Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rywale - rozdział 51

Dziękuję za komentarze. Miło się je czyta:)

Z Rywalami tak do końca się nie wyrabiam, ale to już końcówka i może dlatego ciężko mi się do niej zabrać. Będzie mi trudno rozstać się z bohaterami, w końcu tych z „Rywali" znam od dziewięciu lat:)

Cały czas jednak z Verry prowadzony jest drugi blog SasuNaru Hiden, tam rozdziały ukazują się regularnie.

Zapraszam:)


– Sasuke? – Naruto jeszcze raz spojrzał przez okno. To był jedyny parking przed tym blokiem, a Hondy nigdzie nie było. – Gdzie twój samochód? – ponowił pytanie. – Tylko nie mów, że ktoś go ukradł! Byłeś na policji? Bo jak...

– Nikt go nie ukradł. – Sasuke uspokoił go.

– To co się stało? I gdzie ty w ogóle byłeś, co? – Naruto zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to wszystko. Nie dość, że wczoraj trochę przeholował, bo dzisiaj miał tylko jakieś dziwne przebłyski tego, co się działo w nocy, to jeszcze Sasuke gdzieś zniknął.

Naruto, kiedy tylko wstał i zauważył, że go nie ma, zaczął się zastanawiać, czy znowu czegoś głupiego wczoraj nie zrobił. Ale przecież byli tam razem, oglądali fajerwerki na tarasie domu Ino. A potem... Potem to już niekoniecznie pamiętał co się działo. Te drinki Kiby były cholernie mocne. Chyba w coś grali. Ale w co?

– U Saia – wyjaśnił w końcu lakonicznie Sasuke.

Zdjął kurtkę i buty. Było mu zimno i miał ochotę położyć się do łóżka, bo głowa dosłownie mu pękała. Nie dość, że się nie wyspał, to jeszcze cała ta sytuacja nie wpływała jakoś specjalnie pozytywnie na jego samopoczucie. Mógł to jakoś inaczej załatwić, ale był tak wściekły, widząc bezczelny uśmieszek Saia, który przedstawił mu propozycję, że uniósł się honorem i rzucił kluczyki na stół.

– U Saia? – Naruto spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale po chwili jego twarz zaczęła przybierać zupełnie inny wyraz. – U Saia... – wydusił i przełknął ciężko. W jednej chwili przypomniał sobie co się stało. Grali w pokera i Sasuke przegrał... Ale nie pieniądze. Oni grali o niego! I to za jego zgodą! Cholera, co on zrobił?!

– Eh, ty młotku... – Sasuke podszedł do niego, obejmując w pasie i kładąc mu głowę na ramieniu. Patrzył przez chwilę na padający śnieg, a po chwili odsunął się lekko, zwracając całą swoją uwagę na Naruto. Po jego minie widział, ze najwyraźniej dopiero teraz przypomniał sobie wszystko. – Tym już się nie martw. Wszystko załatwiłem.

Naruto przez chwilę spoglądał na Sasuke z niezrozumieniem, ale po chwili wszystko zaczęło mu się układać w jedną całość. Zmarszczył brwi.

– Załatwiłeś? W taki sposób?! – warknął. Był zły. No bo... samochód? Co ten Sasuke zrobił? A to jemu zawsze wytykał, że najpierw coś robi, a potem pomyśli. – Odbiło ci? Sam bym sobie poradził!

– Oczywiście – zakpił Sasuke, który nie spodziewał się takiej reakcji. – Jak cię w nocy zabierałem z taksówki i szukałem po kieszeniach kluczy, też sam sobie radziłeś – syknął. – A tak w ogóle bardzo łatwo zgodziłeś się, żeby stawką był seks z tobą! – powiedział, bo już naprawdę się zirytował.

– Ty jakoś też nie miałeś z tym problemów! – odgryzł się Naruto. Jego też męczył kac, więc, jak zawsze w takiej sytuacji, łatwo było go sprowokować. – To ty z nim grałeś!

– A ty stałeś za mną i mnie do tego namawiałeś! – Sasuke przymknął oczy. Czuł, że zaraz szlag go trafi. No nie dość, że miał cholernie złą noc i poranek, to jeszcze teraz Naruto najwyraźniej próbował wyprowadzić go z równowagi.

– Mogłeś się nie zgodzić!

– Ty też! – Sasuke naprawdę stracił cierpliwość. Był tak wkurwiony, jak chyba jeszcze nigdy. Nawet podczas ostatniej rozmowy z ojcem potrafił się bardziej hamować . – A może właśnie tego chciałeś, co? – zapytał najbardziej zajadłym tonem, na jaki było go stać. Nie panował nad sobą, w tym momencie chciał powiedzieć coś, co zaboli.

I zabolało.

Naruto, słysząc to, znieruchomiał. Poczuł się, jakby dostał w pysk. Jak Sasuke mógł coś takiego zasugerować? Jego niebieskie oczy zwężyły się praktycznie w szparki, a on sam ruszył w stronę przedpokoju.

Już po chwili ubrał buty i chwytając w rękę kurtkę, otworzył drzwi.

– Gdzie idziesz? – zapytał Sasuke, pojawiając się tuż za nim i chwytając go za kaptur.

– Jak najdalej od ciebie! – Naruto wyrwał się i wyszedł.

Trzasnęły drzwi, w które Sasuke patrzył, jakby nie zdając sobie do końca sprawy z tego, co się przed chwilą stało. Dopiero po chwili się otrząsnął, ale złość mu nie przeszła.

– Dobra, jak chcesz – warknął i przesunął drzwi szafy w przedpokoju, po czym wyjął z niej swoją torbę. Skoro Naruto chciał być jak najdalej od niego, to proszę bardzo. Nie zamierzał mu tego utrudniać. Może przez ten czas ochłonie i go przeprosi. Zrobił to wszystko dla niego, a ten jak się odwdzięczał? Nawet nie dał mu nic wyjaśnić.

Sasuke, pakując swoje rzeczy, starał się usilnie pominąć w myślach fakt, ze jest tak samo winny całej tej sytuacji. To, co powiedział do Naruto, nie było zbyt miłe. Eh, gorzej... To było podłe. Tak... Podłe.

Odłożył trzymaną w ręce koszulkę, którą miał zamiar wrzucić do torby i usiadł na łóżku. Pierwszy raz, od kiedy byli w związku, tak się pokłócili. Nawet kiedy ze sobą zerwali, a tak konkretnie to kiedy on z nim zerwał, nie było żadnej kłótni. A teraz?

Obaj byli zmęczeni, skacowani i źli, bo ta sylwestrowa noc wyszła jak wyszła. A w tej kwestii wina naprawdę była po obu stronach. Obaj byli pijani i zgodzili się na coś naprawdę idiotycznego. A teraz zamiast po prostu porozmawiać, zaczęli się na siebie drzeć. I to przez co?

Westchnął i odepchnął nogą w połowie spakowaną torbę w kąt. Nie miał pojęcia, dokąd poszedł Naruto, ale miał nadzieje, ze spacer go nieco uspokoi. Sam położył się na łóżku, wciskając nos w poduszkę. Żadne leki na ból głowy nic nie dawały. Na początku wydawało mu się, że po takiej dawce adrenaliny nie będzie w stanie zasnąć, ale po chwili poczuł, jak powieki mu się zamykają.

Naruto, z braku jakiegokolwiek lepszego pomysłu, poszedł do parku. Na ulicach nie było praktycznie żywego ducha, jedynie gdzieniegdzie wystawały wbite w trawę patyczki od fajerwerków. Ślady butów czy psich łap szybko ginęły pod coraz mocniej padającym śniegiem.

Wyjął z kieszeni kurtki czapkę i założył ją tak, by dobrze zakryła uszy. Wcześniej w ogóle o tym nie pomyślał, więc i tak miał już lekko wilgotne włosy. Był naprawdę zły na Sasuke. Nie dość, że zrobić coś lekkomyślnie, to potem powiedział to... Przecież nigdy nie przespałby się z Saiem, jakoś by to załatwił.

W oddali zobaczył jakąś dziewczynę w kurtce z naciągniętym na głowę kapturem, trzymającą na smyczy psa. Pies był biały, więc praktycznie wtapiał się w otoczenie. Od razu skojarzył mu się z Akamaru. Uśmiechnął się, wyobrażając sobie Itachiego, ciągniętego przez takiego wielkoluda, bo z tego, co zauważał, on nie miał predyspozycji do tresury i stosowania jakichkolwiek kar. Pozwalał robić psu co mu się tylko podobało, nawet spać w swoim łóżku.

Naruto odwrócił się, chcąc wracać, bo zaczynało robić mu się zimno, ale poczuł dźwięk telefonu.

– Jesteś w domu? – usłyszał, gdy wyjął komórkę z kieszeni dżinsów i odebrał połączenie. Nawet nie spojrzał na wyświetlacz, był pewien, że to Sasuke. Ale to nie był Sasuke.

– Nie, a co? – zapytał.

– A możesz przyjechać na to osiedle, gdzie mieszka Ino? – Nie doczekał się odpowiedzi, tylko kolejnego pytania. – Tam naprzeciwko tego liceum?

– Mogę, ale powiedz mi, o co chodzi.

– Wyjaśnię na miejscu, bo bateria w komórce mi siada – usłyszał jeszcze tylko, po czym połączenie zostało zerwane.

Wzruszył ramionami, ale ruszył w kierunku najbliższego przystanku autobusowego.

Na osiedle dotarł dopiero ponad pół godziny później. W Nowy Rok, jak i inne święta, autobusy kursowały rzadziej, więc dobre piętnaście minut stał na przystanku, wydeptując ścieżkę w śniegu i próbując się wszelkimi sposobami rozgrzać. Ostatnio ciągle jeździł z Sasuke samochodem, przyzwyczaił się już do takiej wygody. Czasami, zwłaszcza po nieprzespanej nocy, mógł się nawet zdrzemnąć, zanim Sasuke, zwykle klnąc pod nosem, nie przecisnął się przez zakorkowane miasto i nie dotarł na uczelnię. Uśmiechnął się sam do siebie, omal nie przegapiając swojego przystanku.

Kiedy w końcu wysiadł, rozejrzał się, ale zobaczył jedynie jakąś parę przy sklepie osiedlowym, z czego facet wyglądał na mocno wczorajszego, bo trochę krzywo szedł.

Naruto chwycił telefon i spojrzał na wyświetlacz, ale nikt do niego nie dzwonił. Już sam miał wybrać połączenie, ale po chwili zauważył, że ze sklepu wychodzi ktoś jeszcze.

– Może w końcu powiesz mi, o co chodzi? – zapytał, gdy Shikamaru z butelką multiwitaminy w ręce podszedł do niego. Też najwyraźniej miał kaca.

– Sorki, ale zapomniałem podładować telefon, więc musiałem się streszczać. – Shikamaru wziął porządny łyk i zaproponował Naruto, ale ten tylko machnął ręką. – Pamiętasz coś z wczoraj?

– Tak... – westchnął Naruto, siadając na ławeczce pod przystankową wiatą. – I ściągałeś mi tutaj, żeby mnie o to zapytać?

– Nie. – Shikamaru usiadł obok, opróżniając butelkę. – Rano dzwoniła do mnie Ino. Powiedziała, że Sasuke pytał o adres Saia. A wiesz, po tym co się stało...

– Nie przypominaj mi. – Naruto zacisnął zęby. Po raz kolejny po alkoholu zrobił coś tak beznadziejnie głupiego, że aż szkoda było gadać. Tyle że tym razem Sasuke też miał w tym swój udział. I to taki, który dużo, bardzo dużo go kosztował.

– A właśnie, że ci będę przypominał! Jak można grać o takie rzeczy? – Shikamaru pokręcił głową i trzepnął go plastikową butelką w głowę. – Ale daj mi powiedzieć do końca. Później Ino znalazła pod stołem jedną z kart Saia, musiał jej nie zauważyć. Ktoś chyba wylał tam jakiegoś drinka i się trochę odbarwiła. – Sięgnął do kieszeni i wyjął kartę – dziewiątkę trefl.

Naruto przyjrzał się jej, nadal nie rozumiejąc, o co chodzi. Faktycznie, niebieski wzorek rewersu zmienił kolor na fioletowy, przechodzący prawie że w róż, ale co z tego? Już miał zamiar coś powiedzieć, ale wtedy to zauważył. Barwa zmieniła się prawie na całej karcie, poza... W rogu, gdzie kolor był najbardziej zmieniony, widać było ciągle niebieski znaczek, jakby jego alkohol nie odbarwił. Ledwo zauważalna mała dziewiątka i koniczynka.

– Sai oszukiwał! – Naruto skoczył na równe nogi. – A to gnojek! Gdzie on mieszka? – zaczął rozglądać się, jakby Sai miał nagle pojawić się na w pobliżu, a wtedy on mógłby go stłuc na kwaśne jabłko.

– Mam adres od Ino, to niedaleko. – Wskazał palcem wieżowiec postawiony już poza osiedlem domków jednorodzinnych. – Tak myślałem, że będziesz chciał wiedzieć od razu. Trochę się obawiałem, co może zrobić mu Sasuke, no wiesz...

– Wiem. Już zrobił. I to coś kompletnie głupiego! – warknął Naruto. – Chodź, pójdziemy tam.

Kiedy Naruto dotarł z Shikamaru pod zapisany na kartce przez Ino adres, nie musiał się nawet zastanawiać, która to klatka czy piętro. Od razu rzuciła mu się w oczy stojąca pod zadaszonym parkingiem Honda Sasuke. I Sai! Pochylał się pod otwartą maską i coś tam majstrował.

– Tyy! – Naruto od razu rzucił się w jego stronę i gdyby nie Shikamaru, który szybko zareagował, rozbiłby nos Saia o silnik samochodu.

– Naruto? – Sai odwrócił się w jego stronę. Był naprawdę zdziwiony jego widokiem tutaj. – Myślałem, że już wszystko ustaliłem z twoim chłopakiem, wiesz ten samochód... Ale skoro tak cię do mnie ciągnie, to możemy ponegocjować. – Uśmiechnął się i wytarł ręce w zawieszony na masce ręcznik. – Mój współlokator co prawda jest w mieszkaniu, ale myślę, że nie będą mu przeszkadzać twoje jęki...

Tym razem Naruto nie wytrzymał. Wyrwał się Shikamaru i wściekły jak cholera przywalił Saiowi w nos. Gnojek. Jak ktoś tu będzie jęczał, to on, ale z bólu!

Sai, który chyba się tego nie spodziewał, machinalnie chwycił się za twarz. Cios był naprawdę mocny, więc krew z nosa poszła od razu. Teraz nawet na wargach czuł jej metaliczny smak. Ale nie zamierzał odpuszczać.

– No, no – uśmiechnął się i zmrużył oczy. – W łóżku też jesteś tak brutalny? – zapytał, sięgając po chusteczki i wycierając krew.

– O tym się nigdy nie przekonasz – warknął Naruto. Nie miał pojęcia, jak Sai to robił, ale wyglądał, jakby się tym wszystkim w ogóle nie przejmował. Uśmiechał się, jak gdyby rozbity nos wcale go nie ruszał. A to go jeszcze bardziej rozwścieczyło. – Jesteś zwykłym oszustem! – krzyknął i znów rzucił się na niego, ale tym razem Shikamaru powstrzymał go bardziej zdecydowanie i nie pozwolił się wyrwać.

– Uspokój się! – Chwycił go mocno w pasie. – Chcesz znowu skończyć jak po bójce z Sasuke? Chcesz tak zniszczyć swoją karierę? Niedługo zawody!

Słowo „zawody" najwyraźniej w końcu zadziałało, bo Naruto przestał się szarpać. Uspokoił się, nadal jednak patrzył na Saia spod byka.

– Sai! – Shikamaru, który w końcu puścił Naruto, wyjął kartę i pokazał mu ewidentny dowód oszustwa. – Masz coś do powiedzenia? Widać, że były znaczone.

– Jesteś zwykłym oszustem! – warknął Naruto. – Oddawaj kluczyki! To nie twój samochód!

Shikamaru dopiero teraz zorientował się, co to za auto. Wcześniej raczej nie zwracał na to uwagi, a przez tę otwartą maskę po prostu nie poznał. Skupiał się raczej na powstrzymaniu Naruto przed zrobieniem czegoś głupiego. A teraz jemu samemu zrobiło się głupio. Jak mógł nie zauważyć! To była Honda Sasuke!

– O co tu chodzi? – zapytał nieco już zirytowany.

– Umówiliśmy się z Uchihą małą wymianę – powiedział Sai. Nic nie robił sobie z tego, że ktoś odkrył jego oszustwo, ale chwycił kartę z ręki Shikamaru, od razu zauważając odbarwienie. Znów się uśmiechnął, a po chwili zamknął maskę Hondy i rzucił Naruto kluczyki. – No dobra, masz, wydało się – wzruszył ramionami.

– Zabrałeś Sasuke samochód za głupią grę? Jesteś nienormalny! – Naruto pokręcił głową i minął go, wsiadając za kierownicę. Ręce mu się trzęsły z wściekłości.

– Nic nikomu nie zabrałem. – Sai spojrzał na niego lekko zdezorientowany, ale po chwili zrozumiał, co Naruto miał na myśli. No skoro tak myślał... będzie jeszcze ciekawiej. – Sam mi oddał – mruknął.

Shikamaru, którego Naruto ponaglił klaksonem, też wsiadł do samochodu. Spojrzał jeszcze uważnie na Saia, który zarzucając sobie ręcznik na ramię, wracał do swojego bloku. Choć coś mu w tej historii nie pasowało. Będzie się musiał nad wszystkim zastanowić. Ale teraz...

– Ty w ogóle umiesz jeździć? – zapytał Naruto, patrząc sceptycznie, kiedy ten zamiast jedynki, wrzucił wsteczny. Omal nie walnęli w inne auto.

– Oczywiście, że umiem! – Naruto w końcu udało się wrzucić bieg i ruszyć z parkingu. – Odwiozę cię do akademika.

Sasuke obudził się około czwartej. Zaczynało się już ściemniać, więc mało co zobaczył, poza tym, że Naruto nadal nie było. Podniósł się i zapalił lampkę. Ten młotek wyszedł już ponad dwie godziny temu. Gdzie on do cholery był? Zerknął w stronę niezasłoniętego okna. Śnieg nadal padał, jakby chciał odrobić zaległości z poprzedniej zimy.

Wstał z łóżka i chwycił kubek z zimną już kawą, gdy usłyszał pisk opon i głośny trzask. Westchnął. Znów jakiś niewydarzony kierowca. Machinalnie wyjrzał przez okno i zamarł. Na parkingu, w świetle latarni, zobaczył swoją Hondę, którą przed chwilą ktoś przywalił w słupek. Wyglądało to tak, jakby prawy reflektor był stłuczony. Po chwili dostrzegł, jak drzwi się otwierają i z auta wysiada Naruto, łapiąc się za głowę. O kurwa! Miał wrażenie, ze zaraz wypluje kawę, którą przed chwilą pił. Naruto i jego samochód. Samochód który... Przecież jego samochód był u Saia! Jeżeli Naruto nim przyjechał, to znaczyło...

– Co ty, kurwa, zrobiłeś! – Rzucił się do drzwi, w ekspresowym tempie ubierając buty i kurtkę.

Kiedy wybiegł na parking, Naruto pochylał się nad zbitym reflektorem. Chwycił go za kurtkę, odwracając w swoją stronę. Widział jego wzrok, znów to poczucie winy, jak wtedy, gdy zapytał go w auli przed wykładem o Hinatę.

– Co ty zrobiłeś? – warknął.

– Przepraszam, naprawdę nie chciałem. Tak jakoś wyszło. – Naruto przygryzł wargę. Umiał jeździć, ale przez te warunki pogodowe... No, cholera, po prostu nie zauważył tego słupka. Nie każdy od razu był mistrzem w parkowaniu.

– Nie chciałeś? Tak jakoś wyszło? Naruto! – Sasuke wyglądał jakby się wściekł. – Nie wierzę, po prostu nie wierzę!

– Przepraszam, no! Co mam jeszcze powiedzieć!

– Naruto. Jeżeli ty i on... – Sasuke chwycił go mocniej za ramiona, wlepiając w niego morderczy wzrok.

– O! – Do Naruto dopiero dotarło, co Sasuke ma na myśli. – Za kogo ty mnie masz, co? – obruszył się. No jeszcze tego brakowało.

– To skąd masz mój samochód? – Sasuke spojrzał na niego sceptycznie. Tak naprawdę nie był w stanie uwierzyć, że Naruto mógłby go po tym wszystkim znowu zdradzić, ale co miał, do cholery, myśleć, gdy zobaczył tu swoje auto. Przecież mieli z Saiem umowę, nie oddałby go tak po prostu. A mina Naruto od razu dawała wrażenie, że czuje się winny.

– A... – Naruto poczochrał się po włosach. – Okazało się, że Sai oszukiwał. Miał znaczone karty. Więc zabrałem samochód i... – znów westchnął. – Przepraszam, nie widziałem tego słupka!

Sasuke najpierw spojrzał na niego z niezrozumieniem, a potem aż parsknął śmiechem, gdy zrozumiał, o co mu chodzi. I o co mu chodziło przez cały czas. O tę rozbitą lampę.

– Ty idioto... – Przyciągnął go do siebie, nie zwracając uwagi, że ktoś może ich zobaczyć. – Po co ty żeś w ogóle tam szedł.

– Głupie pytanie.– Naruto odsunął się lekko, żeby móc na niego spojrzeć. – Dałeś Saiowi swój samochód!

– Wiesz, ty jesteś jednak młotkiem. Naprawdę myślałeś, że ot tak oddałbym komuś coś wartego kilkadziesiąt tysięcy? – Sasuke pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Sai mówił, że zrobiliście jakąś wymianę! Co to w ogóle ma znaczyć?!

– Bo zrobiliśmy. – Sasuke uśmiechnął się. – Kojarzysz ten noworoczny wyścig za miastem, w tej dopiero co powstającej strefie ekonomicznej? – zapytał.

Naruto kiwnął głową. Kiba coś ostatnio o tym gadał. Zawsze w nocy z pierwszego na drugiego stycznie odbywały się takie zawody. Niezbyt legalne, ale może nawet dzięki temu bardziej popularne. Brali w nich udział głównie studenci, ale też absolwenci. To był kolejny uniwersytecki zwyczaj, tak jak „Aleja Studentów".

– Dostał ten samochód na jeden wyścig, bo tym swoim złomkiem nie miałby szans – wyjaśnił Sasuke. – Jeden seks z tobą, za jeden wyścig moim samochodem. – Spojrzał na Naruto, który zrobił dziwną minę. – Nie mów mi, że naprawdę myślałeś...

– Nieważne – burknął Naruto.

Poczuł się jak kretyn. Jak on w ogóle mógł wymyślić sobie taką głupią teorię rodem z telenowel. Tylko... o ile wcześniej zdenerwował się o swoje przypuszczenia na temat tego, co zrobił Sasuke, to teraz... Coś mu się przypomniało. Ile jego chłopak byłby w stanie dla niego zrobić?

– Wiesz, że nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Jakie pytanie? – Sasuke, który pochylił się, zbierając potłuczony reflektor, nie miał pojęcia, o czym on mówi.

– Wtedy, gdy mnie... gdy się rozstaliśmy – poprawił się, bo nie chciał użyć stwierdzenia: „gdy mnie rzuciłeś". – Czy gdybyśmy się wtedy nie pogodzili i odebrałbyś ten telefon od Kiby, no wiesz, że miałem wypadek, zareagowałbyś jakoś?

– A jak sądzisz, młotku? – Sasuke wrzucił części lampy do bagażnika. Jutro będzie musiał się tym zająć.

– I co byś wtedy zrobił? – Naruto pojawił się tuż za nim, chuchając ciepłym oddechem w szyję.

Sasuke mruknął aprobująco. To było bardzo przyjemne, zwłaszcza, że na dworze panował mróz. I to taki, od którego prawie zamarzły mu uszy.

– Przyjechałbym i własnoręcznie cię dobił – powiedział i zmarszczył brwi, zauważając że zderzak też jest uszkodzony. Miał lekkie wgniecenie i zdarty lakier.

– Ja pytam na poważnie, a ty z tego kpisz! – westchnął Naruto, ale widząc wzrok Sasuke utkwiony w zderzaku, odpuścił. Głupio mu było przez tę stłuczkę. – Oddam ci za naprawę, jak tylko znajdę jakąś pracę.

– Wolałbym inny sposób rekompensaty. – Sasuke odwrócił się i pocałował go krótko. Wychodziło na to, że już wszystko między nimi było w porządku. Nawet bardziej niż w porządku, dlatego, ignorując resztę szkła, zamknął samochód i popchnął Naruto w stronę klatki schodowej. – Możemy zacząć od zaraz. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro