Rywale - rozdział 29
Naruto chyba jeszcze nigdy nie przyszedł tak wcześnie na zajęcia. Zwykle zjawiał się w auli lub na pływalni pięć minut przez rozpoczęciem zajęć, ale nie dziś. Dzisiaj nie dość, że obudził się około szóstej rano, to jeszcze zamiast z kubkiem kawy w ręku, zagrzebany w kołdrę i dwa koce leżeć i oglądać telewizję, ubrał się i wyszedł z domu. Teraz, przebrany w kąpielówki, stał w szatni, trzymając w ręku komórkę. Sasuke się nie odzywał.
– Głupek – zaklął cicho i wrzucił telefon do plecaka, a plecak upchnął byle jak w szafce.
Od czasu, kiedy Sasuke w sobotni ranek pojechał do domu, nie widział się z nim. Po południu odebrał sms'a z informacją, że na weekend będzie zajęty. I tyle. Żadnego więcej kontaktu, a Naruto poczuł się zbyt urażony, żeby zadzwonić. W niedzielę jego złość powoli zaczęło zastępować uczucie niepokoju, choć sam nie wiedział, dlaczego tak się czuł. Czyżby kolejna, niezbyt logiczna obawa, że może Sasuke dostał to, czego chciał i zwyczajnie się nim znudził? Niepewny niczego, nieco mocniej niż zwykle zatrzasnął drzwi szafki i wyszedł z szatni.
Na pływalni nie było jeszcze nikogo poza sprzątaczką. Naruto stanął nad brzegiem basenu w miejscu, gdzie w pamiętną noc znaleźli w końcu jego bokserki. Obrazek we wspomnieniach był mimo wszystko tak komiczny, że parsknął śmiechem. Razem z Sasuke jakieś dobre piętnaście minut szukali tej nieszczęsnej części garderoby, a ten drań nawet, z właściwą dla jego osoby złośliwością, zaproponował, żeby je tu zostawić, bo przecież na pewno nie zginą. Ktoś w końcu na pewno je znajdzie i odda. Miał szczęście, że Naruto był od niego zbyt oddalony, by zastosować w odwecie jakąś niehumanitarną metodę. Tak czy inaczej, bokserki w końcu się znalazły. A właściwie znalazł je Sasuke, okręcone wokół jednej z drabinek, więc choć trochę się zrehabilitował.
– Dzień dobry! – gromki okrzyk wyrwał Naruto z zadumy i przywrócił go do rzeczywistości. –Trenujemy od samego rana? Tak trzymać!
Naruto odwrócił się w stronę wejścia na pływalnię. Trener Gai uniósł kciuk w geście „jest dobrze" i chyba oczekiwał od niego tego samego, jednak Naruto tylko pokiwał głową na znak pozdrowienia.
Chwilę po dość ekscentrycznym nauczycielu wszedł Kakashi, rozglądając się dookoła.
– A ty już tutaj? – zdziwił się widokiem jednego ze swoich studentów. – Może moje kazania w końcu poskutkowały i weźmiesz się do roboty – dodał nieco ciszej, ale Naruto i tak go usłyszał. Nie wiedząc czemu, na stwierdzenie „brać się do roboty" zapiekły go policzki. No cóż, to określenie od sobotniej nocy niekoniecznie kojarzyło mu się z treningiem.
– Niedługo zawody – uznał, że wypada coś odpowiedzieć. Oczywiście nie zamierzał wyprowadzać nikogo z błędu. Nie zjawił się tak wcześnie z powodu zawodów, ale... Bo tak i już.
Wszedł do wody i przepłyną jedną długość basenu, potem drugą, trzecią... Powoli zaczynali schodzić się studenci. Rozejrzał się. Grupka dziewczyn siedziała pod oknem, dyskutując o czymś zawzięcie. Wśród nich dostrzegł Temari, więc pomachał jej. Dziewczyna odwzajemniła gest i uśmiechnęła się, ale Naruto już skupił swój wzrok na wejściu. Niedługo powinien przyjść Sasuke – na tą myśl poczuł łaskotanie w okolicach brzucha. Jednak pięć minut później, kiedy nadal go nie było, euforia zniknęła, a pojawiło znienawidzone uczucie tak zwanej kulki w żołądku. Zastanawiając się, dlaczego tego drania jeszcze nie ma, podpłynął do drabinki i wyszedł z basenu akurat w momencie, gdy na horyzoncie pojawili się Kiba i Shikamaru.
– Hej! – Kiba szedł już w stronę słupków startowych i uraczał znajdujące się niedaleko dziewczyny promiennymi uśmiechami. Niestety, one były chyba zbyt zajęte rozmową, więc nie zwróciły na to uwagi.
– A ty co taki zadowolony? – zapytał Naruto, jednocześnie witając się z przyjaciółmi uściskiem ręki.
– Fajna impreza była, nie? – Kiba poruszył brwiami i pokazał w uśmiechu wszystkie zęby. – Szkoda tylko, że nie poszliśmy popływać. Shikamaru nie chciał dać kluczy, egoista. – Machnął w jego stronę ręką i pokręcił głową z dezaprobatą. A mogło być tak fajnie!
– Ty to popływałbyś, ale w brodziku – odgryzł się Shikamaru. Kiba wtedy nagabywał go jeszcze kilka razy, żeby tu przyszli i był popierany przez coraz bardziej pijane towarzystwo, ale w końcu, po kolejnej, dość ostrej odmowie obraził się i burknął coś tylko pod nosem. Że nie będzie zmywał przez miesiąc, czy coś w tym guście. Tak jasne, zupełnie jakby do tej pory to robił. Zawsze trzeba było po nim sprzątać, bo inaczej nie byłoby ani jednego czystego kubka czy talerzyka.
Naruto przez tę wzmiankę o brodziku poczuł, że robi mu się gorąco. Dokładnie to samo powiedział mu Sasuke, zanim go pocałował, a potem... Znów zapiekły go policzki, kiedy po raz kolejny zobaczył we wspomnieniach ich obu. Przestał być prawiczkiem właśnie tu i bez wątpienia zapamięta to do końca życia. Spojrzał niepewnie, szukając na twarzach przyjaciół jakiegokolwiek cienia domysłu, ale Kiba śmiał się właśnie z jakiegoś dowcipu opowiedzianego na imprezie, a Shikamaru owszem, patrzył na niego, ale raczej z niemym pytaniem w oczach: gdzie są klucze?
– Sasuke ma – odpowiedział niemal bezgłośnie, na co ten tylko pokiwał głową.
– A tak w ogóle, nie zgadniesz! – Kiba klepnął go w plecy.
– Pewnie nie, ale widząc twoją minę, to albo ktoś zrobił coś skrajnie głupiego, albo Shikamaru się po pijaku oświadczył. Co w sumie by się do tego kwalifikowało... – Naruto postanowił zmienić ton i też zażartować, przez co przyjaciel zmierzył go zdegustowanym spojrzeniem.
– No co ty, chłopie. Sam pomysł ślubu, to już jedna noga w trumnie. Potem wpadasz całkowicie, a żona jeszcze usiądzie na wieko, żebyś nie miał jak wyjść – wygłosił Kiba. On był zdania, że na studiach to trzeba szaleć i wyrywać laski. Im więcej, tym lepiej. W końcu nie po to zamieszkał w akademiku, żeby mieć na stałe jakąś dziewczynę. O narzeczonej już nie wspominając. Co prawda jak na razie kiepsko mu szło to wyrywanie, ale był pewien, że to się na pewno niedługo zmieni.
– Ciekawe podejście, muszę zapamiętać – zgodził się Naruto. Chociaż , gdyby brać po uwagę wszystko, co się ostatnio dzieje w jego życiu, zaobrączkowanie mu nie groziło. – No mów, o co chodzi?
– Kiba ma psa – poinformował znudzony głosem Shikamaru. Chyba nie chciał ciągnąć tematu własnej przyszłości, więc wyręczył swojego współlokatora. Był już przyzwyczajony, że Kiba robi z ich pokoju zoo – a to rybki, a to chomik, ale pies? To mieszkanie razem robiło się coraz bardziej kłopotliwe.
– Ej, zepsułeś mi niespodziankę! – Kiba chciał kopnąć przyjaciela w kostkę, ale ten przesunął się tak, że zamiast w niego uderzył gołą stopą w słupek. – Ałaaa! – wrzasnął i złapał się za nogę. Chciał już dorzucić parę słów pod adresem Shikamaru, ale w tym momencie rozległ się dźwięk gwizdka. To Kakashi wzywał ich do siebie.
– Psa? Myślałem że w akademiku nie wolno trzymać psów – mruknął cicho Naruto, zerkając pytająco na Shikamaru.
– To weź mu to wytłumacz. – Ten tylko pokręcił głową i wskazał na idącego przed nimi podekscytowanego Kibę.
Podeszli w wyznaczone miejsce, lokując się z tyłu grupki. Chwilę później bok Naruto musnęła jakby przypadkiem czyjaś ręka, a na karku poczuł ciepły oddech.
– Cześć – usłyszał i drgnął, gdy rozpoznał w szepcie głos Sasuke. Nawet nie wiedział, kiedy ten wszedł i stanął za nim. Odwrócił głowę, napotykając spojrzenie czarnych oczu. Mimo usilnych chęci nie udało mu się zrobić obrażonej miny w odwecie za ignorowanie jego osoby przez cały weekend.
– Drań – mruknął tylko pod nosem i odwrócił się do Sasuke plecami, starając się, żeby nie zauważył uśmiechu na jego twarzy. Ale reakcja była samoistna, zwłaszcza że nie wiedział go niecałe dwa dni, a już mu go brakowało. Oczywiście nie, żeby za nim tęsknił czy coś (a przynajmniej tak sobie wmawiał), tylko po prostu przyzwyczaił się już do jego praktycznie codziennej obecności.
– Moi drodzy – zaczął kazanie Kakashi, trzymając w rękach swoją nieodzowną podkładkę do notowania, choć wcale na nią nie patrzył. – Jako że do zawodów coraz bliżej, a my chcemy, żeby jak największa liczba zawodników naszej Akademii pojechała na mistrzostwa, ilość treningów zostanie zwiększona – ostatnie słowo wyartykułował bardzo wolno, podkreślając każdą sylabę. Stojący obok Gai uśmiechnął się do wszystkich radośnie, unosząc w górę kciuk. – Nie możemy oczywiście pozwolić, żeby ominęły was jakiekolwiek inne zajęcia – kontynuował spokojnie Kakashi – dlatego też, od następnego tygodnia spotykamy się również w soboty, do odwoła... – resztę jego wypowiedzi zagłuszył jęk studentów.
– Soboty? – Kiba odwrócił się gwałtownie w stronę Naruto. – Czy oni nie wiedzą, że życie studentów to nie tylko nauka i treningi?
– Żebyś ty się jeszcze tak tą nauką przepracowywał – zakpił Sasuke, na co Kiba aż podskoczył. Też go wcześniej nie zauważył.
Naruto tylko parsknął śmiechem, za co dostał pod żebro od obrażonego przyjaciela.
– Zamknąć się! – zagrzmiał Kakashi, chcąc przekrzyczeć swoich uczniów. Kilka osób miał ochotę huknąć podkładką po głowach. – Jeszcze jedna informacja – odezwał się już spokojniej, gdy gwar ucichł. – Sakura Haruno zrezygnowała z udziału w zawodach, więc w sztafecie dziewcząt zastąpi ją Hinata Hyuuga. – Odhaczył coś na swojej podkładce do notowania i zagwizdał. – Rozgrzewka, a potem zmierzymy wam czasy – zakończył i udał się do swojego kantorka.
Gai, ciągle z uśmiechem na ustach, uniósł w ich stronę tym razem oba kciuki.
– No to koniec imprez. – Kiba zrobił nieszczęśliwą minę. Zwykle chodził gdzieś w piątki, bo co drugi tydzień wracał w soboty na weekend do domu.
Shikamaru wyglądał na zamyślonego, ale jego zastanawiała inna kwestia.
– Nie wiecie, dlaczego Sakura zrezygnowała? – W tym momencie dogoniła ich Temari i wypowiedziała na głos jego myśli.
Shikamaru tylko pokręcił głową, naprawdę nic z tego nie rozumiał. Bo tak naprawdę miał świadomość, że mimo tego, jak się zachowywała, Sakura była dobrą, nie, była świetną technicznie pływaczką. Najlepszą na ich roku. Więc dlaczego tak nagle się wycofała?
Naruto też wydawał się być zdziwiony, jednak twarz Sasuke nie wyrażała kompletnie nic.
– Wiesz coś? – spytał cicho, obrzucając go zaciekawionym spojrzeniem. Ten tylko kiwnął głową.
– Później ci powiem – mruknął, rozpoczynając rozgrzewkę.
Naruto zadowolony wyszedł spod prysznica. Osiągnął dzisiaj jeden z lepszych czasów i nawet Kakashi go pochwalił. Chwycił niebieski ręcznik, którym owinął się w pasie, a drugim, pomarańczowym, zaczął wycierać włosy, idąc w stronę szatni. Sasuke był już prawie ubrany, a Shikamaru szukał czegoś w szafce. Po chwili wbiegł również podekscytowany Kiba.
– W szatni dziewczyn wrze od spekulacji – poinformował wszystkich. Był tak podekscytowany, jakby właśnie zaprosiły go pod wspólny prysznic.
– Skąd ty znasz takie słowo – zdziwił się Shikamaru, który wychynął zza drzwiczek z jedną skarpetką w ręku.
– Bardzo śmieszne – obraził się Kiba. – Nie to nie, nic wam nie powiem.
– Kiba, a co ty robiłeś w szatni dziewczyn? – Naruto rzucił mokry pomarańczowy ręcznik na ławkę stojącą pod ścianą i wyjął plecak z szafki.
– Przechodziłem, a ty o czym myślałeś zboczeńcu? – warknął Kiba, jednak jego twarz nie potwierdzała tej wersji wydarzeń, bo pokryła się barwą dojrzałego pomidora.
– Jasne – roześmiał się Naruto, zrzucając okrycie z bioder i wciągając na siebie bokserki. Nie umknęło jego uwagi to, że Sasuke w tym momencie zerknął na niego. Uśmiechnął się sam do siebie. Podobała mu się taka atencja. Takie drobne gesty, spojrzenia sprawiały, że czuł się coraz pewniej.
– Mówią, że Sakura ostatnio źle wyglądała, więc pewnie ma bulimię albo anoreksję, albo... – zamilkł, gdy Lee rzucił mu wściekłe spojrzenie.
No cóż, każdy chyba wiedział, że miał do niej słabość. Choć słabość to mało powiedziane, bo ponad rok biegał za nią i chciał nawet wyzwać Naruto na pojedynek. Do tej pory nie potrafił pogodzić się z tym, że jego miłość nie została odwzajemniona, dlatego postanowił skupić się na treningach. Złapał też bardzo dobry kontakt z drugim trenerem –Gaiem, który cały czas go motywował i dopingował, więc w końcu uwierzył, że osiągnie tak świetne wyniki jak Sasuke czy Neji. No i Naruto, bo on robił niesamowicie szybkie postępy.
Kiba i Shikamaru szybko się pożegnali i poszli do akademika sprawdzić, co ze szczeniakiem, dlatego teraz zostali sami przed budynkiem uczelni.
– Sakura jest w ciąży – zakomunikował ni stąd, ni zowąd Sasuke, sprawiając, że zdezorientowany Naruto aż usiadł na jednej z ławek.
– W cią-ży? – wydukał, jakby nie wiedział, co to słowo oznacza.
– Tak, w ciąży. To znaczy, że urodzi dziecko. – Sasuke usiadł obok, wystawiając twarz w stronę słabego słońca. Tak było zdecydowanie cieplej.
– Żartujesz. Z kim? – Naruto zadał to pytanie, choć tak naprawdę znał na nie odpowiedź.
– A jak ci się wydaje?
Naruto pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Co na to Itachi?
– Wygląda jak kupka nieszczęścia. Po raz pierwszy w życiu jest mi go naprawdę żal. – Sasuke spojrzał na niego i wzruszył ramionami. – Całe życie zachowywał się jak duże dziecko, a teraz przyjdzie mu dorosnąć – stwierdził. No cóż, jego brat sam był sobie winien, ale, cholera, dzieciak? On się do tego kompletnie nie nadawał.
– To dlatego nie odzywałeś się cały weekend? – Naruto zmarszczył brwi. – Mogłeś...
– Nie, jasne że nie. Przecież to nie mój problem – przerwał mu Sasuke. – Moi szanowni rodzice postanowili zaszczycić nas wizytą – powiedział to z lekkim przekąsem, jakby opowiadał o gościach zza granicy. – Dobrze, przynajmniej przypomnieli sobie, jak wyglądam – dodał złośliwie.
– Masz babo placek – mruknął Naruto. Nie wiedział, co powiedzieć, po prostu jakoś trudno było w takie rewelacje uwierzyć. Przeszło mu przez myśl, jak on sam by się w takiej sytuacji zachował. Teraz mu to oczywiście nie groziło, bo seks z drugim facetem – jakkolwiek by się starali – nie doprowadziłby to spłodzenia czegokolwiek, no ale kurczę. Co, gdyby wtedy, kiedy był z Sakurą, do czegoś doszło i... Pokręcił głowa. Wolał jednak nie snuć takich scenariuszy.
– Jaki znowu placek? – Sasuke uniósł brwi w zdziwieniu.
– Oj, dziadek tak mówił. No... To takie powiedzenie. Nie znasz? – Naruto spojrzał pytająco, ale w końcu machnął ręką, widząc zaprzeczający ruch głowy. – A to na pewno, no wiesz... – wrócił do przerwanego tematu – Itachiego?
– Twierdzi, że nie ma mowy o pomyłce. – Sasuke wzruszył ramionami. Jego brat był czasami naiwny, ale nie był idiotą, raczej nie dałby się wkręcić w nie swoje potomstwo.
– I co teraz? – Naruto nie przestawał zadawać pytań. – Może specjalnie to zrobiła? Wiesz, łapanie faceta na dziecko, potem ślub i...
– Za dużo filmów się naoglądałeś – przerwał mu Sasuke. Tak, jasne, też mu to przyszło do głowy, ale to by było naprawdę głupie i mało prawdopodobne. Sakura mimo wszystko miała swój rozum. Nie mógł zarzucić jej braku inteligencji, w końcu była najlepsza z każdego przedmiotu. Zresztą, a raczej przede wszystkim, nie zaryzykowałaby swojej kariery. Mogła wiele osiągnąć, miała naprawdę świetne wyniki. – Poza tym... – zawahał się chwile. Sam nie wiedział, co ma o to tym myśleć.
– Poza tym co? – ponaglił go Naruto, zniecierpliwiony przedłużającą się chwilą milczenia.
– Ona zostawiła Itachiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro