19.Herbaciarnia
Przenikliwe zimno zaczyna mi poważnie dokuczać. Mam skostniałe dłonie i zmarznięte uszy. Wciskam cylinder głęboko na czoło, by mógł choć odrobinę mnie ogrzać.
– Jeszcze raz – syczę, krzesząc z siebie resztki determinacji. – Gdzie może być „naprzeciwko... herbaciarni" – zgrzytam zębami, międląc w palcach kartkę. Hrabina tymczasem bawi się teleskopem. Irytuje mnie skrzypieniem metalu, do tego co chwila wydaje z siebie jakieś nieokreślone pomruki, które kompletnie nie pozwalają mi się skupić. Ze skupieniem spoglądam na papier pod światło, próbując dostrzec jakiś detal, najmniejszy znaczek, który może pomóc w rozwiązaniu zagadki.
Ale ty jesteś niedomyślna, wzdycha szaleństwo.
– Nie teraz – warczę z rezygnacją. – Tylko nie teraz.
Jesteś do niczego. Kassion wygra. Zwycięży.
– Nie – mówię, tym razem nieco głośniej.
A właśnie, że taaaak, śpiewa głos. Właśnie tak, Hattie.
– Wygram – mamroczę, choć głos mi się załamuje.
Hattie. Hattie...
– Zamknij się!
– Wybacz – hrabina jest wyraźnie zgorszona moim zachowaniem. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że zadała mi jakieś pytanie, a ja go nie dosłyszałam. Spuszczam wzrok, ukrywając poczucie winy. – Myślę, że znalazłam rozwiązanie.
– Że co? – Unoszę brwi w niemal protekcjonalnym wyrazie. To doprawdy urocze, że próbuje mi pomóc. Prawdopodobieństwo, że przegoniła mistrzynię zagadek jest jednak nikłe. – Co pani wymyśliła?
– Popatrz – uśmiecha się smutno, ustawiając teleskop pod odpowiednim kątem.
Ku mojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu w pomieszczeniu rozlega się przeraźliwie głośne kliknięcie, od którego aż się krzywię. Potem w lunecie rozbłyskuje światło, które tworzy na ścianie niewielkie kółko. Podrywam się i podbiegam do krążka, ostrożnie kładąc na nim dłoń.
Z okrzykiem zaskoczenia odsuwam się od ściany, gdy zaczyna się poruszać. Ukryty panel ze zgrzytem odsuwa się na lewo, odsłaniając maleńką skrytkę. Wbrew stereotypom nie ma tam pajęczyn i warstwy kurzu. Ktoś całkiem niedawno położył tam złoty kluczyk.
Podnoszę go delikatnie, zachwycona cieniutkim, misternie rzeźbionym przedmiotem.
– Jak ty to zrobiłaś? – Pytam, kompletnie zapominając o uprzejmości.
– Ustawiłam teleskop prosto na linii herbaciarni twojego ojca – hrabina wydaje się niezwykle podekscytowana, a jej radość prędko mi się udziela. – Odpowiedź znajdowała się naprzeciw niej – kwituje, dumnie unosząc głowę. Wydymając usta, przyznaję w myślach, że moje ego kilkukrotnie się zmniejszyło. Jak ja mogłam tego nie zauważyć?
Nagle uderza we mnie fala podejrzliwości. Podejrzliwie mrużę oczy, wpatrując się w hrabinę. Zgodnie z prośbą White'a miałam jej nie ufać.
– Zdrajczyni – szepczę, a mój oddech przyspiesza. Odsuwam się jak najdalej od zdumionej kobiety.
– Dziecko, nie jestem... – zaczyna hrabina, lecz nie daję jej dokończyć rozpoczętej wypowiedzi.
– To jak mogłaś odgadnąć to przede mną? – Prycham. – Nie jesteś z Krainy Czarów. Nie umiesz, nie potrafisz. Normalni ludzie tego nie potrafią. Potrzebna jest doza szaleństwa.
– Być może – odpowiada hrabina, a jej tęczówki błyszczą zachęcająco.
– Jedyną osobą z waszego świata zdolną do czegoś takiego jest Alicja – kontynuuję, wciąż przerażona do szpiku kości.
Niedomyślna, mała dziewczynka, wzdycha szaleństwo, a ja wyobrażam sobie, jak sfrustrowane przejeżdża dłonią po twarzy.
– Tak, masz rację – mówi hrabina, wyciągając dłoń w moją stronę. Niepewnie rzucam jej klucz, skołowana spokojną reakcją. Kobieta patrzy na niego przez chwilę, potem podchodzi do miejsca, w którym skulona siedziała przez dłuższy czas. Odgarnia warstwę śniegu ze skupionym wyrazem twarzy.
Nie mam pojęcia, jak i dlaczego, ale jedna z płytek w podłodze pęka, spadając po schodach wiodących w dół, w stronę Krainy Czarów. W stronę domu.
Dom.
Nie, to przecież pułapka, karcę się w myślach. Schody przyciągają mnie jednak, a woń czarów nie daje się pomylić z niczym innym. Jeśli rodzeństwo Kassionów ma w tym jakieś swoje zamysły, wykorzystali prawdziwe przejście.
– Czy to... – wzdycham gwałtownie, klękając przy pierwszym stopniu.
– Najwyraźniej – mówi hrabina, domyślając się treści mojego niewypowiedzianego pytania.
Hattieeee, jęczy szaleństwo. Dlaczego ty tego nie ogarniasz?!
Nie wiem, o co ci chodzi, odpowiadam z kpiarskim uśmieszkiem, ale cieszę się, że się uspokoiłeś i zacząłeś współpracować.
Wróciłaś do Krainy. Nie kumuluję się już. Chociaż, jeśli tak bardzo chcesz...
Szaleństwo powraca do irytującego mruczenia, szeptania i wrzasku. Potrząsam głową, zamykając oczy, odpychając jego głos, lecz mimowolnie się uśmiechając. Niewątpliwie sporo razem przeszliśmy i nie wiem, czy byłabym teraz sobą, gdyby nie ono.
Zbiegam po schodach, trafiając do niskiego pomieszczenia o granatowych ścianach ikremowej podłodze. Jest puste, jeśli nie licząc filiżanki wypełnionej po brzegi herbatą.
– „Wypij mnie" – czytam, przejeżdżając palcem po pomalowanej porcelanie. Napis jest maleńki, lecz wykonany schludnym pismem. To coś niezwykle znajomego, dostrzegam w tym rękę Alicji.
Z gracją chwytam filiżankę i próbuję ostudzonej herbaty.
Wszystko wokół mnie zaczyna wirować, a ja widzę Quinn, stojącą w wielkiej, wystrojonej na żółto sali. Nie namyślając się, składam kilka chaotycznych zdań i wypowiadam je najszybciej, jak potrafię, pełna nadziei.
– Co się stało? – Hrabina dołącza do mnie, a mój uśmiech gaśnie. Zaciskam zęby i powoli przechodzę na drugi koniec pokoju, nie spuszczając z niej wzroku.
– Nie ufam pani – mówię zdławionym głosem. Przełykam ślinę, po moim policzku ścieka łza. Ocieram ją skostniałą dłonią.
Hrabina uśmiecha się do mnie delikatnie. Wyciąga obie ręce w moją stronę, ale zaraz je opuszcza, orientując się, że nie zmienię zdania. Wzdycha ciężko, a potem niespiesznie poprawia swoje duże, okrągłe kolczyki.
– Nie sądzę, by Kassion miał tu swój podsłuch. Chyba w ogóle nie wie o tym miejscu – szepcze, jakby do siebie. – Musisz o czymś wiedzieć, Hattie. Wprawdzie nie chciałam tego zdradzać, ale widzę, że nie mam wyboru.
– Słucham – mój ton jest oschły, lecz czai się w nim nuta ciekawości. Szaleństwo cichnie, jakby w napięciu na coś czekało.
– Jestem siostrą Alicji.
***
Mrugam w kompletnym szoku, z otwartą buzią gapiąc się na stojącą przede mną kobietę.
– Jak mam pani wierzyć? – Pytam w końcu.
Hrabina sięga do swojej szyi, wyjmując srebrny łańcuszek zza dekoltu. Wisi na nim serce z czerwonego złota wielkości dojrzałego winogrona. Otwiera go, obracając medalion w moją stronę. Pochylam się, by dostrzec kolorową, odrobinę tylko wyblakłą fotografię dwóch młodych dziewcząt stojących na tle herbaciarni mojego ojca. Jedną z nich z pewnością jest hrabina.
Druga dziewczyna jest bardzo podobna do niej. Trzyma w rękach Kota z Cheshire, który jak zwykle szeroko się uśmiecha. Jest młodszy, nie ma jeszcze tej siwej kępki sierści pod brodą. Blondynka ma na sobie również cylinder, z pewnością wykonany przez Kapelusznika. Ten błysk determinacji w oku, ten wyraz twarzy...
Tak, to Alicja.
Widzisz, stwierdza szaleństwo rozbawionym tonem, mówiła prawdę.
Jak mogłam się tego nie domyślić?
Mnie się pytasz?
– Skoro pani jest siostrą Alicji, to czy...
– Owszem – przerywa mi, a w jej oczach lśni żal. – Kassion jest jej bratem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro