Kiepskie czasy dla pisarzy prozy
Sprawdziła Yumiko_Aki
(W niniejszym tekście przedstawiam oczywiście swoje zdanie i swoje doświadczenia)
Wydawałoby się, że dzisiejsze czasy są idealne dla pisarzy: powszechny dostęp do Internetu sprawia, że bardzo łatwo dotrzeć do potencjalnych czytelników. W końcu wystarczy założyć bloga, stronę, fanpage na Facebooku bądź profil na Wattpadzie/Sweeku, wrzucić teksty i reklamować je. Powoli nabierający popularności self-publishing sprawia, że można odejść od „złych wydawców" i wydawać na własną rękę, co pozwala na większą kontrolę nad całym procesem oraz teoretycznie większy zarobek, o ile oczywiście ma się wyrobione nazwisko. Niektórzy nawet zakładają zbiórki na wydanie własnej powieści.*
Ale nie. Mamy kiepskie czasy dla pisarzy prozy.
Na początek jednak garść statystyk oficjalnych i prywatnych.
Dzięki uprzejmości Polskiej Agencji prasowej dowiedziałem się, że w 2017 roku w Polsce ukazało się około 37 tysięcy książek. Oczywiście mowa o całym rynku, ale na szczęście pojawił się także wykres kołowy, z którego można wyczytać, że blisko 30% to literatura. Pozostałe 70% to podręczniki, poradniki, książki religijne, specjalistyczne, naukowe i popularnonaukowe. Wiadomo, że nie wszystkie wejdą do kręgu naszych zainteresowań, dlatego optymistycznie zakładam, że rocznie wychodzi sto pozycji (powieści, zbiorów opowiadań, książek naukowych i popularnonaukowych), które mógłbym wrzucić na swoją listę „do przeczytania".
Prowadzący youtube'owy kanał „SciFun" powiedział, że średnio książka liczy sobie trzysta sześćdziesiąt pięć stron. Jeśli uwierzymy mu na słowo, że tak w istocie jest, to czytając sto stron dziennie (dwie godziny na dzień powinny wystarczyć) w rok przeczytamy sto tytułów. To jeszcze bardziej optymistyczne założenie niż poprzednie, bo zawsze zdarzy się tak, że coś wypadnie, nie będziemy mieli na to czasu albo najzwyczajniej w świecie nie będzie nam się chciało. Dlatego pokusiłbym się o stwierdzenie, że pięćdziesiąt dwie książki rocznie (czyli jedna na tydzień) dla osoby aspirującej do miana pisarza to optymalna liczba.
W takim wypadku te sto pozycji, które wyjdą przez rok, możemy śmiało rozbić sobie na niecałe dwa lata czytania, przez co będziemy w tyle, jeśli chodzi o nowości, ponieważ w 2020 roku będziemy czytać jeszcze rzeczy wydane w 2019. A przecież będą wychodzić nowe i nowe.
„Problem" narasta, kiedy przypomnimy sobie o książkach wydanych przed 2019 rokiem – a jest ich przecież ogrom. Byłem ciekawy jak wiele, dlatego stworzyłem własną listę „do przeczytania", a potem skorzystałem ze strony upolujebooka.pl, żeby dostawać powiadomienia na maila o przecenach interesujących mnie tytułów. Lekko ponad tysiąc dwieście e-booków, przy czym jest to mniej więcej połowa mojego spisu – nie wszystko można dostać w wersji elektronicznej, a na poszukiwaniach takich właśnie się skupiłem. Podejrzewam, że łącznie na tej liście znajduje się około dwóch tysięcy książek**.
Trzeba też pamiętać o pojedynczych opowiadaniach, czasopismach (regularnie kupuję miesięcznik „Nowa Fantastyka"), komiksach i mangach, których nie brałem pod uwagę, gdy szukałem e-booków na upolujebooka.pl. Materiału wystarczy na jakieś czterdzieści lat*** czytania! A będzie go jedynie przybywać, bo jeśli wierzyć raportom, to od 2015 roku trwa trend wzrostowy, jeśli chodzi o liczbę wydawanych tytułów.
Został też przeprowadzony raport czytelniczy i cóż, wyniki nie są zadowalające.
Z 38 milionów osób mieszkających w Polsce (dane według GUS) przynajmniej jedną książkę przeczytało zaledwie 38%. Daje nam to lekko ponad 14 milionów potencjalnych czytelników, tylko że blisko 16% przeczytało zaledwie jedną, dwie pozycje, 11% od trzech do sześciu, 5% od siedmiu do jedenastu, 2% od dwunastu do dwudziestu trzech, 2,2% powyżej dwudziestu trzech.Niecały milion jest w stanie przeczytać jedną książkę tygodniowo, co nie zawsze się przecież dzieje (sam zaliczam się do tego grona).
Tyle że czytający ≠ zawsze kupujący.
7,1% kupiło jedną książkę, 6,4% dwie, 5,9% trzy lub cztery, 2,3% pięć lub sześć, 1,5% od siedmiu do jedenastu, 1,3% powyżej jedenastu książek. 11,2% stwierdziło, że nie kupuje, ale inni domownicy owszem. Trudno powiedzieć, czy pokrywają się z poprzednimi, dlatego nie będę ich brał pod uwagę. Wychodzi nieco więcej niż dziewięć milionów kupujących, tylko że zaledwie pół miliona nabywa więcej niż jedenaście książek rocznie.
Statystyki mamy za sobą, teraz pora na argumenty, dlaczego uważam, że obecne czasy są kiepskie dla pisarzy prozy:
- jest naprawdę spora konkurencja na polskim rynku. Nieprzypadkowo wspomniałem wcześniej, że 30% wydawanych książek to literatura, czyli wszelkiej maści powieści, także dla dzieci, zbiory opowiadań, poezja i dramaty. To ponad dziesięć tysięcy różnych tytułów, z którymi trzeba się „liczyć". Oczywiście jak podzielimy na gatunki, to książek będzie mniej, tyle że mniej będzie także potencjalnych odbiorców.
- konkuruje się nie tylko z nowymi pozycjami, ale również z tymi, które już istnieją na rynku od jakiegoś czasu. Dystrybutorzy starają się pozbywać starszych książek, żeby nie leżały w magazynach i nie generowały kosztów przechowywania, więc obniżają ceny. Promocja = prawdopodobne większe zainteresowanie starociami, co działa na niekorzyść nowości. Również branie pod uwagę w rozmaitych zestawieniach typu „sto książek fantasy, które trzeba przeczytać" czy nazywanie starszych tytułów klasykami gatunku, który reprezentują, ma wpływ na podjęcie decyzji, czym się zainteresować. Bo po co sięgać po nowości, skoro jest tyle świetnych tytułów, które wyszły x lat temu?
- pisarze i pisarki to także konkurencja. Szczególnie ci z wyrobionym już nazwiskiem, którzy mają na koncie kilka książek. Debiutanci pod tym względem mają o wiele trudniej; najpierw, żeby znaleźć wydawnictwo (a nie wszystkie przepadają za „świeżakami" – niektóre z góry takich odrzucają), a potem, żeby przebić się przez stosy kultowych powieści. Sami się zastanówcie: gdybyście musieli wybrać książkę znanego i uznanego pisarza oraz książkę nieznanego autora, to którą byście wybrali? Podejrzewam, że gdy w grę wchodzą własne pieniądze, to większość zdecydowałoby się na pierwszą opcję. ; )
- dość mała liczba czytających i przede wszystkim kupujących plus fakt, że niewiele osób w skali całego kraju kupuje więcej niż jedenaście książek rocznie (nie jest powiedziane, jakiego rodzaju). Co prawda z Legimi (wypożyczalnia e-booków) oraz za wypożyczenia z bibliotek dostaje się jakieś tam pieniądze, ale to nie zastąpi przychodów z tradycyjnej sprzedaży wersji papierowej/elektronicznej
- ponowne czytanie również może być problemem. Ludzie lubią wracać do przeczytanych książek, odkrywać je na nowo, natrafiać na smaczki, które wcześniej się przegapiło et cetera. Taką jedną pozycję można powtórzyć kilka razy, a kupi się przecież raz (chyba że ktoś lubi kolekcjonować różne wydania). Ponadto książki można pożyczać znajomym, a z tego nie ma już żadnego zysku.
- mam wrażenie, że panuje dziwne przeświadczenie, że polska literatura nie jest wysokich lotów i preferuje się książki zagranicznych autorów tłumaczone na język polski. Podobnie sprawa ma się z fantastyką, która zazwyczaj jest pomijana przez polskich krytyków literackich. Co jest w sumie zabawne, bo ci często zachwycają się horrorami Kinga, a jak wiadomo, horror to podgatunek fantastyki. ; )
Mimo że czasy nie są szczególnie sprzyjające, to nie widzę żadnego powodu, żeby nie próbować uderzać do wydawnictw z powieściami. Tym bardziej, że niczego nie stracimy (oprócz czasu, nerwów, zdrowia, zdrowego rozsądku, renomy, kiedy wypuścimy gniota et cetera), a możemy nawet zyskać (pieniądze, sławę, kobiety/mężczyzn), bo tradycyjny model wydawania jest bardziej przyjazny autorom niż vanity (płacenie wydawnictwo za wydanie) czy self-publishing (sami znajdujemy i finansujemy redakcję, korektę, grafików, skład itp.). Jasne, to nie będzie proste i bezbolesne, nie uda się za pierwszym razem, ale kto nie ryzykuje, ten... wiadomo co. : )
*I wymagają wpłaty trzystu złotych, żeby otrzymać własny egzemplarz.
**Dlaczego tak, skoro napisałem, że połowa listy to tysiąc dwieście pozycji? Dlatego, że czasem wrzucałem pojedyncze tytuły, czasem całe serie, a czasem samego autora, który jednak napisał kilka/kilkanaście powieści. Nie ma co patrzeć na długość spisu, więc żeby nie tracić czasu na bezsensowne moim zdaniem liczenie, przyjąłem optymalną liczbę. Może nieco zaniżoną, może nieco przesadzoną, ale wydaje mi się, że dwa tysiące książek to coś realnego. ; )
***Przy tempie jednej książki na tydzień plus nieco zaokrągliłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro