Rywale - rozdział 26
To było dopiero trzecie piwo, a Naruto już czuł, jak alkohol zaczyna uderzać mu do głowy. Wokół panował przyjemny półmrok, z głośników sączyła się muzyka uzupełniana co rusz krzykami grających w bilard w sąsiedniej sali, a dodatkowo jeszcze bliskość Sasuke robiła swoje. No właśnie... Bliskość Sasuke. Jego cichy głos, kiedy coś do niego mówił, jego dotyk, niby przypadkowy, ale nie do końca, jego zapach... Naruto czuł się niemalże odurzony...
– To co, kto idzie po następną kolejkę? – Kiba wstał i wzniósł do góry pusty kufel, czekając, aż ktoś do niego dołączy.
– Ja. – Naruto przechylił się i wypił na raz resztę trunku. Uśmiechał się przy tym, jakby cały świat dzisiaj należał do niego. Ale gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to chyba już dawno nie był tak szczęśliwy. Nie dość, że siedział tu z przyjaciółmi, to jeszcze miał przy sobie Sasuke. Jego Sasuke. I choć w tym momencie nie mógł zrobić tego, czego pragnął najbardziej, bo raczej całowanie go na oczach przyjaciół wprawiłoby ich w najlepszym razie w lekką konsternację, to jednak czuł te feromony. No nie było sensu już zaprzeczać. Wpadł po uszy.
– Ty lepiej siedź na tyłku – szepnął mu do ucha Sasuke i pociągnął go z powrotem na kanapę. – Shikamaru z tobą pójdzie – zwrócił się do Kiby, nic sobie nie robiąc ze zbulwersowanego spojrzenia Temari, której też już alkohol lekko uderzył do głowy i nie chciała wypuścić z rąk swojego chłopaka. Lub też swojej ofiary – jak mawiał czasami Kiba, oczywiście wyłącznie wtedy, gdy dziewczyny jego współlokatora nie było w pobliżu. Raczej wolał jej nie podpaść...
– Same problemy z wami – westchnął Shikamaru, przewracając oczami, ale ostatecznie wstał i poszedł do baru.
Sasuke, zadowolony z siebie i pod pretekstem szukania czegoś w kieszeni swojej kurtki, którą zamiast na wieszak rzucił na oparcie boksu, odwrócił się do Naruto, praktycznie przykładając usta do jego ucha.
– Coś ci to przypomina? – wyszeptał, powodując u niego dreszcz przyjemności przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Uśmiechnął się, mimo półmroku zauważając, jak na skutek gęsiej skórki jasne włoski na rękach się uniosły.
Naruto, z początku zaskoczony, po chwili pokręcił głową i uśmiechnął się. Zrozumiał....
– Nie do końca – mruknął niemalże niesłyszalnie. – Wtedy byliśmy sami – dodał, napotykając spojrzenie czarnych, błyszczących oczu, które wpatrywały się w niego intensywnie. Zbyt intensywnie. Naprawdę, czy on musiał tak na niego patrzeć? Zrobiło mu się gorąco i odruchowo odgarnął jasne kosmyki, które notorycznie wpadały mu do oczu. Cholera, dlaczego ten drań tak na niego działał nawet w towarzystwie? Chyba alkohol w organizmie i Sasuke w pobliżu stanowiły mieszankę wybuchową, zbyt niebezpieczną, by stosować ją wśród znajomych.
– Nie możemy... Nie teraz – wymamrotał, gdy ocknął się z ogarniającego go uczucia przyjemności i choć niechętnie, to odsunął się nieco. Zerknął na pozostałych, ale chyba nikt nie zauważył ich małej konfrontacji.
– Przecież nic nie robię... – Sasuke uśmiechnął się sugestywnie. Lubił doprowadzać Naruto do takiego stanu i w tym momencie nie przerażał go nawet fakt, że ktoś może coś zauważyć. Zresztą, towarzystwo chyba zbyt dobrze się bawiło, by zwracać uwagę na takie drobiazgi.
– Sasuke... – Naruto poczuł jak ten ściska pod stołem jego rękę. Nie, żeby go to zabolało, wręcz przeciwnie, w tym wszystkim był jakiś nie do końca wytłumaczalny erotyzm.
Pamiętał, jak kiedyś znalazł w pokoju Sakury czasopismo dla kobiet, w którym jacyś eksperci wyjaśniali, dlaczego niektórzy ludzie uwielbiają seks w miejscach publicznych. W życiu by się nie przyznał, że coś takiego czytał, nawet teraz wstydził się własnych myśli, tym bardziej, że przecież jego i Sasuke nie łączyły jeszcze takie relacje, ale tak czy inaczej, teraźniejsza sytuacja budziła skojarzenia z tamtym artykułem. I to było takie...
– No to chlup... – Kiba postawił przed nimi pokale z przepisową pianą na dwa palce, nieświadomie przerywając tym samym ich flirt, bo musieli się trochę odsunąć, żeby przepuścić go na miejsce.
Hinata, mimo że tego dnia nie miała ochoty nigdzie wychodzić, teraz mogła tylko dziękować w duchu Tenten, która, nie bawiąc się w żadne ceregiele, po prostu zmusiła ją do założenia czegoś ładnego i wyciągnęła z domu, tłumacząc, że wyjście do ludzi na pewno dobrze jej zrobi. I miała rację. Zrobiło! Gdy tylko Hinata zobaczyła, kto przyszedł do klubu razem z Kibą i Shikamaru, prawie zachłysnęła się własnym oddechem. Serce zamarło jej na kilka sekund, a potem zaczęło bić jak oszalałe. I tak zupełnie nagle cały wieczór nabrał zupełnie innych barw. Naruto! On tu naprawdę był, siedzieli przy jednym stoliku. Co prawda w pewnym oddaleniu, ale praktycznie na wprost siebie. Widziała, jak rozmawia, jak się śmieje, jak czasami oblizuje usta po upiciu dużego łyka piwa... Na coś takiego mogłaby patrzeć godzinami. Oczywiście starała się to robić dyskretnie, ale jej wzrok ciągle na niego uciekał. Żałowała, że nie jest na miejscu Sasuke. Naruto, żeby z nim rozmawiać musiał się do niego przysunąć i mówić wprost do ucha, bo siedzący obok Kiba wydzierał się w niebogłosy i zagłuszał prawie wszystkich.
– Pogadaj z nim. – Prawie podskoczyła, gdy usłyszała obok głos kuzyna. Odwróciła głowę i pojrzała na niego zdziwiona, ale on tylko ruchem głowy wskazał Naruto.
– Nie chcę przeszkadzać. – Zaczerwieniła się, choć przy takim świetle i tak nikt nie był w stanie tego zauważyć. Nie wyobrażała sobie, żeby miała teraz podejść do Naruto i powiedzieć mu... No właściwie co miałby mu powiedzieć? Podobał jej się, lubiła w nim praktycznie wszystko, a na jego widok zawsze dostawała wypieków. Tak, zakochała się już dawno temu, ale nie ośmieliłaby się...
– Daj spokój, mam dość patrzenia jak się męczysz – westchnął zniecierpliwiony Neji. Co jak co, ale czuł się odpowiedzialny za Hinatę, była jego młodszą kuzynką, wychowywali się razem. Zawsze była chorobliwie nieśmiała, a kiedy w grę wchodził chłopak, na którego widok dostawała niemalże zawału serca, sprawa była po prostu beznadziejna. Jedyna szansa była w tym, że teraz, jak trochę wypiła, uda jej się przy nim sklecić zdanie. – No idź, ja zajmę czymś Sasuke – zachęcił ją, podnosząc się z miejsca.
– Neji, nie! – Hinata w ostatnim momencie chwyciła go za rękaw. Była autentycznie przerażona tym, że to ona pierwsza miałaby do niego podejść i zagadać. – Nie jestem jeszcze gotowa – powiedziała i odetchnęła z ulgą, siadając z powrotem na swoje miejsce.
Neji tylko przewrócił oczami. Jak to nadal będzie szło w takim tempie, to zagada do niego, jak ten będzie miał czterdziestkę na karku, żonę i trójkę dzieci. Może wtedy się zdecyduje.
– Wiecie co, mam pomysł! – Kiba gwałtownie wstał, omal nie wylewając swojego piwa. Teraz czekał, aż wszyscy zwrócą na niego wzrok. – Chodźmy na nasz basen – wyjawił w końcu swój plan. Uśmiechał się przy tym szeroko, jakby to był najbardziej genialny pomysł, na jaki można było wpaść.
– Jasne – prychnęła Ino. – Może od razu włamiemy się do gabinetu Tsunade – dodała ironicznie, zarzucając blond grzywką.
Kiba zapatrzył się przez chwilę na jej włosy, ale po chwili wrócił do przerwanego wątku.
– Shikamaru ma klucze – uśmiechnął się przebiegle, wskazując na przyjaciela palcem.
– Zapomnij! – Shikamaru pokręcił głową i podniósł ręce w obronnym geście. Nie zamierzał ryzykować wpuszczania nie do końca trzeźwe towarzystwa na teren akademickiej pływalni. Owszem, miał klucz, doczepiony do swoich własnych, Kakashi mu kiedyś zostawił w ramach nadprogramowych treningów, licząc – jak to mówił – na jego rozsądek. A Shikamaru był rozsądny, nawet po kilku piwach.
– No nie pękaj, chodźmy! – Kibę poparła Tenten. Fajnie było od czasu do czasu zrobić coś szalonego. Niestety, odkąd zaczęła spotykać się z Nejim, wszystkie nie do końca legalne rzeczy poszły w odstawkę, bo on był strasznie zasadniczy. Nie, żeby się z nim nudziła, ale co było złego w małym szaleństwie od czasu do czasu...
– Nie – wtrącił niespodzianie Sasuke. – Przed nami mistrzostwa, bez głupstw! – Wstał i informując Naruto, że zaraz wróci, skinął na Shikamaru, żeby poszedł za nim do baru.
– Co jest? – Shikamaru usiadł na jednym z wysokich stołków przy barze. Westchnął i przewrócił oczami, widząc, jak dwie barmanki ciągle zerkają na Sasuke. Parsknął, gdy jedna z nich tak się zagapiła, że w pewnym momencie przelała jakiemuś klientowi piwo i musiała chwycić za szmatę, żeby powycierać swoje stanowisko pracy.
– Nic, chcę postawić ci piwo – stwierdził lekkim tonem Sasuke, zamawiając dwa kufle. Nie zwracał najmniejszej uwagi na barmanki, powodując u niech chyba lekką frustrację, bo rzuciły Shikamaru spojrzenie spod byka, jakby to on był wszystkie winien.
– Ta, jasne. A tak serio? – spytał. Słynny na całą uczelnię Uchiha ot tak nie stawiał nikomu alkoholu, no chyba że dziewczynom, które chciał zaciągnąć do łóżka. Choć w obliczu ostatnich wydarzeń to już chyba nie było aktualne...
– Zagramy? – Sasuke wskazał pusty stół bilardowy w rogu sali. Było jeszcze dość wcześnie, więc większość osób siedziała w boksach, wychodząc z nich tylko co jakiś czas po drinki.
– Czemu nie. – Shikamaru czuł, że kroi się coś grubszego, ale mimo że wcale nie był tym zachwycony, postanowił nie utrudniać. Sasuke ewidentnie coś od niego chciał. I miał wrażenie, że będą z tego problemy.
– Moje połówki – poinformował Sasuke, kiedy dwie różnobarwne bile wpadły, zapewniając mu przewagę. Grał w bilard od dziecka. Kiedy miał może siedem lat Itachi zabrał go klubu i nauczył wszystkiego, co sam upotrafił. A potem... Potem zwyczajnie wciągnęła go ta na pozór nudna gra.
Shikamaru wzruszył ramionami, jemu było wszystko jedno. Znał zasady, ale prawda była taka, że pierwszy raz trzymał kij do bilarda w rękach. Wycelował, ale nie trafił. Sasuke, chwycił piwo, biorąc kilka łyków. Wbił kolejną, a potem jeszcze trzy następne. Shikamaru w swojej turze znów chybił.
– Dobra – westchnął, odkładając kij na bok. Nie miał zamiaru dalej tego ciągnąć. – O co chodzi?
– Daj mi klucze na basen. – Sasuke odłożył kufel na stolik obok. Uznał, że w końcu musi powiedzieć wprost, o co chodzi, bo Shikamaru najwyraźniej znudził się już grą.
– Klucze? Przecież przed chwilą sam...
– Nie chcę iść tam w dziesięć osób – powiedział spokojnie, znów przymierzając się do strzału. Kolejna bila trafiła idealnie w otwór.
– Chcesz iść z Naruto. – Shikamaru zrobił ponurą minę. No tego się po nim nie spodziewał. – Przecież tam są kamery.
– Tylko w wejściu, byłem już tam kiedyś z bratem i jego kumplem. – Tym razem Sasuke spudłował, trafiając jednocześnie pełną bilę. – Twój punkt – stwierdził.
Shikamaru upił swoje piwo, ale nie wziął nawet do ręki kija.
– A co, jak was złapią? Pomyślałeś o tym? – starał się przemówić mu do rozumu. W końcu to był Uchiha. On nie miewał raczej tak idiotycznych pomysłów.
– Nie złapią. A jeżeli martwisz się o klucze, to w razie czego powiem, że ukradłem.
– Nie poznaję cię. – Shikamaru dopił swoje piwo. – Ale okej, mam nadzieję, że wiesz co robisz. – Odpiął i rzucił na zielone płótno stołu dwa klucze. Jeden od zamka dolnego, drugi od patentu. – Nie naraź niepotrzebnie Naruto – ostrzegł go tylko i odszedł w stronę mniejszej sali.
Naruto od pewnego czasu wiercił się niespokojnie na swoim miejscu. Zastanawiał się, gdzie zniknął Sasuke razem z Shikamaru. Nie było ich już od dobrego kwadransa, jak nie dłużej. Nie no, na pewno było dłużej, bo Kiba już trzecie raz opowiadał ten sam kawał. Jakoś bez Sasuke nagle przestał się dobrze bawić, ale zamierzał ich szukać. O co to, to nie. To nie w jego stylu. Chyba.. No dobra... I tak skończyło mu się piwo. Wstał i ruszył w stronę większej sali, na schodach natykając się na Shikamaru.
– Wybij mu to z głowy – usłyszał, kiedy się mijali, ale nie zdążył o nic zapytać, bo nim się obejrzał, przyjaciel już usadowił się obok Temari. Temari, która najwyraźniej była zła jak cholera, bo zdzieliła go torebką po głowie.
Zdezorientowany Naruto zszedł i dobrą chwilę się rozglądał, zanim zauważył Sasuke siedzącego na skraju stołu bilardowego. Właśnie podeszła do niego jakaś rudowłosa kelnerka i wdzięczyła się, proponując chyba coś do picia, jednak on pokręcił głową odmownie. Mimo to dziewczyna nie ustępowała, wręcz przeciwnie, zachowywała się coraz śmielej, dotykając jego ramienia.
W Naruto wstąpiła nagle jakaś dziwna odwaga, może to alkohol, może ambicja, ale nie... To była zazdrość! Mówiąc kolokwialnie, po prostu szlag go trafił na ten widok. Ruszył pewnym krokiem w ich stronę i zdecydowanym gestem odtrącił dłoń kelnerki.
– Odczep się od mojego chłopaka – syknął jej do ucha. Był naprawdę zły.
Dziewczyna najpierw zamrugała oczami, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszała, a potem po prostu wybuchnęła śmiechem. Kręcąc głowa i mówiąc coś w stylu: „taa, oczywiście", wróciła do baru, zabierając po drodze kilka pustych szklanek.
Naruto odetchnął głęboko i chwycił piwo, które zostawił Shikamaru. Alkohol sprawił, że nie zastanawiał się teraz nad tym, czy przesadził. Poza tym Sasuke patrzył na niego w taki sposób...
– Nie wiedziałem, że jesteś tak zaborczy – stwierdził w końcu, przysuwając się do niego. Zaimponował mu. Naprawdę nie spodziewał się tego po nim. – A wiesz, jak to się mówi – to jest to, co tygryski lubią najbardziej?
– Tygryski, Sasuke, są mocno przereklamowane – Naruto uśmiechnął się do niego. – Na tygrysach się nie znam, mam raczej lisią naturę. I dlatego ty jeszcze nie wiesz, na co mnie stać. – Podszedł bliżej, nie wahając się już ani chwili. Miał w nosie, co pomyślą inni. Po prostu położył Sasuke rękę na karku, przyciągnął go do siebie i pocałował.
8X
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro