! To żyje! – Wykrzywił się i obejrzał dokładniej pleśń powstałą w środku. Osiągnęła już całkiem interesujący kolor.
– Ehh, mówiłem mu żeby to wyrzucił i umył w końcu ten garnek. – Shikamaru zajrzał przez ramię i wzruszył ramionami. Tak, to właśnie było mieszkanie z Kibą. Pożyczał sobie jego naczynia i nigdy ich po sobie nie mył, no chyba że sam już nie miał na czym jeść. Zazwyczaj jednak było tak, że to właśnie on musiał sprzątać po nich obu, co była bardzo upierdliwe.
– Oj umyję, spokojna twoja rozczochrana. – Kiba podszedł z trzema butelkami w rękach. – To co, po jednym, na rozluźnienie? – spytał, szczerząc się w uśmiechu i zupełnie ignorując narzekanie współlokatora.
Naruto odstawił garnek na miejsce i wziął piwo.
– Na rozluźnienie to się przyda, zwłaszcza jednej osobie – stwierdził, otwierając butelkę.
Shikamaru spojrzał podejrzliwie, wiedział, że ten przytyk był w jego kierunku. Już miał sobie z tymi brutusami, co sami siebie nazywali jego przyjaciółmi, porozmawiać na temat zachowania w supermarkecie, ale jakoś stracił zapał.
– Powiedzcie raczej, że chcecie mnie upić i patrzeć jak się kompromituję – westchnął.
– No wiesz, jak moglibyśmy zrobić coś takiego kumplowi! – Udał urażonego Kiba. Naruto zachichotał, widząc, jak chłopak jednocześnie krzyżuje palce za plecami. Oni obaj byli niepowtarzalni, za to właśnie ich lubił. W takim towarzystwie nie było mowy o nudzie.
– To za co pijemy? – spytał, otwierając swoją butelkę.
– Za lepszy świat – mruknął flegmatycznie Shikamaru. Usiadł na swoim łóżku i położył nogi na jednym z krzeseł.
– Za to, żeby na imprezie było dużo fajnych lasek. – Kiba wzniósł błagalnie oczy do sufitu.
– Za to, żeby Kiba nabrał rozumku. – Shikamaru pokręcił głową, wyrażając ubolewanie nad osobą przyjaciela. – Czasami mam wrażenie, że poziom jego inteligencji odpowiada tej pleśni, którą wyhodował.
– A może za dzisiejszą misję pod tytułem: „Oby Shikamaru przeżył spotkanie pierwszego stopnia z Temari" – odgryzł się Kiba.
– Chyba za Misję na Marsa. – Shikamaru wolał nie drążyć tematu. – Z tobą w roli głównej...
– Misję na Marsa? – Naruto nie miał pojęcia, o czym mówią.
– Nie słyszałeś o Misji na Marsa? – Kiba wytrzeszczył oczy. – To przecież legenda!
Naruto pokręcił przecząco głową.
– Podobno podczas jakiejś imprezy studenci byli na takim haju, że wzięli duże pudło, napisali na nim „Misja na Marsa" i wyskoczyli w nim z ósmego piętra akademika. Dobrze, że szybko przyjechało pogotowie i policja, bo już miała skakać druga grupa – „Misja ratunkowa" – wyjaśnił Kiba.
– Ale to pewnie i tak nieprawda – dodał Shikamaru.
Na twarzy Naruto wyraz niedowierzania zmieniał się powoli w szelmowski uśmieszek.
– Ej, dobre. Może wsadzimy Uchihę do kartonu i zepchniemy z parapetu? – spytał z nadzieją, szczerząc zęby w całej okazałości.
– Tak! – Kibie najwyraźniej spodobał się pomysł. – Jestem za.
– Ty go naprawdę nie znosisz, co Naruto? – Shikamaru oparł głowę na ręce.
Naruto wzruszył ramionami i upił kilka łyków piwa. Z jednej strony nienawidził Sasuke za to, że jest takim zimnym egoistą, ale z drugiej... Czy ten cholerny drań musi tak wyglądać? – pomyślał, przypominając sobie sytuację z treningu. Przechylił butelkę, wypijając resztę.
– Kończcie już – ponaglił przyjaciół. – Czas iść do ludzi.
– A my to co, zwierzęta? – skomentował Kiba, ale po chwili odstawiał już pustą flaszkę na stół. – Okej. No to chodźmy.
Sasuke siedział na miejscu pasażera i uparcie wpatrywał się przed siebie. Starał się ignorować brata, który co chwilę na niego zerkał.
– Możesz patrzeć na drogę? – Nie wytrzymał kolejnego, tym razem dłuższego spojrzenia. – Nie zamierzam przez ciebie wylądować w jakimś rowie.
Itachi nic nie odpowiedział. Z jednej strony bawiło go zachowanie młodego, z drugiej – martwił się. Sasuke zawsze był zamknięty w swojej skorupie, ale teraz już przesadzał. Nawet tak błahą sprawę, jak wyjaśnienie komuś powodu swojego zachowania, uważał za uwłaczającą jego godności. No bo, czy naprawdę stałoby się coś strasznego, gdyby podszedł do tego Naruto i wyjaśnił: słuchaj, to nie jest tak jak myślisz, pocałowałem twoją dziewczynę, żebyś zobaczył, jaka jest naprawdę, bo będąc z tobą, przystawiała się do mnie? Czy uschnąłby mu od tego język? Nie. Ale oczywiście on nigdy nie mówi nic nikomu wprost. Musiał uknuć tą swoją intrygę, rodem z telenoweli, wplątując w to jeszcze dwie inne osoby. Wszystko po to, by ten, dla kogo jest to cale przedstawienie, nie zorientował się przypadkiem, że może mu choć odrobinę zależeć na tym, żeby poznał prawdę. Itachi nie znał szczegółów całej sytuacji, ale domyślał się, że tych dwóch łączą jakieś specyficzne relacje. Sądził, że byli kiedyś przyjaciółmi, a ta dziewczyna, Sakura, ich skłóciła. Westchnął i skręcił na podjazd do marketu. – Jesteśmy – poinformował, zupełnie niepotrzebnie, bo Sasuke już wysiadał.
Itachi zatrzasnął drzwi auta i ruszyli w stronę sklepu. Trzeba było kupić coś do picia.
– Ciekawe, co ona lubi – zastanawiał się po drodze.
– Czy to ważne? – Sasuke prychnął. – Może być cokolwiek, byle rozwiązało jej język.
– Widać, że nie masz podejścia do kobiet. – Itachi poklepał go po głowie, za co został uraczony morderczym spojrzeniem. – Hmm, może czerwone wino? – zastanawiał się głośno.
– Ta, może jeszcze jakiś afrodyzjak? – zakpił Sasuke. – Ty nie masz być romantyczny, tylko masz ją upić – stwierdził, jednak brat już go nie słuchał, wkładając do koszyka trzy butelki portugalskiego trunku. Lubił ten gatunek wina i sądził, że będzie smakował też dziewczynie.
– A co z tobą? – zwrócił się do naburmuszonego towarzysza. – Zamierzasz dołączyć do szacownego grona imprezowiczów, czy jako jedyny trzeźwy będziesz pełnić straż nocną?
Sasuke tylko wzruszył ramionami i dorzucił do koszyka kilka piw.
Temari i Tenten mieszkały razem już od roku. Obie należały do drużyny pływackiej i dobrze się dogadywały. Kiedy Tenten poznała Nejiego, Temari zainteresowała się Sasuke – jednak bez wzajemności. Po pewnym czasie doszła więc do wniosku, że nie warto marnować czasu i energii na ten chodzący ideał, kiedy wokół jest tylu fajnych chłopaków. Szczególnie zainteresował ją Shikamaru. Niestety, ich pierwsze spotkanie do udanych nie należało. To miało miejsce, gdy jeszcze Temari marzyła o Sasuke. Tego dnia stała z Tenten na korytarzu akademika, zastanawiając się głośno, jak go poderwać. Gestykulując, trochę zbyt gwałtownie, uderzyła przechodzącego Shikamaru. Ten stwierdził wtedy, że dziewczyny są zbyt kłopotliwe z tą swoją miłością do Uchihy i powinny zająć się czymś pożytecznym, na co ona odpowiedziała, że jest po prostu zazdrosny i sam chciałby być tak przystojny. Shikamaru wzruszył tylko ramionami i odszedł, a Temari po pewnym czasie zorientowała się, że ten chłopak zaprząta jej myśli o wiele częściej niż Sasuke. Od tamtej pory rzucała mu ukradkowe spojrzenia, ale nie odważyła się na nic więcej. Nie po tym, jak go potraktowała. Ta impreza, to dobrą okazją na wyjaśnienie nieporozumień. – Temari uśmiechnęła się, dołączając do reszty zaczynającego się już bawić towarzystwa.
Kiba i Naruto siedzieli na parapecie, pijąc kolejne piwo. Shikamaru gdzieś zniknął, ale nie zamierzali go szukać. Mieli pewne podejrzenia, co do tego gdzie i z kim jest. Było coraz więcej osób, chyba pół roku akademickiego zostało upchnięte w tym pokoju. Wszyscy byli już lekko wstawieni. Jedni siedzieli na czym się dało, inni zaczynali podrygiwać w rytm muzyki wydobywającej się z głośników, stojących przy oknie. Kiba, stwierdziwszy, że towarzystwo się rozkręca, postanowił znaleźć sobie jakaś dziewczynę, jednak Naruto nie zamierzał mu towarzyszyć. Niby miał się w końcu wziąć w garść, ale jakoś nikt szczególnie go tu nie zainteresował. Drzwi otwierały się i zamykały, ciągle ktoś wchodził i wychodził, dlatego nawet nie zauważył dwóch kolejnych osób.
Sasuke wszedł do pokoju, rozglądając się w tłumie. Szukał Sakury. Itachi stał obok z dość głupią miną. Taka impreza, a on musiał uczestniczyć w tym idiotycznym planie brata.
– Hej, stary! – To Sasori klepnął go w plecy.
– Żółwik. – Itachi powitał kumpla w ich standardowy sposób.
– Widziałeś tę gaśnicę na korytarzu? – Sasoriemu zaświeciły się oczy. – Można by zrobić z niej użytek...
– Nie dzisiaj – Itachi przeklął w myślach Sasuke i jego głupie pomysły. – Mam coś do zrobienia – stwierdził, z żalem odrzucając od siebie myśl o zabawie w pianie.
– Dobra, jest – mruknął Sasuke i pociągnął go za rękaw.
Itachi rzucił Sasoriemu przepraszające spojrzenie i poszedł za bratem. Ten pokazał mu z daleka Sakurę.
– Wiesz co masz robić? – spytał, upewniając się.
– Wiem, wiem – skinął głową.
– Nie spieprz tego – rzucił na odchodne.
Naruto w końcu zobaczył Sasuke. Stał pod ściana, pijąc piwo. Przez chwilę obserwował rywala. Właśnie podeszły do niego jakieś dziewczyny, ale zostały spławione. Dziwny jest – pomyślał. Sądził, że Sasuke raczej będzie starał się udowodnić swoją heteroseksualną orientację, więc poczuł się trochę skołowany. Zresztą, czwarte piwo i bliskość głośników robiły swoje. Wyszedł na korytarz, żeby odetchnąć. Tu też było pełno ludzi. Chyba impreza pływaków, stawała się powoli imprezą całego akademika.
Sasuke obserwował kątem oka Itachiego i Sakurę. Szło nawet lepiej niż zakładał. Nie spodziewał się, że brat tak szybko wczuje się w klimat uwodzenia i tak przekonująco będzie to odgrywał. Sakura wydawała się wniebowzięta jego obecnością. Tak samo przystojny jak Sasuke, a do tego jeszcze miły i uprzejmy. Czego chcieć więcej? Chyba tylko romantycznej muzyki i czerwonego wina. To drugie znalazło się w plecaku Itachiego, a o balladę chłopak pomarudził właścicielce pokoju i dostał, czego chciał. Sasuke o tę część planu nie musiał się już martwić. Teraz pozostawało mu tylko czekać. Po kilkunastu minutach zobaczył, jak brat wraz z trochę już pijana Sakurą, kierują się do wyjścia z pokoju. Dopił piwo. Coś na kształt uśmiechu pojawiło się na jego twarzy.
Naruto zastanawiał się właśnie, czy podejść do pewnej długowłosej brunetki, gdy usłyszał sygnał, wydobywający się z jego kieszeni. Wyjął komórkę. Pomyślał, że pewnie Kiba chwali się nowym podbojem. Jednak to nie był ani on, ani Shakamaru, ani nikt, kogo znał. Numer nieznany – głosił napis. Odczytał sms–a: „Idź na dach i poczekaj chwilę, może usłyszysz coś ciekawego. To coś, co dotyczy ciebie, Naruto". Żadnego podpisu ani nic. To chyba jakiś żart – pomyślał i schował telefon. Za chwilę jednak przejrzał wiadomość jeszcze raz. Postanowił, że jednak pójdzie i zobaczy, co mu szkodzi.
Wszedł na schody prowadzące na dach, chwilę potem znalazł sobie miejsce za kominem. Żałował, że nie wziął ze sobą piwa. Podniósł wzrok i spojrzał w niebo. Naprawdę robiło wrażenie. Bezchmurne, dobrze widoczne gwiazdy – idealne na randkę. Jakby na potwierdzenie swoich myśli, zauważył wchodzącą na dach parę. Dziewczyna, w której rozpoznał swoją byłą, nie była do końca trzeźwa.
– No gwiazd to ona sobie nie poogląda – mruknął sam do siebie Naruto. Po raz kolejny stwierdził, że ktoś mu zrobił kawał. Chłopaka nie rozpoznał, stał w większym półmroku, ale przyszło mu do głowy, że to może być jego rywal. Takie pierwsze, niezbyt sympatyczne skojarzenie. Miał zamiar zejść z dachu i nie przeszkadzać, jednak usłyszał własne imię. Najwyraźniej rozmawiali o nim. Ktoś, kto wysłał mu tego sms–a, najwyraźniej był nieźle poinformowany.
– Powiedz mi, o co chodziło z moim bratem, tobą i tym chłopakiem, chyba miał na imię Naruto – to był wyraźny, męski głos, faktycznie, podobny do głosu Sasuke, jednak nie identyczny. – Coś mi się obiło o uszy, a wyciągnięcie czegoś z mojego brata graniczy z cudem.
Naruto wychylił się bardziej zza komina i zobaczył teraz również chłopaka. Był wyższy od rywala i miał długie włosy.
– Powiedział ci... – Sakura najwyraźniej była zawiedziona.
– No więc jak to było?
– Po prostu spotykałam się z Naruto. Myślałam, że u Sasuke nie mam szans, był taki... taki... – sama chyba nie była pewna, jak ująć właściwie to, co chciała powiedzieć. – Ale któregoś razu on... on do mnie podszedł i mnie pocałował. – Sakura usiłowała przypomnieć sobie szczegóły tamtego dnia.
– Nie mogłaś dać mu w pysk?
– Nie mogłam. Ja miałam nadzieję, że zmienił zdanie. Ale później powiedział mi, że zrobił to tylko po to, żeby wszyscy dowiedzieli się jaka jestem.
– A przez to „wszyscy", miał na myśli Naruto – mruknął Itachi, raczej sam do siebie.
– I tak to było. Naruto mnie teraz nienawidzi. Nie dziwię mu się, bo go zraniłam i ma do tego prawo. Ale Sasuke to palant – dokończyła, patrząc na Itachiego niepewnie. – Tak wiem, co teraz o mnie myślisz, ale...
– Cii – Itachi przerwał jej. – Myślę, że powinienem cię jednak odprowadzić do pokoju, chyba powinnaś się położyć. Ten dach to jednak nie był dobry pomysł.
Dziewczyna przytaknęła.
Naruto nie wiedział, co ma myśleć o tym, co usłyszał. Więc cała ta jego nienawiść do Sasuke była bezpodstawna? Mścił się w gruncie rzeczy za swego rodzaju przysługę? Zastanawiał się tylko, dlaczego Sasuke mu tego nie powiedział? Może uznał, że nie jest wart żadnych wyjaśnień? Co go mógł obchodzić jakiś kolega z drużyny. Niech sobie żyje w nieświadomości, skoro nie widzi nawet, że własna dziewczyna ma go w nosie. Przypomniał sobie jego słowa: jesteś ślepy i głupi. Może i racja, ale skąd miał wiedzieć.
Sakura i Itachi już dawno poszli, kiedy w końcu uznał, że czas wstać i zejść do pokoju. I, cholera, musze się napić – pomyślał.
Itachi był zły na brata. Po co on go w to wciągnął. I jak on w ogóle mógł tak traktować ludzi. Owszem, Sakura była winna, ale zachowanie Sasuke... Czy nie mógł po prostu pójść wtedy do niej i powiedzieć, co myśli? Naruto na pewno lepiej zniósłby zerwanie z Sakurą niż taką jawną zdradę. Przecież można było to zrobić bardziej taktownie, delikatniej. Na pewno odniosłoby to inny skutek niż te idiotyczne... Szlag – zaklął. Naprawdę myślał, że Naruto był przyjacielem Sasuke i dlatego ta cała szopka. Tak naprawdę tylko dlatego się zgodził, chciał pomóc coś naprawić. A tu okazało się, że oni nawet ze sobą za bardzo nie rozmawiali. Więc po jaką cholerę teraz to wszystko planował? Odprowadził Sakurę do pokoju i okrył kocem, prosząc jej koleżankę, aby z nią posiedziała. Sam poszedł szukać Sasuke.
Znalazł go opartego o ścianę w korytarzu. Trzymał w ręku piwo i wyglądał, jakby na coś czekał.
– O jesteś już. I jak wyszło? – spytał, nie ruszając się z miejsca.
– Jeżeli Naruto był na tym dachu, to wyszło tak, jak chciałeś. – Itachi miał ochotę potrząsnąć swoim młodszym bratem, gdy ten uśmiechnął się triumfująco.
– Co z tobą? – Sasuke nie poznawał Itachiego.
– Powiedz mi, po co było to przedstawienie? – spytał, ignorując pytanie.
– Naruto zemścił się na mnie w dość głupi sposób. Teraz będzie miał wrzuty sumienia, a ja to wykorzystam – odpowiedział beznamiętnie.
– Ty mówisz serio? – Itachi miał wrażenie, że rozmawia z obcą osobą. To na pewno był jego brat? Owszem, już od dawna nie łudził się, że Sasuke zmieni charakter i stanie się bardziej ciepły, no ale żeby być aż tak perfidnym i wyrachowanym? Itachiemu nie mieściło się to w głowie.
– A jak myślisz? – Chłopak dopił ostatni łyk i odstawił butelkę na podłogę.
– Nie wiem, ale nigdy więcej nie wplątuj mnie w swoje gierki! – Itachi dosłownie się wściekł. Miał już dość dzisiejszego wieczoru, Sasuke i tego jego idiotycznego planu. Jak on mógł się w ogóle na to zgodzić? Przecież od razu coś mu w tym nie grało. Jego brat najwyraźniej nie miał i nie zamierzał mieć żadnego poczucia winy. A niech go cholera – ruszył w kierunku klatki schodowej z zamiarem wyjścia z akademika. Dla niego impreza się skończyła.
Sasuke wbił wzrok w przeciwległą ścianę. Nie mógł powiedzieć prawdy. Prawda była zbyt... abstrakcyjna. Nawet dla niego samego. No nic – pomyślał. Kiedyś wyjaśni Itachiemu, że nie jest taką mendą, za jaką go brat uważa, ale teraz musi zobaczyć reakcję Naruto.
m
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro