Rywale - rozdział 33
Być może dzisiaj będzie jeszcze jeden :) Zobaczymy ;)
Sasuke, ubrany w granatowe dżinsy i czarną koszulę rozpiętą u góry, prezentował się naprawdę dobrze. Zresztą, on cokolwiek by nie założył i tak zawsze wyglądał świetnie. Tak przynajmniej twierdziły dziewczyny, z którymi kiedyś się umawiał, bo Naruto jakoś nie kwapił się do prawienia mu komplementów. I całe szczęście. Ich relacja była dość specyficzna, ciągle sobie dogryzali, ale to miało swój nieopisany urok. Sasuke stwierdził niedawno, że bycie z chłopakiem ma dużo plusów. Odpadają te wszystkie niewygodne rzeczy, jak otwieranie drzwi do samochodu (choć kiedyś dla żartu to zrobił, ale jedyny dowód wdzięczności, jak dostał, to pięścią po głowie – Naruto powiedział wtedy, bardzo obruszony, że co prawda daje mu się pieprzyć, ale nie jest babą), ustępowanie pierwszeństwa, płacenie rachunków w restauracji... No dobra, z tym ostatnim to nie do końca prawda. Akurat jakoś w tym aspekcie Naruto nie miał żadnych oporów i nie raz bezczelnie naciągnął go na pizzę. Będzie mu to kiedyś musiał uświadomić. Choć... Nie, lepiej nie, bo znając jego porywczość, ta pizza wyląduje na jego głowie. Było dobrze tak, jak było, nie zamierzał niczego zmieniać. Uśmiechnął się sam do siebie i zszedł po schodach, kierując się w stronę kuchni.
– Ale się odstawiłeś. – Itachi, który właśnie wychodził z pomieszczenia, przystanął i taksując wzrokiem ubiór Sasuke, nie omieszkał go skomentować. – Masz randkę? – zapytał i mrugnął wesoło. Był dzisiaj w wybitnie dobrym humorze.
– Nie twoja sprawa – odparł na pozór obojętnym tonem Sasuke. Jego brat znów wściubiał nos w nie swoje sprawy i robił dziwne aluzje. Jak go zna to zaraz...
– Wiesz, po tym, jak dzisiaj w akademii widziałem te uszczęśliwione spojrzenia twoich koleżanek, gdy dowiedziały się, że jednak nadal jesteś do wzięcia... – Itachi z premedytacją przerwał, chcąc go sprowokować, aby zaprzeczył.
Ehh, no właśnie. Cały on.
– A skąd wiesz, że jestem? – Sasuke wzruszył ramionami. – Zresztą, wbij sobie do tego swojego łba, że to nie jest twoja sprawa – warknął, odruchowo zerkając w stronę kuchennych drzwi.
Oczywiście nie umknęło to uwadze Itachiego, który tylko się uśmiechnął. Po chwili zdał sobie sprawę z czegoś jeszcze. Chcąc się upewnić, zbliżył nos do czarnej koszuli brata, by poczuć zapach jego wody toaletowej. Był dość specyficzny.
– Używacie z Naruto tych samych perfum? – zdziwił się uprzejmie, jednak w jego oczach można było dostrzec iskierki przekory. – Bo wiesz, siedziałem z nim chwilę w kuchni i tak mi się teraz skojarzyło – rzucił, jak gdyby nigdy nic.
– Nie sądzę, on nie uży... – Sasuke nie dokończył, zmarszczył za to brwi. Czy ten Itachi naprawdę nie mógł się odczepić? Znowu zaczynał węszyć – tym razem tak dosłownie – i zadawać za dużo niewygodnych pytań. Owszem, ubrania Naruto mogły pachnieć jego wodą, bo sam żadnej nie używał, a przecież ich kontakty fizyczne nie ograniczały się do uścisku ręki. Często ocierali się o siebie, obejmowali, choćby przy głupim pocałunku. – W ogóle co ty się tak interesujesz? – warknął, niezadowolony z dociekliwości Itachiego.
– Jestem po prostu ciekaw – uśmiechnął się Itachi, wkładając ręce do kieszeni jasnych spodni. Czyżby jego braciszek zaczynał się denerwować? Zwykle zbywał go byle czym, zachowując tę swoją stoicką minę, a teraz... Wychodziło na to, że jego spostrzeżenie było słuszne. – Tylko widzisz, Sasuke, możesz być spokojny, bo ja w przeciwieństwie do ciebie, nie zamierzam krytykować twoich wyborów – oznajmił, też sugestywnie zerkając na drzwi od kuchni, w której nadal siedział Naruto.
– Jakich wyborów, o czym ty mówisz? – Sasuke uniósł brwi, próbując udawać zdziwionego, ale nie wyszło mu to do końca. Cholera, zaczynał tracić kontrolę.
Itachi przekrzywił lekko głowę, jakby się nad czymś zastanawiał, a po chwili uśmiechnął się szerzej. No to będzie ciekawie...
– Sasuke, ja może czasami zachowuję się niepoważnie, ale nie jestem idiotą. – Poklepał brata po ramieniu i poszedł do pokoju.
Sasuke stał jak wryty. Kiedy zadowolony z siebie Itachi zniknął mu z oczu, po prostu nie mógł ruszyć się z miejsca. Jedyne, co zaprzątało teraz jego głowę, to myśl, że jego brat wie. Cholera! Jak? Skąd? Wcześniej Itachi nic nie wspominał, nie zdradzał żadnych oznak, kompletnie nic. Nawet wtedy, gdy pokłócili się o jego związek z Sakurą i Sasuke użył kilku przykrych słów, Itachi nie wykorzystał tego w odwecie. A przecież mógł. Bo na pewno musiał domyślać się już wcześniej, dzisiaj nie wyglądał w żadnym wypadku na zaskoczonego. Raczej na zadowolonego.
Zza drzwi kuchni głowę wystawił Naruto.
– Słyszałem – mruknął i podszedł do Sasuke. – On wie o nas Myślisz, że powie twoim rodzicom? – Przygryzł nerwowo wargę. Nie znał ojca Sasuke. A co, jeżeli tego nie zaakceptuje? Co było raczej najbardziej prawdopodobną opcją, bo mało kto pogodziłby się ot tak z myślą, że jego syn sypia z innym facetem. Mogą być z tego naprawdę spore problemy.
– Nie wydaje mi się.
Sasuke pokręcił głową i usiadł na stopniu schodów. Wiedział, że akurat o Itachiego może być spokojny, on nigdy tak naprawdę nie zrobił niczego przeciwko niemu. Owszem, często mu dokuczał, ale to były tylko wygłupy. Zwykle na poziomie przedszkola, ale jednak zawsze tylko wygłupy.
– Zdajesz sobie sprawę, to kwestia czasu, zanim dowiedzą się inni? – zapytał i uniósł wzrok. – Naruto, nigdy o to nie pytałem, ale... – zawahał się chwilę. Ale przecież, wtedy, w szatni, uznali, że nie będą niczemu zaprzeczać, więc równie dobrze... – Jest ktoś, komu chciałbyś o nas powiedzieć? – Spojrzał na niego pytająco.
Naruto westchnął i usiadł obok. Jedyną osobą, która w tym momencie przyszła mu na myśl, był Kiba. Kurczę, naprawdę nie lubił oszukiwać przyjaciela, a do tej pory musiał to robić. Tylko że on był nieprzewidywalny.
– Sam nie wiem. – Oparł się o metalową poręcz schodów. – Chyba nie – mruknął. Nie wyobrażał sobie, jak miałby to powiedzieć Kibie. I jak on zareagowałby na fakt, że nie dość, że jest w związku facetem (już nawet pomijając zszokowanie, że to związek właśnie z Sasuke – dawnym wrogiem numer jeden), to jeszcze, że tak długo wszystko przed nim ukrywał. Tyle razy go okłamał, wymyślał coraz to gorsze wymówki, byle tylko spędzić czas z Sasuke. Poczuł wyrzuty sumienia. Ostatnio zwyczajnie zaniedbywał przyjaciół. Shikamaru miał dziewczynę, nie był sam, ale Kiba...
– Sasuke... – Naruto odwrócił się w jego stronę. – Podwieziesz mnie do akademika?
Sasuke wydawał się odrobinę zdziwiony pomysłem, ale po chwili skinął głową.
Wjechał na parking studencki. Czarna honda zdecydowanie wyróżniała się na tle samochodów mieszkańców akademika, jednak Sasuke nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Owszem, lubił swoje auto, ale – jakby nie patrzeć – było ono tylko rzeczą, kolejnym drogim prezentem od rodziców. Którzy w ten sposób zawsze, odkąd pamiętał, rekompensowali mu brak ich obecności.
– Jesteśmy – oznajmił i spojrzał na swojego pasażera, który przez całą drogę w ogóle się nie odzywał. Co w jego przypadku było naprawdę wybitnym osiągnięciem. Próbował kilka razy złapać jego wzrok w lusterku, ale niebieskie oczy wydawały się jakby nieobecne. Naruto zwykle tak miał, gdy się nad czymś intensywnie zastanawiał lub czymś za bardzo martwił.
– Dzięki – mruknął i chwytając kurtkę z tylnego siedzenia, wysiadł z auta.
– W takim razie... to do jutra? – zapytał Sasuke. Nawet nie zgasił silnika.
– Tak... – Naruto zawahał się. – Nie. Czekaj. – Wsiadł z powrotem i zamknął drzwi, bo na zewnątrz było już naprawdę bardzo zimno.
Westchnął, chowając twarz w dłoniach. Przez całą drogę rozważał argumenty za i przeciw. W końcu, po dość długiej chwili, odwrócił się do Sasuke i odetchnął głęboko. – Chcę powiedzieć Kibie – wyrzucił z siebie. Jego serce na moment stanęło, a potem zaczęło bić w przyśpieszonym tempie – zupełnie jakby przestraszył się własnych słów, wypowiedzianej na głos decyzji.
– Domyślałem się, że w końcu to powiesz, choć sądziłem, że zajmie to więcej czasu. – Sasuke spojrzał na niego uważnie. – Jesteś pewien?
– Tak...
Sasuke uniósł brwi. Wyraz twarzy Naruto przeczył jego słowom.
– Nie... tak... Cholera, nie wiem! – jęknął. Nadal się wahał, nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Chciał, żeby Kiba wiedział, jednak sama myśl, że ma wejść do pokoju przyjaciół i rzucić: „Hej, co tam? A tak w ogóle to jestem z Sasuke" – jakoś nie mieściła mu się w głowie. Kiba dostanie zawału przez takie rewelacje, a później... No właśnie, problem w tym, co będzie później. Westchnął i odchylił się, opierając głowę na siedzeniu.
– Nie chcę dłużej oszukiwać przyjaciół – powiedział. Spojrzał na Sasuke, jakby ten miał podjąć decyzję za niego.
– No to idziemy. – Ten nieoczekiwanie zgasił silnik i gestem pokazał mu, że ma wysiadać.
Naruto nigdy w życiu nie czuł takiego zdenerwowania, jak w tym momencie. Żaden egzamin, nawet ten na prawo jazdy (którego bał się chyba najbardziej w życiu), nie mógł się równać z tym, przez co przechodził teraz. Gdyby był tu sam, już dawno by się wycofał, lecz idący za nim Sasuke skutecznie powstrzymywał go przed zmianą decyzji. Parter, pierwsze piętro, drugie. Uff... Drzwi pokoju przyjaciół. Odwrócił się, jakby chciał odwlec chwilę, kiedy zapuka, ale wtedy Sasuke podniósł rękę i zrobił to za niego. Stanowczy odgłos wyrwał go z dziwnego otępienia. To dzieje się naprawdę – pomyślał, zaczynając panikować i modląc się w duchu, żeby nikogo nie zastali. Niestety, nie pomogło.
Drzwi otworzył Shikamaru, trzymający w jednej ręce krzyżówkę i ołówek. Swoją drogą bardzo już pogryziony ołówek.
– Wchodź Na... – zaczął, ale dostrzegł, że przyjaciel nie jest sam. – Eee, to znaczy, wchodźcie – poprawił się, zapraszając obu do środka.
Kiba, który siedział na swoim łóżku, trzymając na kolanach białą puchatą kulę, na widok Naruto aż podskoczył, budząc tym samym szczeniaka.
– O, jednak jesteś! – krzyknął podekscytowany, tak bardzo chciał się pochwalić swoim nowym zwierzakiem. Przeniósł Akamaru na poduszkę i wstał. Dopiero wtedy zobaczył stojącego jeszcze przy drzwiach Sasuke.
Naruto próbował ułożyć sobie w głowie jakieś inteligentne zdanie, którym mógłby rozpocząć tę trudną rozmowę, ale Kiba go ubiegł. Co prawda przez chwilę gapił się na nich z otwartymi ustami, ale szybko odzyskał rezon.
– Nie no, dobrze, że przynajmniej do łóżka razem nie chodzicie! – wypalił, wskazując ich palcem. Był naprawdę zdumiony widokiem Sasuke we własnym pokoju. Oczywiście wiedział, że Naruto zaczął się z nim kumplować, no ale bez przesady! Ile można przebywać w jednym i tym samym towarzystwie? Kibie nie mieściło się to w głowie .
– Nie byłbym taki pewien. – Sasuke oparł się nonszalancko o jedną ze ścian i skrzyżował ramiona.
– O matko! – Shikamaru, który właśnie nalał sobie soku pomarańczowego, omal się nim nie zakrztusił. Zrozumiał cel wizyty. Choć on na ich miejscu by się naprawdę jeszcze raz poważnie zastanowił...
– Bardzo śmieszne – burknął Kiba, któremu wydawało się, że Sasuke z niego kpi. I to jeszcze w jego własnym pokoju! No co za bezczelny typ. Już on mu zaraz...
– Ja nie żartuję – odpowiedział Sasuke.
Zdezorientowany Kiba, który właśnie był w trakcie wymyślania jakiejś genialnej ciętej riposty, zamrugał oczami zdezorientowany. Spojrzał na Naruto, spodziewając się, że ten zaraz wybuchnie śmiechem, ale nic takiego się nie stało. Jego przyjaciel wyraźnie czymś się denerwował.
– Kiba... – zaczął Naruto, czując, że zaschło mu w gardle. – Musisz o czymś wiedzieć – przerwał, zbierając się na odwagę. – Sasuke i ja spotykamy się – wymamrotał po chwili i zrobił krok do tyłu, jakby w obawie, że Kiba zaraz się na niego rzuci. Albo czymś w niego rzuci. Jakby się uprzeć, miał pod ręką kilka ciężkich przedmiotów.
Do Kiby jednak nie dotarło to, co powiedział, bo tylko uniósł pytająco brwi.
– Jesteśmy razem – wyjaśnił dobitniej Naruto. Już chyba bardziej zrozumiale się nie dało.
Kiba chyba wreszcie zrozumiał sens jego słów, bo znów stanął z otwartymi ustami i wpatrywał się w niego, jakby zobaczył go pierwszy raz.
– To znaczy, twierdzisz, że wy jesteście parą, tak? – wydukał po dość długiej chwili, chcąc się ostatecznie upewnić, że nie ma omamów słuchowych.
Naruto kiwnął potwierdzająco.
Kiba pokręcił głową, a po chwili zaczął się histerycznie śmiać. Padł na łóżko i zamachał rękami, omal nie zachłystując się w tym rozbawianiu własną śliną.
– Dobre! Świetne! – wydusił w końcu, mimo ciągłych napadów śmiechu. Nie mógł się uspokoić. Dopiero po chwili opanował się na tyle, żeby mówić dalej. – A wiecie, że prawie dałem się nabrać?! Chyba nigdy nikt mnie tak nie wkręcił – stwierdził, patrząc z uznaniem na Naruto. Był pewien, że to jego pomysł. I to naprawdę zajebisty! Genialny! Niesa...
Zmarszczył brwi, podnosząc się. Dlaczego z tak świetnego żartu tylko on sam się śmieje? Dlaczego oni są tak poważni? I dlaczego Naruto tak się denerwuje? O, kurwa! Jeszcze raz spojrzał na Sasuke, który wyglądał na zirytowanego. Nie, niemożliwe. Wkręcają go! Umówili się. Wszyscy.
Zerknął na Shikamaru, ale tamten nie wydawał się być w ogóle zdziwiony. Wzruszył tylko ramionami i westchnął zrezygnowany. Tak, jakby...
– Wkręcacie mnie, prawda? – zapytał jeszcze raz, mając nadzieję, że to naprawdę bardzo dobrze zaaranżowana scena. – Nie wkręcacie... – jęknął zszokowany, widząc, jak Naruto kręci głową.
– Nie...
– Wiedziałeś?! – Kiba, po długiej chwili, w której po prostu musiał ochłonąć, podszedł i dźgnął Shikamaru palcem. Ten nie zaprzeczył. – Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś? – Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel ukrywał przed nim coś takiego. Przecież to było... Sam nie wiedział, jak to nazwać.
– Dyskrecja, Kiba, to się nazywa dyskrecja. – Shikamaru westchnął i wyjął z szafki trzy dodatkowe szklanki, po chwili nalewając do nich soku. Jedną z nich podał swojemu zszokowanemu współlokatorowi i zmusił go, aby usiadł na krześle.
– Nie, to jest niemożliwe. Przecież Naruto lubi dziewczyny. – Kiba bawił się szklanką, cały czas intensywnie myśląc. – I że niby całujecie się ze sobą? – spytał, chcąc sprowokować Naruto, żeby zaprzeczył. Może po czymś takim przyzna, że to jednak żart.
Naruto westchnął i usiadł naprzeciwko niego, kiwając potakująco głową.
Nie no! Skoro przyznał się do czegoś takiego, a Sasuke nie rozwalił mu nosa, to... Nie! Naprawdę?
– Chyba nie chcę sobie tego wyobrażać – jęknął Kiba. Tego już było dla niego za dużo. Okej, jakoś przyzwyczaił się, że jeden z jego dwóch najlepszych przyjaciół ciągle łazi gdzieś z tym cholernym Uchihą, ale to... Nie. To jest po prostu niemożliwe.
– No faktycznie, nie radzę sobie tego wyobrażać – odezwał się w końcu Sasuke, którego powoli zaczynała bawić cała sytuacja. – Od takich wyobrażeń może się zmienić twoja orientacja seksualna – zakpił, patrząc na rozszerzające się w przerażeniu oczy Kiby.
– To... możliwe? – Kiba naprawdę wydawał się nie dostrzegać ironii.
Shikamaru przewrócił oczami, a Naruto parsknął śmiechem. Atmosfera trochę się rozluźniła, więc on sam też przestał być tak spięty. Kiba spojrzał urażony na Sasuke, ale nic nie powiedział. Chyba zdał sobie sprawę z własnej naiwności.
– Co zamierzacie dalej? – Shikamaru przesunął stolik między łóżka, aby wszyscy mieli gdzie usiąść, bo mieli w pokoju tylko dwa krzesła. Po chwili zastanowienia wyjął z lodówki cztery piwa i podał każdemu po jednym.
– Póki co niech to pozostanie między nami. – Naruto spojrzał w stronę Kiby.
On nadal kręcił głową i mamrotał coś pod nosem, przez co wyglądał, jakby właśnie uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Choć, jakby spytać Sasuke, to ten stwierdziłby tylko, że Kiba zawsze miał coś z głową. No cóż. Nie darzyli się nigdy zbytnią sympatią.
– Kiba? – Naruto usiadł obok niego na jednym z tapczanów, choć miał lekką obawę, że ten go zaraz z niego zepchnie. Na szczęście nic takiego się nie stało. – Kiba? – powtórzył.
Kiba kiwnął głową na znak, że rozumie.
– Nie mogę pojąć, co ty w nim widzisz – mruknął cicho.
Naruto uśmiechnął się lekko. Najwyraźniej Kibie wcale jakoś specjalnie nie przeszkadzało, że zaczął spotykać się z facetem. Jemu przeszkadzało, że to był właśnie Sasuke. No cóż. Przyzwyczai się.
– Mógłbym ci powiedzieć, ale nie chcę kolejnej zakochanej panienki – odgryzł się Sasuke, mrużąc ironicznie oczy.
Kiba aż się zapowietrzył, a jego twarz zrobiła się cała czerwona. Jak ten... ten... Aż zabrakło mu słowa, które by teraz idealnie pasowało. Jak on mógł go porównać do...
– Ty dupku! – zerwał się gwałtownie z miejsca. Nie, naprawdę. Naruto chyba na głowę upadł, że się z nim zadawał. I jeszcze się z nim... całował! Ble... Nigdy w życiu nie pocałowałby Uchihy! Nawet za cenę stypendium!
– Kiba, uspokój się, do cholery! – Shikamaru wetknął mu w rękę otwartą puszkę i zmusił do wypicia kilku łyków. Miał nadzieję, że zimne piwo nieco go ostudzi.
Kiba tylko prychnął, ale usiadł z powrotem. Już on kiedyś się odegra na tym cholernym Sasuke. Wymyśli taką ripostę, że ten się nie pozbiera!
Za pierwszym piwem na stole pojawiło się drugie, potem trzecie, czwarte. Naruto naprawdę wydawał się rozluźniony. Najgorsze miał już ze sobą.
Kiba nadal co jakiś czas kręcił z niedowierzaniem głową i patrzył na Sasuke spod byka, ale w końcu włączył się do rozmowy. Procenty zrobiły swoje.
– Ja tam bym wolał, żebyście się przyznali – stwierdził, dopijając piwo i zgniatając puszkę.
– Dlaczego? – Naruto nie rozumiał jego toku myślenia. Zwłaszcza że ten – po alkoholu – bywał u Kiby mocno zaburzony.
– Bo wtedy wszystkie jego fanki – wskazał na Sasuke – dadzą sobie spokój. I zaczną interesować się na przykład mną – oświadczył i czknął. I nie przejął się zupełnie tym, że nikt z pozostałych jego poglądu nie podzielił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro