Rozdział 1 "Jak to się wszystko zaczęło..."
Na długo przed powstaniem czasu i przestrzeni istniała tylko jedna osoba, lub raczej jedna potężna moc. Był nią The One. To on stworzył wszechświat jaki znamy, ozdabiając go w gwiazdy i planety. Był jedyną siłą, która czuwała nad równowagą w kosmosie, nie pozwalając, aby chaos go opanował. Wkrótce jednak zaczęła doskwierać mu samotność. Był jedynym strażnikiem i stwórcą, który nie miał z kim dzielić tego brzemienia. Postanowił stworzyć sobie pomocnika. Godnego następcę. Tak oto z resztek energii, jaka mu pozostała, powstał Unicron.
Unicron szanował swojego stwórcę i zachwycał się światem, który tamten stworzył. Niestety nadszedł dzień, kiedy napotkał na swojej drodze chaos. Wtedy coś się w nim zmieniło. W jego nieskazitelnej iskrze pojawiła się chęć siania zniszczenia i pragnienie potęgi. The One nie podejrzewał takiego obrotu spraw. Nie chciał niszczyć swojego dzieła, próbował więc za wszelką cenę go nawrócić. Unicron jednak z każdą chwilą coraz bardziej wyrywał się spod kontroli, aż w końcu zaczął niszczyć wszechświat. Bezsilny The One nie miał wyboru. Korzystając z ostatnich pozostałości swojej mocy, która nie zdążyła się jeszcze w pełni zregenerować, udało mu się osłabić swój twór. Osłabić, ale nie zniszczyć. Unicron został podzielony na dwie istoty. Jedna z nich była całkowicie ogarnięta przez mrok, natomiast druga miała tę nieskażoną jeszcze cześć iskry. Tak oto powstali słynni bracia - Primus i Unicron. Władca porządku i władca chaosu.
Od tamtego dnia rozpoczęła się wieczna walka między braćmi. Niestety szala zwycięstwa nigdy nie przechylała się na żadną ze stron. W końcu kiedyś byli jednością, a teraz dorównywali sobie w potędze. Taki miał być ich los. Wieczna walka podczas której The One mógł w końcu odpocząć, wiedząc, że nie ma zagrożenia dla równowagi kosmosu. Jednak jak to w takich sytuacjach bywa, wszystko zmienił jeden pomysł. Primus postanowił pójść śladem swojego "ojca" i stworzył własnych potomków. Wojowników, którzy byli obdarzeni zarówno cząstką Primusa jak i Unicrona. Oni stanowili prawdziwą wizje równowagi dobra ze złem. Dzięki temu udało im się pokonać władcę chaosu i zesłać go w czeluści tego świata.
Pewnie myślicie, że od tego momentu mogło być tylko lepiej? To był dopiero początek kłopotów.
Nazywam się Trzynasty i jestem ostatnim stworzonym przez Primusa Prime'em. Poza faktem, że czasem miałem wrażenie, jakbym był zrobiony przez przypadek albo na doczepkę, nie było tak źle. Jak to w każdej rodzinie, były kłótnie, bójki, czułości... nawet romanse! Ale zacznijmy od początku.
Pierwszym był Prima. Nasz lider i wojownik światła, dzierżący potężne Gwiezdne Ostrze. Nieco sztywny, ale dało się przeżyć. Drugim w kolejności był Vector Prime. Był on mistrzem czasu i przestrzeni, i mógł nimi manipulować dzięki swojemu artefaktowi - Ostrzu Czasu. Trzeci powstał Alfa Trion. Strateg, historyk i potem główny archiwista w Centralnym Archiwum w Iacon. To on powinien opowiadać wam tę historię, nie ja. Miał do tego talent. Potrafił tak opisywać, co się działo podczas zwykłego dnia, że miało się wrażenie jakby była to opowieść pełna akcji i emocji. Czwarta była Solusa Prime. To dopiero była, femme... Z naszej drużyny chyba każdy przeżywał moment zauroczenia nią. Była piękna, mądra, i czuła. Jak taki klej, co trzymał nas razem. Co do zauroczenia zdecydowanie najbardziej ogarnęło ono Megatronusa i Prima. Był nawet czas, kiedy walczyli między sobą o jej względy. Mimo wszystko dało się wyczuć, że to między nią a Megatronusem coś iskrzy, natomiast z Prima ma czysto przyjacielskie relacje. Dzięki swojemu artefaktowi - Kuźni Solusy, wykuła wszystkie pozostałe. Pełniła głównie role rzemieślnika, ale kiedy była potrzeba, potrafiła przywalić. Piątym w kolejności był Micronus Prime. Co pierwsze rzucało się w optyki, w jego przypadku? Kulka, w której latał. Nazywała się Kamień Chimery. Dzięki niej mógł skumulować swoją energię i moc pozostałych Primów. To on wymyślił Minicony. Alchemist Prime, mój szósty w kolejności brat był pasjonatem wszystkiego co go otaczało. Dzięki swoim przymocowanym na trwale do optyk soczewkom, mógł widzieć wszystko. Dosłownie. Dzięki nim mógł zajerzeć komuś w iskrę oraz dostrzec widzialne i niewidzialne cykle wszechświata. Nieco przerażajace. Siódmym Primem był Nexus Prime. Pierwszy kombiner oraz pierwszy prankster. Często doprowadzał Prima do szału swoimi wygłupami. Jego artefaktem była Enigma Konbinacja pozwalająca na stworzenie kombinerów. Ósmym został Onyx Prime, zwany również Lordem Besti. Dlaczego? Otóż był on pierwszym Predaconem. Na dodatek dzięki swojemu artefaktowi, czyli trzytwarzowej masce był w stanie widzieć inne miejsca, czas, oraz iskry nawet po śmierci. Amalgamous Prime nie grzeszył urodą ale za to poczucia humoru mu nie brakowało. Ten oto mech był pierwszym na świecie Shifterem, i korzystał z tego faktu niezwykle czesto, pomagajac Nexusowi w dowcipach. Jako pierwszy miał T-cog*, który potem otrzymali Cybertronianie ale to już inna historia. Quintus Prime był chyba największym marzycielem jakiego widział ten świat. Potrafił godzinami wpatrywać się w gwiazdy z nieobecnym wyrazem optyk. Choć kiedy już się za coś zabrał, stawał się perfekcjonalistą do bólu. Był drużynowym naukowcem posiadającym potężny artefakt zwany Emberstone. Co mógł dzięki niemu robić? Tworzyć życie. Jedenasty był Liege Maximo. Można go określić tylko jednym słowem - manipulant. Chociaż jego artefaktem były trujące rzutki, jego główna umiejętnością był dar przekonywania. Potrafił tak zamieszać w głowie, że każdy zaczynał myśleć jak on i robić co on chciał. Czarna sztuka przez którą potem było wiele kłopotów... Dwunastym z mojego rodzeństwa miał zaszczyt zostać Megatronus. On i Prima dość często się ze sobą kłócili ponieważ obydwoje mieli dość dominujące charaktery. Na dodatek Megatronus był dość wybuchowy, ale odwagi nigdy mu nie brakowało. Jak już wcześniej wspomniałem, jego oraz Solusę łączyły dość intymne relacje. Otrzymał od niej niezwykle potężną broń, a dokładniej działo naramienne zwane Reguiem Blaster. Prima miał pewne wątpliwości, czy tak potężną broń można powierzyć komuś tak wybuchowemu jak Megatronus, jednak Solusa zapewniła go, że Megatronus wie jak zwalczyć swoje wewnętrzne demony. No i tak oto doszliśmy do ostatniego Prima stworzonego przez Primusa - mnie.
Nazywam się Trzynasty. Na tle pozostałych nie wyróżniam się niczym szczególnym. Nie posiadam żadnych specjalnych zdolności, ani żadnego potężnego artefaktu. Kiedy się o tym dowiedziałem, byłem dość mocno zawiedziony i poczułem się jak typowa czarna owca rodziny. Solusa jednak zrobiła dla mnie broń a dokładniej włócznię żebym miał chociaż się czym bronić. Kiedy zapytałem się Primusa, czemu takim mnie stworzył odpowiedział "Jeszcze nadejdzie czas twojej chwały". Dał mi tym samym do zrozumienia, że więcej mi powiedzieć nie zamierza.
Potem już wszystko działo się niezwykle szybko. Treningi, zapoznawanie się, pierwsze obawy i pierwsze kłótnie. W końcu naszedł czas aby stanąć do walki. Było ciężko. Ciężej niż moglibyśmy kiedykolwiek przypuszczać. Jednak udało nam się. Unicron został pokonany, a my mogliśmy w końcu odetchnąć. Następnie byliśmy świadkami jak Primus stał się jądrem Cybertronu. Planety, która miała stać się domem dla nas oraz dla Cybertronian. Zanim jednak zniknął pod ziemią powierzył nam kolejne zadanie którym było przygotowanie Cybertronu dla przyszłych pokoleń. Jak zwykle ja musiałem odstawać od reszty. Mianowicie Primus oznajmił, że kiedy tylko pierwszy bot stanie na cybertrońskiej ziemi, mam się udać pod nią, by stać się jego strażnikiem. Mówiąc szczerze nie byłem tym zachwycony, ale był to czas kiedy ufaliśmy Primusowi bezgranicznie. Byliśmy niczym małe dzieci. Jednak dzieci dorastają i tak samo było z nami. Podczas budowy Cybertronu zaczęliśmy się rozwijać. Poznawaliśmy i rozwijaliśmy nasze talenty, samodoskonaląc się. Niestety czas beztroski nie trwał długo...
Wszyscy zapomnieliśmy o pewnym ważnym fakcie. Mianowicie mieliśmy w sobie cząstkę Primusa, ale także Unicrona. I właśnie ta mroczna cześć naszych iskier postanowiła o sobie przypomnieć. Wszystko zaczęło się od Liege Maximo. Zawsze był dość... oryginalny. Potrafił wkurzyć, ale w końcu był naszym bratem. Jednak nagle coś się w nim zmieniło, choć nikt nie potrafił powiedzieć co. Zaczęło się niewinnie. Maximo puszył się nieco bardziej niż zwykle i cały czas prosił o "pożyczenie" artefaktów aby je sobie "wypróbować". Na początku nikt mu nie odmawiał, jednak w końcu zaczęło się to stawać podejrzliwe. Kiedy Prima odmówił dania mu swojego miecza, ten wkurzył się i poprosił Solusę, aby ta wykuła dla niego zbroję, dzięki której stałby się niezniszczalny. Ona oczywiście odmówiła, tłumacząc się, że przecież ma już swój artefakt i nigdy na niego nie narzekał. Ten jednak oznajmił, że przestał się czuć wśród nas "bezpiecznie" oraz że jest z nas najsłabszy. Oczywiście pominął fakt, że w przeciwieństwie do mnie on przynajmniej miał jakaś moc i artefakt. Solusa pozostała nieugięta na jego prośby i Liege postanowił sięgnąć po inna metodę. Zaczął namawiać Megatronusa, aby ten przekonał Soluse do stworzenia zbroi. Megatronus na początku oczywiście odmawiał, jednak potem nagle... zmienił zdanie! Maximo udało się go przekonać. Solusa nie ukrywała zaskoczenia, gdy Megatronus przyszedł do niej. Wybuchła między nimi kłótnia, spowodowana troską Solusy i złością Megatronusa, która wzięła się jakby znikąd całkowicie ogarniając jego umysł. To co się wydarzyło później, przypieczętowało nasz los. Megatronus we wściekłości strzelił prosto w pierś Solusy, trafiając bezpośrednio w jej iskrę. Kiedy nasza siostra opadła bezwładnie na ziemie, Megatronus drgnął i uspokoił się tak nagle, jakby wybudził się z jakiegoś snu. Widząc ciało ukochanej u swych stóp, zamarł. Dotarło do niego co uczynił i padł na kolana tuląc ją do siebie. Wkrótce wszyscy zbiegliśmy się na miejsce tragedii. Skąd wiedzieliśmy? Przeczucie nas przyprowadziło. Prima kiedy tylko zdał sobie sprawę, że Solusa jest martwa, rzucił się na Megatronusa i gdyby nie Alfa Trion pewnie by go zabił, gdyż ten nawet się nie bronił. Kiedy Liege Maximo dotarł na miejsce, wybuchnął śmiechem. Śmiał się i śmiał, a jego optyki płonęły fioletowym ogniem.
- I co teraz potomkowie Primusa?! - zawołał dziwnym zmodyfikowanym głosem.
Następnie Megatronus wstał i podniósł głowę. Jego optyki również błyszczały fioletem. Nasi dwaj bracia zaatakowali nas i zmusili do walki. Byli niezwykle silni i szybcy, o wiele bardziej niż zwykle, ale i tak przegrali. Walkę zakończyło przebicie przez Prima iskry Maximo. Wraz z zagłębieniem się miecza w jego piersi, optyki Liege wróciły do naturalnego koloru. Złapał Prima za rękę i wyszeptał. - Wybaczcie mi...
Kiedy jego iskra zgasła, Megatronus przestał walczyć. Rozejrzał się zaskoczony, a my odetchnęliśmy z ulga. Niestety spokój trwał tylko pare sekund, gdyż ponownie zaczęła się kłótnia odnośnie tego co zrobić z Megatronusem. Prima oczywiście chciał go ukarać za zdradę, jednak Alfa był zdania, że lepiej dowiedzieć się dokładnie, co się stało. Dyskusję przerwał sam Megatronus, który oznajmił, że chce jedynie pochować Solusę, a potem odleci. Sam skazał się na wygnanie i określił mianem "Upadłego Prima". W mieście które nazwaliśmy Iacon, wybudowaliśmy grobowiec i tam pochowaliśmy Soluse i Liege Maximo. Ta sytuacja została określona przez Alfę Triona w jego zapiskach historycznych jako Wojna Primów. Tak oto z trzynastki zrobiła się dziesiątka. Ciężko nam się było po tym wszystkim pozbierać. Czas mijał i w końcu dokończyliśmy budowę Cybertronu. Dumni ze swojego dzieła obserwowaliśmy jak Primus tworzy pierwszych Cybertronian. Swój lud. Gdy pierwszy bot dotknął ziemi, ja zniknąłem z jej powierzchni i zgodnie z wolą mego stwórcy pojawiłem się przy jądrze Cybertronu.
Mijały eony... Nie mając zbyt wiele do roboty głównie trenowałem i rozmyślałem. Na samym początku moi bracia dość często mnie odwiedzali, jednak wraz z mijającym czasem zdarzało się to coraz rzadziej. Byłem samotny. Towarzystwo mało gadatliwego Primusa nie rozwiązywało problemu. Gdyby nie to, że z każdą swoją wizytą Alfa przynosił mi książki i opowiadał co się dzieje na powierzchni, byłbym zupełnie niedoinformowany. W końcu jednak zdarzyło się coś, co zaburzyło mój dotychczasowy spokój.
Siedziałem pod ściana z zamkniętymi optykami. Z zewnątrz wyglądało jakbym był pogrążony w głębokim śnie. Rozluźnione ciało, łagodna minka. Ale tak naprawdę czuwałem. Oczekiwałem. Po paru minutach powoli uchyliłem optykę i przyjrzałem się dużej błyszczącej kulce, która była Primusem we własnej osobie. Wydawała się nieco przyciemniona.
Wpatrywałem się w niego przez parę minut, po czym wstałem powoli i zacząłem się kierować do jednego z długich korytarzy prowadzących na zewnątrz. Kiedy brakowało mi jedynie jednego kroku aby do niego wejść tuż przede mną wyrosła metalowa ściana.
- NO SERIO?! - wrzasnąłem wkurzony odwracając się i patrząc na Primusa z chęcią mordu.
Ten oczywiście milczał jak zaklęty. Byłbym szczerze zaskoczony, gdyby mi odpowiedział. Prychnąłem i uderzyłem w świeżo powstałą ścianę. Już czwarty raz próbuję się stąd wydostać i za każdym razem to samo!
- Czemu nie chcesz mnie wypuścić?! Czemu mi nic nie mówisz?! Nie jestem głupi i czuje jak ziema drży! Na górze coś się dzieje, a ty co? MILCZYSZ! Pewnie najlepiej zostawić mnie w zupełnej nieświadomości! - krzknąłem po czym usiadłem ponownie pod ścianą. Miałem tego dość. Ciagle tylko tajemnice i sekrety! Nagle usłyszałem czyjś głos.
- Halo? Jest tu kto? - ściana zagradzająca korytarz opadła, a ja dostrzegłem w oddali malutkie światełko rozświetlające mrok. Szybko złapałem moja włócznie i wymierzyłem nią w zbliżająca się postać. Zbliżyłem się do wyjścia i stanąłem wyprostowany. Po chwili dostrzegłem niskiego mecha o czerwono-niebieskim lakierze i lazurowych optykach.
- Kim jesteś? - zapytałem donośnym głosem.
Owszem nie był on taki dumny jak głos Primusa ale spełniał swoją rolę, kiedy miałem robić za jego głos. Rzadko jakiś Cybertronianin zapuszczał się pod ziemię, a jeszcze rzadziej przychodził do Primusa.
- Nazywam się Orion Pax. - odezwał się po chwili wahania mech.
- Po co przybyłeś?
- Potrzebuje pomocy. Mój przyjaciel jej potrzebuje. - Powiedział starając się, aby jego głos brzmiał pewnie, choć ja słyszałem w nim nutkę nieśmiałości.
Kiwnąłem głowa, dając mu tym samym znak aby kontynuował.
- Chodzi o to, że mój przyjaciel Megatronus... Boje się o niego. O to, że... sam siebie wyniszczy. Ta cała sprawa z rewolucja... strasznie go zmienia. Boje się, że coś mu się stanie. Nie chce do tego dopuścić, ale nawet ja już nie potrafię do niego dotrzeć. Nie chce by przez przypadek wywołał wojnę! - Orion mówił to pełen emocji.
- Czego wiec oczekujesz? - zapytałem przyglądając mu się.
"Jaka rewolucja?! Oj będziesz mi się tłumaczył...", pomyślałem, kątem optyki zerkając na Primusa.
- Przyszedłem prosić o jakaś radę. Pomoc. Megatronus nie jest zły on po prostu się nieco zaplątał w tym wszystkim. Jest moim przyjacielem od eonów. Znam go. Błagam! Pomóż mi go nawrócić na właściwa ścieżkę! - zawołał.
Westchnąłem ciężko. Miałem nadzieję, że Primus nie zignoruje prośby Oriona. Kiedy jednak ujrzałem jak z jądra wylatuje matryca, zamarłem. Z reszta nie tylko ja. Orion spojrzał zaszokowany najpierw na matryce potem na mnie, jakby oczekując wyjaśnień. Primus dalej milczał, a kiedy matryca zwisła w powietrzu przed Orionem zdałem sobie sprawę, że wypadałoby coś powiedzieć.
~ On jest godny. - usłyszałem głos w swojej głowie.
"A powiedzieć na głos to nie łaska.", chciałem prychnąć, ale się powstrzymałem.
- Najwyraźniej Primus uznał cię za godnego noszenia matrycy. - powiedziałem patrząc na niskiego mecha.
- A... ale ja się nie nadaje! Jestem tylko zwykłym Archiwistą! - krzyknął pokazując na siebie. - Spójrz na mnie! Nie jestem wojownikiem.
W tym momencie sceneria dookoła nas uległa zmianie. Staliśmy na środku areny gdzie odbywały się słynne walki gladiatorów. Może i jestem szaleńcem mieszkającym pod ziemią, ale nawet ja poznałbym słynnego Megatronusa. Niepokonanego mistrza areny.
Skoro o nim mowa osobiście stwierdzam, że jest w porządku, tylko wydaje się nieco... napuszony. No i ma na imię jak mój nawiedzony brat. Choć co ja tam mogę wiedzieć? Ostatni raz widziałem światło dnia parę eonów temu. Kontynuując: znaleźliśmy się na arenie i byliśmy świadkami kolejnego zwycięskiego pojedynku gladiatora. Walka zakończyła się upadkiem jego przeciwnika na ziemie. Przyglądałem się zainteresowany z jednego powodu. Nie wiedziałem, czy Megatronus go oszczędzi, czy zabije. Na arenie panowała niepisana zasada, że to od zwycięzcy zależy, czy jego przeciwnik stanie jeszcze kiedyś do walki. Tutaj jednak Meg postanowił darować biedakowi. Schował ostrze i ruszył w kierunku wyjścia. W tym momencie jego przeciwnik wyciągnął jakąś broń i strzelił prosto w plecy Megatronusa. Pistolet jednak nie wystrzelił wiązką energonową, a jakimiś elektronami które przyczepiły się do grzebietu gladiatora i uderzyły go elektrycznością. Zaskoczony Megatronus opadł na kolana, a jego przeciwnik w tym czasie poderwal się szybko i łapiąc miecz rzucił się na niego. Zamarłem.
"Czyżby Megatronus miał zostać w końcu pokonany?", zapytałem sam siebie w myślach.
Kiedy gladiator-oszust już miał się zamachnąć na wciąż oszołomionego Mega, niespodziewanie między nich wskoczył... Orion.
- Zostaw go! Walka była skończona! - krzyknął.
- Odsuń się mały scraplecie! - warknął wojownik i uderzył mocno Oriona, co było ostatnią rzeczą jaką zrobił w życiu, gdyż Megatronus zerwał się i odciął mu głowię jednym ruchem miecza.
- Nie jesteś wojownikem huh?- zerknąłem na niego.
- Ja... poniosło mnie wtedy.- przyznał.
- Obroniłeś go. Przed gladiatorem.- zauważyłem.
- To mój przyjaciel. Jesteśmy dla siebie jak bracia.- westchnął, a wszystko zniknęło. -Czy jeśli przyjmę matrycę... pomogę mu? - zapytał patrząc prosto w moje oczy.
"Żebym ja to wiedział..."
- Tak. - pokiwałem głową.
- Zatem... przyjmuję ją. - otworzył swoją klatkę ukazując swą iskrę. Matryca podleciała do niej i połączyła się z nią, wytwarzając wokół mecha barierę czystej enegii, która nieco mnie odrzuciła. Rozbłysnęło oślepiające, białe światło i na chwile moje optyki przestały funkcjonować. Kiedy zacząłem odzyskiwać zdolność widzenia, ujrzałem jak ciało Oriona przekształca się niczym podczas transformacji. Najbardziej zauważalna różnicą był wzrost. Z niskiego bota stał się wysokim mechem z dobrze rozbudowanymi ramionami. Jego niewinna twarz przybrała bardziej poważny wyraz, a pozostałe części ciała również uległy mniejszym, bądź większym przemianom. Po chwili opadł bezwładnie na ziemie.
- Orion? - ruszyłem w jego stronę.
Nagle jakaś siła odciągnęła mnie od niego i zmusiła do stania w cieniu po drugiej stronie sali.
- Co się stało?- jęknął wstając powoli. Chwiał się nieco na nogach i rozglądał się, nie kryjąc zdezorientowania. -Gdzie ja jestem?- zapytał po czym spojrzał na swoje dłonie. -Kim ja jestem?
- Coś ty mu zrobił?- zapytałem Primusa.
~ To co było konieczne.- usłyszałem w odpowiedzi.
W tym momencie Primus odezwał się na głos.
- Nazywasz się Optimus Prime.
- Kto to powiedział?- zapytał zdezorientowany.
"No super dałeś mu amnezje... tylko po co?", zastanawiałem się.
- Ja. Primus. Twój stwórca i ten, który ofiarował ci matryce.
- Wybacz ale niewiele rozumiem z tego co mówisz.- przyznał zerkając na jądro.
- Zostałeś stworzony do pokonania Megatrona, który chce zawładnąć Cybertronem i odebrać wolność wszystkim istotom chodzącym po tej ziemi.
- ŻE JAK?!- krzyknąłem ale Optimus nawet nie zwrócił na mnie uwagi. -PRZECIEŻ ON PROSIŁ CIĘ O POMOC!- wydarłam się na Primusa. -COŚ TY ZROBIŁ?!
~ To co było konieczne.
- Czyli mam być twoim wojownikiem? - dopytał Prime.
- Wszystkiego się dowiesz od Alfy Triona. - odparł jedynie. - Znajdziesz go w Archiwum w Iacon.
- Archiwum... - powtórzył cicho. - Dobrze. Pójdę tam. - odwrócił się i skierował do wyjścia.
- ORION! - krzyknąłem za nim.
Ten zerknął jeszcze w tył, po czym zniknął w ciemnościach korytarza. Po chwili bariera, która mnie ograniczała zniknęła.
- CZEMU TO ZROBIŁEŚ?! PROSIŁ O POMOC A NIE O AMNEZJE! NA DODATEK NASŁAŁEŚ GO NA JEGO PRZYJACIELA KTÓREGO CHCIAŁ OCALIĆ! - stanąłem tuż przed Primusem mierząc go groźnie optyką.
- Czy ty nic nie rozumiesz?! - syknął. - Cybertron zmierza ku zagładzie! Poświęcenie jednej jednostki jest niczym w porównaniu z cała reszta! Gdybym tego nie uczynił, Megatron bez problemu zgarnąłby wszystko na co ty i twoi bracia pracowaliście przez eony!
- Wiesz co? NIE ROZUMIEM!!! - krzyknąłem. - Nic mi nie mówisz! Nawet nie wiedziałem, że wybuchła jakaś rewolucja!
- Chciałem cię poinformować w stosownym czasie.
- A kiedy według ciebie miał być ten "stosowny" czas? - prychnąłem.
Nastała cisza.
-Jasne. Najlepiej milczeć. - usiadłem pod ściana. - I co? Znów mam siedzieć w ciszy i być zupełnie nieświadomy? - zamknąłem optyki. - Wiesz co? Nienawidzę cię. - szepnąłem i spróbowałem zasnąć. Chociaż na chwile odciąć się od tego wszystkiego. Znaleźć się w moich snach gdzie to ja byłem bohaterem...
Mijał czas i zacząłem dostrzegać, że z każdym dniem Primus słabł. Jego światło przygasało i w paru momentach naprawdę myślałem, że zgaśnie już na zawsze. Na dodatek nie dość, że zaczął mi odpowiadać to sam się rozgadywał. Dowiedziałem się o tym jak Megatronus zszedł z areny i skrócił imię na Megatron, jak zebrał wokół siebie tłumy i ogłosił rewolucje, jak poszedł do moich braci i nakazał nadać sobie tytuł Prima... Dowiedziałem się całej prawdy, która skrywał przede mną od eonów. Im więcej wiedziałem, tym bardziej się o niego bałem. Owszem cieszyłem się, że w końcu nic przede mną nie ukrywa, ale to że nagle zaczął mi wszystko mówić... Wiedziałem, że umiera.
- Trzynasty? - odezwał się cicho pewnego razu.
- Tak? - oderwałem wzrok od swojej włóczni, która ostrzyłem i spojrzałem na niego.
- Już czas. - westchnął.
- Na co Primusie? - wstałem i podszedłem do jądra Cybertronu kładąc na nim delikatnie dłoń.
- Nadszedł twój czas. Czas twojej chwały...
Zamarłem i mimowolnie rozpromieniłem się.
"Nareszcie!" Pomyślałem po czym szybko przypomniałem sobie o tym jak podejrzliwie to brzmi.
- Błagam... nie mów, że ty... - wydusiłem patrząc na niego.
- Umieram Trzynasty. I nie mogę tego powstrzymać. - westchnął. -Jedyne co mogę zrobić to zapaść w wieczny sen...
- Zatem zrób to! Będę cię chronił! - zapewniałem.
W sumie sam nie wiedziałem co mówię ale... byłem do niego przywiązany.
- Posłuchaj mnie. Kiedy już się wyłącze będziesz miał ważne zadanie. Musisz odnaleźć pradawne złote dyski. - wyjaśnił.
- Dobrze. Ile ich jest? Jak je odnaleźć? - zapytałem szybko. Z każdą sekundą miałem wrażenie, że Primus coraz bardziej słabnie i niedługo odpłynie w wieczny sen.
- Trzy złote dyski... jeden zawiera mapę ukazująca każde złoże energonu w kosmosie. Przyda się po wojnie... drugi... zawiera wiedzę tajemna... dzięki niemu dowiesz się jak mnie obudzić. Trzeci natomiast... - tu uciął nagle.
- A trzeci? Primusie?! - zawołałem.
- Trzeci...
- Dobra pomińmy to! Tylko mi powiedz jak je odnaleźć! - moje optyki zaszkliły się.
- Potrzebujesz mapy... a mapa ta... jest wewnątrz ciebie... – szepnął.
Jego blask był już ledwo widoczny.
- Wewnątrz mnie? - zamrugałem niezbyt rozumiejąc. - Błagam cię nie umieraj! Nie poradzę sobie bez ciebie! - krzyknąłem zrozpaczony. Naprawdę zacząłem się bać.
- Poradzisz sobie. Jednak... nie możesz wyjść na powierzchnie jako Prime. - powiedział. - Nikt nie może wiedzieć, kim naprawdę jesteś. Rozumiesz?
- Dobrze... dobrze... - pokiwałem głową.
- Stworze ci nowe ciało... wierze w ciebie Trzynasty. - po raz pierwszy od bardzo dawna miałem wrażenie że mówił to z takim ciepłem w głosie.
- Dziękuje... To dla mnie wiele znaczy. - przyznałem.
- Nie zawiedź mnie. - powiedział i w tym momencie poczułem okropny ból w klatce piersiowej. Upadłem na kolana łapiąc się za nią. Miałem wrażenie, że moja iskra wybucha rozsadzając mnie od wewnątrz. Krzyknąłem z bólu i nastała dla mnie ciemność...
*modulator transformacyjny (ang. transformation cog)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro