Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Dziewczyna powoli budziła się ze snu. Zaczynała oddychać coraz głębiej, aż w końcu otworzyła oczy. Pierwsze co zauważyła to oślepiające promienie wschodzącego słońca, razem z wiszącym w powietrzu kurzem. Usłyszała też ciche kroki właściciela budynku, które były coraz głośniejsze. Rozejrzała się. Przed nią stało proste biurko, szafka na książki i na ubrania. Wszystko w ciemnych kolorach. Ściany było pomalowane na kolor szary- nie zobowiązująco. Diana leżała na dużym, podwójnym łóżku. Pod sobą miała pościel z kołdrą i dwie małe poduszki. Przykryta została szczelnie, ciemno zielonym płaszczem. Czy Loki ją wczoraj tu przyniósł?
Podniosła się szybko gdy tylko mężczyzna wszedł do jej pokoju.

- W szafie masz ubrania, potem schodami na dół. Nie będę czekał - powiedział i od razu wyszedł. Nie zaszczycając dziewczyny nawet przelotnym spojrzeniem.

Diana westchnęła. Zapowiadało się interesująco. Dziewczyna podniosła się z łóżka i podeszła do mebla. Otworzyła go szeroka, jedna ręką pilnując żeby materiał, którym była okryta nie spadł z jej ramion. Zdziwiła się gdy zobaczyła jej własne ubrania w szafie! To nie możliwe! Musi o to spytać Lokiego. Wybrała z szafy bieliznę, żółty sweter i czarne spodnie po czym założyła na siebie.
Czarne drzwi za którymi zniknął Loki, poprowadziły ją na korytarz. Cztery różne drzwi i schody prowadzące na dół. Podeszła w ich stronę, zeszła i zauważyła go. Mężczyzna siedział przy stole ze śniadaniem, jedną ręką trzymając widelec a drugą książkę. Na przeciwko, znajdowało się krzesło z talerzem i sztućcami. Diana właśnie tam usiadła.

- Muszę wracać - powiedziała - moi rodzice...

- Myślą że nigdy nie mieli córki - przerwał dziewczynie.

-Co? 

- Ktoś cię do nich przyniósł jako noworodka, dostali pieniądze, pod warunkiem że wyniosą się i urwą kontakt ze swoją rodziną.

- Co?

- Głupia jesteś, nie słyszysz co mówię- syknął. Oczekiwał od dziewczyny chodź odrobiny wdzięczności. Ludzie to bezmyślne bydlęta - Niespodzianka, jesteś skazana na moją łaskę.

- Nie rozumiem- zmarszczyli brwi.

- Gorzej dla ciebie - powiedział mężczyzna jednocześnie zmieniając stronę w książce. Jego wczorajsza wyprawa przyniosła spodziewany efekt. Odnalazł dom ziemianki idąc po jej magicznym śladzie. Głupia, powinna go tuszować. W myślach dodał to, do listy rzeczy, które musi ją nauczyć.
Gdy odnalazł jej rodziców, zajrzał im do umysłu, przekształcił ich wole. Teraz ich pryriorytetem stały się podróże, zapominając kompletnie o Dianie.

- Ucieknę, znajdę rodziców i nie będziesz mnie więził.

- Drzwi są otwarte, nie zatrzymuje cię.

- Dobrze - powiedziała dziewczyna, wstając, krzesło na którym siedziała przy stole, upadło. Ruszyła w stronę wyjścia, nie zwracając na nie uwagi.
Wychodząc, szarpnęła drzwi i zatrzasnęła je hukiem. Zbiegła, prawie upadając przez stopnie schodków które tworzyły mały ganek.
Rozejrzała się, przed sobą miała dużą polane, a za nią gęsty las. Obeszła wokół drewniany dom, ale z każdej strony widziała to samo. Pobiegła w stronę  ściany drzew, w poszukiwaniu jakiejkolwiek ścieżki. Z każdym jej krokiem, nadzieja na wydostanie się malała. Nie mogła nic zauważyć poprzez gąszcz krzaków. Dwa razy dokładnie sprawdziła każdą szczelinę, jednak stąd nie było wyjścia. Ale przecież jakoś musiała się tutaj dostać? Sprawdziła tez przy ziemi, szukając dróg zwierząt. Mogła się nawet czołgać, byleby uciec. Powoli zaczęła ulegac bezczynności. Las z każdym jej krokiem był coraz ciemniejszy, plątanina gałęzi zaczęła przerażać dziewczyne. Czuła jak drzewa pochłaniają jej oddech, odbierając resztki optymizmu, który pozostał.
Gdy słońce zbliżyło się niebezpiecznie do koron, zrezygnowana, wróciła do domku.

- A więc tak, nie więzisz mnie tu, ale odbierasz możliwość wyjścia!? - krzyknęła, wchodząc.

- Możliwe - odpowiedział mężczyzna, rozsiadając się głębiej w fotelu i potęgując kpiący uśmiech.

- Czego ode mnie chcesz, zboczeńcu?

- Nazywano mnie gorszymi określeniami, jednak podoba mi się twój tok myślenia- Diana słysząc to głośno prychnęła, Loki poszerzył uśmiech oraz wzruszył nonszalancko ramionami - Chce cie, dziewczyno, nauczyć władania magią, gwałt jest poniżej mojej godności. Zazwyczaj to kobiety lgną do mych stóp. Z tobą najwidoczniej jest problem, skoro nie płaszczysz się, przed mą wspaniałą osobą. - Diana postanowiła ignorować docinki Lokiego.

- Magi ?

-Tak, nędzna, ograniczona śmiertelniczko. Czy nie rozumiesz, jaką propozycje ci właśnie składam?

- Mógłbyś, z łaski swojej, przestać mnie obrażać, a zacząć rozmawiać ?

- Znaj moją łaskę. Pytaj więc.

- Magi? Przecież ona nie istnieje.

- Nie okłamuj siebie - mówiąc to chłopak zniknął - wiesz że to nie prawda - drugą cześć zdania Loki wyszeptał jej do ucha, pojawiając się za dziewczyną. Diana wzdrygnęła się i szybko odwróciła.

- Być może wyraziłem się zbyt ogólnie. Magia może przybierać różne formy mianowicie: telekineza, kriokineza, iluzja, teleportacja - postanowił uchylić przed dziewczyną chodź minimalną cząstkę swojej rozległej wiedzy. Skoro i tak miał szkolić midgardke.

- Dlaczego chcesz mnie uczyć?

- Mam swoje powody które kiedyś poznasz, jeśli nie zginiesz.

- Jeśli nie zginę?

- Tak.

- Mam jakieś inne wyjście?

- Nie.

- Super. - odburknęła Diana.

Loki okrążył dziewczynę powoli, niczym myśliwy przed swoją zwierzyną. Na stole pojawił się stos książek, Loki machnął w nie niedbale ręką.

- Masz trzy dni na przeczytanie i przyswojenie ich, śmiertelniczko - mówiąc to, po prostu wyszedł z domu na polane.
Diana wybiegła za nim, rozejrzała się. Ale chłopaka po prostu nie było.
Mężczyzna zniknął.


~~~~~~
*** KRIOKINEZA - manipulacja temperaturą, czy wiedzieliście że Loki to również Bóg ognia ? W sumie gorący chłopak z niego 😝

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro