Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rywale - rozdział 24

Sasuke prowadził auto niekoniecznie zgodnie z przepisami, co Naruto co rusz kwitował prychnięciem.

– No i czego prychasz? – Po którymś z kolei odgłosie wydobywającym się ni to z ust, ni to z nosa, Sasuke w końcu nie wytrzymał.

– Ciągle mi dogryzasz, że jestem kiepskim kierowcą, a sam jedziesz jak daltonista. – Naruto odwrócił się w jego stronę i usiadł bokiem, podciągając nogę na siedzenie. Poprawił pas, bo zaczął niewygodnie wbijać mu się w szyję – Przejechałeś na czerwonym świetle – dodał w kwestii wyjaśnienia.

Sasuke tylko wzruszył ramionami, postanawiając jednak bardziej skupić się na prowadzeniu auta. Był bardzo rozdrażniony i miał świadomość, że w stanie takiej nieuwagi łatwo o wypadek. A tego naprawdę by teraz nie chciał. Jeszcze jakby trafił na jakiegoś furiata, który wyleciałby na niego z gębą, mógłby nie wytrzymać i mu przywalić.

– Tak w ogóle, wiem, że to wkurzające, ale odpuść. – Naruto złapał jego spojrzenie w lusterku.

– Odpuść? – Sasuke naprawdę musiał być rozdrażniony, skoro nawet na niego warczał. – Tak w ogóle to siadaj po ludzku i zapnij porządnie ten pas.

– Z Sakurą. Odpuść. – Naruto normalnie miałby w nosie jego rozkazy, ale teraz dla świętego spokoju wolał już wrócić do poprzedniej pozycji. Co prawda nie miał pojęcia, w czym to mu w ogóle przeszkadzało, przyczepił się chyba tylko dla zasady, ale nie chciał się teraz z nim kłócić.

– Wiesz, kto jak kto, ale ty nie powinieneś tego mówić. – Sasuke pokręcił z niedowierzaniem głową i zacisnął dłonie mocniej na kierownicy. – Już zapomniałeś, co ci zrobiła?

– Nie, nie zapomniałem, ale...

– A teraz wybrała sobie za cel mojego brata... – kontynuował, nie dając Naruto dojść do słowa.

– Nie, zapo....

– A Itachi chyba upadł na głowę, że się z nią zadaje... – ciągnął dalej, jakby chciał wyrzucić z siebie wszystko, co mu tylko przyszło na myśl.

– Sasuke! – Naruto miał już dość ciągłego przerywania. – Dasz mi dokończyć?

Sasuke tylko zmarszczył brwi, ale nic nie odpowiedział, co Naruto uznał za przyzwolenie.

– Nie, nie zapomniałem, co zrobiła Sakura. Tylko że masz złe podejście. Może jak odpuścisz, sprawa sama się rozwiąże – zaproponował, ostrożnie dobierając słowa. Sasuke był strasznie uparty i jak sobie coś wmówił, to ciężko było go przekonać do zmiany zdania.

– Co masz na myśli?

– Sam mówiłeś, że twój brat zachowuje się jak dziecko. A wiesz co się dzieje, jak zabiera się dziecku zabawkę? – uśmiechnął się, przypominając sobie własne dzieciństwo i osiedlową piaskownicę. Często rozrabiał, więc dziadek Jirayia miał z nim mnóstwo problemów.

– Wiem, tyle że on sam uznał, że to nie zabawa... – Sasuke westchnął. Może ten młotek miał jednak rację? Przecież jak będzie non stop atakował Itachiego, to ten w końcu pewnie zacznie robić mu na złość. Może faktycznie trzeba to przeczekać. Związki jego brata nigdy nie trwały długo.

– Oj, to taka metafora.

– Znasz takie słowo jak metafora? – Sasuke uniósł brwi, jakby w niedowierzaniu. Mimo, że sprawa była naprawdę poważna, nie mógł sobie odmówić drobnej złośliwości.

– Czy ty masz mnie za idiotę? – Naruto zdenerwował się. To on próbuje znaleźć najlepsze rozwiązanie a, ten drań z niego kpi.

– Żartowałem, już się tak nie naburmuszą. Poza tym wiem, o co ci chodzi z tą zabawką– Sasuke, chcąc nie chcąc, skrzywił się lekko, kiedy przypomniał sobie wydarzenie ze szkoły średniej.

Wychowawcą jego klasy był wówczas Ebisu, facet oglądający się za co ładniejszą dziewczyną w szkole i ukrywający ten fakt pod okularami przeciwsłonecznymi. Ale mniejsza o jego zainteresowania, otóż ten nauczyciel miał dość specyficzne poczucie humoru. Swego czasu wprowadzono w szkołach nowy przedmiot: „Przystosowanie do życia w rodzinie". W ramach tych zajęć w większości klas podzielono uczniów na pary i kazano opiekować się elektroniczną lalką, miało to uświadamiać nastolatków o konieczności zabezpieczenia się, a najlepiej w ogóle hamować popęd płciowy. Jednak, jak się okazało, wielu chłopaków potraktowało to wyzwanie z przymrużeniem oka, co rusz więc zdarzało się, że płacząca lalka zostawiana była sama sobie w męskiej toalecie, schowku na narzędzia czy – co zaryzykowano tylko raz i nikt nie miał odwagi więcej tego próbować – pod drzwiami gabinetu dyrektora z przypiętą karteczką: „Przygarnij Kropka". Ebisu, chcąc uniknąć takich sytuacji w swojej klasie, wpadł na inny pomysł. Przez prawie miesiąc jego uczniowie chodzili do przedszkola i tam – pod okiem przedszkolanki oczywiście – zajmowali się maluchami. Sasuke do dziś wspomina to doświadczenie jako największy koszmar. Dzieciaki były krnąbrne, marudne i wredne. Dobrze pamiętał, że kiedy pewnego razu chciał zabrać swojemu podopiecznemu zabawkę, by ten w końcu położył się spać, tamten wyrwał mu z rąk samochodzik i – z niespodziewaną dla tak młodego wieku siłą – uderzył go nim w głowę. Krew co prawda się nie polała, ale dość pokaźny siniak utrzymywał się dość długo.

– No więc, może najlepiej udawaj, że w ogóle cię to nie obchodzi. Sam zobaczy, jaka jest Sakura – stwierdził Naruto, zadowolony, że znalazł tak proste rozwiązanie.

– A jeżeli nie?

– To wtedy coś wymyślimy – uśmiechnął się szeroko do Sasuke. – Może pójdziemy gdzieś, w końcu jest sobota – zaproponował.

– Zobaczymy – mruknął Sasuke w odpowiedzi, ale Naruto był pewien, że dostrzegł w lusterku coś na kształt uśmiechu.

Shikamaru, choć od zawsze twierdził, że mieszanie się w czyjeś sprawy jest zbyt kłopotliwe, tym razem uznał jednak, że musi pogadać z Naruto, zanim zjawi się u niego Kiba i zacznie wykładać mu swoje teorie. Nie zamierzał już dłużej ukrywać, że wie, co się święci i uznał za swój przyjacielski obowiązek poznać jego stanowisko w tej kwestii. Czy razem z Sasuke mają w planach ujawnić, co jest między nimi, czy wolą póki co się ukrywać. Jeżeli to drugie, to lepiej, żeby bardziej uważali na to, co robią. Już raz były na ich temat plotki i mimo iż większość ludzi zdawało sobie sprawę, że to nieprawda to i tak napsuły „co poniektórym" dużo krwi.

Dotarł do drzwi prowadzących na klatkę schodową w bloku Naruto, kiedy właśnie wychodziła z niej jakaś grupka ludzi, dlatego nie musiał dzwonić domofonem. Starał się iść cicho, wiedział, że na tym samym piętrze mieszka babcia Temari, która nie patrzyła na niego zbyt przychylnie. Shikamaru swego czasu zastanawiał się, dlaczego jego dziewczyna mieszka w akademiku, a nie z rodziną. W końcu, delikatnie podpytując, poznał całą historię.

Mama Temari, także absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego, mając dwadzieścia sześć lat poznała jej ojca, jednak mieszkał setki kilometrów stąd. Mimo że był od niej sporo starszy, postanowiła za nim wyjechać. Nie znał szczegółów, wiedział tylko, że z tego związku najpierw przyszedł na świat Kankuro, którego nie miał okazji do tej pory poznać, potem właśnie Temari, a na końcu Gaara. Niestety, podczas porodu nastąpiły powikłania i mimo że lekarze starali się, jak mogli, udało im się uratować tylko noworodka. Matka, wtedy już trójki dzieci, zmarła, a ojciec załamał się, nie był już tym samym człowiekiem. Kilka lat później zmarł. Temari nie chciała za bardzo o tym mówić, ale z tonu jej wypowiedzi wywnioskował, że ojciec chyba obwiniał Gaarę za śmierć swojej żony, choć starał się tego nie okazywać.

Kankuro i Gaara zadecydowali, że chcą się uczyć w szkole z internatem, a Temari wzięła do siebie ich babcia. Nie było łatwo, nowe miasto, zupełnie inni ludzie. Jednak jakoś się przyzwyczaiła. W końcu, kiedy dostała się na Akademię Wychowania Fizycznego wyprowadziła się do akademika, żeby – jak twierdziła – zaznać prawdziwego życia studenckiego. Ustaliły z babcią, że będzie ją często odwiedzać i pomagać. Shikamaru wcześniej zastanawiał się, jakim cudem Naruto nie wiedział, że jego sąsiadka jest rodziną Temari, ale on przecież wprowadził się do tego mieszkania dosłownie dzień przed rozpoczęciem pierwszego roku, a jej już wtedy tam nie było.

Shikamaru, będąc już na czwartym piętrze, przemknął bezszelestnie korytarzem i zapukał do drzwi. Najpierw bardzo cicho, potem odrobinę głośniej. Zagryzł wargę, zastanawiając się, czy czasami nie wybrał sobie nieodpowiedniej pory. Był pewien, że Naruto jest w środku i to razem z Sasuke, ale może nie chcieli, żeby im przeszkadzać. Choć bardzo prawdopodobne, że po prostu nie usłyszeli pukania. Shikamaru nie chciał walić w drzwi, żeby nie wywabić nikogo z sąsiadów, a tak konkretnie jednej osoby, więc w końcu nacisnął dzwonek, który niestety tez był bardzo głośny i irytujący.

Naruto właśnie zamierzał się przebrać i stojąc z głową w szafie wybierał koszulkę z najlepszym według niego napisem, kiedy usłyszał dzwonek. Spojrzał zdziwiony na Sasuke, ale po chwili wzruszył ramionami i podszedł do drzwi. Wyjrzał przez wizjer. Cholera, Shikamaru – przełknął nerwowo ślinę. Nie uśmiechało mu się, żeby akurat on zobaczył Sasuke w jego pokoju, bo zaraz by się wszystkiego domyślił. Jego przyjaciel był zazwyczaj wkurzająco spostrzegawczy, mało co dało się przed nim ukryć. Na szczęście był też dyskretny, dlatego Naruto zdecydował się mu otworzyć.

– Schowaj się do szafy – wyszeptał w stronę Sasuke, dając mu znaki ręką.

Ten tylko popukał się palcem w czoło, dając mu do zrozumienia, że chyba upadł na głowę, jeżeli sądzi, że on będzie się gdziekolwiek chował. Naruto musiał więc użyć wszelkich możliwych argumentów, od gróźb począwszy, na ciekawych obietnicach skończywszy, żeby ostatecznie łaskawie raczył poczekać chwilę w łazience. Dopiero wtedy otworzył drzwi.

– O, cześć Shikamaru! – Udał zaskoczenie i radość z jego wizyty, jednocześnie masując ręką włosy na karku, co już na pierwszy rzut oka zdradzało zdenerwowanie.

– Dłużej się nie dało? – Shikamaru szybko wszedł do środka. Uff, tym razem mu się udało. – Wiesz, że naprzeciwko ciebie mieszka babka Temari? Wiesz, jakie spotkanie z nią byłoby kłopotliwe? – zaczął zrzędzić.

– Wiem. Próbowała mnie z nią swatać – roześmiał się Naruto, po chwili zatykając sobie ręka usta. Chyba nie powinien był tego mówić. – To znaczy... No wiesz...

– To już rozumiem, dlaczego mnie nie lubi. – Shikamaru przewrócił oczami, nic sobie nie robiąc ze zmieszania przyjaciela.

– Nie, to nie to. – Naruto pokręcił głową, przypominając sobie spotkanie na klatce jakiś czas temu. – Ona tylko uważa cię za satanistę.

– Taaa, no to pięknie – mruknął Shikamaru i wszedł dalej, rozglądając się po pomieszczeniach. – A tak w ogóle to gdzie schowałeś Sasuke? – Nagle zmienił temat, czym prawie przyprawił Naruto o atak serca.

– Że... Że co? O czym ty w ogóle gadasz? – Zaczął machać rękami, chcąc usilnie zaprzeczyć, co jednak przyniosło dokładnie odwrotny efekt. Jego twarz, która w jednej sekundzie nabrała kolorów i głupia mina zdradzały go od razu. Shikamaru uznał, że Naruto zdecydowanie powinien popracować nad ekspresją w sytuacjach stresowych, bo dało się z niego czytać jak z otwartej książki. W żadnym wypadku nie nadawałby się na szpiega.

– Na parkingu stoi jego samochód, a na wieszaku wisi jego kurtka – wyjaśnił i wzniósł oczy do sufitu. Przecież każdy głupi by to zauważył. – Jak chcecie się ukrywać, to warto zwracać uwagę na szczegóły – dodał.

– Że niby my? Ale...

– Dobra, młotku, daj spokój. – Drzwi od łazienki otworzyły się, ukazując sylwetkę Sasuke opierającą się o futrynę. – To był ostatni twój głupi pomysł, na który dałem się namówić.

– Draniu... – Naruto tylko jęknął. I co on miał teraz powiedzieć przyjacielowi? Przecież gdyby nie miałby nic do ukrycia, nie chowałby nigdzie Sasuke, bo to już mówiło samo za siebie.

– Wiecie, ja się nie wtrącam, to wasza sprawa – stwierdził Shikamaru, jakby na usprawiedliwienie. – Jednak jeżeli nie chcecie się ujawniać, lepiej pohamujcie się w niektórych miejscach.

– Co zamierzasz zrobić z tą wiedzą? – Sasuke wyszedł z łazienki, patrząc uważnie na Shikamaru. Poprzednim zdaniem dobitnie dał do zrozumienia, że wie, co się między nimi dzieje. No cóż, ktoś prędzej czy później i tak by się domyślił.

Shikamaru wzruszył ramionami i usiadł na krześle przy blacie kuchennym. Złożył ręce w piramidkę i myślał przez chwilę.

– Po pierwsze, Naruto to mój przyjaciel i na pewno nie zrobiłbym niczego przeciwko niemu. Po drugie, to w ogóle nie jest moja sprawa i nie mieszałbym się w to gdyby nie Kiba... – zrobił sugestywną pauzę. – On już snuje różne teorie spiskowe, choć na razie jest z nimi daleko w lesie. Jednak ta wasza „nagła przyjaźń" już wzbudza duże zainteresowanie, więc po prostu uważajcie – znów wzruszył ramionami i podrapał się po głowie. Cholera, jak on nienawidził takich rozmów.

– Jak się domyśliłeś? – Sasuke zmarszczył brwi. Owszem, wiedział, że Shikamaru był niemalże intelektualnym geniuszem, ale sam pomysł, że dwóch do tej pory heteroseksualnych facetów jest parą, był trochę mało prawdopodobny.

– Jakby Naruto co chwilę nie gapił się na ciebie tym rozmaślonym wzrokiem, to może...

– Że co?! Ja się wcale nie gapię! – wrzasnął Naruto, który nagle znów zrobił się cały czerwony. No też coś! Że on niby tak patrzył na tego drania? W życiu! Owszem, czasami na niego zerkał, wzdychał z przyjemności, gdy ten go całował, a nawet jęczał, gdy brał go do ust, ale nigdy w życiu nie miała żadnego maślanego wzroku! Co to, to nie! – Kłamiesz! – Wyciągnął oskarżycielski palec, zbliżając się do Shikamaru.

– Jeżeli już, to trochę wyolbrzymiam. – Ten tylko podniósł ręce w obronnym geście. – A tak na serio, to wiecie... Centrum handlowe nie jest najlepszym miejscem na okazywanie sobie... Hmm... Nie wiem nawet jak to w waszym przypadku nazwać... – Shikamaru zastanowił się, ale żadne określenie poza „czułości" nie przyszło mu do głowy, ale za to jeszcze by oberwał. – No tak czy inaczej, widziałem was przed sklepem ze sprzętem pływackim.

Sasuke i Naruto spojrzeli na siebie. Obaj wiedzieli o co chodzi. To był ten dzień, kiedy odwiedzili tę nową włoską pizzerię. Może faktycznie trochę za bardzo się wtedy rozluźnili...

– W takim razie możemy liczyć na twoją dyskrecje? – Zapytał Sasuke, żeby się upewnić. Póki co było za wcześnie, żeby jakaś papla się o tym dowiedziała.

– O to się nie martwcie – kiwnął głową Shikamaru. – Choć i tak nie pojmuję, jak to się stało. Wy dwaj razem... – Pokręcił głową z westchnięciem i wstał z krzesła. Musiał wracać do akademika, w końcu był umówiony z Temari, a ona nie znosił gdy się spóźniał. W ogóle dużo rzeczy nie uchodziło mu przy niej płazem, co było istną pożywką dla niezbyt wyszukanego poczucia humoru Kiby, który zawsze potem z niego kpił.

– Ej, właśnie, Shikamaru! – zawołał Naruto, kiedy ten pożegnał się i ruszył w stronę drzwi. – Wybieramy się na piwo, może pójdziesz z nami?

/249Xbs

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro