Rywale - rozdział 34
Kiba Inuzuka obudził się z okropnym bólem głowy, który spotęgowało jeszcze głośnie chrapanie z sąsiedniego łóżka. Z miną człowieka cierpiącego podniósł się na łokciu i chwytając swoją poduszkę, rzucił nią w Shikamaru. Niestety, nie trafił, a ten, jakby w nieświadomym odwecie, chrapnął jeszcze głośniej.
Kiba westchnął i opuścił nogi na podłogę. Jeszcze chwilę temu miał zamiar wstać i iść się wysikać, ale rozmyślił się i tylko podparł głowę na rękach. Mokry i zimny nos Akamaru, który miał posłanie obok łóżka, trącił go w stopę.
– Brutus – mruknął Kiba, patrząc na szczeniaka z dezaprobatą. – Zmienię ci imię na Brutus, zdrajco – powtórzył, na co pies tylko szczeknął radośnie.
No cóż, Kiba miał pełne prawo obrazić się na swojego pupilka, który wczorajszego wieczoru po prostu go olał. I dosłownie, i w przenośni. I to było naprawdę okropne. Nie dość, że Akamaru nie reagował w żaden sposób na jego polecenia, to jeszcze – i to było dużo gorsze - poczuł jakąś wielką i szczerą, choć nieodwzajemnioną, chęć nawiązania więzi z cholernym Uchihą. Uchihą! Cały czas kręcił się koło jego nóg, co rusz gryząc w geście przyjaźni jego sznurówki, a kiedy w końcu urażony Kiba wziął go na ręce i zmusił do usadowienia się na jego kolanach, szczeniak zlał mu się spodnie. Jakby wcześniej nie mógł obsikać buta Sasuke!
– Oddam cię do schroniska – zagroził Kiba, ale w końcu jednak podniósł się z łóżka i mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem, powlókł się do łazienki.
Kac zdecydowanie przyćmiewał mu w tym momencie umysł, ale nie na tyle, by nie pamiętać o wczorajszych rewelacjach. Paradoksalnie, to właśnie one były odpowiedzialne za jego obecne samopoczucie, bo gdyby Naruto i Sasuke nie zjawili się wczoraj z tą „radosną" nowiną, to nie zaczęliby pić, a gdyby nie zaczęli pić, to nie... Kiba poczuł, jak ogarniają go mdłości i ledwo zdążył dobiec do toalety.
– Więcej nie piję – obiecał sobie solennie kilka minut później, siedząc na posadzce i opierając czoło o zimne, jasnobeżowe kafelki.
– Nie idę na zajęcia – oświadczył Naruto, nie otwierając oczu, tylko po omacku szukając na nocnej szafce butelki z wodą. Zahaczył o kubek po kawie, którego tradycyjnie nie chciało mu się wczoraj umyć. Naczynie spadło na podłogę, rozbijając się na kilka kawałków.
– Dlaczego? – Sasuke, który właśnie bez cienia skrępowania otworzył jedną z szuflad komody i pożyczył sobie kolejne bokserki, spojrzał na niego kpiąco. – Wczoraj twierdziłeś, że to dobrze tak napić się w męskim gronie – przypomniał.
Naruto tylko jęknął i nie znalazłszy jednak wody, choć był pewien, że ją tam zostawił, nakrył głowę poduszką.
– Mówiłeś też – Sasuke wsunął na siebie szare bokserki (jedyne, które znalazł w normalnym kolorze) i podszedł do łóżka – że męska przyjaźń jest bardzo ważna. – Usiadł obok, unosząc poduszkę i nachylając się nad rozczochraną blond czupryną. – A na koniec zaproponowałeś seks grupowy – zakończył, patrząc z satysfakcją na Naruto, który momentalnie podniósł głowę i otworzył w przerażeniu oczy.
– Kłamiesz! – krzyknął zachrypniętym głosem, panicznie próbując przypomnieć sobie końcówkę wczorajszego wieczoru, a właściwie to już nocy, ale ostatnie, co z całą pewnością pamiętał, to to, że rozmawiał z Kibą na temat swojej orientacji seksualnej. Kiba najwyraźniej potraktował jego związek z Sasuke jako pourazową depresję po Sakurze, więc musiał mu kilka rzeczy wyjaśnić. Nadal nie był pewien, czy do końca zrozumiał...
– Tego nie możesz wiedzieć... – Sasuke uśmiechnął się prowokująco i chwycił leżącą w nogach łóżka butelkę wody, której przed chwilą bezskutecznie szukał jego chłopak. Odkręcił zakrętkę i upił łyk. – Chcesz? – zapytał, a gdy Naruto machinalnie wyciągnął rękę, wstał i odstawił butelkę na biurko. – To się po nią rusz.
Naruto, mamrocząc kilka przekleństw, podniósł się z łóżka. Chwycił butelkę i syknął, próbując ją odkręcić. Sasuke złośliwie zakręcił tak mocno, że musiał użyć siły. W końcu przechylił butelkę i zaczął pić łapczywie. Strużka wody pociekła mu po brodzie, potem wzdłuż szyi i torsu. Sasuke, widząc to, nie mógł się powstrzymać. Przysunął się i językiem powiódł po ścieżce spływających kropel. Naruto mimowolnie spiął się, czując łaskotanie. Mimo teorii, które kiedyś snuł Sasuke na temat pozbycia się łaskotek, nie zdecydował się zostać królikiem doświadczalnym.
– Draniu, przestań! – Odsunął się, omal nie dławiąc się ostatnim łykiem wody. Rzucił pustą butelkę na podłogę i spojrzał na niego. – Żartowałeś z tym seksem grupowym, co? – zapytał, jeszcze nie do końca pewien odpowiedzi. Kiedyś, jeszcze w liceum, oglądał z kumplami kilka filmów pornograficznych, gdzie były takie akcje, ale jakoś nigdy nie wyobrażał sobie, że miałby brać udział w jakiejś orgii. A już na pewno nie pozwoliłby, żeby ktoś na jego oczach dobierał się do jego chłopaka.
– Tego dowiesz się od swoich przyjaciół. – Sasuke zmrużył oczy i kciukiem wskazał drzwi łazienki. – Podobno prysznic robi dobrze na kaca, choć nie wiem, czy moralnego też – zakpił i cofnął się w stronę kuchni.
Naruto, racząc go morderczym spojrzeniem, zabrał bieliznę na zmianę i trzaskając drzwiami, poszedł się wykąpać. Musiał się chociaż jako tako doprowadzić po porządku. I pozbierać myśli.
Sasuke, mimo stanowczych protestów uparł się, żeby wyjechali wcześniej, bo chciał jeszcze podjechać do swojego domu. Naruto nawet nie miał czasu wypić kawy, nie mówiąc już o porządnym śniadaniu. Ostatecznie stwierdził, że kupi sobie jakąś drożdżówkę po drodze, ale oczywiście Sasuke miał to w nosie i nigdzie się nie zatrzymał.
– Jesteś potworem. Jesteś sadystą. Jesteś... – Naruto nie zdążył wymyślić kolejnego określenia, bo Sasuke zatkał mu buzię swoimi ustami, kiedy tylko weszli do przedpokoju.
– Zamknij się – wymruczał, odwieszając kurtkę i prowadząc go kuchni. Na podjeździe widział tylko samochód Itachiego, ale sądził, że siedzi w swoim pokoju.
Naruto westchnął, dając sobie chwilowo spokój z obrażaniem chłopaka, który w tak bezlitosny sposób wyciągnął go z mieszkania. W tym momencie przyszło mu do głowy, że ostatnio jego życie przypomina film „Dzień Świstaka" – Sasuke spędza u niego noc, pożycza jego bieliznę, a potem jadą do jego domu po resztę ubrań na zmianę . Jedyna różnica, że teraz przyjechali taksówką, bo Honda stała nadal pod akademikiem.
Rozejrzał się po kuchni. Na stole stał duży talerz ze smakowicie wyglądającymi rogalikami. No chyba nikt się nie obrazi, jak się poczęstuje. Był tak głodny, że zaczynało mu burczeć w brzuchu. Zje tylko jednego. No może dwa...
Sasuke szybko spakował swoje ciuchy, wrzucając je do swojej sportowej torby. Po chwili przypomniał sobie, że zostawił w salonie notatki, które musiał zabrać. Zbiegł po schodach i rozsunął drzwi, a Naruto, którego znudziło trochę czekanie, poszedł za nim. Czuł się trochę lepiej, bo trzy rogaliki, bardzo dobre swoją drogą, zapełniły mu żołądek.
– O, proszę, kto się zjawił w domu – Itachi, który siedział akurat przy stole w salonie nad stertą jakichś papierów i laptopem, uniósł głowę. Widząc Naruto, przywitał się, ale nie wydawał się być w ogóle zaskoczony jego obecnością. – To już wiem gdzie znikasz na całe noce, Sasuke... – zaśmiał się. – Naprawdę, już myślałem, że...
– To następnym razem nie myśl – zirytował się Sasuke, rozglądając się po salonie. – Nie widziałeś moich notatek? – zapytał. Był pewien, że zostawił je na stoliku, ale teraz leżały tam jakieś porozwalane papiery i laptop.
– Gdzieś tam rzuciłem. – Itachi wskazał ręką niskie szafki za kanapą. – A tak w ogóle, to świetnie się składa, że jesteście. – Podniósł się i chwycił dwa wydruki komputerowe, unosząc je w górę. – Który lepszy? – zapytał. – Nie mogę się zdecydować – dodał, patrząc to na jeden, to na drugi. Już wczoraj skończył oba projekty. Jeden był dość klasyczny, taki, jakie zawsze podobały się ojcu, a drugi dość innowacyjny – jego własnego pomysłu.
Naruto podszedł bliżej i spojrzał na dwie wersje jakiegoś projektu graficznego.
– Co to za paletka? – zapytał, przyglądając się obrazkom. – Gdzieś już coś podobnego widziałem – próbował sobie przypomnieć.
– Jaka paletka? – Sasuke, który w końcu znalazł swoje notatki, na niego spojrzał zdegustowany. – To nie żadna paletka, tylko wachlarz – powiedział i pokręcił głową. Jak Naruto mógł nazwać logo jednego z dobrze znanych producentów gier paletką? Co on się w lesie wychował, że tego nie kojarzył?
– Mi też to zawsze przypominało paletkę do ping-ponga – roześmiał się Itachi. – A widziałeś ją pewnie w grach komputerowych. Tym właśnie zajmuje się nasza rodzina, Sasuke ci nie mówił? – autentycznie się zdziwił.
Teraz Naruto już skojarzył. Sam co prawda nie grał w tego typu gry, ale Kiba był fanem różnego rodzaju strzelanek czy strategii. To właśnie u niego widział to logo. Sasuke nigdy o tym nie wspominał. Ale, jakby nie patrzeć, on też nigdy nie pytał.
– Jakoś nie było okazji – mruknął Sasuke i zerknął na projekty. – Zdecydowanie ten – stwierdził i bez wahania wskazał jeden z wydruków.
Itachi kiwnął głową zadowolony, najwyraźniej w pełni zgadzając się z wyborem brata. Bo to był ten jego innowacyjny pomysł. Miał tylko nadzieję, że przekona do tego innych. W końcu musieli iść z duchem czasu.
– Zaraz, zaraz. – Naruto wydawał się zdezorientowany. – To znaczy, że wszystkie gry, no że ty je tworzysz?
Itachi roześmiał się i pokręcił głową.
– Nie, ja jestem tylko jednym z wielu grafików. To, że postać ruszy nogą, ręką, zrobi zeza czy wybije komuś zęby, to już robota programistów – wyjaśnił. Kiedyś Sam próbował nauczyć się programować, ale te wszystkie kody doprowadzały go do szału. Owszem, znał podstawy, ale na podstawach się skończyło. Nie miał do tego cierpliwości.
– Ty też masz swój udział w tych grach? – Naruto spojrzał pytająco na Sasuke. Owszem, ten kiedyś wspominał, że jego rodzice prowadzą firmę, ale nie miał pojęcia, że to taka korporacja. Kiba, jak mu powie, kto tworzy te gry, to padnie z wrażenia.
– Sasuke nie przeszedł testów charakteru – odpowiedział od razu Itachi, nie dając bratu dojść do słowa. – Gdy miał piętnaście lat i uparł się, żeby przetestować najnowszą wersję „Sharingana", to chronił bandytów, a strzelał do cywili. Przyczepił też sojusznikom ładunki wybuchowe do kamizelek, więc stwierdziliśmy, że lepiej trzymać tego małego socjopatę z dala od takich rozrywek – wyjaśnił, mrugając do zaskoczonego Naruto.
Sasuke spojrzał na Itachiego jak na kompletnego idiotę i popukał się w głowę. On był jednak nienormalny.
– Z twoją głową naprawdę jest coś nie tak – stwierdził, po czym skinął na Naruto, kierując się do wyjścia. Wolał teraz nie zostawiać tych dwóch samych, bo jeszcze jego niedorozwinięty najwyraźniej brat naopowiadałby mu kolejnych głupot.
– Naruto – zawołał jeszcze Itachi, zanim obaj wyszli. – Wpadnij kiedyś do mnie, jak nie będzie Sasuke, to opowiem ci o nim kilka ciekawych historii i...
Reszty nie usłyszał, bo Sasuke zdecydowanym ruchem zasunął drzwi do salonu.
Osoba Itachiego miała niekwestionowany wpływ na humor Naruto, który z marudzącego cienia samego siebie, stał się na powrót zadowolonym z życia chłopakiem. Jedna tylko rzecz go zastanawiała.
– Naprawdę byłeś takim sadystą? – zapytał, kiedy wchodzili na uczelnię i kierowali się w stronę auli, na wykład.
– A jak ci się wydaje? – mruknął Sasuke. – Itachi cię wkręca, a ty łykasz wszystko jak leci – westchnął, poprawiając pasek sportowej torby na ramieniu. – Jeszcze chwila i pomyślę, że jesteś na etapie rozwoju takiego Inuzuki.
– Oj, odczep się od Kiby. A Itachi naprawdę poprawił mi humor – uśmiechnął się Naruto, zastanawiając się, jakie to wydarzenia z życia jego chłopaka chciał mu zdradzić jego brat. Aż go korciło, żeby to kiedyś sprawdzić. Choć kto wie, czego by się dowiedział. Jakieś mroczne tajemnice...
– Szkoda, że to nie ja ci go poprawiam – warknął Sasuke i skręcił w stronę drzwi auli wykładowej.
– No ja się chyba przesłyszałem! – Naruto uśmiechnął się szeroko. – Czy ty jesteś zazdrosny? – szturchnął go prowokacyjnie łokciem.
– Zazdrosny? – Sasuke zatrzymał się i spojrzał na Naruto mrużąc oczy. – A co to takiego? – uśmiechnął się kpiąco.
Już miał zacząć szturchnąć jakiegoś chłopaka, bo jak zwykle wszyscy musieli rozmawiać przy wejściu i blokować drogę, ale nagle usłyszał czyjś głos. I to mu sięwcale nie spodobało.
– Na... Naruto... – Hinata Hyuuga, która dosłownie przed chwilą ich dogoniła, spojrzała na Naruto niepewnie. – Możemy porozmawiać? – wyszeptała i zawstydzona spojrzała w dół. Trochę czasu zajęło jej zebranie się na odwagę, no ale skoro w końcu już zagadała, musiała to pociągnąć do końca.
– Jasne. – Naruto zerknął na Sasuke, a widząc jego niezadowoloną minę, z premedytacją objął dziewczynę ramieniem.
Idąc z nią w stronę korytarza, odwrócił się jeszcze i spojrzał przez ramię.
– Właśnie to jest zazdrość – zdołał odczytać z ruchu jego warg wściekły Sasuke.
Itachi skończył pracę, wysłał wybrany projekt mailem i zamknął laptopa. Odetchnął ciężko, wstając z kanapy. Denerwował się trochę. Nie, nie trochę. Bardzo.
Skierował się do przedpokoju, gdzie ubrał kurtkę, ignorując zupełnie szalik, mimo że na dworze było już bardzo zimno i chwytając kluczyki od samochodu, wyszedł z domu. Za niecałą godzinę powinni być w domu rodzice, a on miał im do zakomunikowania ważną wiadomość.
Droga do domu Sakury zajęła mu niespełna piętnaście minut. Nie było żadnych korków, a i światła, jakby mu sprzyjając, zmieniały się w odpowiednich momentach na zielone. Znów odetchnął głęboko, sam tak naprawdę nie wiedząc, czego się obawia. Przecież najgorszy stres miał już za sobą.
Wczoraj Sakura nie dała się łatwo przekonać. Była na niego wściekła, a że nie grzeszyła łagodnością, Itachi usłyszał to, co mu się należało. No dobra, usłyszał może nawet trochę więcej, a z kwiatów w bukiecie zostały ostatecznie same łodygi i przekrzywiona kokarda, jednak w końcu, gdy dziewczyna wyładowała swoją złość, udało mu się z nią porozmawiać. Wiedział, jak do niej dotrzeć, a i matka Sakury, rozanielona jego dżentelmeńską postawą, bo jej również podarował kwiaty, miała swój udział w ich pogodzeniu. Ostatecznie Sakura mu wybaczyła, a on sam obiecał, że nigdy więcej nie zachowa się jak gówniarz. W końcu miał być ojcem.
– Gotowa? – spytał, wysiadając z samochodu i otwierając drzwi z drugiej strony, gdy pojawiła się na podjeździe.
– Nie – mruknęła Sakura i zajęła fotel pasażera, poprawiając nerwowo włosy.
Itachi zamknął drzwi i usiadł z powrotem na miejscu kierowcy, przekręcając kluczyk w stacyjce.
– Będzie dobrze, zobaczysz – uśmiechnął się pokrzepiająco.
Wiedział, co ma zrobić. Tę decyzję podjął dość spontanicznie i Sasuke, jak się o tym dowie, zapewne wyzwie go od idiotów, ale miał to w nosie. To jego życie. I jego wybór.
_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro