Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koniec bohaterów

Czas na dobranockę!!!

Specjalnie dla kawaii1369 żeby nie marudziła, że czeka na rozdział 💟

---------------------------------------------------------

-Co to ma być, Deku?! - zielonowłosy przeniósł ciężar na jedną nogę i spojrzał w stronę blondyna. Jego postawa była całkowicie rozluźniona. Nie widział powodu, dla którego miałby się przejmować słowami bohatera

-Wasza zguba, Kacchan, wasza zguba 

-Pozbędziemy się tego czegoś, a potem zajmiemy się wami! - bohaterowie jak na komendę odwrócili się w stronę monstrualnej kobiety

-Atakujcie wszystkim co macie! Zniszczymy to! - Izuku z uśmiechem satysfakcji patrzył, jak bohaterowie coraz bardziej wpadają w jego pułapkę. Jego ludzie podeszli bliżej i z ciekawością śledzili poczynania przeciwników. Quirk zaczęły lecieć w stronę bestii, bezskutecznie usiłując zrobić jej krzywdę. Każdy z bohaterów miał zaciętą minę. Rozumieli powagę sytuacji. Jednocześnie obawiali się ataku ze strony złoczyńców. Jednak z każdą upływającą sekundą coraz bardziej skupiali się na olbrzymce. Sama jej wielkość była wystarczającym utrudnieniem, szczególnie kiedy uderzała w ziemię tak, by ich zmiażdżyć. Pomimo wielu lat treningów, prędkość i precyzja przeciwniczki robiły na bohaterach ogromne wrażenie.  Nie był to zwyczajny, powolny potwór. To była maszyna do zabijania. Zielonowłosy uśmiechał się coraz szerzej, gdy na czarnej materii pojawiały się stopniowo błękitne znaczki. Skóra jego tworu pokrywała się nieregularnymi, świecącymi szlaczkami. Traktował to jako zegar pokazujący godzinę upadku bohaterów. 

-Szefie, ile jeszcze?

-Daj im się wyszaleć, Mt.Lady. Sama doskonale wiesz, że mają niesamowite quirk. Trochę czasu im zajmie pozbycie się tego - blondynka kiwnęła głową 

-Nie zorientowali się nawet kiedy się od nich odłączyliśmy 

-Bo są głupi. Ignorują proste wskazówki Już dawno stracili swoją szansę na wygraną

-Jak zwykle

-Tak. Jak zwykle - bestia znów zawyła. Trójka bohaterów wylądowała na ścianie, odrzucona potężną ręką. Padli na ziemię zemdleni. Pozostali z jeszcze większą zaciętością rzucili się w wir walki. Napędzani utratą poległych towarzyszy pałali chęcią zemsty. W umyśle zielonowłosego to właśnie stało się następną przyczyną ich zguby. Nie żeby była potrzebna. Ich zguba była pewna już w momencie, w którym zginęła Uraraka. To były tylko kolejne dołki, w które wpadali w drodze po śmierć. Czarna materia przyjmowała każde quirk, wchłaniając je i pokrywała się coraz większą ilością jarzących się labiryntów. Bohaterowie całkowicie to ignorowali. Chcieli mieć to już za sobą. Mimo ich starań, każdy kolejny atak był coraz słabszy. Pomniejsi bohaterowie leżeli na ziemi, oddychając coraz ciężej. W końcu naprzeciw nienaruszonej bestii zostało tylko dwóch bohaterów. Zielonowłosy zaczął klaskać. W panującej ciszy miało to niesamowicie sarkastyczny wydźwięk. Regularny dźwięk roznosił się wzdłuż i wszerz całego placu. Todoroki i Bakugo odwrócili się w stronę, z której dochodził. Oboje dyszeli ciężko, a na ich twarzach widoczne było zmęczenie 

-Brawo! Brawo dla was wszystkich! - Izuku uniósł ręce, jednak zaraz znów je opuścił i zaplótł za plecami. Jego wzrok był niebezpieczny, gdy krok za krokiem zbliżał się do bohaterów. Ci natychmiast spięli się i przenieśli całą uwagę na nadchodzącego chłopaka. Olbrzymka zawarczała, jednak gdy tylko zielonowłosy podniósł otwartą dłoń natychmiast się uspokoiła, zmieniając dźwięk na cichy pomruk posłuszeństwa. 

-Widzisz, Flame, King, to, co się tutaj wydarzyło, było waszą ostatnią walką. Mam nadzieję, że dobrze ją zapamiętaliście. Chociaż i tak nie na długo się wam to przyda

-O czym ty pieprzysz? - blondyn wystawił rękę w przód, mając zamiar potraktować chłopaka porządnym wybuchem. Dobra eksplozja nie jest zła. Ściana zielonych pnączy natychmiast ich od siebie odgrodziła, jednak było to całkowicie zbędne. Z ręki Bakugo nie wydostało się nic,  co mogłoby zagrozić komukolwiek. Blondyn spojrzał na swoją dłoń z mieszaniną zaskoczenia i lęku. Włosy Ibary znów wróciły do normalnego stanu.

-Widzisz, Kacchan? Tak jak mówiłem. To koniec. Co, nie próbujesz mnie więcej atakować? A ty, Shoto? Gdzie twój lód? Gdzie płomienie? Nie wiesz, prawda? Więc ci powiem. Zniknęły. Dokładnie tak samo jak te twojego ojca - wskazał na mężczyznę leżącego na ziemi. Ledwo oddychał, oczy miał zamknięte. Walczył o życie. Zielonowłosy spokojnie kontynuował, wciąż z delikatnym uśmiechem na twarzy

-Twoje quirk zniknęło. Każde quirk zniknęło. A wiesz gdzie jest? O tam. W mojej bestyjce. Każdy znak na jej ciele jest waszym quirk. Odbierała wam je kawałek po kawałku, z każdym waszym atakiem absorbując coraz więcej. Nie zwróciliście na to uwagi. Kolejny głupi błąd. Kolejny z rzędu. Wiesz do czego prowadzą błędy? Do porażki. A wiesz, co się dzieje z ciałem bohatera, któremu odebrano quirk? Wiesz? - dowódca bohaterów przełknął ślinę. Chciał poznać odpowiedź. Ale nie chciał, by jego domysły okazały się prawidłowe

-Umiera, Shoto. Wszyscy umieracje. Będziecie ginąć w cierpieniu. Agonii. Będziecie błagać o litość. Ale cieszcie się. Wyświadczę wam ostatnią przysługę. Znajcie moją dobroć - mafia Izuku powoli zbliżała się do ostatniej stojącej trójki na placu. Szli równo, sprawiając wrażenie nadchodzącej fali. Fali śmierci. Od dawna wiedzieli co mają zrobić. Znali procedurę Beta na pamięć. Znali swoje zadania. I wiedzieli, że się nie zawahają. To był ten moment, na który czekali tyle czasu. Ten, o który walczyli. Ten,  który w końcu nadszedł. Usłyszeli tylko krótkie warknięcie ich szefa

-Ta dwójka jest moja - każdy z nich dopadł jednego bohatera. Plac zalała krew. Ofiary nie miały siły jęknąć. Nie były w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. W ich oczach obijała się pustka, gdy płuca wydawały ostatnie tchnienie. Zielonowłosy podszedł do dwójki bohaterów. Nie mogli się ruszać. Odebranie quirk całkowicie pozbawiło ich sił. Izuku zacisnął pięści na ich włosach, a pod jego naciskiem upadli na kolana. Przekręcił ich głowy tak, by patrzyli na rzeź

-Obserwuj to, Shoto. Obserwuj, Kacchan. Patrzcie, jak giną wasi sprzymierzeńcy. Nie byliście w stanie tak ich poprowadzić, by wygrać. Dowódca ginie wraz z oddziałem. O, czy to nie przypadkiem nasza droga Froppy? - chłopak roześmiał się. Z zadowoleniem patrzył, jak jego ludzie wykańczają kolejnych bohaterów. Plac zapełniał się trupami, a krew zlewała się do ścieków.

-Ojej, a tam Ochako. Patrz, twój ojciec, Shoto - pomimo nienawiści do rodzica bohater się spiął. Nie był jednak w stanie zrobić nic więcej. Zielonowłosy upajał się rezygnacją wymalowaną na twarzach bohaterów. Z satysfakcją w głosie wciąż komentował i odwracał głowy do coraz bardziej makabrycznych scen. Jego ludzie wpadli w szał mordowania. Widok krwi nie brzydził ich, a wręcz napędzał do działania, czerpali z tego przyjemność, ku zgrozie Todorokiego i Bakugo

-Zobaczmy, kogo my tu mamy? Jiro już martwa, Momo jeszcze nie... Poprawka, już tak. Nie uważasz, Shoto, że do twarzy jej w czerwonym? Ojoj, Tokoyami też padł. Ashido również. Ojiro z odciętym ogonem? Przykry widok - uśmiech na ustach zielonowłosego przeczył jego słowom

-Od...  Od kiedy.... Jesteś.... Takim... Potworem.... - blondyn sięgnął do dłoni zielonowłosego, jednak zdołał ja jedynie musnąć, bo mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa

-Niesamowite, Kacchan, potrafisz wciąż mówić? A nawet próbowałeś się ruszyć! Jestem zaskoczony! Ale dość już tego dobrego. Wasi ludzie nie żyją. Wszyscy bohaterowie nie żyją. Teraz wasz kolej

-Nie... Nie poznaję cię ....

-Ja ciebie też, Kacchan. Nie jesteś tą samą osobą, którą byłeś jako dziecko - chłopak puścił jedną rękę, pozwalając by Todoroki upadł na bruk. W jego ręce pojawił się sztylet trzymany w rękawie

-Może gdybyś nie zmiękł, zdołałbyś cokolwiek zrobić - ostrze przecięło gardło blondyna. Ten rzucił ostatnie spojrzenie na leżącego przyjaciela

-A więc jednak nawet na końcu myślisz o nim? Myślisz o kimś innym niż ty sam? Śmiechu warte, Kacchan. Naprawdę, zawiodłem się na tobie - trup bohatera upadł na bruk. Zielonowłosy podniósł drugiego chłopaka z ziemi za włosy i spojrzał mu prosto w oczy. Niemal puste spojrzenie zmierzyło się z zimnym, bezwzględnym i niebezpiecznym. Mimo wszystko szmaragdowe tęczówki zwyciężyły. Ostrze drugiego noża znalazło się w dłoni Izuku

-Karma... Karma cię znajdzie.... Dostaniesz... Za swoje...

-Ja jestem karmą - ostrze wbiło się w brzuch bohatera. Zielonowłosy z zachwytem patrzył na ból na twarzy przeciwnika. Przeciągał dłoń w górę dopoki nie poczuł oporu kości. W tym momencie trzymał już w rękach trupa. Odrzucił go na ziemię i wyprostował się. Wytarł sztylety o ubrania bohaterów i schował je z powrotem do rękawów. Rozejrzał się. Plac był zawalony trupami. Lili też została zabita. Udusiła się z powodu braku powietrza. Tak, jak zakładał jego plan. Kiwnął na swoich ludzi. Wszyscy zebrali się pod fontanną. Nachylił się do wody i przemył ręce. Niektórzy poszli za jego przykładem. Powoli doprowadzali się do porządku, czyszcząc skórę, broń i ubrania

-Compress, pozbądź się Nowej

-Tak jest - w dłoni chłopaka po chwili znajdowała się kulka. Schował ją do kieszeni. Spojrzał każdemu że swoich ludzi w oczy. Widział w nich lojalność. Uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że wyglądało to niebezpiecznie. Poprawił rękawiczki na dłoniach

-W ten oto sposób zakończyliśmy procedurę Beta

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro