Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Uraraka

-Kashiko, chyba mamy dostawę

-Tak. Rose wróciła. Zgodnie z rozpiską

-Świetnie. Zobaczmy, kogo nam przyprowadziła - chłopak wyszedł ze swojej komnaty, a jego asystentka podążyła za nim. Wyszli przed zamek

-Rose - blondynka z gracją zeskoczyła z białego konia

-Wróciłam

-Widzę. Koń?

-Nie mogłam się oprzeć. Mamy piękną pogodę - uśmiechnęła się szeroko

-Niech ci będzie. Chcesz go zatrzymać? - kiwnęła głową

-Jeśli to nie problem

-Jak będzie się odpowiednio zachowywał to Nomu może go nie zjedzą. Lepiej mi pokaż kogo masz

-Wykorzystałam Sakurę* - ściągnęła z nadgarstka bransoletkę

*Sakura - bohaterka wymyślona na potrzeby opowieści. Jej quirk pozwala na zmniejszanie lub zwiększanie przedmiotów

-Domyślam się. Ilu masz?

-Trzech

-Pokaż - zza blondynki wychyliła się mała dziewczynka

-Sakura, pomóż cioci - zielonowłosy uśmiechnął się przyjaźnie i wskazał na bransoletkę. Dziewczynka dotknęła jej, a po chwili na ziemi stały trzy klatki z metalowych prętów. Chłopakowi oczy zaświeciły się z ekscytacji

-Piękni... - podszedł do pierwszego więźnia. Dłonią w rękawiczce dotknął jego skóry. Ten wzdrygnął się, ale kajdany nie pozwalały mu na więcej ruchu. Na twarz zielonowłosego wpełzł mściwy uśmiech satysfakcji.

-Teraz to dopiero zacznie się zabawa. Sakura, zmniejsz ich. Możesz nawet pomoc cioci Rose dostarczyć ich do cel - dziewczynka uśmiechnęła się i klasnęła w dłonie. Potem ochoczo wypełniła polecenia i odeszła wraz z blondynką w stronę zamku. Białowłosa patrzyła na to nieodgadnionym wzrokiem

-Nad czym tak myślisz, Kashiko

-Nie wierzę, że ktoś chciał się pozbyć tak uroczego dziecka

-Są różni ludzie. Dobrzy, źli, ale nie mnie to oceniać

-A ty do których się zaliczasz? - chłopak spojrzał przed siebie

-Do czegoś pomiędzy. Nie uznaję tego podziału. Chociaż jest logiczny. Wracajmy do środka. Robi się ciemno, musisz dopilnować tego, żeby Nomu zostały zagnane do klatek

-Tak jest

-Wejdę do Uraraki

-Towarzyszyć ci?

-Nie, rób swoje. Poradzę sobie

-Jak sobie życzysz - dziewczyna odeszła, a zielonowłosy zaczął wchodzić po schodach. Wkrótce stanął przed dębowymi drzwiami. Pewnym ruchem otworzył je i wszedł do środka

-Cześć - dziewczyna zerknęła na przybysza

-Deku?

-A kto inny? Obiecałem ci rozmowę. Spełniam obietnicę - szatynka spojrzała na łańcuch, którym była przykuta do podłogi

-Czy mógłbyś...

-Nie. Wybacz, ale nie mogę cię puścić

-Dlaczego?

-Bo narobiłabyś więcej problemów. A mi to wcale nie na rękę - zapadła cisza

-Wiec może chociaż powiedz mi co się stało?

-Cóż, po tym, jak kazałaś się zabić, złoczyńca uciekł. Nie mogłem się pogodzić z twoją śmiercią, zabrałem więc ciało i próbowałem obudzić. Koniec historii

-To mi nic nie mówi. To miejsce. Ci wszyscy ludzie. Ty. Wyjaśnij mi to - dziewczyna była zrozpaczona. W jej oczach pojawiły się łzy. Zielonowłosy spojrzał na nią bez emocji

-Ten zamek to moje nowy lokum. Ci ludzie to moja drużyna, moi wspólnicy. A ja jestem po prostu szefem tej "mafii". Przestałem być bohaterem niedługo po twojej śmierci. Nie jestem też złoczyńcą. Jestem sobą i robię wszystko po swojemu. Tak jak uważam za słuszne - chłopak usiadł na skraju łóżka i założył nogę na nogę

-Ale... Co ja w tym wszystkim robię?

-Udało mi się przywrócić cię do życia. Jednak stało się to w całkowicie nieodpowiednim czasie. Nie obraź się, ale w tym momencie twoje przebudzenie wszystko mi popsuło, dlatego teraz siedzisz tutaj. Nie mogę cię wypuścić, bo możesz zniszczyć plan

-Co planujesz? - jego wzrok natychmiast stał się ostrzejszy niż wcześniej.  Zimny i bezwzględny. Jednak te określenia nawet w połowie nie oddawały tego,  co widziała dziewczyna w jego spojrzeniu

-Pozbyć się wszystkich posiadaczy quirk

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro