Rywale - rozdział 30
Skąd na następny dzień pół uczelni wiedziało o ciąży Sakury, pozostawało słodką tajemnicą. Przeciek z sekretariatu, gdzie taką informację zapewne zgłosiła, decydując się na urlop dziekański, czy może ktoś podsłuchał rozmowę Naruto z Sasuke? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że kiedy tylko Sasuke przekroczył próg auli, na której miały odbyć się zajęcia z Asumą, został zewsząd zaatakowany rozczarowanymi spojrzeniami dziewczyn z roku. Patrzyły na niego z takim wyrzutem, jakby...
– Co jest, do cholery? – Złapał Naruto za kaptur kurtki, patrząc na niego zdezorientowany, ale ten tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową w odpowiedzi.
Oczywiście, też to widział, ale nie miał pojęcia, co się dzieje. Przeciskali się właśnie do jednego z tylnych rzędów, starając się ignorować fakt, że wszyscy nadal patrzą w ich stronę, jednak w pewnym momencie Naruto zagapił się i wpadł na jakąś koleżankę z roku. Kojarzył ją tylko po kolorze włosów, były prawie czerwone. Czerwone... Coś go tknęło. Taki, no dobra prawie taki sam kolor, miała też kelnerka z „Wyjście Ewakuacyjnego". Widziała, jak się całowali, a Sasuke nie najlepiej ją potraktował. W jednej chwili zrobiło mu się niesamowicie gorąco, a serce zaczęło bić tak szybko, jakby miało wyskoczyć z piersi. Pociągnął Sasuke za rękaw i spojrzał na niego przerażonym wzrokiem.
– Czy oni dowiedzieli się o nas? – wyszeptał, prawie że niesłyszalnie. Skoro informacja o Sakurze rozeszła się w tak szybkim tempie, to co, jeżeli tamta dziewczyna zna kogoś z ich roku? Rozejrzał się dookoła, szukając Kiby i Shikamaru. Jeżeli będą wiedzieć, o co chodzi, wyjaśnią, zamiast bezczelnie się gapić. Jednak przyjaciół jeszcze nie było.
Sasuke przełknął nerwowo ślinę, też skojarzył sytuację z klubu. Naruto mógł mieć rację. Tylko że nie byli jeszcze gotowi, aby ujawnić się znajomym, a co dopiero wszystkim tym, bądź co bądź, obcym ludziom. Poza tym jego rodzice akurat byli w domu. Kiedyś by się dowiedzieli, ale nie teraz... Nie teraz, kiedy nie był jeszcze pewien... Zaraz... Nie dokończył zdania nawet w myślach. Czego on właściwie nie był pewien? Siebie? Naruto? W tym momencie chwycił go za rękaw i wyciągnął z powrotem z auli.
– Zaraz zajęcia. – Naruto nie miał pojęcia, o co chodzi, ale poszedł za nim.
Chwilę po wyjściu z auli skręcili w korytarz prowadzący do szatni, które znajdowały się obok holu na parterze. Zazwyczaj mało kto z nich korzystał, bo większość studentów przemieszczała się w ciągu dnia między budynkiem głównym, a pływalnią czy halą sportową.
– Naruto... – Sasuke znalazł kąt w głębi pomieszczenia i zatrzymał się pod jednym z okien między wieszakami. Wisiało tu kilka kurtek, poza tym nikogo nie było. – A co, jeżeli wiedzą? – spytał, twardo akcentując pierwszą cześć wypowiedzi. Przyglądał się swojemu chłopakowi uważnie.
Naruto oparł się o ścianę i zdjął z jednego z wieszaków metalowy, okrągły krążek z numerem. Zaczął przekręcać go w palcach, intensywnie nad czymś się zastanawiając.
– Co masz na myśli? – odezwał się w końcu.
Sasuke podszedł bliżej i wyjął mu ten krążek z rąk, rzucając go na parapet obok.
– Będziesz chciał zaprzeczyć? – spytał tym razem wprost. Sam nie wiedział, co robić, ale wolał znać jego zdanie.
Naruto spojrzał na niego dopiero po chwili, jednak, ku zdziwieniu Sasuke, tym razem w niebieskich oczach była pewność i stanowczość.
– Nie – powiedział. Właśnie przed chwilą podjął taką, a nie inną decyzję. Jeżeli o niego chodzi, nie będzie wypierał się tego, co sprawia, że wreszcie czuje się szczęśliwy. – A ty? – Uniósł brwi pytająco. Jego własna decyzja niczego przecież jeszcze nie zmieniała, sprawa dotyczyła ich obu.
Sasuke nie odpowiedział, zamiast tego przyciągnął go do siebie i pocałował. Naruto nie zastanawiając się zbytnio, oddał pocałunek, wplatając ręce w czarne włosy. Wyczuł, że kąciki ust lekko się uniosły.
– Z czego się śmiejesz? – Przejechał nosem po bladym policzku, zostawiając chwilowo usta w spokoju.
– To miejsce publiczne, a ty nie protestujesz – stwierdził Sasuke, nadal jednak nie wypuszczając go z rąk.
– Skoro i tak chyba już wiedzą. – Naruto uśmiechnął się rozbrajająco. – Zresztą, przypominam ci, że ostatnio w klubie też wykazałem inicjatywę.
Obaj parsknęli śmiechem, na wspomnienie miny kelnerki, choć tak naprawdę właśnie tamta piątkowa „inicjatywa" postawiła ich dzisiaj przed dosyć trudnym wyborem. Wyborem, którego jednak obaj już dokonali, a teraz będą musieli zmierzyć się z konsekwencjami.
– Chodź. I tak jesteśmy spóźnieni. – Sasuke niechętnie puścił Naruto, a ten sięgnął po leżące na parapecie metalowe kółko.
– Jaka jest twoja szczęśliwa liczka – spytał.
– Nie wierze w takie bzdury. – Sasuke wzruszył ramionami.
– Ja też nie, ale wiesz, tak na wszelki wypadek, niech to może dzisiaj będzie trzydzieści siedem. – Pokazał mu numer wyryty w metalu i odwiesił kółko na wieszak. Odetchnął głęboko. Teraz czekała ich konfrontacja z resztą szkoły.
Spóźnili się na wykład, więc po wejściu do auli zajęli pierwsze lepsze miejsca, nie chcąc się niepotrzebnie rzucać w oczy. Choć, zdaniem Sasuke, to i tak było bez znaczenia, bo jeśli ich domysły były słuszne, stanowili teraz naczelną atrakcję bez względu na to, gdzie usiedli. Westchnął, chcąc się dyskretnie rozejrzeć, ale Neji, który siedział rząd niżej, właśnie odwrócił głowę i spojrzał w dziwny sposób.
– No co? – Sasuke niemal na niego warknął.
– Nic. – Ten wzruszył ramionami. – Tylko nie wiem czy mam gratulować, czy raczej... – zastanowił się chwilę – składać kondolencje – dokończył.
Naruto ogarnęło znajome uczucie kulki w żołądku. A więc zaczyna się – pomyślał. Ciekawe tylko, czy po tak dosadnym stwierdzeniu, inne okażą się tak zwana pestką, czy wprost przeciwnie – będzie jeszcze gorzej.
Sasuke spiorunował Nejiego wzrokiem. Sugerowanie, że fakt bycia z innym facetem jest jak kopanie grobu dla siebie samego, to była przesada. Mimo wszystko nie spodziewał się takich słów od kumpla, którego znał od dziecka.
– Możesz mi pogratulować – syknął.
– W takim razie, gratuluję... tatusiu. – Neji wzruszył ramionami i odwrócił się do nich plecami.
– Tatusiu? – Naruto z wrażenia upuścił długopis.
– Niech to szlag! – Sasuke z całej siły kopnął w oponę swojego samochodu. W uszach wciąż dźwięczały mu słowa: „ojcem dziecka Sakury jest Uchiha".
Mało kto wiedział, że Sakura spotykała się z Itachim, za to chyba każdy na uczelni pamiętał, jak latała za nim. Więc, jakby nie patrzeć, kojarząc nazwisko, dopowiedzieli sobie całą resztę i wymyślili ciekawą historyjkę. Albo nawet kilka historyjek, bo przez kilka kolejnych godzin zdołał ich usłyszeć co najmniej tuzin. Nawet przestał w końcu cokolwiek tłumaczyć, bo i tak nikt nie wierzył. W pewnym momencie miał ochotę rozkwasić gębę chłopakowi, który z ironicznym uśmieszkiem zapytał, czy teraz zamieni dziewuszki na pieluszki.
Naruto stał obok, jednak wolał w tym momencie nic nie mówić. Dziwnie się czuł. Z jednej strony trochę mu ulżyło na myśl, że jeszcze przez jakiś czas będą mogli cieszyć się prywatnością, bo to nie ich sekret wyszedł na jaw. Z drugiej strony jednak rozumiał Sasuke. Miał prawo być wściekły. Ciągle ktoś coś insynuował, więc w końcu się wściekł. Gdyby nie jego interwencja, pewnie rozwaliłby jednemu studentowi nos. Niestety, mało kto kojarzył fakty tak jak Shikamaru, który od razu sprowadził na ziemię Kibę, kiedy tamten zaczął snuć domysły, na temat rzekomego ukrywanego związku Sasuke i Sakury. Neji poczuł się naprawdę głupio, że tak od razu uwierzył w rewelacje Tenten, przecież znał Sasuke tyle czasu. Uświadomił błąd zarówno swojej dziewczynie, jak i kilku innym osobom, jednak wiedział, że ciężko będzie teraz wytłumaczyć wszystkim, że mylą osoby.
– Skąd oni do cholery wiedzą! – Sasuke chwycił komórkę, wybierając z listy numer Itachiego. Kiedy po sześciu sygnałach brat nadal nie odbierał, rozłączył się. – Chcesz jechać ze mną? – zwrócił się do Naruto, chowając telefon, a wyjmując kluczyki od samochodu.
– Gdzie?
– Do Sakury! – Otworzył drzwi auta i usiadł za kierownicą.
Przez całą drogę Naruto próbował wyperswadować Sasuke ten pomysł, zwłaszcza że ten nadal był wściekły. Bez skutku. Sasuke nie dał sobie nic powiedzieć, uparł się jak osioł, więc ostatecznie Naruto mógł tylko czekać na rozwój wydarzeń. A te, coś mu się wydawało, będą naprawdę burzliwe.
– Skąd wiesz, gdzie ona mieszka – zdziwił się tylko, gdy Sasuke zaparkował tuż przed domem Sakury.
– Kiedyś byłem zmuszony ją odprowadzić – zaakcentował słowo „kiedyś" i spojrzał na niego wymownie. Naruto zrozumiał, że chodziło o sytuację, w której „odbił" mu dziewczynę. – Poczekaj tu na mnie, okej? – bardziej poinformował, niż spytał.
– Lepiej pójdę z tobą – Naruto chciał odpiąć pas bezpieczeństwa, ale Sasuke mocnym uściskiem ręki na ramieniu go powstrzymał.
– Nie, chcę załatwić to sam. – Tym razem głos zabrzmiał stanowczo.
Naruto tylko wzruszył ramionami. Patrzył jak Sasuke otwiera furtkę, a pod chwili podchodzi do drzwi małego domku w kolorze piasku.
– To po co chciałeś, żebym z tobą jechał? – westchnął tylko i oparł się wygodniej na fotelu. Zanosiło się na to, że trochę tu poczeka.
Wysoka, zielonooka blondynka, najwyraźniej matka Sakury, otworzyła drzwi, a po krótkiej chwili rozmowy, zaprosiła Sasuke do środka. Przyglądała mu się chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając.
– Jesteś bratem Itachiego? – zapytała w końcu, wyraźnie zaskoczona jego obecnością.
Sasuke skinął głową. Pomyślał też z przekąsem, że Itachi musiał często tutaj bywać, skoro pani Haruno go tak dobrze kojarzy.
– Sakura jest na górze. – Wskazała schody i poinformowała, że to pokój na końcu korytarza. – Napijesz się czegoś? – zaproponowała, ale grzecznie odmówił.
Wszedł na piętro i zapukał. Po krótkim „proszę", otworzył drzwi. Już od wejścia uderzył go bladoróżowy kolor ścian.
Sakura siedziała na łóżku z podkulonymi nogami i pisała coś na klawiaturze laptopa. Na widok młodszego Sasuke drgnęła.
– Co tu robisz? – zapytała szorstko, marszcząc brwi.
– W co ty pogrywasz? – Sasuke nie zamierzał odpowiadać pytanie, tylko od razu przeszedł do rzeczy. Odpowiedziało mu zdziwione spojrzenie. – Rozpaplałaś, że jesteś w ciąży z Uchihą, a cała akademia myśli, że to moja sprawka – warknął podniesionym tonem.
– Bzdura! – Spojrzała na niego z wściekłością. – O tym wiedzą tylko w dziekanacie i uwierz, nie prosili mnie tam o podanie nazwiska ojca. – Wstała i podeszła do niego. – A ty nie masz prawa przychodzić do mojego domu i mnie obrażać. Wyjdź.
– Wyjdę, ale najpierw powiesz mi, dlaczego tak potraktowałaś mojego brata? – Sasuke nie cofnął się nawet o milimetr. Był zaskoczony. Skoro to nie ona rozpowiedziała, to kto?
– Ja? Ja go potraktowałam? Dał do zrozumienie, że nie chce tego dziecka, więc nie waż się mówić, że to moja wina. – Zacisnęła ręce z bezsilnej złości. – Myślałam, że jest zupełnie inny niż ty. Tak, ty – powtórzyła, widząc zaskoczone spojrzenie Sasuke. – Byłam w tobie tak ślepo zakochana, że nie docierało do mnie to, kim ty w ogóle jesteś. Teraz widzę, jak traktujesz ludzi. Umawiasz się z dziewczynami, spędzasz z nimi noc i znikasz bez słowa, nie zaszczycając ich na korytarzu nawet zwykłym „cześć". Wiesz, że jedna twoich ofiar omal nie wpadła przez ciebie w depresję? – wyrzuciła oskarżycielsko. – Nie, oczywiście, że nie wiesz, bo co cię to obchodzi – mruknęła kpiąco, nie czekając nawet na odpowiedź. – Wiem, co o mnie sądzisz, ale ty sam nie jesteś lepszy – stwierdziła dobitnie.
– To nie ma teraz nic do rzeczy – odparł Sasuke, chociaż poczuł się trochę głupio, gdy wypomniała jego dawne przygody. Jasne, nie był święty. Tylko że on nigdy nikomu niczego nie obiecywał. Zawsze stawiał sprawę jasno. I... To było zanim zaczął spotykać się z Naruto.
– Wam, facetom, wydaje się, że kiedy wy robicie takie rzeczy, to jest wszystko w jak najlepszym porządku, prawda? Ale kiedy dziewczyna popełni błąd, to jest puszczalska, tak?
No cóż, niestety, trafiła w sedno. Spora część mężczyzn tak właśnie uważała, choć Sasuke ani myślał przyznawać jej racji. Chciał coś powiedzieć, ale nie dala mu dość do słowa.
– Widziałam, jak starałeś się rozwalić mój związek z Itachim. – Wskazała go palcem. – I wiesz co? Udało ci się. Więc zostaw mnie w spokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro