Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

What if we run away?

Dziesięcioletni chłopczyk wszedł wraz z rodzicami do szpitalnej windy. Spojrzał na mamę niemo pytając o numer piętra, a zarazem numer przycisku, ktory miał zaraz nacisnąć.

- Piętro czwarte kochanie. - odpowiedziała mu mama.

Chłopiec spojrzał na tablicę z rozpiską pięter oraz oddziałów jakie się na nich znajdowały. Szybko odszukał odpowiedni numerek.

- Co to znaczy 'onkologia'? - spojrzał na rodziców stojących kawałek za nim.

- To badania. - usłyszał szybką odpowiedź od swojego taty.

- Badania czego?

- Krwi i różnych takich. Nie martw się słonko, wszystko się ułoży. Będzie dobrze. - w oczach mamy małego Taehyunga zebrały się łzy. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz płakała tego dnia.

Gdy tylko winda się zatrzymała, a metalowe drzwi się rozsunęły, chłopiec wybieg na korytarz i zatrzymał jedną z pielęgniarek.

- Proszę Pani co to jest onkologia?

- Tutaj leczymy nowotwory. - pielęgniarka uśmiechnęła się do dziesięciolatka i spojrzała spowrotem na plik różnych dokumentów, które trzymała w dłoniach i się oddaliła.

Mały Taehyung wrócił do rodziców. Jego mama płakała już na całego, zresztą pan Kim też nie wyglądał na zadowolonego. Chłopiec przytulił się do swoich rodziców.

- Czy to znaczy, że mam raka? - mimo, że Taehyung miał tylko dziewięć lat, wcale nie był taki głupi. Rozumiał już trochę więcej od swoich rówieśników i bardzo dobrze znał taką chorobę, jaką jest nowotwór. Jego ukochana babunia na to chorowała. Długi czas walczyła z białaczką za nim straciła siły na dalszą walkę i odeszła. - Mamusiu ja wygram z nim! Nie martw się o mnie!

Tego dnia Taehyung po raz pierwszy trafił do szpitala. Pierwszy ale nie ostatni. Od tego czasu szpital i oddział onkologiczny był jego drugim domem. W swojej sali miał wszystko co potrzebę mu było ma co dzień. Od kredek i kolorowanek, przez swojego ukochanego laptopa, aż do swoich najlepszych książek, które mógłby czytać w kółko. Na tym minęło mu siedem lat. Na czytaniu, oglądaniu i rysowaniu. Ściana za jego łóżkiem była pełna od coraz to ładniejszych rysunków.

W swojej sali (zaczął ją nazywać "swoją" po roku mieszkania w niej) Taehyung zawsze był sam. Mimo, że koło okna stało jeszcze jedno łóżko, to nikt od siedmiu lat na nim nie leżał. Kim nigdy nie miał współlokatora z sali, ale za to miał dość sporo kolegów z oddziału. Na przykład taki Namjoon z sali numer 5. Chorował na raka płuc, zawsze chodził z dziwnym wózkiem, w którym był tlen (miał dziwne rurki w nosie), ale tak to był całkiem fajnym gościem. Był tylko o rok starszy od Taehyunga, ale świetnie się z nim dogadywał. Był też niejaki Yugyeom. Miał białaczkę (tak samo jak Kim, więc nazywali siebie braćmi "krwi"). No i oczywiście w ich chorym składzie nie mogło zabraknąć dziewczyny. Piękna Sooji, chorowała na nowotwór nerek, przez co jedną ma od swojego starszego brata. Może przez to była w składzie, bo miała w sobie coś od faceta.

Sooji była najmłodsza, bo miała tylko czternaście lat, ale to ona była najmądrzejsza z całego składu. Yug miał piętnaście, ale zdecydowanie zachowywał się jakby miał tylko pięć lat.

Tak więc przez siedem lat nikt nie zakłócał spokoju Taehyunga w jego własnej sali (no może oprócz pielęgniarek i lekarzy, którzy potrafili być okropnie natrętni). Wszytko byłoby dobrze, gdyby nie jedno wydarzenie, które zmieniło życie Taehyunga o sto osiemdziesiąt stopni.

16 października 2016 roku, do jego sali wszedł chłopak mniej więcej w jego wieku i usiadł na pustym łóżku, a obok niego postawił dość dużą i jak na oko Taehyunga, ciężka sportową torbę. Kim odłożył książkę, która czytał (już 6 raz z rzędu, ale była taka dobra, że mógłby ją przeczytać jeszcze milion razy) na szafkę obok swojego łóżka i zaciekawiony spojrzał na chłopaka.

- Chyba pomyliły ci się sale. - odezwał się i czekał na odpowiedź chłopaka. Myślał że ten od razu wstanie, przeprosi i wyjdzie do innej sali, ale ten nadal siedział na tym niezamieszkanym łóżku.

- To sala numer 2, tak? - Taehyung nieśmiało skinął głową - To od dzisiaj moja sala. - Powiedział chłopak i delikatnie się uśmiechnął do Kima. - Jestem Jeongguk.

Tak więc wtedy Taehyung uzyskał nowego przyjaciela. Jeongguk chcąc nie chcąc dołączył do ich paczki, przez co stał się obiektem westchnień Sooji, która nie przeżyła by dnia, gdyby nie gadała o tym jaki to Jeongguk jest przystojny i męski. Zresztą nie tylko ona o nim tak mówiła. Kiedy Sooji rozpowiadała każdemu o swoim zauroczeniu, Taehyung chodził po kryjomu do sali Yugyeoma i tam po cichu z jedną słuchawką w uchu opowiadał o Jeongguku, a biedny Yug z drugą słuchawką musiał go wysłuchiwać i wspierać młodego Kima.

Sooji była dziewczyną, więc w jej zauroczoniu nie było nic dziwnego, ale za to Taehyung miał trudniej. Rozmawiał tylko z Yugyeomem, bo ten go rozumiał, ale gdyby miał powiedzieć o tym komuś innemu, pewnie został by wyśmiany. Tak więc przez cały rok ukrywał swoje prawdziwe uczucia do swojego współlokatora.

I tylko czasami kolana mu miękły, albo robiło mu się słabo jak Jeongguk zmieniał koszulkę. Raz stracił przytomność kiedy Jeon chciał zmienić piżamę na zwykły dres. No dobra to może było przez chorobę, ale widok łapiącego go Jeongguka był warty tego zasłabnięcia. I to jeszcze jak bardzo był warty bo Jeon nie miał wtedy na sobie koszulki. Przez to całe stracenie przytomności musiał odpoczywać kolejne dwa dni i nie mógł wstawać z łóżka, ale przecież to nic takiego. Jeongguk cały czas przy nim siedział i nawet razem oglądali film (tylko Jeon, bo Taehyung co chwilę zasypiał ze zmęczenia).

Przez cały rok Jeongguk był przy Taehyung i na odwrót. Nie rozdzielali się praktycznie w ogóle (no może oprócz wieczornych wypadów Kima do sali Yugyeoma). Jeongguk dbał o Taehyunga, kiedy ten miał gorsze dni (leczenie hormonalne niezbyt dobrze na niego wpływało) i odwrotnie.

Od roku sala numer 2 nie była salą tylko Taehyunga, ale i Jeongguka. Tam się poznali, tam przeżyli cały rok. To tam Taehyung zdał sobie sprawę ze swoich uczuć.

Pewnego pięknego dnia, Taehyung usłyszał dość dziwną propozycję od swojego współlokatora.

- Tae, a co jeśli uciekniemy? - zaczął Jeon patrząc jak młodszy o kilka miesięcy chłopak odkłada książkę na półkę obok swojego łóżka.

- Jak mamy uciekać jak ja nie mam sił żeby iść do toalety, a co dopiero uciec ze szpitala? - odpowiedział spokojnie chłopak, przekręcając się w stronę starszego. To prawda. Taehyung miał coraz mniej sił. Od przeszło miesiąca nie chodził do Yugyeoma na ploteczki, bo po prostu nie mógł wytrzymać tak długo na nogach. Stracił już praktycznie wszystkie włosy, a na dodatek pogorszył mu się wzrok, przez co nosił okulary. Za to Jeongguk czuł się coraz lepiej. Leczenie u niego było coraz bardziej skuteczne i doktor Park mówił, że jak tak dłużej pójdzie to wróci do domu na dłuższy okres, a może nawet na stałe.

Tego Taehyung bał się najbardziej. Że Jeon wróci do domu i o nim zapomni, a Taehyung zostanie w szpitalu już na zawsze.

- No po prostu. Ja będę biegł i pchał ciebie na wózku. - Rozmowa by się toczyła dalej, gdyby nie uśmiechnięty Yug, który wszedł do ich sali bez pukania.

- Uuu brawo Taehyung, w końcu mu powiedziałeś i teraz będzie cię pchał. Jestem dumny. - Powiedział Yugyeom i usiadł na krzesełku pomiędzy łóżkami chłopaków.

- Jezus, zamknij się Kim. - warknął Taehyung i zebrał wszystkie swoje siły żeby rzucić w niego poduszka na której leżał. - Co chcesz, przeszkadzasz nam.

- Nie przeszkadzam, bo jak widzę Jeongguk cię jeszcze nie pcha. - Za to dostał kolejną poduszką, ale tym razem od Jeona. - Dobra już dobra, nie po to tu przyszedłem. Wychodzę!

- No i dobrze bo nadal przeszkadzasz. - Taehyung nie miał siły żeby sięgnąć po swoją poduszkę więc spojrzał najpierw na Jeongguka, a później na poduszkę, jasno dając mu do zrozumienia co ma zrobić.

- Nie o to chodzi. Wychodzę ze szpitala! Pan Park powiedział że już jest dużo lepiej! - ucieszony Yug zaczął krzyczeć jak bardzo się cieszy. - Tae co się dzieje? Czemu się nie cieszysz? - Jednak szybko jego entuzjazm zgasł po zobaczeniu miny Taehyunga, któremu daleko było do szczęścia.

- Gratuluję Yug. Przyjdziesz za chwilę? Nie czuje się zbyt dobrze. - szepnął Kim i oparł się o poduszkę, którą właśnie ułożył za nim Guk.

- Zawołać Pana Parka? - spytał Yugyeom kiedy opuszczał salę, ale Taehyung pokręcił głową. Chciał zostać sam na sam z Jeonggukiem.

- Co się dzieje? - zaczął delikatnie Guk kładąc się na łóżku obok przyjaciela.

- Wszyscy mnie zostawiacie. Najpierw Pan Park mówi, że ty za niedługo wyjdziesz, a teraz Yug wychodzi. Zresztą z Sooji też jest coraz lepiej. Za niedługo zostanę sam z Namjoonem. I co my wtedy zrobimy? - z oczu Taehunga wypłynęła pierwsza łza. Znowu zostanie sam w sali. Wcześniej było okej, ale teraz przyzwyczaił się do obecności Jeona. Poza tym chłopak, który mu się podobał miał od niego odejść.

- Nie zostawię cię. Nawet jak wyjdę ze szpitala to i tak będę cię odwiedzał. Codziennie. - Powiedział starszy przytulając do siebie cicho płaczącego Taehyunga. 

- Masz rację. Ucieknijmy, choć na jeden wieczór. 

I wtedy Jeongguk zaczął planować ich małą ucieczkę. Nie mógł to być długo wypad, bo Taehyung by nie wytrzymał za długo, więc była to ucieczka na jeden wieczór.

Jeongguk był dość lubiany przez lekarzy i pielęgniarki. Zawsze dostawał dodatkowy serek do obiadu, który oczywiście oddawał Kimowi, bo ten je o wiele bardziej lubiał od Jeona. Tym razem postanowił to wykorzystać do innych celów niż dodatkowy jogurt. Po pierwsze poszedł do doktora Parka, żeby go jakoś przekonać do małego wyjścia, jednak jak się okazało nie było Pana Parka, a doktor Min, który pracował na drugiej zmianie. Min Yoongi nie był tak ugodowy jak Pan Park, ale Jeongguk nie byłby sobą gdyby i jego nie przekonał.

Tak więc doktor Min zgodził się, co prawda nie był przekonany do tego pomysłu, ale się zgodził żeby Tae i Guk opuścili szpital, ale niestety pozwolił tylko na dwu godzinne wyjście.

Jeongguk zaczął od ustalenia dnia, w którym nie będzie padać, ale też nie może być za gorąco. Dobrze się składało, bo aktualnie był maj. Kolejną rzeczą do ustalenia było miejsce. Gdzie mógłby zabrać Taehyunga, który chcąc nie chcąc musiał jechać na wózku. Poza tym nie mogło to być jakieś odległe od szpitala miejsce, bo Taehyung mógł w każdej chwili poczuć się gorzej, a wtedy wrócenie do szpitala musiało być jak najszybsze.

Sobota była wręcz idealnym dniem. W telewizji zapowiadali że ma być około dwudziestu stopni, więc wtedy byłoby idealnie. Dzień przed wyjściem, kiedy Jeongguk leżał już w łóżku, a w tym obok leżał Taehyung, Jeon postanowił powiedzieć o tym swojemu przyjacielowi.

- W sobotę uciekniemy.

- Ty tak na serio? Wiesz że się źle czuje, a chce sobie jeszcze pożyć. - Taehyung uśmiechnął się smutno i po chwili ciszy znowu się odezwał - Przytulisz mnie?

Starszy o kilka miesięcy chłopak zszedł ze swojego łóżka żeby położyć się obok tego młodszego.

- Już wcześniej podjąłeś decyzje. Zaufaj mi i daj sobie zaznać chociaż trochę młodości. - Taehyung nadal nie był przekonany więc, Jeongguk zastosował najmocniejszy argument jaki mógł wymyśleć. - Zgódź się dla mnie.

I Taehyung się zgodził.

Nie wiedział czy to była dobra decyzja czy nie, ale dla Jeongguka, Kim zrobiłby wszystko. Nawet skoczyłby z mostu. 

Czas minął bardzo szybko, przynajmniej dla szesnastoletniego Kima. Nim się obejrzał nadeszła sobota. Od rana Pan Park się pytał czy na pewno jest gotowy na takie wyjście, a Taehyung tylko odpowiadał, że opuszczenie sali na kilka godzin dobrze mu zrobi. Piętnaście minut przed wyjściem Taehyung poprosił Yugyeoma, który go szykował do wyjścia o załatwienie jakiejś czapki, bo bez niej nie nigdzie wyjdzie.

Jeongguk równo o godzinie szesnastej wszedł do sali numer 2, już uszykowany. Nie był już w dresach, czy piżamie. Miał na sobie czarne rurki i tego samego koloru bluzę. Nie wyglądał jak pacjent, tylko jakby przyszedł w odwiedziny do kogoś. Było to widać szczególnie dlatego, że Jeongguk miał już włosy. Krótkie, ale zawsze coś.

- Gotowy? - spytał patrząc na Kima i Yuga siedzącego obok.

Taehyung spojrzał na swojego przyjaciela od ploteczek tym wzrokiem, który mówił "Jezu jak on wygląda", na co tamten odpowiedział mu wzrokiem mówiącym "dasz radę i jeszcze dzisiaj będzie cię pchał". Kim dyskretnie pokazał mu środkowy palec i jak najmilej mógł kazał mu wyjść.

Taehyung sam miał na sobie ciemne dresy i czerwoną, grubą bluzę (zawsze mu jest zimno). Siedział już na wózku gotowy do wyjścia, aczkolwiek bardzo wystraszony tego co zobaczy na zewnątrz. W końcu dawno tam nie był.

- Gotowy - szpnął. - Możemy już iść.

Park niedaleko szpitala był idealnym miejscem dla nich, szczególnie że obok była kawiarnia, w której młodszy zaopatrzył się w dwie gorące czekolady idealne na tą pogodę.

Na miejsce dotarli po kilku minutach od wyjścia ze szpitala. Jeongguk ustawił wózek Taehyunga obok ławki na której sam usiadł i podał mu jedną czekoladę.

- Jak ci się podoba? - zaczął biorąc dużego łyka, wciąż gorącego napoju, przez co poparzył sobie język.

- Jest inaczej niż zapamiętałem. - Taehyung przerwał i zakaszlał dwa razy. - I zimniej. Teraz jest tu więcej osób. Wcześniej było ich mniej, i były to głównie starsze panie, a teraz są tu ludzie w naszym wieku. - Taehyung ostatni raz był w tym parku tuż przed trafieniem do szpitala. Był dzieckiem, które dosłownie zgubiło drogę do domu (Pani Jung, znajoma jego babci, go później doprowadziła do domu). - Ale bardzo mi się tutaj podoba.

- Taehyung muszę ci coś wyznać. - zaczął poważnie Jeongguk, a kiedy zwrócił uwagę starszego, kontynuował - Bo wiesz że cię lubię, prawda? - Taehyung kiwnął potakujco głową - Ostatnio doszedłem do wniosku, że chyba lubię cię inaczej niż przyjaciela. - Jeongguk przełknął ślinę i ciągnął dalej już ze spuszczoną głową, obawiając się reakcji starszego, który nagle zaczął ciężej oddychać. - Myślę że chyba zacząłem cię tak trochę kochać.

Dopiero wtedy podniósł wzrok na twarz Taehyunga, która była blada jak szpitalna ściana. Jeongguk myślał, że to z wrażeń po jego wyznaniu ale te kilka słów, które wypowiedział Taehyung zupełnie odciągnęły jego myśli od tego tematu.

- Jeonggukie, słabo mi. - Tylko tyle zdążył powiedzieć zanim stracił przytomność.

Jeongguk pędził do szpitala ile sił miał w nogach pchając wózek z jego  nieprzytomnym kochaniem. Pobił chyba wszystkie swoje rekordy w bieganiu, choć tak naprawdę nie powinien się przemęczać, bo to mu groziło utratą zdrowia. Jednak w tamtym momencie go to nie obchodziło. Nie obchodziło go też że przebiegł na czerwonym świetle, czy że prawie potrącił starsza panią z psem. Od razu jak wbiegł na oddział i zobaczył pana Parka i pana Mina, którzy zaciekle rozmawiali nad kartą jakiegoś pacjenta, zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Dobrze wiedział, że z Kimem nie jest najlepiej, że nie jest taki zdrowy jak on, a mimo to zaciągnął go na to cholerne wyjście.  Momentalnie w jego oczach pojawiły się łzy, a on zdążył tylko krzyknąć ledwo wyraźne "pomocy".

Po trzech godzinach czekania przed salą, w której obaj doktorzy badali starszego, w końcu od jednej pielęgniarki dowiedział się o stanie Kima.

Nie było dobrze. Została tylko nadzieja, chociaż Pani Lee powiedziała że nie wie czy ona pomoże.

Po kolejnych kilku minutach z sali usłyszał doktora Parka, który powiedział krótkie, ale dość głośne "tracimy go".

Nie tylko lekarze tracili Taehyunga. Jeon w tym momencie poczuł że traci cały świat, że traci Kim Taehyunga, jego współlokatora z sali. Że traci swoją pierwszą miłość. Pierwsza i ostatnią.

Dziesięć minut później Jeongguk zobaczył jak pan Min i doktor Park wraz z dwiema pielęgniarkami wychodzą z sali numer 2.

Obaj lekarze mieli spuszczone głowy. Jeongguk wiedział co się stało. Rozpłakał się jeszcze bardziej i nie patrząc na protesty obu sióstr, wbiegł do sali numer 2.

Na łóżku leżał Taehyung. Miał zamknięte oczy, był bardzo chudy i blady. Jeongguk podszedł do niego i przecierając rękawem mokrą od łez twarz, usiadł na łóżku przy nim.

- Tak bardzo cię przepraszam, za to że uciekliśmy, to moja wina. To przeze mnie. Tak bardzo cię przepraszam - wypłakał w chude ramie Taehynga, na którym oparł głowę. - Tak bardzo cię kocham.

a/n Poryczałam się pod koniec

To taka moja forma podziękowania za tak dużą liczbę obserwujących.

Kocham was i mam nadzieję że wam się podoba ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro