Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rywale - rozdział 55

Ten fanfik nie jest kanonem. Więc, o ile w Hidenie bym tego nie zrobiła, tutaj bardzo mi pasowało do sytuacji:)

*

Minęło kilka dni od momentu, w którym Sasuke i Naruto składali zeznania na policji. Obaj powiedzieli wszystko zgodnie z prawdą, co początkowo nie spotkało się ze zbyt pozytywną reakcją przesłuchującego ich policjanta. Był młody, niezbyt doświadczony i chyba niezbyt nadawał się na to stanowisko. Nie dość, że nie krył się ze swoją niechęcią do innych orientacji seksualnych, to jeszcze – choć chyba głównie dlatego – potraktował sprawę lekceważąco.

I w tym momencie nastąpił pewien przełom. Bo rozwścieczony takim postępowaniem Sasuke, schował dumę do kieszeni i postanowił porozmawiać z ojcem.

Spotkanie nie przebiegało w najmilszej atmosferze, poza tym Fugaku, gdy tylko usłyszał z jakiego powodu jego starszy syn znalazł się w szpitalu, trzasnął trzymaną w ręku szklanką z whisky o blat biurka. Sasuke uznał wtedy, że to był głupi pomysł, zwracać się z tym do niego i zaraz usłyszy podobną tyradę jak ostatnio, ale... tu ojciec go zaskoczył. Spojrzał na niego twardo, upił łyk whishy, a po tym powiedział po prostu:

– Zajmę się tym.

I wyszedł z gabinetu.

Sasuke nie bardzo wiedział, co się właściwie stało, bo jak to, nagle jego ojciec zmienił zdanie? Wtedy na światło dzienne wyszedł jeszcze jeden fakt. Otóż okazało się, że w tym całym konflikcie Sasuke nie docenił własnej matki.

To ona od czasu, gdy opuścił dom, starał się na wszelkie sposoby zmienić myślenie męża. Rozmawiał z nim o tym codziennie, tłumaczyła, przekonywała na wszelkie sposoby, a ponoć nawet zagroziła rozwodem, jeżeli nadal będzie tak bezwzględnie zacietrzewiony.

Cóż, Fugaku został postawiony pod ścianą. I to tak konkretnie, bo przeciwko niemu była cała jego rodzina. Itachi, Mikoto, a nawet Madara, ten cholerny Madara, zrobił mu na złość. Wynajął Sasuke i Naruto swoje mieszkanie.

Ale czego można było się spodziewać. Madara zawsze był taką czarną owcą w rodzinie. Zawsze wszystko robił po swojemu, czasami też na przekór innym. To przez tę jego cholerną wojnę z Hashiramą obie firmy potraciły miliony. Wcześniej przyjaciele, potem – nikt nie wiedział z jakiego powodu – wrogowie. Żaden nie odpuścił. I pewnie by tak było do dziś, gdyby nie śmierć Hashiramy. Madara po tym wszystkim wycofał się z interesu. Nadal miał oczywiście swoje udziały, ale oddał kierownictwo jemu.

Dla Fugaku rodzina zawsze była najważniejsza. Może tego nie okazywał, ale tak właśnie było. To dla nich budował swoje imperium. Nie osiągnął by tego wszystkiego bez Mikoto, która wspierała go na każdym kroku. Nigdy jej tego nie powiedział. Nie mówił też synom, że jest z nich dumny. Taki miał charakter. Wymagał dużo, bo od niego też wymagano dużo. Taka kolej rzeczy. Może to był błąd? Fugaku, widząc ich wszystkich w opozycji do siebie, zaczął się nad tym zastanawiać. Może nie tędy droga?

Nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby stracić rodzinę. A kiedy kilka dni temu zobaczył w szpitalu nieprzytomnego Itachiego... Potem jeszcze dowiedział się, dlaczego tak się stało. Pomylili go z Sasuke. Byli homofobami. Tak samo jak on.

Itachi mógł umrzeć. Lekarze twierdzili, że miał dużo szczęścia, bo nie doszło do uszkodzenia kluczowych narządów wewnętrznych. A gdyby doszło? Gdyby Itachi zginał?

Wtedy coś w nim pękło. Nie, nadal miał swoje poglądy, tu nic się nie zmieniło, ale zrozumiał, że nie może innym w taki sposób narzucać swojego własnego toku myślenia. Jakoś może kiedyś się z tym pogodzi, że jego syn jest gejem. Może. Ale to, co wiedział na pewno, to to, że nie pozwoli krzywdzić swojej rodziny.

Dlatego też Fugaku uruchomił wszystkie swoje kontakty, a sprawę dostała jedna z najlepszych detektywów – Konan.

*

– To chyba już wszystko.

Naruto zakleił taśmą ostatni karton. Rozejrzał się po mieszkaniu. Szafa opróżniona, biurko i komoda też. Z kuchni zabrał tylko swój ulubiony kubek, bo na miejscu mieli mieć pełne wyposażenie, a to tutaj się przyda nowemu lokatorowi.

Już kilka dni porozwieszał na uczelni ogłoszenia, że wynajmie swoją kawalerkę, ale z racji tego, że to była już połowa roku akademickiego, nie miał zbyt wielkich nadziei, że ktoś się zainteresuje. Więc jakie było jego zaskoczenie, gdy znalazł się jeden chętny. Miał przyjechać za chwilę i obejrzeć mieszkanie. Naruto poprzez wymianę sms– ów wiedział jedynie, że to chłopak i też studiuje.

W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

Naruto, mimo że bardzo się cieszył, że znalazł mu się lokator, to jednak trochę się denerwował. Chciał, żeby był w porządku i nie zraził do siebie sąsiadów.

Nawet nie spojrzał przez wizjer, tylko od razu otworzył drzwi.

– Cześć! – powiedział i uśmiechnął się szeroko.

Niestety, za chwilę uśmiech tak szybko jak się pojawił, tak tez szybko zszedł mu z twarzy. Bo naprzeciwko niego stał i również się uśmiechał – choć w swój specyficzny sposób – Sai.

– Co ty tu robisz? – Naruto zmarszczył brwi.

Akurat Sai był ostatnią osoba, której mógłby się tu spodziewać. Jeszcze mu było mało?

– Jak to co? Tak się składa, że szukam mieszkania. A ty szukasz lokatora.

Naruto przełknął ciężko. Fakt, potrzebował lokatora. Nie mógł pozwolić sobie na to, żeby kawalerka stała pusta. Musiał mieć pieniądze na kolejne lata studiów. Ale Sai?

– To jak, mogę wejść? – Sai znów uśmiechał się w swój specyficzny sposób.

– Wejdź – mruknął niechętnie.

Sasuke go chyba zabije, jak się dowie, ale czy naprawdę mógł wybrzydzać w takiej sytuacji? Nikt inny się nie zgłosił, a on naprawdę potrzebował tych pieniędzy za wynajem.

Sai oglądał mieszkanie i kiwał z aprobatą głową. Zwłaszcza łózko, na którym się od razu legnął, mu się spodobało. Duże, wygodne, w sam raz na... No wiadomo.

– To kiedy mogę się wprowadzić? – zapytał, nadal leżąc i obserwując sufit.

Naruto naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Dlaczego ze wszystkich liudzi akurat Sai? Sasuke naprawdę go zabije, jak się dowie. Chyba że się nie dowie.

– Jutro.

*

Naruto przez całą następną godzinę rozmyślał, czy to była dobra decyzja. W końcu to był Sai. Już kilka razy chciał chwycić za telefon i wszystko odwołać, ale ostatecznie zawsze się rozmyślał. Kto inny zgłosi mu się w połowie semestru? Ehh, jakoś wyjaśni to Sasuke. Ale może nie dzisiaj. Widział jak bardzo, mimo że stara się tego nie okazywać, cieszy się z przeprowadzki. Poprzewoził już nawet większość rzeczy.

– I co? – zapytał Sasuke, gdy upchnęli w samochodzie ostatnie kartony i usiadł za kierownicą. – Zjawił się ten twój nowy lokator?

– No – odpowiedział Naruto, patrząc jednak w inną stronę.

– No?

Sasuke spojrzał na niego zdziwiony. Od kiedy to jego chłopak odpowiadał tak lakonicznie. Zwykle buzia mu się nie zamykała, musiał zawsze opowiadać wszystko z nawet mało znaczącymi szczegółami.

Jednak z drugiej strony, Naruto ostatnio się stresował tą przeprowadzką. Choć nie, nie do końca przeprowadzką. Chodziło o jego rodzinę.

I potwierdziło się to, kiedy tylko podjechali pod apartamentowiec.

– Twój wujek na pewno wie, że my... no wiesz...

Naruto wolał się upewnić. W końcu po tym, jakie miał podejście Fugaku, zaczynał mieć pewne obawy.

– Tak, na pewno wie.

Sasuke pokręcił głową. Już chyba dziesiąty raz w ciągu ostatniego tygodnia odpowiadał na tego typu pytanie. Ale w sumie Naruto nie znał jego stryja. On nigdy się z nikim nie liczył, miał w nosie konwenanse. Szkoda, że tak rzadko go widział.

Naruto, gdy tylko dotarli do mieszkania, otworzył szeroko oczy. Jak on niby miałby tu zapłacić choćby za połowę czynszu? Piętrowa kondygnacja, meble jak z katalogu i ...

– O cholera – mruknął, gdy wyszedł na taras.

Widok na chyba całe miasto.

– Robi wrażanie, co? – Sasuke podszedł i objął go ramionami. – Zobaczysz, co tu będzie latem.

– Tak, ale...

Naruto zmarszczył brwi. Jasne, miejsce było przepiękne, ale jak on miał za to zapłacić? Czynsz za jego kawalerkę nie pokryłby nawet jednej dziesiątej tego apartamentu.

– Mnie po prostu na to nie stać – powiedział w końcu wprost.

– O to się nie martw, młody! – usłyszeli głos.

Naruto obrócił głowę. Naprzeciwko niego stał mężczyzna z długimi, gęstymi, czarnymi włosami, tylko w niektórych miejscach poprzeplatanymi siwymi pasmami. Widać było, że ma już swoje lata, ale nadal nieźle się trzymał. Wyglądał jak... jak gwiazda rocka!

– Dzień dobry, panie Uchiha – przywitał się.

Był nieco zaskoczony. Wujek, czy tam stryjek Sasuke widział ich w takiej sytuacji, jak się obejmują, a mimo wszystko...

– Mów mi Madara.

Mężczyzna podszedł i uścisnął mu dłoń. Przez chwilę patrzył na niego z uwaga, jakby chciał się czegoś doszukać. W końcu westchnął i podszedł do barku.

– Napijecie się czegoś? Whisky, tequila, szampan? – zapytał, sam nalewając sobie bourbona do szklanki.

Sasuke pokręcił głową, ale Naruto, który nagle znalazł się w zupełnie innym świecie, przytaknął.

– Ja się chętnie napiję.

To, co się ostatnio działo w jego życiu nadawałoby się na scenariusz filmowy. Był tylko zwykłym studentem, sierotą ledwo wiążącą koniec z końcem, uganiającym się za dziewczyna... Nie minął rok, gdy nie dość, że miał nie dziewczynę, a chłopaka, i to jeszcze najpopularniejszego na uczelni chłopaka, to jeszcze naraził się tym jego ojcu, szefowi potężnej korporacji, a teraz... miał mieszkać jak hollywoodzka gwiazda? Spojrzał na schody ze szklaną poręczą. Cholera, za remont całej swojej kawalerki musiałby zapłacić więcej niż za nie.

– Wiem, że Fugaku zajął się już sprawą Itachiego. Waszą sprawą. – Madara usiadł w fotelu, gestem wskazując im sofę naprzeciwko. – Przesłuchiwali już tego chłopaka, na którego wskazaliście. Niestety, póki co nic na niego nie mają. Ale znam Konan, to świetna babka, na pewno coś znajdzie.

Naruto upił łyk whisky. Wcześniej nie miał zamiaru nic mówić, ale niestety, jak to bywało zwykle w jego przypadku, nie udało się. Ciekawość wzięła górę.

– Dlaczego pan... to znaczy – poprawił się – Madara, nam pomagasz.

– Bo wiem, że może być wam ciężko. O ile czasy się zmieniły, to ludzie niekoniecznie.

Sasuke spojrzał na niego uważnie. Pamiętał jeszcze te czasy, gdy rodzice byli w domu. Był wtedy małym dzieckiem, ale pamiętał. Potem nagle wszystko się zmieniło. Ciągłe wyjazdy, brak czasu. Pamiętał też, jak Madara przestał ich odwiedzać. Usłyszał kiedyś rozmowę, jak rodzice kłócili się między sobą, a ojciec przeklinał Madarę za to, że zostawił firmę na lodzie. I że zachciało mu się cholernych romansów.

Sasuke był wtedy za młody, żeby zrozumieć, ale teraz wszystko zaczynało się układać w całość.

To był dokładnie ten moment, gdy wszystkie gazety rozpisywały się o tragicznej śmierci Hashiramy. Wtedy właśnie Madara zniknął z ich życia. Zostawił firmę jego ojcu i wyjechał nie wiadomo gdzie.

Wrócił kilka miesięcy temu, gdy Sasuke już prawie zdążył o nim zapomnieć.

– To znaczy? – Naruto nadal nie rozumiał.

– To znaczy... – Madara wziął łyk bourbonu. – To znaczy, że ludzi od zawsze łączyły różne relacje. Czasami oczywiste, innym razem mniej, a jeszcze innym nigdy nie potrafili zrozumieć siebie samych do końca. A może by i zrozumieli, gdyby pozostali nie próbowali kierować ich życiem. - Wychylił szklankę do końca.

Sam był już w podeszłym wieku, więc zyskał jakąś mądrość życiową. A konkretnie taką, że z życia trzeba korzystać i nie patrzeć na innych, bo można stracić coś ważnego.

Madara nie miał własnych dzieci. Chyba to dlatego tak bardzo lubił Itachiego i Sasuke. Żył z dala od nich, ale zawsze interesował się ich losem. I po to kupił to mieszkanie.

Itachi, jak się spodziewał, poszedł w ślady ojca. Zapewne niedługo przejmie po nim firmę. Sasuke zaś... Sasuke był chyba taki sam jak on. Chodził własnymi ścieżkami, zawsze robił to, co chce.

Madara miał tu wiele kontaktów. Wiedział co się stało, gdy Sasuke oznajmił ojcu, że jest w związku z innym mężczyzną. Ale chyba jako jedyny wiedział, dlaczego Fugaku tak zareagował.

To były jeszcze czasy, gdy związki homoseksualne nie były zbyt mile widziane. W ogóle nie była widziane. Rodzina, dzieci – to było na porządku dziennym. Madara wiedział, że żaden z klanów nie zaakceptowałby ich specyficznej przyjaźni. Bo nie i tak.

Jednak ktoś się o tym dowiedział. Nie miał pojęcia jak. Tak czy inaczej, po tym wszystkim wywiązała się między nimi bójka. Nie, Madara go nie zabił. To był wypadek. Ale po tym wszystkim Madara nie potrafił sobie poradzić. Wyjechał, zostawiając firmę i wszystko w rękach Fugaku. Wiedział, że to ją częściowo zrujnuje, ale nie mógł zostać.

Fugaku był chyba jedyną osoba, która wiedziała, dlaczego to zrobił. I z tego też powodu mógł nabrać uprzedzeń.

– To co, chłopaki? Pomóc wam się rozpakować?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro