Rywale - rozdział 2
Sasuke stał po przeciwległej stronie basenu sportowego i mrużąc oczy, wpatrywał się uparcie w Naruto. Napsuł mu on dzisiaj wystarczająco dużo krwi i chociaż pierwsza fala złości już minęła, to skutki jego wybryku będą odczuwalne jeszcze długo. Przekonał się o tym dobitnie, idąc korytarzem. Nikt co prawda nie odważył się zaczepić go wprost, ale śmiechy, chichy i szepty towarzyszyły mu na każdym kroku. Tak samo jak palące, pełne wyrzutu, spojrzenia dziewczyn. Chociaż tym się akurat nie przejmował.
– O, tu jesteś! – Neji, który właśnie przed chwilą wyszedł z szatni, klepnął go w ramię. – Jak tam? – spytał, związując swoje długie, czarne włosy.
– Nie zadawaj głupich pytań. – Sasuke spojrzał na niego ponuro.
– A wy ten, no... – Neji wykonał nieokreślony gest rękami, nie kończąc jednak zdania.
– Co? – Sasuke prawie że warknął.
– No, czy między wami coś jest? – Neji odsunął się profilaktycznie, czując, że takie prowokowanie może się dla niego źle skończyć.
– Tak, pieprzymy się na prawo i lewo, jak tylko mamy okazję – wybuchnął Sasuke. Dwóch przechodzących akurat obok chłopaków spojrzało na niego dziwnie. – A teraz spadaj, jak nie chcesz, żeby ciebie tez uważali za geja – dodał, mając dość całej sytuacji.
– Nie unoś się tak, sam jesteś sobie winny. – Neji wzruszył ramionami. – Nikt cię tak naprawdę nie zna, więc nic dziwnego, że wierzą w każdą bzdurę – stwierdził fakt.
– Zaraz rozwalę temu idiocie nos i zobaczymy, w co wtedy uwierzą. – Sasuke ruszył w stronę Naruto.
– Odbiło ci? Tutaj? – Neji chwycił go za ramię.
– Puść – wysyczał.
– O rany, wyluzuj. – Neji znów się odsunął.. – Zresztą, on chyba nie zrobił tego bezpodstawnie, co? – Uniósł pytająco brwi, a nie doczekawszy się odpowiedzi, pokręcił głową i zostawił Sasuke samego sobie.
Sasuke oparł się plecami o ścianę i przymknął oczy. Wiedział, dlaczego Naruto chciał go ośmieszyć. To była jego zemsta, za tamto... Przygryzł dolną wargę. Nie zdawał sobie sprawy, jak pociągający widok teraz stanowi. Wysoki, smukły, ubrany jedynie w grafitowe kąpielówki. Sasuke miał bez najmniejszego wysiłku to, o co większość facetów może się starać i starać, ale i tak pozostanie to tylko w sferze ich marzeń. Idealna sylwetka, czarne jak węgiel oczy, spoglądające na wszystko i wszystkich z dystansem, tego samego koloru włosy opadające kosmykami na twarz. Wszystko razem dawało piorunujący efekt, nic więc dziwnego, że został uznany za najprzystojniejszego chłopaka na uczelni. Interesowały się nim nawet starsze dziewczyny, jednak to wszystko spływało po nim, jak woda po kaczce. Umawiał się, owszem. Ale sam nigdy nie nazywał tego randkami, ot, takie tylko spotkania, które zawsze prowadziły do jednego. Mimo że wielokrotnie były to koleżanki z drużyny pływackiej, z którymi miał o czym rozmawiać, to nigdy nie okazał żadnej z nich większego zainteresowania. Nie trafił jeszcze na osobę, która miałaby „to coś". No, może poza jedną. Ale nie brał tego pod uwagę, bo ową osobą był jego rywal – ten sam, który dzisiaj zszargał mu reputację. Naruto fascynował go od dłuższego czasu, miał wszystko, o czym Sasuke marzył. Był radosny, swoją wesołością zarażał innych, potrafił śmiać się z siebie. Jego osobowość przyciągała ludzi jak magnes, emanował ciepłem. Swego czasu Sasuke starał się przebywać jak najbliżej niego. Zawsze wybierał sąsiedni tor i obserwował go ukradkiem. Z czasem stało się to już normą, że płynęli obok siebie, starając się wzajemnie prześcignąć. Wiedział, że to głupie, ale poza osobowością, fascynował go też wygląd Naruto: jasne blond włosy i cudownie błękitne oczy. Chciał mieć go zawsze w zasięgu wzroku. Po pewnym czasie doszedł do wniosku, że gdyby miał opisać ideał dziewczyny, byłaby ona kropka w kropkę taka jak on. Nie zmieniłby absolutnie nic.
– No chodźcie, chodźcie. Nie ugryzę – głos Kakashiego przerwał te rozmyślania. Trener przywoływał wszystkich do siebie.
Sasuke otworzył oczy i spojrzał na grupkę siedzącą nieopodal. Wcześniej, gdy wszedł na pływalnię, Naruto spoglądał na niego, czekając pewnie na jakiś kontratak. Widząc jednak, że stoi i nic nie robi, stracił zainteresowanie. Teraz śmiał się jak oszalały, pewnie z jakiegoś dowcipu znajomych. W jego oczach tańczyły radosne iskierki, a uśmiech rozświetlał twarz. Sasuke nigdy nie widział smutnego Naruto. Nigdy, poza tym jednym razem, który on sam sprowokował.
Przypomniał sobie początki wszystkiego. Tamtego dnia, jak zwykle, zbierał się na trening i był z tego powodu bardzo zadowolony. Raz, bo uwielbiał pływać, dwa – wiedział, że go spotka. Co prawda prawie nigdy ze sobą nie rozmawiali, ale to nawet nie było istotne. Ważne, że ktoś taki istniał i poprawiał mu samopoczucie. Wszedł na pływalnie, szukając Naruto wzrokiem, ale go nie znalazł. Chcąc nie chcąc, wskoczył do wody i przepłynął kilka długości basenu, ale czegoś obok brakowało. A raczej kogoś... Naruto pojawił się dopiero pół godziny później, przepraszając trenera i obdarzając go swoim rozbrajającym uśmiechem. Już wtedy dostrzegł, że coś jest nie tak. To znaczy, dla niego nie tak. Naruto w ogóle nie zwracał na nic uwagi, nie chciał się ścigać. Patrzył tylko mało przytomnym wzrokiem na grupkę dziewczyn i jakoś dziwnie się uśmiechał. Sasuke, zły jak diabli, że coś takiego go rozprasza, przegrał właśnie wyścig z Nejim i miał dość. Koniec treningu przyjął z ulgą. Powlókł się pod prysznic, a potem do szatni. Naruto już nie było, musiał się chyba bardzo spieszyć, bo zostawił zapasową koszulkę. Na pewno była jego, nikt innych nie nosił pomarańczowych rzeczy. Podniósł ją, przez chwilę zastanawiając się, co z nią zrobić, w końcu zabrał, mając zamiar oddać na następnych zajęciach. Poszedł na parking i wsiadł za kierownicę swojej Hondy, rzucając wcześniej torbę na siedzenie pasażera. Wycofywał, spoglądając w lusterko, gdy nagle coś przykuło jego wzrok. Zobaczył Naruto i Sakurę – szli, trzymając się za ręce. On pochylał się, szepcząc jej coś do ucha, a ona chichotała. Gwałtownie wcisnął hamulec. Omal nie uderzył w inne auto...
– Sasuke! – rozległ się krzyk trenera. Wyrwany z zadumy, rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszyscy spoglądali w jego stronę. – Trzeci raz do ciebie mówię, co z tobą? – Kakashi wyglądał na zirytowanego.
– Panie trenerze, on zakochany – roześmiał się Kiba, nie patrząc jednak przezornie w stronę chłopaka, jakby bał się jego wzroku, wieszczącego zapewne rychłą śmierć.
Sasuke spojrzał wściekły na chowającego się Kibę, zaraz jednak przeniósł wzrok na siedzącego obok Naruto. Niebieskie oczy wpatrywały się w niego, a mina wyrażała triumf, jednak coś było nie tak. Nie był to już ten rodzaj satysfakcji, co kiedyś, gdy go pokonał w wyścigu. Wtedy spojrzenie było przekorne, radosne i jakieś takie ciepłe. Teraz ironiczne i jakby lekko... smutne?
– Tak więc, jeżeli pan Uchiha zechce, mimo rozterek sercowych, dołączyć do grona moich słuchaczy, będę wdzięczny – Kakashi kontynuował, nie mogąc sobie jednak odmówić złośliwego komentarza.
– Jasne – rzucił, usilnie starając się ignorować innych.
– Dobra, mam dwie informacje. Jedną dobrą, a drugą jeszcze lepszą. Od dzisiaj do grona trenerów dołącza mój kolega, Maito Gai. – Wskazał ręką w kierunku drzwi.
Wszyscy spojrzeli na wchodzącego mężczyznę. Był on zjawiskiem, dosłownie zjawiskiem, niezwykłym. Zielony, bardzo obcisły kostium, czarne włosy obcięte „od garnka" i niesamowicie gęste brwi. Wyglądał jak skrzyżowanie płaza z kosmitą. Wyrazy niedowierzania na twarzach mieszały się z tłumioną chęcią wybuchnięcia śmiechem. Nowy trener podszedł do Kakashiego i klepnął go w plecy tak, że mężczyzna zarył nosem w podkładkę do notowania.
– Hatake, więc znów się spotykamy. – Gai uniósł kciuk w geście „jest dobrze".
– Ehh, no tak – Kakashi westchnął i spojrzał na kolegę wzrokiem mówiącym „i po co mi to było".
– A to moi studenci? – Gai ogarnął wzrokiem osłupiałe towarzystwo. – Na pewno jest w was tyle energii, jesteście tacy młodzi – zawołał entuzjastycznie, ukazując w uśmiechu wszystkie zęby.
Studenci spojrzeli po sobie z dziwnymi uśmieszkami, tylko jedna osoba uznała za stosowne coś odpowiedzieć:
– Tak jest, trenerze. Wiosna, młodość! – To Rock Lee – chłopak, o dziwo, trochę przypominający z wyglądu nowego nauczyciela – wstał, najwyraźniej zafascynowany ekscentrycznym osobnikiem.
– Jest jesień, kretynie – mruknął pod nosem Kiba, na co Naruto i Shikamaru parsknęli śmiechem.
– Oto postawa godna podziwu. – Gai puścił oko i poklepał z aprobatą Lee po głowie.
Chichoty przeszły już w głośny śmiech.
– A druga wiadomość? – zawołał ktoś, mający chyba dość przedstawienia.
Kakashi pokiwał głową.
– W tym roku student z najlepszymi wynikami w swojej dyscyplinie sportowej, otrzyma wysokie stypendium – ogłosił.
Wszyscy momentalnie ucichli. Naruto wpatrywał się w trenera, jego serce mocniej zabiło.
– Dobra rzecz, to stypendium – stwierdził Kiba, kiedy wychodzili z pływalni na świeże powietrze.
Cała uczelnia składała się z kompleksu kilku obiektów. Był budynek główny, w którym mieli wykłady, obok znajdowała się ogromna hala sportowa, a naprzeciwko hali – właśnie pływalnia. Wszystko tutaj sprawiało wrażenie nowoczesnego, choć nie powinno to dziwić, gdyż była to jedna z najlepszych akademii.
– No raczej. – Shikamaru włożył ręce do kieszeni spodni. – Pewnie zacznie się wyścig szczurów. Jakie to kłopotliwe – westchnął i spojrzał w chmury. Zanosiło się na deszcz.
– Ale chłopie, taka kasa. – Kiba rozmarzył się. – Balowałbym codziennie. A ty, Naruto? – Zerknął na przyjaciela.
Naruto szedł w milczeniu. Stypendium rozwiązałoby jego problemy finansowe. Nie musiałby się już martwić, jak poradzi sobie przez kolejne lata. Miał szanse, duże szanse. Osiągał naprawdę dobre rezultaty, prawie tak dobre, jak Sasuke. Ale z nim nie pójdzie łatwo. Zacisnął pięści.
– Naruto? – Kiba pomachał mu ręką przed nosem.
– Tak, jasne – odpowiedział. wyrwany z zamyślenia, choć nie słyszał nawet pytania.
– Dobra, jutro pogadamy. – Shikamaru pożegnał się z Naruto i pociągnął nadal bujającego w obłokach Kibę za sobą. Obaj mieszkali w akademiku przy uczelni, więc zwykle tu się rozstawali.
– Do jutra. – Naruto poprawił plecak na ramieniu i podszedł do miejsca, gdzie zwykle zostawiał swój czarno–pomarańczowy rower. Jeździł nim do szkoły zawsze, gdy pogoda na to pozwalała. Ze środków komunikacji miejskiej korzystał tylko w razie konieczności. Odpiął zabezpieczenie, wsiadł na siodełko i przejechał przez parking przed budynkiem uczelni. Coś było nie tak.
– Cholera – zaklął pod nosem. Zsiadł i przyjrzał się uważnie oponom. W każdym z kół brakowało powietrza. Jakoś podejrzanie szybko zeszło... Oparł rower o ścianę budynku, dobrze, że woził ze sobą pompkę. Nie zdążył jednak nic zrobić, gdy poczuł gwałtowne szarpnięcie.
– I co teraz? – Na wprost jego twarzy błyszczały groźnie czarne oczy. To Sasuke trzymał go za nadgarstki, przyciskając całym ciałem do muru.
– Co ty robisz, do cholery. – Próbował się wyszarpnąć, ale bez powodzenia. Sasuke trzymał naprawdę mocno.
– Już nie jest ci tak wesoło jak wcześniej? – syknął mu do ucha. – Zrobiłeś ze mnie geja przed całą szkołą.
– Jak ktoś zobaczy, co robisz w tym momencie, to raczej szybko nie uwierzy, że jest inaczej – Naruto ponowił próbę wyrwania się. Niebieskie oczy pociemniały z gniewu. To do nich nie pasowało. Sasuke chciał, żeby były jak kiedyś: jasne, błyszczące, wesołe. Ale od tamtego incydentu, rywal nie spojrzał już tak na niego.
– Bawisz się moim kosztem? – spytał trochę innym tonem.
– Tak, jak ty zabawiłeś się kiedyś moim – odparł Naruto.
Sasuke w tym momencie miał ochotę go uderzyć, jednak coś go przed tym hamowało.
– Jesteś głupi – szepnął, pochylając się niebezpiecznie blisko jego twarzy, a po chwili rozluźnił uścisk. – Głupi i ślepy – dodał i puszczając nadgarstki, ruszył w kierunku swojego samochodu.
Sasuke siedział na łóżku, patrząc nieobecnym wzrokiem w okno. Był zły na siebie, bo okazał słabość. Nie sądził, że Naruto zemści się po tak długim czasie i to jeszcze w taki sposób. Gdyby tylko wiedział...
– Niech to szlag – przeklął i wstał gwałtownie z łóżka, zrzucając przy okazji jakąś poduszkę na podłogę. To zaburzyło porządek panujący w pokoju o białych ścianach. Sasuke nigdy nie chciał innego koloru. Lubił, gdy biel kontrastowała z grafitowymi meblami oraz granatową kapą na posłaniu i dywanikiem tej samej barwy. Podniósł poduszkę i rzucając ją z powrotem na jej miejsce, skierował się do łazienki tuż obok pokoju. Miał ochotę na ciepły prysznic, woda zawsze go uspokajała, gdy był zdenerwowany. Może dlatego tak kochał pływanie? Odkręcił kurek i poczuł, jak kropelki wody spływają po ciele, jednak cholerne obrazy w głowie nie znikały. Miał wrażenie, że tym razem to chyba nie pomoże.
Chwilę później zawinął ręcznik wokół bioder i wrócił do pokoju. Otworzył szafę, szukając czystego ubrania. Jego wzrok przykuł pomarańczowy materiał – koszulka Naruto. Nigdy mu jej nie oddał, już nawet nie pamiętał, dlaczego. Może zapomniał, a może nie miał okazji. Tamtego dnia, gdy ich zobaczył, siedział długo w samochodzie. Nie wiedział, dlaczego tak dziwnie zareagował. Znał tę dziewczynę, od dłuższego czasu podrywała go na każdy możliwy sposób. Najpierw przez liściki i znajomych, a potem już otwarcie. Umówił się z nią kiedyś dla świętego spokoju, ale pożałował tego bardzo szybko. Zachowywała się, jakby co najmniej zaproponował jej małżeństwo. A teraz szła za rękę z jego rywalem i się do niego kleiła. Sasuke trudno było uwierzyć, że tak nagle zmieniła obiekt uczuć. Kilka dni później przekonał się, że jego przypuszczenia były słuszne. Sakura chodziła z Naruto, a w międzyczasie dalej próbowała poderwać jego. Najwyraźniej swój obecny związek traktowała jak przejściową zabawę. Nie chciał się wtrącać, zresztą Naruto i tak by mu nie uwierzył, jednak sytuacja robiła się coraz bardziej absurdalna. Z tygodnia na tydzień on wyglądał na coraz bardziej zakochanego, a Sakura na coraz bardziej zdesperowaną, by mieć Sasuke. Nie planował tego, nie chciał, żeby tak wyszło. Miał zamiar tylko z nią pogadać, ale ona od początku mylnie interpretowała jego zamiary. Na końcu korytarza zamajaczyła pomarańczowa koszulka. Wtedy podjął decyzję. Objął dziewczynę i ją pocałował. Spojrzał na Naruto, chłopak stał zszokowany. Uciekł, a Sasuke postarał się, by Sakura za nim nie pobiegła. Dał jej fałszywą nadzieję, że będą razem. Dwa dni później powiedział wprost, co o niej myśli. Osiągnął cel. Naruto przekonał się, jaka jego dziewczyna była naprawdę. Jednak niebieskie oczy już nigdy nie spojrzały na niego tak jak dawniej.
'>S
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro