Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 "Ciemność i czas"

Pustka bywa przerażająca. Ta chwila kiedy nic nie czujesz, nic nie widzisz i wpatrujesz się w mrok. Wiesz, że nic nie możesz zrobić, bo nawet nie czujesz swojego ciała. Ogarnia cię wtedy to paskudne uczucie bezsilności, które zżera cię od środka. Potem nadchodzi chwila nadziei, kiedy dostrzegasz pierwsze przebłyski światła. Wiesz już, że nie umarłeś i niedługo się obudzisz. Bezsilność znika...

Odzyskanie świadomości było jedną z najlepszych rzeczy, które przydarzyły mi się od eonów. Kiedy znów zacząłem czuć, że mogę poruszyć palcami u dłoni i otworzyć optyki, wypełniła mnie prawdziwie dziecięca radość. Powoli uchyliłem swoje receptory wzrokowe. Pierwszym co ujrzałem, było niebo całkowicie zasłonięte przez ciemne chmury, zupełnie jakby ktoś je nakrył szarym kocem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z silnego wiatru, niosącego ze sobą czerwony pył.

- Morze Rdzy... - usiadłem powoli, łapiąc się za głowę.

Rozejrzałem się dookoła, mrugając i mrużąc optyki. Wokół mnie było mnóstwo czerwonego piachu, a tam gdzie go brakowało dało się dostrzec metalową ziemię pokrytą rdzą. Podniosłem rękę, którą opierałem się o ziemię i uniosłem ją na wysokość swoich optyk. Moje śródręcze było w ciemnogranatowym kolorze natomiast palce, którymi poruszyłem pokryte były białym lakierem. Wstałem powoli i zachwiałem się na nogach, co zaskutkowało szybkim przykucnięciem. Nagle poczułem nieprzyjemne mrowienie na plecach. Obejrzałem się i zobaczyłem parę niebieskich skrzydeł z małym granatowym akcentem. Niemiłe uczucie wywołane było natomiast tym, że niesione wiatrem ziarenka piasku uderzały w skrzydła, które aktualnie były moją najwrażliwszą częścią. Przyjrzałem się sobie na tyle, na ile to było możliwe i zauważyłem, że mój lakier jest głównie niebieski z paroma białymi akcentami na przedramionach i udach.

- Szkoda, że nie mogę zobaczyć swojej twarzy. - mruknąłem, po czym spojrzałem z sentymentem w głąb Studni Iskier, skąd można było dojść do Primusa.

- Nie zawiodę cię. - szepnąłem, po czym wyprostowałem się powoli. Tym razem utrzymałem się na nogach, jednak kiedy zrobiłem krok do przodu, noga od razu mi się ugięła.

- Niech to rdza. - jęknąłem i spróbowałem ponownie. W końcu udało mi się zrobić parę kroków i ruszyłem przed siebie.

Szedłem przez Morze Rdzy, przeciwstawiając się silnemu wiatrowi pustyni. Nagle potknąłem się o coś i upadłem na ziemię wzbijając tumany pyłu. Kiedy zerknąłem pod nogi, aby zobaczyć o co zahaczyłem, krzyknąłem i odsunąłem się szybko. Pod moimi nogami leżał zardzewiały trup. Jednak nie to było najgorsze, bo po chwili pod swoją dłonią wyczułem coś metalowego. Powoli zerknąłem na nią i zobaczyłem, że opieram się o głowę kolejnego truposza. Poderwałem się w panice i rozejrzałem dookoła. Wiatr odsłaniał coraz to liczniejsze ciała, których ciągle przybywało i przybywało. Dopiero po chwili znikały pod piaskiem, jakby nigdy nie istniały.

- Pewnie odbyła się tu jakaś bitwa. - powiedziałem sam do siebie.

Spojrzałem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widoczne było ciało i kucnąłem przy nim. Zacząłem odgarniać piasek, by po chwili dokopać się do zwłok. Zlustrowałem je optyką i dostrzegłem na samym środku klatki piersiowej symbol trójkątnej głowy.

- Decepticony. - mruknąłem.

Z tego co mówił mi Primus, przewodził nimi Megatron, dawniej znany jako Megatronus. Władca areny postanowił przejąć władzę nad planetą. Wywołał rewolucję i doprowadził do wojny, która pochłonęła miliony istnień.

Nagle cisza wokół mnie stała się jeszcze bardziej przerażająca. Rozejrzałem się niepewnie i szybko wstałem.

- Trupy zdążyły zardzewieć, czyli minęło trochę czasu. - zauważyłem. - Raczej nie powinienem się obawiać ataku. - próbowałem sam siebie uspokoić.

Ruszyłem w dalszą drogę walcząc z silnym wiatrem. Z każdą mijającą sekundą coraz bardziej zacząłem się obawiać tego, że wszedłem w burzę piaskową. Moje nowe ciało nie powinno być od razu wystawiane na tak ciężkie warunki, w końcu i tak ledwo co szedłem. Po chwili jednak ujrzałem w oddali wysokie budynki.

- Nareszcie. - aż się uśmiechnąłem i przyśpieszyłem na tyle, na ile to było możliwe. Kiedy moja stopa natrafiła na czysty, niepokryty piaskiem metal, wydałem z siebie zwycięski okrzyk.

-Tak oto wielki Trzynasty pokonał pierwszą przeszkodę! Mordercze Morze Rdzy!

Nagle jedna z metalowych rur odpadła od budynku, uderzając z hukiem o podłoże. Odskoczyłem odruchowo i już chciałem naszykować broń, kiedy zorientowałem się... że przecież żadnej nie mam.

- No super. - jęknąłem.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że ani nie mam czym się bronić, ani nie mam określonego celu. Zerknąłem na rurę, która przyprawiła mnie o zawał iskry i podniosłem ją.

- Lepszy rydz niż nic. - przerzuciłem ją z dłoni do dłoni.

- Muszę odnaleźć te trzy dyski, ale aby je znaleźć, muszę znaleźć mapę, która mnie do nich zaprowadzi. - westchnąłem ciężko. - Stojąc tutaj nic nie osiągnę. - ruszyłem przed siebie.

Idąc rozglądałem się dookoła. Znajdowałem się na obrzeżach miasta, gdzie budynki były niższe i mniejsze. Trochę dalej zaczynały rosnąć zarówno w wzwyż jak i wszerz. Uliczki były coraz ciaśniejsze, ale za to było ich więcej. Jednak wszystko było strasznie zniszczone. Wieżowce przełamane w pół, podziurawione bloki, gruz na ziemi i wszędobylski popiół przypominający o pożarach, które tu niegdyś płonęły. Żal ściskał moją iskrę, kiedy się temu wszystkiemu przyglądałem. Nigdy nie dane mi było ujrzeć tętniących życiem miast, które wybudowałem razem z braćmi. Po jakimś czasie opadłem z sił i usiadłem pod jedną z metalowych płyt. Zacząłem rozmyślać o mapie do dysków.

- Chyba najlepiej będzie jeśli odwiedzę archiwum mojego braciszka. - uśmiechnąłem się pod nosem.

- W ogóle czemu ja myślę na głos? - złapałem się za głowę. - W sumie od zawsze miałem towarzystwo... - westchnąłem, opuszczając ją.

Musiałem przyznać, że czułem się samotny. Dopiero teraz doświadczyłem takiej prawdziwej pustki. Dotąd myślałem, że przy Primusie jestem osamotniony, ale teraz kiedy słyszałem jedynie szum wiatru i bicie własnej iskry, zatęskniłem za tym cudownym blaskiem z jądra. Nagle jednak ową ciszę, która przyprawiała mnie o nieprzyjemne odczucia, przerwał jakiś huk, jakby ktoś lub coś przewaliło metalową płytę, podobną do tej o którą się opierałem. Poderwałem się i rozejrzałem dookoła.

"Co to było?" Naszykowałem w dłoni metalową rurę.

Nasłuchiwałem uważnie będąc przygotowanym na nagły atak. Znienacka z uliczki obok wypadł pewien mech. Był to wysoki Seeker o ciemno szarym lakierze z czarnymi i jasno szarymi akcentami oraz jakimiś świecącymi na żółto elementami. Na ustach miał maskę, a jego optyki jarzyły się na czerwono.

Wpatrywaliśmy się sobie w optyki przez kilka sekund, które ciągnęły się niczym godziny. Nagle mech wyciągnął jakąś metalową pałkę, zakończoną dwoma ostrymi końcówkami, pomiędzy którymi dało się dostrzec iskry elektryczności.

- Nie ruszaj się Conie!- zawołał Seeker.

Aż na chwilę mnie zamurowało. "Conie? Że Decepticonie? Ale przecież ja nim nie jestem! I co to za pałka?!"

- Chwila moment! Nie jestem Conem! - aby utwierdzić nieznajomego w tym przekonaniu opuściłem metalową rurę, którą ściskałem w dłoni.

- Ta jasne! A ten znaczek na samym środku twojej piersi to niby co oznacza? - prychnął kpiąco.

- Jaki znaczek?! - krzyknąłem zaskoczony i spojrzałem na metalową płytę, która była na tyle wypolerowana w jednym miejscu, że mogłem się w niej przejrzeć.

W końcu mogłem ujrzeć siebie w całej okazałości. Miałem młodą i dość sympatyczną według mnie twarz, z niebieskimi optykami. Niestety uwaga mecha była jak najbardziej na miejscu. Na samym środku klatki piersiowej miałem wygrawerowany znak Decepticonów.

"Rdza." Podsumowałem w myślach i zerknąłem ponownie na Seekera.

- Posłuchaj, nie jestem Decepticonem. - postanowiłem zaryzykować i kucnąłem powoli, odkładając rurę.

Mech dostrzegając mój ruch gwałtownie wymierzył w moją stronę elektryczną pałkę, ale widząc co robię zamrugał zaskoczony. Widać po nim było zdezorientowanie i przez chwilę wpatrywał się we mnie myśląc intensywnie.

- Zatem czemu masz ich emblemat? - zapytał.

- Zabrzmi to trochę niedorzecznie, ale nie wiem. - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Ocknąłem się przed paroma godzinami i nic nie pamiętam.

- Oczekujesz, że uwierzę w tą bajeczkę? - prychnął mech.

- To sama prawda. Obudziłem się na Morzu Rdzy, wśród trupów. Poza tym jestem nieuzbrojony. - dodałem.

- Możesz być przynętą. Częścią pułapki!

- Po co miałbym zastawiać pułapkę na martwej planecie?! - krzyknąłem już z lekka podirytowany.

Po minie mecha można się było domyśleć, że rozpatruje wszystkie za i przeciw, kiedy nagle zamarł wpatrując się w coś za mną. Zacisnął mocniej dłonie na lasce jakby szykując się do walki.

- Coś za mną jest prawda? - zapytałem cicho starając się nawet nie drgnąć.

Mech w odpowiedzi pokiwał twierdząco głową. Powoli odwróciłem się, próbując nie panikować. Na początku nic nie zauważyłem, jednak kiedy tylko spojrzałem w górę, tuż nad sobą zobaczyłem ogromnego, metalowego robala.

"Obrzydliwe." Przyjrzałem się stworzeniu, choć musiałem przyznać, że ciekawość również mnie brała. "Co to jest..."

Niestety nim zdążyłem mu się dobrze przypatrzyć, ten wrzasnął przeraźliwie, aż rozbolały mnie audioreceptory i przeskoczył tuż nade mną. Kucnąłem odruchowo zasłaniając głowę i spuszczając skrzydła. Usłyszałem krzyk mecha i kolejny wrzask stwora. Obejrzałem się za siebie i trafiłem idealnie na moment, kiedy Seeker wbił swoją pałkę w brzuch robala i poraził go prądem. Ten jednak machnął swoją wielką łapą odrzucając go wprost na ścianę. Broń wypadła mu z dłoni upadając tuż pod stopy robala. Ten nawet na nią nie spojrzał, tylko od razu rzucił się na mecha, który oszołomiony leżał pod murem. Podjąłem szybką i pewnie głupią decyzję. Zerwałem się i złapałem za elektryczny kij, po czym rzuciłem go w plecy stwora nawet nie wymierzając. Czas zwolnił, a ja słyszałem bicie swojej iskry. W zwolnionym tempie widziałem, jak insekt dobiega do Seekera, który powoli podnosił głowę. W jego optykach widać było przerażenie i zupełny brak nadziei, choć kiedy zerknął na mnie i zobaczył swoją broń, lecącą na plecy robala uśmiechnął się zwycięsko. Nie wierzyłem we własne szczęście, kiedy laska wbiła się idealnie w łopatki stwora. Insekt wrzasnął kiedy, prąd przeszedł przez jego ciało i zaczął machać rękami, aby wyrwać ich źródło. Otrząsnąłem się i szybko łapiąc za metalową rurę, którą wcześniej odłożyłem, podbiegłem do mecha.

- Wstawaj musimy wiać! - złapałem go za ramię.

Ten wciąż nieco zamroczony od uderzenia, pokiwał głową i razem pobiegliśmy do jednej z uliczek. Jednak po chwili usłyszeliśmy za sobą wrzask robala.

- Tak przy okazji! Co to za stwór? - spytałem oglądając się za siebie. Na razie za nami nie było widać naszego oprawcy.

- Skądś ty się urwał?! - krzyknął mech. - Przecież to Insecticon!

- Mówiłem ci, że mało co kojarzę! - odparłem.

"Dobra Trzynasty trzymamy się historyjki z amnezją." Oznajmiłem sam sobie w myślach.

Nagle za nami dało się słyszeć huk.

- Dogania nas! - wrzasnął Seeker.

Dobiegliśmy do rozstaju dróg, gdzie na samym środku stał słup z tabliczkami wskazującymi drogę.

- Dawaj do Archiwum! - mech skręcił w lewo, gdzie wskazywała tabliczka.

Nie mając za dużego wyboru pobiegłem za nim. Kiedy obejrzałem się za siebie, dostrzegłem już w oddali robala. Jednak dzieląca nas różnica odległości z każdą sekundą malała. Przez procesor przebiegła mi myśl odnośnie transformacji, choć już po sekundzie odrzuciłem ją od siebie. W końcu i tak wcześniej transformowałem się bardzo rzadko, a teraz miałem po raz pierwszy w życiu skrzydła. Potrzebowałem nauki, zanim w ogóle mógłbym pomyśleć o locie. Nagle tuż przed sobą ujrzeliśmy ogromny, przypominający walec budynek, zwieńczony dachem w kształcie kopuły.

"Kiedyś lśniło w promieniach słońca jakby było ze złota..." Pomyślałem z goryczą przyglądając się Archiwum w Iacon, a dokładniej jego prawej części, w której ziała olbrzymia dziura.

Ogólnie cały obiekt wyglądał teraz dość mizernie i nie dało się pozbyć obaw, że w każdej chwili może się zawalić. Chociaż wrzask robala skutecznie odwracał od tego uwagę. Kiedy wpadliśmy do środka, mój towarzysz od razu zamknął drzwi.

- Łap za ten regał! Zablokujemy je! - krzyknął.

Niczym jeden mąż przepchnęliśmy dość ciężki regał tuż pod drzwi. Obawiałem się nieco, że nie wytrzyma natarcia robala, ale i tak to było jedyne co mieliśmy. Zrobiłem krok w tył i usłyszałem trzask pod sobą. Spojrzałem na podłogę, a moja iskra zamarła. Pod stopami miałem mnóstwo niedziałających datapad'ów.

- O Primusie... - rozejrzałem się po sali. Cała podłoga była nimi zapełniona. - Tyle cennej wiedzy. Przepadło. - położyłem dłoń na piersi w miejscu iskry.

"Mam nadzieję, że twoje optyki nigdy nie ujrzały tego widoku bracie..."

- Tak przy okazji Kickback jestem. - mruknął mech, który osunął się pod ścianę.

- Miło poznać. Ale nie powinniśmy się tu zatrzymywać. Nawet jeśli ten robal nie rozwali drzwi, to może znajdzie inne wejście. - kucnąłem tuż przy nim.

- Głupi Insecticon? Szczerze wątpię. - prychnął odwracając głowę.

- Nigdy nie wolno lekceważyć przeciwnika, nie ważne jak głupi nam się wydaje. - powiedziałem wstając i podając mu dłoń. - Ja niestety nie pamiętam swojego imienia, ale mów mi... - rozejrzałem się kątem optyki po pomieszczeniu szukając inspiracji.

Nagle w mojej głowie rozbrzmiały głosy powtarzające "Dante Logus". Wzięły się zupełnie znikąd i szybko zniknęły, zostawiając mnie z lekka zmieszanego.

- Dante Logus. - powiedziałem. - To imię brzęczy mi w głowie, więc może jest moje? - uśmiechnąłem się do Kickbacka, który przyglądał mi się podejrzliwie.

- Więc masz amnezję huh? - uniósł brew.

- Tak jak mówiłem, nie jestem Decepticonem. A przynajmniej nie pamiętam, żebym nim był... - zacząłem starając się ostrożnie dobierać słowa.

Skoro mech postanowił już ze mną porozmawiać, nie chciałem tego popsuć.

- Ale co tu się stało to już wiesz? - zlustrował mnie optyką. - Wyglądasz... świeżo. Żadnych rys, ran, jedynie odrobinę pyłu...

- Ocknąłem się na Morzu Rdzy, stąd ten pył. Owszem pamiętam, że Cybertron pogrążył się w wojnie między Autobotami i Decepticonami, jednak nie wiem kim jestem... ani jak trafiłem na pustynie. - wyjaśniłem i w tym momencie dało się słyszeć potężny huk i trzask dochodzący od zabarykadowanych drzwi.

- Znalazł nas. - Kickback szybko zerwał się na nogi.

Jednak zamiast ruszyć do ucieczki utkwił swoje czerwone optyki w moich.

- Posłuchaj mnie uważnie Dante Logus...Skoro tak się od teraz zwiesz.  - wypowiedział moje imię z lekką ironią. - Twierdzisz, że nie jesteś Conem oraz, że masz amnezję. Obie kwestie budzą moje wątpliwości. Jednak uratowałeś mnie... w pewien sposób. Głupi sposób. W każdym razie... - robal lub raczej "Insecticon" jak to go nazwał mech dobijał się z coraz większą siłą.

Mój instynkt samozachowawczy kazał mi się gdzieś skryć, ale nie chciałem przerywać monologu Kickbacka. Byłem ciekaw jaki to werdykt wyda nade mną.

- Mogę cię zabrać moim statkiem z tej martwej planety, lub zostawić tutaj, aby pokryła cię rdza. – rozłożył ręce. – Jednak gdybym wybrał drugą opcję, byłbym nikim innym jak Conem, o którego bycie cię oskarżam.

- Dziękuję. Ja... - zacząłem z ulgą,  lecz on nie pozwolił mi dokończyć.

- Nie dziękuj. Nie lubię mieć długów. A teraz chodź. Wiem gdzie możemy się skryć. - pobiegł w stronę jednego z korytarzy.

Nie mając zbyt wielkiego wyboru ruszyłem za nim. Kiedy weszliśmy w mrok, usłyszałem jak drzwi i nasza barykada ulegają sile stwora. Mogłem jedynie biec za moim towarzyszem. Głębiej i głębiej w ciemność, nie wiedząc, co czeka mnie na końcu tej drogi...


Na początek chciałam przeprosić, za aż tak długą przerwę. Mnóstwo czynników się na to złożyło, ale najważniejsze, że rozdział w końcu jest! Mam nadzieję, że się wam spodoba ;) Obrazek nie należy do mnie. Jeśli natomiast jesteście ciekawi jak wygląda graficzna postać Kickbacka to odsyłam pod ten link : http://shoguru.deviantart.com/art/Commission-Razordart-551264129

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro