Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rewizja

-Wszystkie niebezpieczne przedmioty, które masz przy sobie mają się znaleźć na tym stole - drobna dziewczyna o blond włosach nie czuła się pewnie sam na sam z zielonowłosym. Chłopak z delikatnym uśmiechem na twarzy zaczął powoli zdejmować marynarkę

-Co taka śliczna dziewczyna jak ty robi w tej obskurnej budzie? - blondynka nie odpowiedziała, tylko przełknęła ślinę, gdy marynarka wylądowała na stole. Ruchy chłopaka były tak swobodne, niemal kocie. Sięgnął do szyi i poluzował węzeł krawata. Ściągnął go przez głowę 

-Nie miałeś się rozbierać... Miałeś tylko odłożyć wszystkie niebezpieczne przedmioty... - dziewczyna mówiła z niepewnością. Szmaragdowe oczy działały na nią hipnotyzująco. Chłopak tylko się uśmiechnął

-Ależ kochanie, w moim wykonaniu wszystko jet niebezpieczne - strzepną krawatem, który natychmiast się usztywnił, tworząc niesamowicie wytrzymałą, płaską pałkę. Gdy odłożył ją na metalowy stół, rozległ się głośny stukot. Dziewczyna się wzdrygnęła i mocniej zacisnęła ręce na podkładce. Zielonowłosy sięgnął do górnych guzików koszuli. Powoli zaczynały wychodzić spod niej wyraźnie zaznaczone mięśnie. Dziewczyna stała wpatrzona w dłonie chłopaka, wzrokiem chłonęła każdy ich ruch. Mimowolnie oblizała wargi

-Dość tego! - drzwi otwarły się z hukiem. Stanął w nich zirytowany blondyn

-Lili, wynoś się stąd - warknął. Blondynka szybko opuściła pomieszczenie, ostatni raz zerkając ukradkiem na umięśniony brzuch aresztowanego. Chłopak poczekał, aż drzwi się zamkną i odezwał się miękkim głosem

-Zrobiłeś się zazdrosny, Kacchan?

-Nie mrucz mojego imienia, to.... 

-Nie ma rzeczy,  którą mógłbyś zabronić mi robić. Znudziło ci się patrzenie zza szyby? - chłopak wskazał na jedną ze ścian, bezbłędnie wskazując położenie zamaskowanego lustra weneckiego

-Nie będę patrzył jak próbujesz złamać nam stażystkę

-Więc ja mruczeć nie mogę, ale ty warczeć już tak?  To nie fair, nie sądzisz? - zielonowłosy uśmiechał się lekko

-Dość tego. Reszta rzeczy na stół

-Wiesz, idea prywatnego striptizu polega na tym, że jesteśmy sam na sam, a nie w towarzystwie sześciu innych bohaterów

-Deku! Już dosyć dzisiaj mnie wkurzyłeś! ROZBIERAJ SIĘ ALE TO JUŻ

-Już dobrze, dobrze, nie musisz krzyczeć - chłopak zdjął koszulę i odłożył ją na stolik. Po jej wewnętrznej stronie były naszyte maleńkie ostrza, gotowe do użytku od razu po pociągnięciu. Blondyn spojrzał krytycznie na więźnia

-W spodniach też coś masz? - chłopak zaśmiał się cicho

-Mam i to sporo, ale nie będę pokazywał publicznie

-Skończ się zgrywać

-Ależ ja tylko mówię prawdę - spojrzał w jeden z rogów pokoju

-Za kłamstwo karzą, za prawdę krzyczą. Co za świat - z rozbawieniem pokręcił głową

-Pytam poważnie. Mam cię osobiście przeszukać?

-Skoro się tak do tego przymierzasz to zapraszam - zielonowłosy z pewnym siebie uśmiechem rozłożył ręce na boki. Blondyn przełknął ślinę i zacisnął dłonie w pięści. W jego głowie powinność kłóciła się z zażenowaniem i godnością. W końcu podszedł do więźnia, kucnął i mruknął pod nosem

-Żadnych podejrzanych ruchów

-Nie nad wszystkimi mogę zapanować, Kacchan

-Chyba już ci coś mówiłem o wymawianiu mojego imienia w tej sposób

-Czemu jesteś w stosunku do mnie taki zimny? - udawana niewinność mieszała się w głosie chłopaka z rozbawieniem. Blondyn wyciągnął z buta krótki nóż i spojrzał spod uniesionych brwi w górę. Rzucił ostrze na stół i wrócił do przeszukiwania

-Co się z tobą stało, Deku?

-Próbujesz mnie przekonać,  że źle postępuję?

-Nie. Chcę wiedzieć, co się stało z chłopakiem, któremu mógłbym powierzyć życie,  choć nigdy wcześniej bym się do tego nie przyznał

-Dalej możesz mi je powierzyć

-Ale nie mogę być pewien,  czy dostanę je z powrotem - na potwierdzenie tych słów następne dwa ostrza wylądowały na stoliku

-To już twoje zdanie

-Oparte o fakty

-Które również są twoim zdaniem

-Ta dyskusja donikąd nie prowadzi

-Możliwe. Ale to ty zacząłeś

-Czemu to zrobiłeś? - blondyn rzucił na stół pistolet z tłumikiem

-Co takiego?

-Oszukałeś nas, wróciłeś tutaj,  zabiłeś tego człowieka

-Uznajmy, że taki miałem kaprys

-Nie wierzę w to - blondyn wyciągnął kolejny nóż

-Dużo ich jeszcze masz?

-Sam sprawdź, bo i tak mi nie uwierzysz

-Masz rację. Więc?

-Co więc?

-Powiedz mi. Co tym razem? Ostatnio nie pojawiłeś się sam, wysyłałeś swoją mafię

-Raz się pojawiłem. Jak miałem porwać ciebie i Shoto

-No tak. Ale dlaczego nas wypuściłeś?  Nie mogę tego zrozumieć

-Wszystko jest częścią większej całości

-Domyślam się, że nic więcej nie powiesz - blondyn się wyprostował

-Dobrze myślisz

-Już nic więcej nie masz

-Jak to mówią, człowiek uczy się całe życie a i tak umiera głupi - zielonowłosy wskazał w dół. Blondyn podążył tam wzrokiem. Niższy z chłopców uderzył butami o siebie, a z czubka jednego z nich wysunęło się ostrze

-Bez kitu. Ściągaj je - chłopak roześmiał się cicho. W uszach Bakugo zabrzmiało to niemal jak groźba. Zielonowłosy posłusznie zdjął buty i równo ułożył je pod stołem. Stał w samych skarpetkach i spodniach od garnituru.

-Coś jeszcze gdzieś ukrywasz?

-Chyba już mówiłem, że tego jednego ci nie pokażę przy ludziach

-Nigdy ci się nie znudzi, nie?

-Masz zbyt zabawne miny, żeby mogło mi się znudzić

-Przygotuj się. Zaraz pójdziesz przed sąd

-No kto by pomyślał? A ja sądziłem, że będę musiał czekać rok zanim rozpatrzą moją sprawę - blondyn odpowiedział najzimniejszym głosem na jaki go było stać w tej chwili

-Zyskałeś specjalny priorytet

-Miło mi - w drzwiach stanęło dwóch bohaterów

-O, profesor Aizawa, Endeavor! Jak ja was dawno nie widziałem! Cóż za miłe spotkanie po latach! Chociaż ciebie, Endeavor widziałem dosyć niedawno - oni jednak tylko na niego spojrzeli z mieszanymi uczuciami

-Izuku, pójdziesz z nimi

-Jak miło. Zadbaliście, żebym miał godną eskortę. Jak mniemam, będzie to transmitowane na wszystkich stacjach?

-Większości - zielonowłosy westchnął z udawanym znudzeniem

-Ta sława kiedyś mnie wykończy. Idziemy, panowie? - wszedł między dwójkę bohaterów. Jednak zanim drzwi się za nimi zamknęły, rzucił przez ramię jedno zdanie

-Uraraka się obudziła, Kacchan - nie pozwolił, by blondyn zobaczył uśmiech satysfakcji na jego twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro