Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rywale - rozdział 21

Sasuke siedział na łóżku, opierając się o wezgłowie. Było mu trochę niewygodnie, bo jego zdaniem ten akurat mebel służył głównie do spania i innych, znacznie przyjemniejszych rzeczy, jednak kanapy niestety Naruto nie posiadał. W ogóle jego mieszkanie – jak zdążył zauważyć już kiedy tu ostatnio przychodził – było naprawdę niewielkie. Jedno pomieszczenie, które pełniło rolę sypialni i pokoju dziennego połączone sporym drewnianym blatem z kuchnią oraz łazienka i mały przedpokój. Sam był przyzwyczajony do dużego domu i przestrzeni, zwłaszcza, od kiedy praktycznie mieszkali tam tylko z Itachim. Jednak Naruto nie narzekał. Twierdził, że dla niego samego taka kawalerka była akurat. Nie miał za dużo do sprzątania, choć z tego, co było widać na pierwszy rzut oka, nawet to lubił sobie czasem odpuścić.

Naruto od pewnego czasu kręcił się po pokoju, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Co chwilę otwierał też drzwi lodówki, wsadzając do niej głowę i szukając czegoś, czego najwyraźniej tam nie było.

– Naprawdę sądzisz, że jeżeli za pięć minut jeszcze raz ją otworzysz, zmieni się jej zawartość? – Sasuke zmrużył oczy.

– Draniu, nie czepiaj się – Naruto tylko jęknął, padając na łóżko i obejmując rękami poduszkę. – Głodny jestem, muszę iść po coś do jedzenia – westchnął cierpiętniczo, wywołując tym uśmiech na twarzy Sasuke.

– Zaproponowałbym ci pizzę, ale... – nie zdążył dokończyć, bo Naruto w jednej sekundzie rzucił się na niego, wyrażając tym samym swoją bezgraniczną radość z tak genialnego, według niego oczywiście, pomysłu. – Ale nie możesz jeść codziennie takich rzeczy – wydusił w końcu Sasuke, spychając go z siebie. Czy ten chłopak naprawdę tak uwielbiał pizzę, że dostawał na wzmiankę o niej małpiego rozumu?

– A to niby dlaczego? – Mina Naruto wyraźnie zrzedła. Tak, chyba właśnie tak było.

– Bo zamienisz się w jedną wielką kluchę i nie będzie ciebie pożytku na zawodach. – Sasuke patrzył z wrednym uśmieszkiem, jak Naruto się zżyma. Lubił się z nim droczyć i za cholerę nie umiał sobie odpuścić żadnej okazji. A ta teraz była idealna. Wiedział, jaka będzie reakcja, dlatego to zaproponował, ale, szczerze mówiąc, wiedział też, że nie powinni jeść tak często tego typu rzeczy. Utrzymanie kondycji wymaga oprócz treningów również racjonalnego odżywiania się.

– A jeżeli cię przekonam? – Naruto najwyraźniej postanowił zmienić strategię. Pochylił się nad nim i zaczął całować jego kącik ust, a potem powoli przesuwając się po policzku w stronę szyi. I może nawet to kuszenie by mu wyszło, bo Sasuke westchnął, gdy tylko język dotknął wrażliwego miejsca za uchem, niestety, cały efekt popsuło burczenie, które niefortunnie wydobyło się z brzucha. – Ja pierdolę – zaklął. Cały nastrój szlag trafił.

Sasuke parsknął i przewrócił go na poduszki. To, co przed chwilą robili podobało mu się tak bardzo, że nie zamierzał przerywać. Po chwili Naruto poczuł wilgotne usta drażniące jego wargi. Jęknął cicho, wczepiając palce w czarne włosy i pogłębiając pocałunek. Po chwili otarł się też kolanem o krocze Sasuke, na co ten zareagował pomrukiem aprobaty. Naruto naprawdę na niego działał. Bardzo. Tak bardzo, że... Przełknął ciężko. Przez długi czas mógł go tylko obserwować, bo ten nawet nie chciał z nim rozmawiać. Potem przyszły pocałunki, dotyk... Tylko ten dotyk przestawał już wystarczyć. Ręce Sasuke bezwiednie zjechały na biodra Naruto, przyciągając go bliżej. Wczoraj posunęli się o krok dalej, ale nie kochali się tak naprawdę. Jeśli teraz nie przerwą...

– To może jednak zabierzesz mnie na pizze? – Naruto w najmniej spodziewanym momencie oderwał się od niego. I mimo że oddychał ciężko, a w jego oczach było widać podniecenie, to uśmiechnął się wrednie.

– Jesteś podły... – Sasuke chciał na powrót go pocałować, ale on uciekł głową w bok.

– Nie podły, tylko głodny – stwierdził i na dowód znów zaburczało mu w brzuchu. Sasuke tylko westchnął ciężko i pokręcił zrezygnowany głową. No cóż, z czymś takim nie było sensu walczyć. Co to byłby za nastrój, gdyby Naruto non stop myślał tylko o jedzeniu.

– No to się zbieraj, musimy jeszcze pojechać do mnie po ciuchy – wstał, ignorując Naruto, który zadowolony szczerzył się jakby dostał gwiazdkę z nieba. Młotek i już!

Sasuke tym razem nie musiał kląć na źle ustawiony samochód Itachiego, bo czerwonego SUW-a na podjeździe zwyczajnie nie było. Szczerze wątpił, żeby brat schował pojazd do garażu, wszystko wskazywało więc na to, że nie ma go w domu.

– Poczekaj, przebiorę się i wracam – rzucił do Naruto i zostawiając go na parterze, wbiegł po schodach na piętro.

– Jasne, masz co przede mną ukrywać – ten tylko mruknął, siadając przy stole w kuchni. Na blacie stał kubek w muchomorki z resztkami kawy w środku, a obok wysoka szklanka zapełniona do połowy sokiem pomarańczowym. Najwyraźniej Itachi miał gościa.

Po chwili Naruto znudziło się siedzenie przy stole. Sasuke dość długo nie wracał i w pewnym momencie zaczął się zastanawiać, co on takiego robi. Kiey przytulali się na jego łóżku, wyczuł że był podniecony, więc może... Parsknął śmiechem. Chyba za dużo zaczął sobie wyobrażać. Wstał i żeby zając czymś myśli, zaczął chodzić po kuchni, zaglądając w każdy zakamarek. Całe pomieszczenie było bardzo nowoczesne, ale typowe: szafki na naczynia, zlew, piekarnik, zmywarka... Jedyne, co się wyróżniało, to lodówka. Jej stalowego koloru prawie w ogóle nie było widać, bo cała obwieszona została różnego rodzaju karteczkami. Naruto z nudów zaczął je czytać. „Zapłacić rachunki", „Kupić worki do odkurzacza", „Posprzątajcie salon, mamy dzisiaj gości". Kartki stanowiły jakby kronikę życia rodziny Uchiha. Zwłaszcza, że oprócz zwykłych informacyjnych notek, wisiały tam też inne, jakby specjalnie przyklejone, między innymi niebotycznie wysoki rachunek za telefon, strona z dzienniczka z dużą czerwoną piątką – podpisana: „pierwsza ocena Sasuke", czy wycinek z gazety przedstawiający ranking najszybciej rozwijających się firm. Była też uwaga szkolna: „Itachi biega po klasie, rzucając w dziewczynki mokrą gąbką. Na pytanie – co robi, odpowiada – znakuję bydło", po przeczytaniu której Naruto wręcz zwinął się ze śmiechu.

– Z czego się cieszysz? – Sasuke, ubrany tym razem w ciemne spodnie i grafitową sportową koszulę, stanął przy nim.

– Z tego. – Naruto, nadal rżąc jak głupek, wskazał kartkę. Jego pierwsze wrażenie było trafne, Itachi naprawdę był zupełnie inny niż Sasuke i – Twój brat jest niemożliwy.

– Żebyś wiedział. – Ten tylko pokręcił głową. – Do dzisiaj jest dumny z tej uwagi. Jakby było z czego.

– No coś ty, też bym taką chciał! – Naruto roześmiał się, a niebieskie oczy zalśniły przekornie. Jasne, sam w szkole dostawał uwagi, ale żadna nie była tak zajebista. Że też on na coś takiego nie wpadł! Szkoda, że nie chodził do liceum z Kibą, bo pewnie wymyślili by coś jeszcze lepszego.

– Więc jesteś tak samo walnięty jak on. – Sasuke pokręcił głową. Nadal nie rozumiał, co takiego ludzie widzieli w jego bracie, że aż tak go uwielbiali.

– Nawet, jak jestem, to co z tego? I tak mnie kochasz – rzucił Naruto, nadal się śmiejąc i dopiero po chwili uzmysławiając sobie, co właściwie powiedział i jak to zabrzmiało. Zamarł. – To znaczy, no wiesz, tak się mówi – powiedział szybko, nawet trochę za szybko i wzruszył ramionami, chcąc ukryć zmieszanie. Cholera, no w odniesieniu do kumpli byłoby wiadomo, co ma na myśli, stwierdzenie: „stary, kocham cię", zwłaszcza po pijaku, było czymś normalnym, ale... No to był Sasuke. Sasuke, który był jego chłopakiem. I do którego naprawdę coś czuł...

– Wiem, młotku. – Sasuke odwrócił się w stronę drzwi, brzdękając kluczami. Sam też poczuł się dziwnie, zrobiło mu się nagle bardzo gorąco, choć wolał to zignorować. – Idziesz? – rzucił przez ramię.

– Jasne. – Naruto, choć chwilę wcześniej najchętniej jeszcze pobuszowałby wśród karteczek, bo może udałoby się znaleźć jakąś inną „perełkę", to jednak teraz wolał po prostu zmienić temat.

Sasuke tym razem zdecydował, że pojadą do nowo otwartego centrum handlowego. Słyszał, że mają tam dobrą włoską pizzerię, choć sam jeszcze w niej nie był. Jednak kiedy tylko tam dotarli, pożałował wyboru. Lokal może i był ładnie urządzony, w jasnych kolorach, ale jako że był nowy, cieszył się dość dużym zainteresowaniem. Sasuke wolał miejsca, gdzie przychodzi mniej osób, naprawdę nie znosił tłoku. Co innego Naruto. Ten wydawał się być swoim żywiole, kiedy tylko pojawili się wewnątrz olbrzymiego budynku. Zwracał uwagę na każdą wystawę i komentował wszystko po drodze. Pizzeria też mu się spodobała, dlatego nie Sasuke machnął ręką i nawet nie proponował zmiany lokalu. Trudno, jakoś przeżyje.

Trochę poprawił mu się humor, kiedy zauważył, że w menu są zróżnicowane potrawy. Naruto mógł opychać się pizzą od rana do nocy, ale on nie przepadał za nią jakoś szczególnie. A już na pewno aż nie tak, żeby ją jeść codziennie. Wybrał ryż z kurczakiem i warzywami, na co Naruto tylko pokręcił nosem i zamówił dużą pizzę z ostrym peperonii.

– Na twoim miejscu nie jadłbym aż tak pikantnych rzeczy – stwierdził Sasuke, kiedy zamówienie znalazło się na stole.

– E tam, te kilka papryczek, pikuś! – Naruto, jakby dla udowodnienia swojej teorii, chwycił jedna i wpakował sobie w całości do ust. – Nic takiego – stwierdził, rozgryzając ją. Po chwili jego oczy jakby pociemniały, a on sam chwycił szklankę wody, wypijając na raz całość. – Ale pali, daj mi swoją wodę – wychrypiał.

– Woda ci nie pomoże, nie trzeba było być takim zachłannym – westchnął się Sasuke, patrząc na coraz bardziej czerwoną twarz Naruto. Pokręcił głową zrezygnowany, ale po chwili poprosił kelnerkę o sok grejpfrutowy. Ten młotek jak zwykle nie słuchał i chciał udowadniać nie wiadomo co i przede wszystkim nie wiadomo po co.

– Przestań się czepiać – Naruto tylko fuknął i ułamał kawałek ciasta z brzegu, popijając napojem. Powoli uczucie ognia w przełyku słabło, choć nadal było odczuwalne. Sasuke uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc, jak odgarniane widelcem papryczki lądują z boku talerza, a Naruto mamrocze coś pod nosem.

– Jesteś strasznie uparty, wiesz? – Ciemne oczy spojrzały na niego uważnie, kiedy w końcu doszedł do siebie i zaczął objadać się pizzą.

– I kto to mówi – odpowiedział Naruto, kiedy przełknął jedzenie. – Jesteś tak samo uparty jak ja. Kiedyś czytałem, że dwie uparte osobowości razem to katastrofa – stwierdził z miną znawcy.

– Gdzie to czytałeś? W jakiejś babskiej gazecie? – Sasuke spojrzał na niego kpiąco. Wielokrotnie widział, jak podekscytowane koleżanki czy z liceum, czy już ze studiów, robiły sobie jakieś głupie testy z czasopism. Najgorsze było to, że niektóre naprawdę w nie wierzyły. – Więc twierdzisz, że stanowimy katastrofę?

– Nie, ale zagrożenie dla otoczenia to na pewno. Zwłaszcza ty... Ałł – Naruto jęknął i skrzywił się, bo poczuł dość niedelikatnie kopnięcie go pod stołem. Gdyby nie to, że Sasuke zabrał go jednak na tę pizzę i w sumie musiał jeszcze prowadzić samochód, oddałby mu dużo mocniej.

Był już praktycznie wieczór, kiedy szli do wyjścia centrum handlowego, bo Naruto wręcz zmusił Sasuke do odwiedzenia sklepu ze sprzętem pływackim. Na wystawie stał nowy model skutera wodnego i aż mu oczy zaświeciły się na jego widok. Ostatnio trochę się tym interesował, więc chciał koniecznie poznać wszystkie szczegóły, a sprzedawca, który kojarzył Sasuke, chyba liczył na premię ze sprzedaży, bo odpowiadał wyczerpująco na każde pytanie. Jakież było jego rozczarowanie, kiedy na koniec obaj po prostu wyszli ze sklepu, nie zostawiając grubszej gotówki.

Parter galerii stanowił ogromny supermarket, cukiernia oraz mała kawiarenka. Można tam było wypić kawę, zjeść ciastko i spokojnie, na siedząco, przejrzeć zawartość portfela, nie narażając się na upadek, gdyby okazało się, że ktoś wydał o wiele więcej niż zamierzał. Kawiarenka była otwartą przestrzenią, ogrodzoną jedynie ozdobnymi roślinami i kilkoma filarami. Sasuke już miał skierować się do wyjścia, gdy poczuł, jak Naruto ciągnie go za rękaw, nie pozwalając iść dalej. Zirytowany, bo tamowali ruch, odwrócił się i spojrzał na niego pytająco. Ten tylko pokręcił głową i wskazał na coś, a raczej kogoś. Sasuke z początku nie wiedział, o co mu chodzi, ale kiedy Naruto wskazał miejsce jeszcze raz, tym bardziej już mniej dyskretnie, w końcu zauważył, o co mu chodzi. W kawiarence, przy jednym ze stolików, siedział jego brat. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że siedział z nikim innym, tylko z dziewczyną, która napsuła jemu i Naruto tyle nerwów. Itachi był tu z Sakurą i, o zgrozo, wyglądali tak, jak się wygląda na randce. Sasuke mógłby się jeszcze łudzić, że spotkali się przypadkiem, gdyby nie to, że chwilę później Itachi chwycił ją za rękę. I nie był to żaden gest pocieszenia, ani nic z tych rzeczy. O kurwa!

– Nie wierzę – szepnął sam do siebie, zupełnie przestając zwracać uwagę na przechodzących ludzi. Jakaś kobieta syknęła, że nie sterczy się jak słup pośrodku ruchliwego pasażu, ale ją zignorował. Dopiero głos Naruto wyrwał go z otępienia, które wywołał ten dość szokujący obraz.

– Widziałem ich kiedyś razem w akademiku, ale nie myślałem, że chodzą ze sobą – zaczął niepewnie. Był świadomy reakcji Sasuke – zdecydowanie nie podobało mu się to co zobaczył – i wcale mu się nie dziwił. Dlaczego ze wszystkich dziewczyn w mieście akurat Sakura? Przecież ona... ona... on był dla niej za dobry i już. Znał co prawda Itachiego od niedawna, mieli okazję porozmawiać może trzy razy, ale to wystarczyło, żeby uznał go za kogoś naprawdę fajnego. A Sakura to... Nie chciał nawet w myślach wypowiadać pewnego epitetu, ale ona zdecydowanie nie zasługiwała na kogoś takiego jak starszy Itachi.

– Nie sądziłem, że mój brat jest takim idiotą. – Sasuke zmarszczył brwi.

Po chwili chwycił Naruto za rękaw i wyciągnął go na zewnątrz. Nie mówiąc nic, podszedł do samochodu i oparł się o drzwi. Wciągnął głośno powietrze, widać było, że jest niesamowicie wkurzony. On, nigdy nie pokazujący po sobie emocji, tym razem nie był w stanie ich ukryć. Gdyby palił, na pewno nie wystarczyłby mu teraz jeden papieros, jednak on nie miał w zwyczaju w ten sposób opanowywać nerwów.

– Będę z nim musiał pogadać. Wyperswadować mu to jakoś – stwierdził po chwili. Nie była to najmilsza wizja, bo nigdy wcześniej nie wtrącał się w życie Itachiego. Ba, nawet nie rozmawiał z nim tak na poważnie. Zawsze zbywał go, kiedy ten pytał, co u niego i nigdy nie odwdzięczał się żadnym zainteresowaniem. Ale teraz to inna sprawa. Żaden Uchiha nie będzie zabawką Sakury Haruno.

Tego dnia Sasuke odwiózł Naruto do domu, a sam wrócił do siebie. Co prawda ten proponował, aby został u niego, ale odmówił. Był naprawdę w kiepskim humorze i nie chciał, żeby to się na kimś odbijało. Wolał w samotności pomyśleć nad tym, jak pogadać z Itachim. Nie miał pojęcia, co powiedzieć i w jaki sposób. Nie miał nawet pojęcia, jak zacząć.

Nastawił wodę na kawę, ale po chwili wyłączył gaz. O tej porze lepiej napić się czego innego. Zerknął na stół, na którym stał kubek Itachiego i szklanka z sokiem. Była tu – pomyślał. Po chwili jednak uznał, że zaczyna przesadzać. Sok mógł być kogokolwiek, przecież często przychodził tu Sasori. Sasuke wylał resztkę napoju i wstawił szklankę do zlewu, to samo zrobił z kubkiem. Wyjął z lodówki butelkę wody mineralnej i poszedł do salonu. Nie miał pojęcia, kiedy Itachi wróci, ale chciał na niego poczekać. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. Na ekranie wyświetliła się reklama. Przełączył na inny program, ale tam nadawali jakiś reality show.

– Banda idiotów – mruknął pod nosem, patrząc na dwie blondynki biegające za jakimś umięśnionym facetem. Usiłowały wepchnąć go do wody. Po drugiej stronie basenu całowała się jakaś para. Sasuke, chcąc nie chcąc, przypomniał sobie, jak na pływalni Sakura wdzięczył się do Naruto, jednocześnie co chwilę zerkając w jego stronę. Zirytowany znów przerzucił kanał. I kolejna reklama. W końcu, po wielu próbach, znalazł jakiś film sensacyjny i dochodząc do wniosku, że i tak niczego lepszego nie znajdzie, rzucił pilot na stolik.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro