Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rywale - rozdział 32

Dobra, ostatni na dzisiaj :)


Zazwyczaj głośny sygnał budzika w mieszkaniu Naruto sprawiał, że chłopak zrywał się na nogi, tym razem jednak przewrócił się tylko na drugi bok, naciągając na głowę poduszkę. Leżący obok Sasuke otworzył leniwie oczy i zerknął na zegarek. Była siódma.

– Cholera – mruknął. Najwyraźniej nie usłyszał budzika w swoim telefonie. Specjalnie ustawił go na wcześniejszą godzinę, żeby rano wstać i pojechać jeszcze do domu po ubrania na zmianę. Teraz już nie zdąży. Znów przymknął powieki i objął zagrzebanego w pościel Naruto, muskając ustami jego szyję.

– Chyba musimy wstawać – stwierdził cicho, jednak Naruto tylko pokręcił głową. Sasuke uśmiechnął się. – Uwierz, też wolałbym tu zostać i... – przesunął dłonią po jego plecach – robić coś o wiele bardziej ekscytującego, niż słuchanie wywodów Kakashiego, ale... – ugryzł lekko skórę na jego ramieniu – chyba nie spodoba mu się nasza nieobecność.

Naruto przewrócił się na plecy i spojrzał zaspanym wzrokiem.

– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim zacząłeś mnie molestować – stwierdził i ścisnął trzymaną w ramionach poduszkę.

– Żałujesz? – Sasuke podniósł się i opierając głowę na ręce, patrzył na swojego uroczo wkurwionego chłopaka z uśmieszkiem zadowolenia.

Naruto tylko coś burknął (że ma się odwalić, czy jakoś tak – Sasuke nie zrozumiał, bo ten tak mamrotał) i zwlekł się z łóżka. Poszedł do łazienki, uznając, że zanim zacznie odpowiadać na jakiekolwiek pytania, musi przynajmniej całkowicie się obudzić. Odkręcił zimną wodę w kranie i przemył twarz. Spojrzał w lustro. Tak strasznie chciało mu się spać, że byłby w stanie usnąć nad tą umywalką na stojąco. Po chwili zobaczył w odbiciu stojącego za nim Sasuke.

– Wyglądasz, jakbyś się co najmniej nie wyspał – stwierdził, mrużąc złośliwie oczy. Uśmiechnął się przy tym tak, że Naruto miał ochotę mu przyłożyć. Tak dla zasady. – Co robiłeś przez całą noc?

– Spadaj, Uchiha – warknął i ochlapał go zimną wodą, ale w kącikach ust bystry obserwator dostrzegłby hamowany uśmiech. Naruto ominął zadowolonego z siebie Sasuke, wszedł do kabiny prysznicowej i zamknął szklane drzwi.

Naruto musiał pożyczyć Sasuke jakieś czyste ubranie. Nie bardzo mieli czas na przeszukiwanie szafy, dlatego wyciągnął pierwszą z brzegu czarną koszulkę i wygrzebał z szuflady jakieś bokserki. Korciło go co prawda, żeby zaoferować Sasuke swój t-shirt z napisem: „Młodzież w stanie nietrzeźwym może spowodować potomstwo", jednak ostatecznie sobie darował. Żarty żartami, ale to był dość drażliwy temat. A nie chciał mu psuć humoru przynajmniej, póki byli w mieszkaniu. Bo później może być dużo gorzej. Naruto obawiał się, że jeszcze kilka głupich komentarzy i Sasuke naprawdę rozwali komuś nos.

Byli lekko spóźnieni, a to wszystko przez Sasuke, który wydziwiał nad kolorem bokserek. Kategorycznie odmówił założenia pomarańczowych. Naruto w końcu wyszukał mu jakieś ciemne, choć nie rozumiał, co mu się nie podoba w tym kolorze.

Kiedy w końcu dotarli na uczelnie, okazało się, że wykład jeszcze się nie zaczął. Znaleźli miejsca w tylnym rzędzie auli, obok Kiby i Shikamaru, i czekali na spóźnionego, jak zwykle zresztą, Kakashiego.

Sasuke udawał, że czyta notatki. Niestety, od wczoraj nic się nie zmieniło, nadal był pod obserwacją zaciekawionych, choć lepszym określeniem byłoby wścibskich, studentów. Naruto próbował odpowiadać na pytania siedzącego obok Kiby, jednak obecność Sasuke po prawej stronie i wspomnienie dzisiejszej nocy sprawiały, że ciężko było mu się skupić na czymkolwiek.

– Nazwałem go Akamaru. – Kiba pochylił się w jego stronę, opowiadając z pasją o swoim nowym psim nabytku. – Słuchasz mnie? – spytał, widząc nieobecny wzrok przyjaciela.

– Tak, słucham. Nazwałeś go Shikamaru – rzucił na odczepnego Naruto, który w swojej głowie widział w tym momencie tylko zasnute mgiełką pożądania oczy Uchihy i jego potargane włosy.

Cała trójka – Kiba, Shikamaru i oderwany od swoich notatek Sasuke – spojrzeli momentalnie na niego. Sasuke uśmiechnął się pod nosem. Rozumiał stan Naruto, w końcu od dobrych pięciu minut sam tak naprawdę wpatrywał się w jedno i to samo zdanie. Shikamaru tylko pokręcił głową i westchnął, za to Kiba chwycił zeszyt i zdzielił nim Naruto po głowie.

– Nie słuchasz mnie – stwierdził, rozeźlony ignorowaniem jego osoby.

W tym momencie drzwi do auli uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, a Naruto, będąc w duchu wdzięczny za przybycie Kakashiego, uśmiechnął się tylko przepraszająco do Kiby. Spojrzał w dół, jednak przy wejściu znajdującym się w dolnej części pomieszczenia nie było ich trenera. Stał tam za to wysoki chłopak z ciemnymi, spiętymi gumką włosami.

– Itachi? – Naruto spojrzał zdziwiony na Sasuke, jednak na jego twarzy również widać było zaskoczenie.

Przybyły gość podszedł do stojącego na podwyższeniu biurka, skupiając na sobie uwagę studentów.

– Czy pana Kakashiego dzisiaj nie będzie? – Zapytała jakaś dziewczyna z pierwszego rzędu.

– Nie, nie, ja w innej sprawie. – Itachi uśmiechnął się i poprosił o ciszę. – Nazywam się Uchiha... – W tym momencie wiele osób odwróciło głowy i spojrzało na Sasuke, szepcząc coś między sobą. – Itachi Uchiha – poprawił się, co wyszło dość komicznie, jakby chciał sparodiować sposób przedstawiania się Jamesa Bonda. – I, tak, tak, ten tam to mój brat – dodał, widząc zachowanie studentów.

Tym razem zaciekawiony wzrok obecnych powędrował z powrotem w stronę podestu.

– Doszły mnie plotki na temat Sasuke oraz waszej koleżanki Sakury – kontynuował, widząc, że twarze kilku blisko siedzących dziewczyn spochmurniały. – W związku z tym chciałbym to wyjaśnić i prosić wszystkich, aby nie przypisywali moich zasług mojemu młodszemu braciszkowi – oświadczył zabawnym tonem – ponieważ to ja zostanę dumnym rodzicem, a nie on – zakończył i puścił oko w kierunku Sasuke, powodując tym samym wybuch śmiechu w auli. Jednak nie był to żaden szyderczy chichot, Itachi zrobił na wszystkich tak pozytywne wrażenie, że na jego słowa zareagowali raczej jak na zabawną anegdotkę.

– W takim razie, gratulujemy – zawołał jeden ze studentów, a kilka głosów go poparło.

– Gratulacje i kwiaty przyjmuję na zewnątrz – zażartował Itachi i ukłonił się wszystkim, powodując nową falę wesołości. Zszedł z podwyższenia i zerkając jeszcze po drodze na uszczęśliwione twarze dziewczyn, otworzył drzwi. – I tak czeka was zawód miłosny – mruknął pod nosem, wychodząc.

Sasuke, mimo że najchętniej ukręciłby Itachiemu łeb za „młodszego braciszka", to ogólnie rzecz biorąc nie był zły. Co prawda w jego mniemaniu mógł wymyślić coś mniej spektakularnego, no ale to w końcu Itachi. Gdyby tylko jeszcze Naruto nie trząsł się przez cały wykład ze śmiechu i nie szturchał go co chwilę, powodując, że jego zwykle idealne pismo przypominało teraz jakieś bohomazy... Westchnął i odłożył długopis.

– No i co cię tak śmieszy – mruknął w jego stronę.

– Od dziś twój brat jest moim idolem. – Naruto zasłonił sobie usta, kaszląc i tym samym maskując głośniejszy wybuch wesołości.

– Nie wątpię. Obaj lubicie robić przedstawienia – stwierdził Sasuke, przypominając sobie i jemu przy okazji pierwszy dzień roku szkolnego.

O dziwo, teraz tamta sytuacja powodowała u niego lekki uśmiech, a nie złość, jak kiedyś. Zresztą nawet wtedy tylko przez pierwszych kilka dni ten wygłup był naczelnym tematem plotek, potem sprawa dość szybko ucichła. Chyba nikt tak naprawdę nie uwierzył w odmienną orientację seksualną akademickiej gwiazdy.

– Ma się ten talent – uśmiechnął się zawadiacko Naruto i tym razem szturchnął przypadkiem Kibę, za co tamten bezceremonialnie kopnął go w piszczel.

Wykłady i trening skończyły się po osiemnastej, było już ciemno. Sasuke rozmawiał z kimś przez telefon, więc Naruto czekał na niego, stojąc oparty o ścianę budynku. Zarzucił sobie plecak na jedno ramię i przeprosił Kibę, któremu wcześniej obiecał odwiedziny w akademiku. Akamaru musiał poczekać, a on sam – odpocząć.

– Ale jutro przyjdziesz? – Kiba próbował wymóc przyrzeczenie.

Naruto kiwnął głową.

– Ok, to do jutra. – Kiba założył na siebie trzymaną jeszcze przed chwilą w ręku szarą kurtkę i poszedł w stronę akademika.

Kiedy Sasuke w końcu skończył rozmowę, podszedł do niego i rozglądając się dyskretnie, objął go lekko w pasie.

– Muszę się przebrać we własne ciuchy – mruknął, a jego ręka zsunęła się na tyłek i ścisnęła prowokacyjnie jeden z pośladków. Stali tyłem do ściany, więc nikt, nawet jakby się teraz pojawił, raczej by tego nie zauważył. – A potem coś wymyślimy.

Naruto uśmiechnął się i skinął głową. W momencie, kiedy Sasuke stosował takie argumenty, nawet jego zmęczenie gdzieś ulatywało.

Sasuke, kiedy tylko dotarli do jego domu, zostawił Naruto w kuchni i wbiegł na górę. Jego rodzice mieli dzisiaj do załatwienia sporo spraw w firmie, a Itachiego nie było, więc powiedział mu, żeby zrobił im obu kawę. Byli zmęczeni, trochę kofeiny się przyda. Sam miał zamiar wziąć szybki prysznic i przebrać się w coś swojego.

Naruto wstawił wodę i wyjął z szafki dwa kubki. Trochę dziwnie się czuł, krzątając się po kuchni. Jasne, bywał tu często, ale wtedy rodzice Sasuke byli pewnie gdzieś daleko, nie było ryzyka, że wpadną znienacka i zastaną w swoim domu obcego faceta.

Poczekał, aż woda się zagotuje i zalał kubki z kawą. Chwilę później prawie podskoczył, kiedy usłyszał charakterystyczny odgłos otwieranego kluczem zamka. Omal nie oblał się wrzątkiem. Cholera! Wiedział, że nie powinien tu być. Odstawił czajnik i chciał niezauważalnie przemknąć do pokoju Sasuke, ale nie zdążył, bo drzwi się otworzyły, a do przedpokoju wszedł Itachi.

– Cześć. – Ten, ku zaskoczeniu Naruto, wcale nie zdziwił się na widok jego osoby. – Wiesz, to zabawne, ale widuję cię chyba częściej niż własnego brata – zażartował Itachi. Odwiesił kurtkę i wszedł do kuchni. – Siadaj, nie gryzę – dodał, widząc na stole dwa parujące kubki z kawą.

Naruto, trochę zdezorientowany uwagą Itachiego, usiadł z powrotem, ale nie bardzo wiedział, co powiedzieć.

– Fajnie było odwiedzić dzisiaj uczelnię, przypomnieć sobie stare czasy. – Itachi krzątał się teraz, znów nastawiając wodę na kawę i nie przejmując się zupełnie zmieszaniem gościa. – Z mlekiem? – spytał, patrząc na jeden tylko do połowy zalany kubek.

Naruto kiwnął głową. Rozluźnił się trochę.

– Nie wiedziałem, że studiowałeś w akademii – stwierdził po dłuższej chwili.

Itachi krzątał się chwilę po kuchni, w międzyczasie dolewając mu do kawy mleka. Sobie zresztą też.

– Bo nie studiowałem – uśmiechnął się i siadając w końcu przy stole, upił łyk ze swojego kubka w muchomorki. – Skończyłem grafikę komputerową na politechnice, ale na waszej uczelni były zawsze najładniejsze dziewczyny. Było co podziwiać – szczupłe, wysportowane – rozmarzył się. Po chwili o czymś sobie przypomniał, bo wstał i krzycząc „zaraz wracam", pobiegł do samochodu.

Wrócił z dwoma bukietami lilii. Chyba lilii, bo Naruto na kwiatach to tak średnio się znał. Jak już kupował coś jakiejś dziewczynie, to raczej róże. Ponoć tak było romantycznie i każda to lubiła. On sam wolał słoneczniki, miały ładny kolor.

Itachi przeszukał wszystkie kuchenne szafki w poszukiwaniu jakiegoś wazonu, ostatecznie jednak kwiaty wylądowały w napełnionych zimną wodą kuflach od piwa.

– Dla Sakury? – Naruto wydawał się już na tyle ośmielony, że zadał to pytanie.

Itachi pokiwał głową.

– Oba? – Naruto uniósł brwi w geście zdziwienia.

– Nie, drugi dla jej matki. – Itachi usiadł z powrotem przy stole. – Tak wypada. Zwłaszcza w mojej sytuacji – wyjaśnił nie do końca składnie. – Pamiętaj o tym, jak będziesz... ekhm – zająknął się. – Zresztą nieważne – zakończył temat, uśmiechając się pogodnie i puszczając mu oko.

Naruto czuł, że jego twarz robi się czerwona. Czyżby Itachi coś sugerował? Po tamtej sytuacji w samochodzie, to było wysoce prawdopodobne. Domyślił się? Na pewno! Zaschło mu w gardle, więc napił się kawy, zastanawiając się, jak z tego wybrnąć, na szczęście w tym momencie usłyszał odgłos kroków na stopniach. Sasuke. W samą porę – pomyślał, oddychając z ulgą. Wolał póki co na takie tematy z nikim nie rozmawiać.

– Naruto... – Itachi spojrzał na niego uważnie. Położył mu rękę na ramieniu, uśmiechając się porozumiewawczo. – Dbaj o niego – mruknął, jak gdyby nigdy nic, i dopijając ostatni łyk kawy, wstał zza stołu i ruszył w stronę swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro