Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rywale - rozdział 36

Sasuke był wkurwiony jak mało kiedy. Nic nie udało mu się załatwić. Itachi nadal upierał się przy swoim i nie dał sobie niczego powiedzieć, nawet więcej, zatrzasnął mu drzwi przed nosem, kiedy zaczął mu wyjaśniać, dlaczego nie powinien robić takiej głupoty. Po raz kolejny kazał mu pilnować własnego nosa i – co dodał z lekkim uśmiechem – Naruto. Stwierdził, że jak nadal będzie zachowywał się jak dupek, to i on mu zwieje sprzed nosa. No co za idiota! Jakby tego wszystkiego było mało, matka poprosiła go, żeby pojawił się na tej kolacji zaręczynowej. Zauważyła, że jest między nimi jakieś spięcie, ale nie mogła sobie wyobrazić, żeby Sasuke nie przyszedł. W końcu on i Itachi byli braćmi.

Sasuke na początku miał ochotę po prostu powiedzieć, co o tym sądzi i wyjść, ale widząc minę matki, obiecał, że się zastanowi. Nie miał ochoty kłócić się też z nią. Jeszcze zaraz ojciec zacząłby zadawać dziwne pytania, a nie zamierzał niczego w tym temacie wyjaśniać. Mimo że według niego Itachi robił największą głupotę w swoim życiu, to przecież jako starszy brat zawsze był w stosunku do niego lojalny. Nie wydał też jego związku z Naruto, więc i on powinien zachować się tak samo.

Westchnął ciężko i podniósł się z łóżka. Musiał wziąć prysznic i się jakoś porządnie ubrać. Ostatecznie uznał, że przemęczy się tę godzinę, byle tylko się od niego odczepili.

Sasuke szybko pożałował, że dał się przekonać. Kiedy zszedł na dół i zobaczył Sakurę w korytarzu, prychnął pod nosem i pokręcił głową z irytacją. Miał ochotę to skomentować, ale powstrzymał się, bo obok stali jej rodzice. Powiedział po prostu suche „dzień dobry", poczekał, aż wejdą do jadalni i oparł się o ścianę, wkładając ręce do kieszeni spodni. Przymknął oczy. Oj, to będzie trudniejsze, niż sądził.

– Sasuke... – Itachi, który pojawił się dosłownie przed chwilą, wyrwał go z zamyślenia.

Sasuke otworzył oczy i spojrzał na swojego starszego brata. Między nimi była różnica tylko pięciu lat, ale zawsze miał wrażenie, że są zupełnie z innej bajki. Itachi był zbyt żywiołowy, zbyt beztroski, do wszystkiego podchodził na zasadzie „jakoś to będzie". Ale teraz... Teraz patrzył na niego z napięciem. Denerwował się, to było widać na pierwszy rzut oka. Chyba jeszcze nigdy nie widział go tak zestresowanego.

– Sasuke... – powtórzył Itachi. – Wiem, co o tym myślisz, ale nie zrób niczego głupiego. Zastanów się dwa razy, zanim coś powiesz, a potem najlepiej jeszcze ugryź się w język.

– O to się nie martw. Nie jestem idiotą, by gadać o tym przy rodzicach – mruknął Sasuke, wzruszając ramionami. – To już wszystko?

– Nie. Słuchaj... Wiem, że ty wiesz, że ja wiem... – zaczął, ale widząc minę Sasuke, który patrzył na niego jak na kretyna, przeszedł do rzeczy. – Ty i Naruto... Mów sobie, co chcesz, ja nie jestem ślepy, widzę, co się dzieje. – Uśmiechnął się mimowolnie, widząc zmieniający się wyraz twarzy brata. – I wiesz co? Jedno, co mi przychodzi na myśl, kiedy patrzę na ciebie, na was, to takie: „NARESZCIE"!

Sasuke prychnął, ale tego nie skomentował. Nie było sensu zaprzeczać. Zresztą, po co?

– To nie zmienia faktu, że ty popełniasz największy błąd swojego życia – mruknął i pokręcił głową w odpowiedzi.

Itachi uśmiechnął się znów i zupełnie niespodziewanie dwoma palcami pacnął Sasuke w czoło. Kiedyś często tak robił, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Zwłaszcza, gdy jego młodszy braciszek chciał się bawić, a on nie musiał się uczyć. Eh, to były czasy. Sasuke był jeszcze tak uroczym dzieckiem, bez tych swoich obecnych humorów. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie na korytarz weszła ich matka.

– A wy jeszcze tutaj? Sasuke, wyjmij ręce z kieszeni! – Mikoto podeszła i poprawiła młodszemu synowi marynarkę. – No już, wszyscy czekają.

Sasuke, jak obiecał, tak bardzo starał się nie zrobić „niczego głupiego", co jednak nie zmieniało faktu, że nieludzko się nudził. Ta kolacja zaręczynowa była jak z kiepskich filmów romantycznych. Przemili do bólu rodzice Sakury, jego matka, która z trudem powstrzymywała wzruszenie i dumny ojciec. Tak, właśnie tak. Mimo że Fugaku Uchiha hołdował tradycjom i wolałby, żeby wszystko odbyło się w trochę innej kolejności – czyli najpierw zaręczyny, potem ślub, a dopiero na końcu dziecko, to tak naprawdę cieszył się, że jego pierworodny syn w końcu dorósł. Wiązał z nim naprawdę wielkie plany, a fakt, że się ustatkuje, dobrze rokował na przyszłość. Fugaku miał nadzieję, że Itachi skończy z zabawą, a weźmie się poważnie za rozwój firmy. Nie, żeby do tej pory nic nie robił, ale póki co nie stawiał pracy na pierwszym planie. Miał wielu kolegów w wieku studenckim, a to sprawiało, że wolał imprezy w akademiku zamiast eleganckich bankietów.

Sasuke poruszył się niespokojnie na krześle i machinalnie poluzował sobie granatowy krawat, do którego założenia zmusiła go matka. Miał ochotę podeprzeć się łokciem na stole, przy którym siedzieli i ziewnąć, jednak był na to zbyt dobrze wychowany. Żałował, że nie ma tu Naruto. Przynajmniej miałby do kogo się odezwać, a tak utknął pomiędzy swoim ojcem a matką Sakury, naprzeciwko Itachiego. Do tego brat co jakiś czas rzucał mu pełne obaw spojrzenia, czy aby na pewno czegoś nie wywinie, ale Sasuke przecież nie był chamem. Poza tym obiecał.

– To prawda, Sasuke, że byłeś na jednym roku z Sakurą? – zagadnęła go ni stąd, ni zowąd pani Haruno. Była ubrana w zieloną garsonkę, a jasne włosy miał ułożone w elegancki kok.

– Tak – odparł lakonicznie i upił łyk wina.

– Przyjaźnicie się? – kontynuowała matka Sakury, nie zniechęcona niezbyt wylewną odpowiedzią.

Sasuke zakrztusił się i chwycił za serwetkę. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, żeby nie urazić gościa, na szczęście z kłopotliwej sytuacji wybawił go Itachi, który w tym momencie wstał i poprosił o uwagę.

– Chciałbym wznieść toast za moją narzeczoną. Napisałem też kilka słów, ale zgubiłem kartkę, więc jeśli pozwolicie będę improwizował...

Sasuke przewrócił oczami i chwilę później odpłynął we własne rozmyślania. Nie chciał słuchać, co Itachi miał do powiedzenia na temat Sakury. On miał swoje zdanie i po prostu jej nie ufał. Skoro zachowała się w tak bezwzględny sposób w stosunku do Naruto, to kto wie, do czego jest zdolna. Kiedy kilka dni temu rozmawiał z Itachim na ten temat (czyli w momencie, gdy jeszcze potrafili rozmawiać, a nie tylko się kłócić) on próbował mu tłumaczyć, że ludzie się zmieniają i jak nie wierzy, to niech spojrzy w lustro. Jego początkową reakcją był śmiech, ale później zastanowił się nad słowami brata. Naprawdę aż tak widać, że się zmienił? Wydawało mu się, że nie, że zachowuje się tak, jak zawsze. Jednak Itachi był dobrym obserwatorem i zauważał dużo więcej niż inni. Może nawet więcej niż on sam. Nie miał pojęcia, jakim cudem tak dobrze go zna. Nie rozumiał tego. On o Itachim wiedział naprawdę niewiele. Nigdy nie rozmawiali ze sobą o rzeczach ważnych. Owszem, był czas, że Itachi próbował do niego dotrzeć, ale mu na to nie pozwolił. Zawsze traktował go jak natrętnego starszego brata, wtrącającego się w nie swoje sprawy. Jedyną osoba, przed którą choć trochę się otworzył, był Naruto...

Jakiś żart Itachiego spowodował wybuch śmiechu i wyrwał go tym samym z zamyślenia. Westchnął ciężko. Miał nadzieję, że reszta kolacji upłynie szybko.

Niestety, przeliczył się. Dpiero gdy przyszedł czas na deser, poczuł wibrację telefonu w kieszeni. Dyskretnie wyciągnął go pod stołem i odczytał sms-a: „I jak, zintegrowałeś się już z przyszłą bratową?"

Pokręcił głową z lekkim uśmiechem i odpisał szybko: „Wyciągnij mnie stąd". O tak, taki deser był mu bardzo na rękę.

Czekał kilka minut na odpowiedź, ale Naruto się nie odezwał. Za to ojciec uznał, że czas zainteresować się również młodszym synem.

– To teraz tylko czekać, aż Sasuke przedstawi nam swoją narzeczoną – wygłosił, bardzo z siebie zadowolony.

Sasuke zamarł, a Itachi, który właśnie jadł kurczaka, zakrztusił się. Chwycił szybko szklankę wody i popił jedzenie, rzucając w międzyczasie sugestywne spojrzenie bratu.

– Ma jeszcze czas – odparła z uśmiechem Mikoto.

Nikt nie zauważył ich dziwnego zachowania, więc kontynuowali dyskusję. Mówili coś o firmie, promocji nowej gry i jeszcze innych różnych rzeczach...

Sasuke miał ochotę wyjść. Chciał w jakiś sposób rozładować napięcie, męczyła go już ta rola nienagannego syna i udawanie idealnej rodziny. I to nagłe zainteresowanie jego osobą, jakby ojciec nagle uświadomił sobie, że ma drugiego syna. Gdzie był, gdzie oboje byli, kiedy najbardziej ich potrzebował? Cały czas poświęcali swojemu innemu dziecku – firmie. A od niego tylko wymagali, nic nie dając w zamian. Teraz, gdy miał już dwadzieścia lat, owszem, szanował ich, ale już nie potrzebował ich atencji. I byłoby mu bardzo na rękę, gdyby nie wtrącali się w jego życie.

Męczył się jeszcze dobry kwadrans, zanim rozległ się dzwonek do drzwi. Jeden, a potem drugi. Ktoś był bardzo niecierpliwy. Uśmiechnął się.

– Ja otworzę – zaoferował się od razu i wstał od stołu. Wyszedł szybkim krokiem z salonu i otworzył drzwi. – Jesteś – odetchnął z ulgą, widząc osobę, która jako jedyna była w stanie poprawić mu teraz humor.

Naruto spojrzał na niego zaskoczony. I to tak bardzo, że aż zagryzł wargę. O kurwa... Obrzucił Sasuke uważnym spojrzeniem i zagwizdał z wrażenia.

– Ładny krawat – stwierdził, gdy już obejrzał swojego chłopaka od stóp do głów. Drogi markowy garnitur, eleganckie buty, koszula. No wyglądał obłędnie. I pachniał obłędnie! Ale miał na niego ochotę... – Ej, a może to twoje zaręczyny, a mi kit wciskasz? – zmrużył oczy.

– Tak, odbiłem ci dziewczynę – odgryzł się Sasuke, nawiązując do sytuacji sprzed dzisiejszego wykładu. – Hyuuga uznała, że jednak kiepska z ciebie partia, a ona potrzebuje prawdziwego ogiera.

– Aha, i że niby ty jesteś tym ogierem? – zapytał Naruto, który naprawdę zaczynał się ślinić na widok Sasuke w garniturze. – Wpuścisz mnie w końcu, czy mam tu korzenie zapuścić? – Chwycił go z krawat i przyciągnął do siebie. Jak ten drań śmiał tak seksownie wyglądać i tak go prowokować? Uff... – Mógłbyś się tak częściej ubierać – szepnął mu do ucha.

– Zapomnij – mruknął Sasuke i uśmiechając się lekko, zaprosił go do środka. O ile wciągnięcie kogoś za drzwi można uznać za zaproszenie.

– Kto to? – zainteresowała się Mikoto, gdy jej młodszy syn nie wracał już od dłuższego czasu. Zaczynała się trochę martwić. Sasuke, od kiedy przyjechali, zachowywał się dziwnie. Znikał gdzieś na całe dnie, nie dało się z nim nawet porozmawiać.

Itachi wstał zza stołu i wyjrzał do przedpokoju. Domyślał się, kto to mógł być.

– To do Sasuke – poinformował gości i rodziców, upewniając się, że miał rację, jednak wolał nie mówić nic więcej. Sakura i tak już miała jak na jeden dzień za dużo stresu. A widok Sasuke z Naruto, którzy – co by nie mówić – nie mieli o niej dobrego zdania, nie był teraz dobrym pomysłem.

– Dziewczyna? – Mrugnął znacząco Fugaku. Wypił kilka kieliszków wina, więc czuł się rozluźniony.

– Chłopak – odpowiedział spokojnie Itachi i usiadł z powrotem przy stole.

Zapanowała niezręczna cisza.

– To znaczy, kolega ze studiów – dodał, widząc zdumienie na twarzach obecnych.

– To może ja podam deser – poderwała się Mikoto i przepraszając wszystkich na chwilę, wyszła z jadalni. – Była ciekawa, kim jest znajomy syna. Tak długi czas jej przy nim nie było... Miała wyrzuty sumienia, że nic nie wie o jego życiu.

– Dzień dobry – przywitał się Naruto, gdy zobaczył kobietę wchodzącą do kuchni. Od razu ją poznał, widział kiedyś zdjęcie w salonie. Poza tym Sasuke był do niej niesamowicie podobny. Te same czarne włosy i oczy, ta sama jasna karnacja. Ale pani Uchiha na żywo robiła dużo większe wrażenie. Szczupła, elegancka i mimo że musiała mieć ponad czterdzieści lat, wyglądała na dużo młodszą.

– Dzień dobry – odpowiedziała. – Sasuke, dlaczego każesz gościowi stać w korytarzu – podeszła i zaprosiła Naruto do środka. – Jestem matką Sasuke – przedstawiła się.

– Naruto Uzumaki – odwzajemnił się tym samym.

– Może zostaniesz na deser? – zaproponowała. – Mamy tu taką mała uroczystość rodzinną, zaręczyny starszego syna. Miła ta jego narzeczona, choć chyba strasznie nieśmiała, prawie nic nie mówi – stwierdziła z zastanowieniem.

Sakura nieśmiała? Naruto spojrzał ze zdziwieniem na Sasuke, ale ten tylko wzruszył ramionami, choć dobrze wiedział, że to jego obecność wpływała na zachowanie Sakury. Pewnie miała takie same obawy jak wcześniej Itachi.

– Chętnie bym został, ale musimy jechać na uczelnię. Nasz trener dzwonił, mamy zebranie w sprawie zawodów – skłamał gładko.

– No właśnie, to ponoć coś pilnego – poparł go Sasuke. – Przebiorę się tylko i wychodzimy. Mamo, przeproś wszystkich w moim imieniu – rzucił i pobiegł na górę.

Mikoto uśmiechnęła się i wyciągnęła dodatkowy talerzyk. Nałożyła kawałek czekoladowego ciasta z najlepszej cukierni w mieście, zmuszając Naruto do zjedzenia.

– Jesteś umazany kremem – stwierdził Sasuke, gdy w końcu wyszli z domu i wsiadali do samochodu.

– Zostawiłem trochę dla ciebie, myślałem, że będziesz chciał spróbować. – Naruto uśmiechnął się sugestywnie, ale jedyne, co tym osiągnął, to paczka chusteczek higienicznych rzuconych mu na kolana. Sasuke najwyraźniej nie chciał ryzykować całowania go na podjeździe własnego domu, zwłaszcza kiedy jest w nim całą rodzina. – To gdzie jedziemy? – spytał, gdy już starł resztki ciasta z twarzy. – Bo za jakieś dwie godziny muszę być w domu.

– Po co? – Sasuke wyjechał za bramę i skręcił w stronę centrum.

– Akamaru nie mógł zostać w akademiku, musiałem go wziąć do siebie na kilka dni – wyjaśnił Naruto.

Żałował, że Sasuke się przebrał. Och, jaką on miał ochotę zerwać z niego ten garnitur... Odwrócił głowę i zaczął obserwować światła za oknem. Większość sklepów była już ozdobiona świątecznymi dekoracjami. Niektóre były całkiem niezłe, inne niesamowicie kiczowate.

– A właśnie, może pogadamy jutro z Itachim – zaproponował, gdy stali na skrzyżowaniu w centrum miasta.

– Zapytam go później, czy nie podjechałby jutro na uczelnię. Powiem, że masz sprawę – stwierdził Sasuke i skręcił na parking galerii handlowej. – Muszę kupić nową antenę GPS – wyjaśnił, widząc zdziwienie w oczach Naruto. – Pod akademikiem ktoś ją ukradł. I zostawił kartkę, że była potrzebna do walki z ciemną stroną mocy.

Naruto parsknął. No tak, norma. Wiedział, do jakich rzeczy byli zdolni studenci, zwłaszcza pod wpływem alkoholu. Sam nie raz i nie dwa brał udział w różnych akcjach, więc chyba nic by go już nie zdziwiło.

– Ej, właśnie – przypomniał sobie. – Jak już tu jesteśmy to rozejrzę się za prezentem dla Hinaty.

Galeria jak zwykle była zatłoczona i Sasuke, z nową anteną w ręku, miał ochotę jak najszybciej się z niej ewakuować, jednak obiecał Naruto, że pomoże z wyborem prezentu. Nie mógł przecież pozwolić, żeby kupił jej na przykład komplet bielizny.

Właśnie weszli do sklepu ze upominkami. Naruto od razu rzucił się w oczy wielki litrowy kufel z napisem: „Pij piwo, będziesz łatwiejszy" i stojące obok pudełko z jakiegoś rodzaju grą w butelkę.

– Myślisz, że Hinacie spodobałaby się gra? – spytał i wziął z półki kartonik, który zaczął oglądać z każdej strony. To był chyba jakaś wersja erotyczna, bo obrazki kart z wyzwaniami sugerowały tylko jedno.

– O, na pewno – skrzywił się Sasuke. – Ale odłóż to i mnie nie prowokuj.

– Bo co? – Naruto najwyraźniej bardzo odpowiadało prowokowanie. Lubił, kiedy ten drań stawał się zazdrosny. Oczywiście on zawsze udawał, że wcale nie o to chodzi, ale wiedział swoje.

– Bo kupię to – Sasuke wskazał na stojący na najwyższej półce „Zestaw małego sadysty" – i użyję do własnych celów – zagroził.

Naruto tylko prychnął, ale odłożył grę na miejsce.

Przez następne dwadzieścia minut przejrzeli chyba wszystkie gadżety w sklepie. Sasuke miał ochotę trzepnąć Naruto w głowę, gdy ten pokazał mu skarbonkę – figurkę diabła z napisem: „Rogaty, ale bogaty".

W końcu Naruto wypatrzył coś, co mogło nadawać się na prezent dla Hinaty.

– Co o tym sądzisz? – spytał, wyjmując z pudełka z biżuterią bransoletkę. Srebrna, z czarnymi kwadratowymi koralikami i wyrytymi literkami: FRIENDS

– Może być. – Sasuke pokiwał głową z aprobatą. No, może to jej da do myślenia, że będzie tylko koleżanką – pomyślał i popchnął Naruto w stronę kasy, żeby się nie rozmyślił i nie zaczął wyszukiwać innych rzeczy. – Kupuj i idziemy coś zjeść.

– Przecież właśnie wyciągnąłem cię z kolacji. – Naruto uniósł brwi.

Zapłacił i schował torebkę z prezentem do kieszeni.

– Daj spokój, prawie nic nie jadłem – westchnął i skierował się na piętro galerii, tam, gdzie były restauracje. – To na co masz ochotę? – spytał.

– Na pizzę – Naruto uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Tak dla odmiany? – zakpił Sasuke, jednak skręcił w stronę pizzerii.

– Wiesz, chyba zaczynam cię lubić. – Naruto szturchnął go ramieniem i pobiegł przodem, szukać wolnego stolika.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro