Rywale - rozdział 22
Sasuke obudził się rano z nieznośnym bólem szyi. Mruknął coś półprzytomnie, chyba jakieś przekleństwo, zastanawiając się chwilę, jakim cudem ma tak dziwnie ułożoną głowę. W końcu jego łóżko nie miało żadnych zagłówków, a poduszki były bardzo wygodne...
– Kurwa! – zaklął i poderwał się gwałtownie, co zaowocowało jeszcze większym bólem. Dopiero teraz dotarło do niego, że wczoraj musiał zasnąć w salonie z głową na oparciu kanapy. W dodatku w ubraniu.
Wstał, rozmasowując sobie kark i zerknął na zegarek. Dochodziła siódma. Wczoraj czekał na Itachiego do późnej nocy, ale ten się nie pojawił. Sasuke, nadal lekko krzywiąc się z bólu, wyszedł z salonu, kierując się do swojego pokoju. Musiał wziąć gorący prysznic, żeby trochę rozluźnić mięśnie, poza tym wypadało doprowadzić się do ładu. Wszedł na schody, gdy natknął się na swoją starszą wersję, która zmierzała w szlafroku do kuchni. Wzrokowi Sasuke nie umknął fakt, że brat ma dzisiaj wyjątkowo podkrążone, nawet jak na niego, oczy.
– Ktoś tu się nie wyspał – rzucił z wyraźną kpiną w głosie, przystając i opierając się o barierkę schodów.
– Spałem całkiem dobrze, dziękuje. – Itachi uśmiechnął się uprzejmie. – Za to ty, jak widzę, nie trafiłeś do swojej sypialni – dodał, sugestywnie zerkając na strój brata. Widział, że Sasuke zasnął w salonie, ale nie chciał go budzić, bo wrócił dość późno.
– Czekałem na ciebie. – Sasuke zmarszczył brwi.
– Czekałeś? Na mnie?! – Itachi zrobił zabawną minę mającą wyrażać szok absolutny i wyminął go, schodząc na dół. – Czymże sobie zasłużyłem na ten zaszczyt? – Obrócił się jeszcze, by zobaczyć irytację na twarzy brata, po czym schował się w kuchni. Był dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze, w przeciwieństwie do Sasuke, który wyglądał jak chmura gradowa.
– Widziałem cię wczoraj! – warknął Sasuke, zanim zdołał ugryźć się w język. Nie zamierzał mówić o tym wprost, chciał najpierw wypytać okrężną drogą co i jak, ale dobry humor brata i jego własna złość zrobiły swoje.
– Widziałeś? Nie rozumiem. – Itachi wytknął głowę zza drzwi.
Sasuke wszedł do kuchni i usiadł przy stole w kuchni. Oparł głowę na ręce, ale zaraz skrzywił się i wyprostował. Cholerne mięśnie karku.
– Myślałem, że jesteś mądrzejszy – powiedział po chwili milczenia, zupełnie ignorując wcześniej zadane pytanie. – Stać cię na kogoś lepszego niż ona – dodał.
Itachi pokręcił głową i usiadł naprzeciwko. Patrząc w chłodne i pełne gniewu czarne oczy brata, zastanawiał się, skąd w nim tyle złości.
– O to ci chodzi... Wiesz, nie wszystko jest takie, jak ty to widzisz – stwierdził filozoficznie. Więc Sasuke w końcu dowiedział się o jego związku z Sakurą. No cóż, wcześniej czy później i tak by się wydało, tym bardziej, że wcale tego nie ukrywał. Po prostu do tej pory nic nie mówił, bo doskonale wiedział, jaki stosunek ma Sasuke do jego dziewczyny.
– Bawisz się nią? – ten zapytał z nadzieją w głosie.
– Niczego takiego nie powiedziałem, a nawet nie zasugerowałem. – Itachi wstał i podszedł do kuchenki. – Chcesz kawy? – próbował zmienić temat, nie łudząc się jednak zbytnio, że Sasuke odpuści.
– Więc może wyjaśnisz z łaski swojej, dlaczego widziałem cię w centrum handlowym obściskującego tę idiotkę? – Miał rację, brat był uparty. Bardzo uparty.
– Sasuke... – zaczął. – Ty nic nie wiesz o Sakurze...
– Wiem o niej więcej niż ty i mówiłem ci, kim ona jest! – Sasuke nie zamierzał dać bratu dokończyć. – Ona cię wykorzysta tak, jak zrobiła to z Naruto. Znalazła sobie kolejną ofiarę, żeby dopiąć swego.
– Dopiąć swego?
– Najpierw mój rywal, z którym trenowałem codziennie, a teraz brat! Bliżej nie można było! – Sasuke wstał i zaczął chodzić po kuchni. Nie mieściło mu się w głowie, jak Itachi może być aż tak naiwny. Przecież do cholery przed tamtą imprezą w akademiku powiedział mu na temat Sakury wystarczająco dużo. Spodziewał się, że Itachi wykona po prostu swoje zadanie, a potem będzie omijał ją szerokim łukiem. Tak jak on sam.
– Uważasz, że spotyka się ze mną, żeby być bliżej ciebie? – Itachi wybuchnął śmiechem. Nie no, naprawdę, jego mały braciszek był czasami bardzo zabawny.
– A nie?
– A tak? – Widać było, że nie przejął się zbytnio. – Sasuke... Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu. Nie jesteś pępkiem świata – uśmiechnął się.
– To nie jest śmieszne.
– Masz rację, nie jest – Itachi spoważniał. – Traktuję to zupełnie serio i nie zmienisz tego. Chcę ci tylko powiedzieć, że się mylisz.
– Będziesz tego żałował! – Sasuke zacisnął pięści. Już nie miał złudzeń, że Itachi chciał się tylko zabawić. To było na poważnie.
– Być może. Ale to ryzyko jest wpisane w każdy związek. Ty nie możesz o tym wiedzieć... – Nie zabrzmiało to złośliwie, raczej tak jakoś smutno.
– To ty nic o mnie nie wiesz!
– Daj spokój, Sasuke. Traktujesz dziewczyny jak zabawki. Jesteś zimny, wyniosły i arogancki. Mam tylko nadzieję, że kiedyś, w drodze wyjątku, trafi się ktoś, kogo potraktujesz trochę cieplej... – Itachi przerwał sam sobie i spojrzał badawczo na brata. – Tak jak Naruto – dodał, jakby nagle doznał olśnienia.
Sasuke tylko wzruszył ramionami i czując, że chyba jednak nic nie zdziała w tej sprawie, wyszedł z kuchni. Był wściekły, ale w tym momencie nie miał żadnych argumentów poza tymi poniżej poziomu, a je Itachi łatwo by odparł. Musi się nad tym zastanowić na spokojnie.
W poniedziałek rano Naruto ledwo zdołał wejść do budynku uczelni, gdy został zaatakowany przez podekscytowanego Kibę, który praktycznie wskoczył mu na plecy.
– No jesteś wreszcie! Chodź szybko! – Pociągnął go w stronę głównej tablicy ogłoszeń, pod którą tłoczyła się już spora grupka studentów. – Patrz! – Kiba wyszczerzył się w zadowoleniu, wskazując na jakąś kartkę.
Naruto zaczął się przepychać i w końcu, będąc wystarczająco blisko, zerknął przez ramię czarnowłosej dziewczyny. Na tablicy umieszczone zostały – już oficjalnie – nazwiska osób startujących w ogólnokrajowym zawodach.
– H... M... N... U... - zaznaczył palcem pierwszą literę swojego nazwiska. - Uzumaki Naruto... Styl dowolny, kraul... – mamrotał do siebie, czytając. – Jest! – wrzasnął z radości, jednocześnie chwytając i okręcając w powietrzu stojącą przed nim brunetkę. – Wybacz –zaśmiał się i puścił oszołomioną, jak się okazało, Hinatę Hyuugę.
– Na... ruto... – Dziewczyna zarumieniła się i nim ktokolwiek zdążył zareagować, osunęła się na podłogę.
– Ej... Co jest? – Naruto, który jeszcze był w stanie euforii, bo właśnie dowiedział się, że jednak wystartuje w sztafecie, pochylił się nad Hinatą. – Ja nie chciałem – jęknął przerażony, że coś jej zrobił. W końcu jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie straciła przez niego przytomności.
Większość gapiów spod tablicy zebrała się dookoła leżącej, tworząc teraz szczelne kółeczko, bo każdy chciał zobaczyć, co się stało.
– Rozsuńcie się, ona potrzebuje powietrza – rozległ się czyjś głos i po chwili towarzystwo zostało potraktowane szturchańcami przez Shikamaru.
Hinacie powoli wracała świadomość. Podniosła się lekko, a Naruto, naprawdę czując się winny, zdjął swoją kurtkę i przykrył nią jej ramiona.
– Chwyć mnie za szyję – powiedział i podniósł ją. W towarzystwie Kiby, Shikamaru oraz kilku chichoczących koleżanek wyszedł przed budynek i ulokował ją na jednej z ławek pod zadaszeniem. – Lepiej? – zapytał po chwili.
– Ta..ak, dziękuję... – Hinata uciekła wzrokiem od niebieskich oczu. Było jej wstyd, że tak zareagowała na Naruto. Co prawda zawsze czerwieniła się na jego widok i robiło jej się gorąco, no ale do tej pory nigdy z tego powodu nie zemdlała. Jednak tym razem... Tym razem jej miłość chwyciła ją w ramiona, a tego było chyba już za dużo... – Przepraszam za kłopot – dodała.
– To ja przepraszam. Dowiedziałem się, że oficjalnie jestem w sztafecie, więc trochę mnie poniosło – roześmiał się Naruto, pocierając sobie włosy na karku. Hinata uśmiechnęła się nieśmiało.
– Stary, dlaczego to zawsze tobie trafiają się takie laseczki? – Kiba, nie zważając na to, że swoimi słowami wywołał zakłopotanie u dziewczyny, klepnął przyjaciela w plecy.
– Bo kiedyś zostanę mistrzem olimpijskim! – Naruto oddał mu z nawiązką. Kiba, cofając się przed kolejnym niby-ciosem, potrącił idącego właśnie do wejścia studenta.
– Oo... Sorki – wymamrotał i odsunął się od wyglądającego jak chmura gradowa „kolegi" z roku.
– Cześć, Sasuke – Naruto uśmiechnął się, a po chwili jego spojrzenie powędrowało za wzrokiem chłopaka, który uparcie wpatrywał się teraz w Hinatę, siedzącą w jego kurtce. Po chwili Sasuke rzucił mu tylko spojrzenie typu: „co to ma, kurwa, znaczyć", odwrócił się i wszedł zdecydowanym krokiem do budynku. Naruto, udając, że musi do toalety, zostawił towarzystwo i pobiegł za nim.
– Draniu, czekaj! – Dogonił go zdyszany na schodach. A niech go cholera, że też musiał narzucić takie tempo. – Oficjalnie jestem w sztafecie. Jest już ogłoszenie – pochwalił się w końcu.
Sasuke spojrzał na niego ponuro.
– Zapomniałeś kurtki – rzucił zgryźliwie. Nie dość, że był w podłym humorze, to jeszcze jego chłopak zachowywał się jak jakiś cholernie przesadny dżentelmen w stosunku do kuzynki Neijego. Która swoją drogą na niego leciała. I chyba tylko on sam tego nie zauważał...
– Wiem, wiem. – Naruto machnął ręką i wzruszył ramionami. – Później odbiorę.
– A możesz mi wytłumaczyć, dlaczego miała ją na sobie Hyuuga?
– Omal jej nie zabiłem... – Sasuke zmrużył oczy powątpiewająco. – ... no dobra, może nie „zabiłem", ale to była moja wina, bo...
– Dobra, nieważne – przerwał mu w pół zdania. Nie chciał, żeby jego zazdrość była tak oczywista. Co, rzecz jasna, nie znaczy, że takowej nie było. W końcu Uchiha, jeżeli już czegoś lub kogoś chciał, to nigdy się tym nie dzielił. – Rozmawiałem z Itachim – poinformował grobowym tonem, zmieniając temat.
– I? – Naruto przypomniał sobie wczorajszą sytuację. Chciał wieczorem zadzwonić i pogadać na ten temat, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. W końcu to był sprawa pomiędzy braćmi, powinni to załatwić między sobą.
– Ta małpa go wykorzystuje. Spotykają się na serio – westchnął Sasuke. Wczoraj naprawdę starał się wymyślić jakieś logiczne argumenty, ale te, które przyszły mu do głowy, Itachi już znał i nic sobie z tego nie robił. Sasuke nie mieściło się w głowie, jak on może być tak głupi.
– Co zrobisz? – spytał Naruto, patrząc na niego uważnie. Widać było, że Sasuke jest naprawdę zły. Nie dziwił mu się. Sprawa dotyczyła jego brata, najbliższej rodziny.
– A co mogę zrobić? Przecież mu nie zabronię – burknął Sasuke, w myślach już widząc minę Itachiego, gdyby czegoś takiego spróbował. Mógłby obstawiać pół na pół między wybuchem śmiechu, a poważnym tonem, każącym mu się nie wtrącać w nie swoje sprawy. Choć pewnie najpierw nastąpiłoby to pierwsze, a potem drugie...
– Może mu przejdzie? – wyraził nadzieję Naruto, który więcej niż „zgadzał się" ze swoim chłopakiem w kwestii Sakury.
– Może. – Sasuke pchnął drzwi do sali wykładowej, w której było już tak gwarno, że dalsza rozmowa nie miała sensu, bo musieliby się przekrzykiwać.
Naruto przez pół dnia usiłował poprawić Sasuke humor, ale nie do końca przynosiło to pożądane rezultaty. Może dlatego, że nie było warunków do dłuższej rozmowy. Dopiero kiedy przed treningiem zeszli do szatni, dał mu do zrozumienia, żeby przebierał się jak najwolniej, bo chce z nim porozmawiać.
– Idziesz? – Kiba, który wyjątkowo dzisiaj marudził, szturchnął go w ramię. Wyglądał, jakby miał ochotę pogadać i wyciągnąć go na piwo lub coś innego, byle z procentami. Shikamaru ostatnio mówił, że ich przyjaciel znów dostał kosza od którejś z kolei dziewczyny, po czym zadeklarował, że ma je wszystkie gdzieś. Taa, jasne...
– Za chwilę. – Naruto pochylił się, udając, że szuka czegoś w szafce i tylko machnął mu ręką, żeby szedł sam. Potem do niego zadzwoni i jakoś się umówią.
Kiba postał jeszcze chwilę, ale kiedy zobaczył, jak Naruto się guzdrze, zirytował się i wyszedł, tak jak większość osób, bo Kakashi już coś krzyczał.. Kiedy w końcu szatnia całkowicie opustoszała, Naruto podszedł do siedzącego na ławce Sasuke.
– Jesteś dzisiaj strasznie spięty. – Położył ręce na jego ramionach i zaczął robić lekki masaż.
– Źle spałem. – Chłopak przymknął oczy. Ten dotyk sprawiał mu przyjemność.
– Mogę coś na to poradzić? – Niebieskie oczy zalśniły przekornie. Sasuke chwycił Naruto i przyciągnął do siebie.
– Może tak... – udał, że się zastanawia, muskając nosem jego brzuch. Ten zaśmiał się i odsunął.
– Łaskocze.
– E tam... – Sasuke przyciągnął go z powrotem, tym razem prowokacyjnie chwytając zębami gumkę kąpielówek.
Naruto westchnął i wsunął palce w czarne włosy.
– Może tu zostaniemy? – Objął go mocniej. Naprawdę, w tym momencie Sasuke wystarczał mu do szczęścia. Jego dotyk, jego zapach, jego smak...
– Mhm... – Ten podniósł się i popchnął go na przeciwległą ścianę. – Ciekawa propozycja. – Pocałował go. Nie miał w tym momencie ochoty dołączać do reszty grupy. Miał w nosie wszystkich, łącznie z Kakashim, którego głos docierał nawet do szatni.
Naruto bezwiednie położył ręce na jego plecach, drapiąc je delikatnie.
– Chcesz, żebym znowu wyglądał tak jak ostatnio? Ledwo co zeszło. – Sasuke zabrał jego dłonie i przytrzymał przy ścianie.
– Mi się podobało... – Naruto odchylił głowę, wywołując w czarnych oczach coś na kształt pożądania. Och, gdyby mogli tu zostać sami... Gdyby tylko...
- Sasuke! Naruto!
Obaj westchnęli, słysząc naprawdę donośny krzyk dobiegający z pływalni. To Kakashi ich wołał i chyba był naprawdę wściekły, biorąc pod uwagę przekleństwa, jakie za chwilę poleciały. – Jednak chyba musimy już iść.
– Nie musimy...
– A jak przyjdą po nas? – Naruto wyobraził sobie minę ich trenera, który zobaczyłby ich w takiej sytuacji. Sasuke chyba pomyślał o czymś podobnym, bo go puścił.
– Ale nie myśl, że ci dzisiaj odpuszczę – szepnął mu do ucha, kiedy wychodzili z szatni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro