2
Dryfował. Niczym łupinka orzecha pośrodku bezkresnego oceanu. Jego umysł zatrzasnął się w bezpiecznej twierdzy, chroniąc się przed fizycznym bólem. Niestety, nie potrafił odciąć się całkiem od pochłaniającego go uczucia samotności. Uczucia, które od wielu lat było mu tak bliskie, iż niemal wypaliło pustkę w jego duszy. Znowu był sam pośród ścian swojego „pałacu pamięci". Otoczony wzbierającą wciąż czarną wodą. Zdradliwa nadzieja nie była w stanie powstrzymać fali zimnych faktów. Zawiódł go. Najważniejszą osobę, która dała mu szansę na bycie sobą, na akceptację. Zniszczył wszystko głupim, samolubnym zachowaniem. Pycha wzięła górę nad rozsądkiem. Zasłużył na swój los. Nie było sensu walczyć. Poczuł, jak zimno przenika przez warstwy ubrania, a płaszcz nasiąka coraz bardziej ciągnąc go w dół. Nie miał siły ruszyć rękami ani nogami, tracąc powoli władzę w całym ciele. Światło z lamp zaczęło przygasać, niczym oddalająca się latarnia morska, aż w końcu zgasło na dobre, pozostawiając go w ciemności rozpraszanej jedynie przez srebrzysty poblask na wodzie. Miał wrażenie, że nie czuje już zimna, nie czuje już niczego. Kojące uczucie oblało go od stóp do głów, gdy woda sięgnęła linii kości policzkowych. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w odbijającą się w lustrzanym suficie czarną toń i swoje własne wątłe ciało, unoszące się na niej bezwolnie. Nadszedł koniec. Powinien go zaakceptować już wcześniej. Gdyby tak się stało, nie wydarzyłoby się tyle zła. John byłby szczęśliwy... Ale był zbyt samolubny, żeby się poddać. Nie potrafił odpuścić. Jednak tym razem nie zamierzał popełnić tego samego błędu. Fala rozbryzgła się obok niego, rozbijając się o otwarte drzwi jednego z pokoi. Lodowate krople spłynęły mu po policzkach, na moment przywracając uczucie zimna na skórze. Kolejny bodziec przebił się przez ciemną toń. Tłumiony przez wodę dźwięk brzmiał znajomo, rytmicznie. Nie mógł przypomnieć sobie, co to takiego. Jego zazwyczaj błyskotliwe spostrzeżenia, zastąpiła lodowata pustka. Jednakże próbował skupić się na niewyraźnym odgłosie. Był pewien, że słyszał go już nie raz.
John. To ma związek z Johnem. Nie... Niebezpośrednio. John...
Zapadał się coraz głębiej, gdy w tle rozbrzmiał słaby głos.
„Słyszysz mnie?"
Mężczyzna, w średnim wieku. – Coraz ciężej było mu przyswajać informacje.
„Ściśnij moją rękę."
Sherlock nie rozumiał, jak niby miałby to zrobić, skoro nic nie czuł. Ponownie skupił się na rytmicznym sygnale, który zagłuszał głos mężczyzny.
John. John jest lekarzem. Ten odgłos zawsze blisko miejsca. Jakiego? John. Lekarz. Blisko szpitala... Karetka.
Czuł się okropnie wycieńczony, jakby rozwiązał niewyobrażalnie trudną sprawę, a przecież to było banalne zadanie. Wiedział, że to musi oznaczać tylko jedno. Jego mózg przestawał funkcjonować. Ciało już się poddało.
„Trzymaj się." – Znowu usłyszał dochodzący z oddali głos.
Czego? – zapytał, nie poznając własnego głosu, przypominającego szept ściśniętego gardła.
„Ciśnienie spada."
Miał wrażenie, że otaczają go nowe głosy, równie odległe jak poprzedni.
Woda wdarła się mu do nosa i oczu.
„Saturacja osiemdziesiąt."
Pisk w uszach boleśnie świdrował w głębi czaszki.
„Defibrylacja."
Sam pośrodku mroku.
Umierał.
***
Poderwał się z kanapy. Szklanka z resztkami whisky spadła na podłogę, roztrzaskując się na drobne kawałki. Zaczerpnął głęboki wdech, spoglądając na błyszczące w niebieskawym świetle telewizora szkło. Serce waliło mu w piersi. Otarł kropelki potu z czoła, podnosząc się do siadu.
– Sherlock – wyszeptał pod nosem, chowając twarz w drżących dłoniach.
~~~~~~
Nadal mam trudności z pisaniem, ale wierzę, że ten tekst trochę mnie odblokuje. Chciałam zrobić coś innego, więc postanowiłam, że Wy też będziecie mieć na niego wpływ, możliwość jego współtworzenia. ;) Mam nadzieję, że pomysł się Wam spodoba. Każde sugestie są mile widziane.
Wybierzcie ciąg dalszy tej historii.
a) Sherlock naprawdę umrze
b) Sherlock przeżyje, ale zapadnie w śpiączkę
c) Sherlock zostanie odratowany przez medyków, lecz dojdzie do uszkodzenia mózgu
d) Sherlock kolejny raz pokona śmierć, ale psychicznie będzie potrzebował wsparcia
Jakże optymistyczne te opcje do wyboru. :')
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro