Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19.Herbaciarnia

Przenikliwe zimno zaczyna mi poważnie dokuczać. Mam skostniałe dłonie i zmarznięte uszy. Wciskam cylinder głęboko na czoło, by mógł choć odrobinę mnie ogrzać.

– Jeszcze raz – syczę, krzesząc z siebie resztki determinacji. – Gdzie może być „naprzeciwko... herbaciarni" – zgrzytam zębami, międląc w palcach kartkę. Hrabina tymczasem bawi się teleskopem. Irytuje mnie skrzypieniem metalu, do tego co chwila wydaje z siebie jakieś nieokreślone pomruki, które kompletnie nie pozwalają mi się skupić. Ze skupieniem spoglądam na papier pod światło, próbując dostrzec jakiś detal, najmniejszy znaczek, który może pomóc w rozwiązaniu zagadki.

Ale ty jesteś niedomyślna, wzdycha szaleństwo.

– Nie teraz – warczę z rezygnacją. – Tylko nie teraz.

Jesteś do niczego. Kassion wygra. Zwycięży.

– Nie – mówię, tym razem nieco głośniej.

A właśnie, że taaaak, śpiewa głos. Właśnie tak, Hattie.

– Wygram – mamroczę, choć głos mi się załamuje.

Hattie. Hattie...

– Zamknij się!

– Wybacz – hrabina jest wyraźnie zgorszona moim zachowaniem. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że zadała mi jakieś pytanie, a ja go nie dosłyszałam. Spuszczam wzrok, ukrywając poczucie winy. – Myślę, że znalazłam rozwiązanie.

– Że co? – Unoszę brwi w niemal protekcjonalnym wyrazie. To doprawdy urocze, że próbuje mi pomóc. Prawdopodobieństwo, że przegoniła mistrzynię zagadek jest jednak nikłe. – Co pani wymyśliła?

– Popatrz – uśmiecha się smutno, ustawiając teleskop pod odpowiednim kątem.

Ku mojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu w pomieszczeniu rozlega się przeraźliwie głośne kliknięcie, od którego aż się krzywię. Potem w lunecie rozbłyskuje światło, które tworzy na ścianie niewielkie kółko. Podrywam się i podbiegam do krążka, ostrożnie kładąc na nim dłoń.

Z okrzykiem zaskoczenia odsuwam się od ściany, gdy zaczyna się poruszać. Ukryty panel ze zgrzytem odsuwa się na lewo, odsłaniając maleńką skrytkę. Wbrew stereotypom nie ma tam pajęczyn i warstwy kurzu. Ktoś całkiem niedawno położył tam złoty kluczyk.

Podnoszę go delikatnie, zachwycona cieniutkim, misternie rzeźbionym przedmiotem.

– Jak ty to zrobiłaś? – Pytam, kompletnie zapominając o uprzejmości.

– Ustawiłam teleskop prosto na linii herbaciarni twojego ojca – hrabina wydaje się niezwykle podekscytowana, a jej radość prędko mi się udziela. – Odpowiedź znajdowała się naprzeciw niej – kwituje, dumnie unosząc głowę. Wydymając usta, przyznaję w myślach, że moje ego kilkukrotnie się zmniejszyło. Jak ja mogłam tego nie zauważyć?

Nagle uderza we mnie fala podejrzliwości. Podejrzliwie mrużę oczy, wpatrując się w hrabinę. Zgodnie z prośbą White'a miałam jej nie ufać.

– Zdrajczyni – szepczę, a mój oddech przyspiesza. Odsuwam się jak najdalej od zdumionej kobiety.

– Dziecko, nie jestem... – zaczyna hrabina, lecz nie daję jej dokończyć rozpoczętej wypowiedzi.

– To jak mogłaś odgadnąć to przede mną? – Prycham. – Nie jesteś z Krainy Czarów. Nie umiesz, nie potrafisz. Normalni ludzie tego nie potrafią. Potrzebna jest doza szaleństwa.

– Być może – odpowiada hrabina, a jej tęczówki błyszczą zachęcająco.

– Jedyną osobą z waszego świata zdolną do czegoś takiego jest Alicja – kontynuuję, wciąż przerażona do szpiku kości.

Niedomyślna, mała dziewczynka, wzdycha szaleństwo, a ja wyobrażam sobie, jak sfrustrowane przejeżdża dłonią po twarzy.

– Tak, masz rację – mówi hrabina, wyciągając dłoń w moją stronę. Niepewnie rzucam jej klucz, skołowana spokojną reakcją. Kobieta patrzy na niego przez chwilę, potem podchodzi do miejsca, w którym skulona siedziała przez dłuższy czas. Odgarnia warstwę śniegu ze skupionym wyrazem twarzy.

Nie mam pojęcia, jak i dlaczego, ale jedna z płytek w podłodze pęka, spadając po schodach wiodących w dół, w stronę Krainy Czarów. W stronę domu.

Dom.

Nie, to przecież pułapka, karcę się w myślach. Schody przyciągają mnie jednak, a woń czarów nie daje się pomylić z niczym innym. Jeśli rodzeństwo Kassionów ma w tym jakieś swoje zamysły, wykorzystali prawdziwe przejście.

– Czy to... – wzdycham gwałtownie, klękając przy pierwszym stopniu.

– Najwyraźniej – mówi hrabina, domyślając się treści mojego niewypowiedzianego pytania.

Hattieeee, jęczy szaleństwo. Dlaczego ty tego nie ogarniasz?!

Nie wiem, o co ci chodzi, odpowiadam z kpiarskim uśmieszkiem, ale cieszę się, że się uspokoiłeś i zacząłeś współpracować.

Wróciłaś do Krainy. Nie kumuluję się już. Chociaż, jeśli tak bardzo chcesz...

Szaleństwo powraca do irytującego mruczenia, szeptania i wrzasku. Potrząsam głową, zamykając oczy, odpychając jego głos, lecz mimowolnie się uśmiechając. Niewątpliwie sporo razem przeszliśmy i nie wiem, czy byłabym teraz sobą, gdyby nie ono.

Zbiegam po schodach, trafiając do niskiego pomieszczenia o granatowych ścianach ikremowej podłodze. Jest puste, jeśli nie licząc filiżanki wypełnionej po brzegi herbatą.

– „Wypij mnie" – czytam, przejeżdżając palcem po pomalowanej porcelanie. Napis jest maleńki, lecz wykonany schludnym pismem. To coś niezwykle znajomego, dostrzegam w tym rękę Alicji.

Z gracją chwytam filiżankę i próbuję ostudzonej herbaty.

Wszystko wokół mnie zaczyna wirować, a ja widzę Quinn, stojącą w wielkiej, wystrojonej na żółto sali. Nie namyślając się, składam kilka chaotycznych zdań i wypowiadam je najszybciej, jak potrafię, pełna nadziei.

– Co się stało? – Hrabina dołącza do mnie, a mój uśmiech gaśnie. Zaciskam zęby i powoli przechodzę na drugi koniec pokoju, nie spuszczając z niej wzroku.

– Nie ufam pani – mówię zdławionym głosem. Przełykam ślinę, po moim policzku ścieka łza. Ocieram ją skostniałą dłonią.

Hrabina uśmiecha się do mnie delikatnie. Wyciąga obie ręce w moją stronę, ale zaraz je opuszcza, orientując się, że nie zmienię zdania. Wzdycha ciężko, a potem niespiesznie poprawia swoje duże, okrągłe kolczyki.

– Nie sądzę, by Kassion miał tu swój podsłuch. Chyba w ogóle nie wie o tym miejscu – szepcze, jakby do siebie. – Musisz o czymś wiedzieć, Hattie. Wprawdzie nie chciałam tego zdradzać, ale widzę, że nie mam wyboru.

– Słucham – mój ton jest oschły, lecz czai się w nim nuta ciekawości. Szaleństwo cichnie, jakby w napięciu na coś czekało.

– Jestem siostrą Alicji.

***

Mrugam w kompletnym szoku, z otwartą buzią gapiąc się na stojącą przede mną kobietę.

– Jak mam pani wierzyć? – Pytam w końcu.

Hrabina sięga do swojej szyi, wyjmując srebrny łańcuszek zza dekoltu. Wisi na nim serce z czerwonego złota wielkości dojrzałego winogrona. Otwiera go, obracając medalion w moją stronę. Pochylam się, by dostrzec kolorową, odrobinę tylko wyblakłą fotografię dwóch młodych dziewcząt stojących na tle herbaciarni mojego ojca. Jedną z nich z pewnością jest hrabina.

Druga dziewczyna jest bardzo podobna do niej. Trzyma w rękach Kota z Cheshire, który jak zwykle szeroko się uśmiecha. Jest młodszy, nie ma jeszcze tej siwej kępki sierści pod brodą. Blondynka ma na sobie również cylinder, z pewnością wykonany przez Kapelusznika. Ten błysk determinacji w oku, ten wyraz twarzy...

Tak, to Alicja.

Widzisz, stwierdza szaleństwo rozbawionym tonem, mówiła prawdę.

Jak mogłam się tego nie domyślić?

Mnie się pytasz?

– Skoro pani jest siostrą Alicji, to czy...

– Owszem – przerywa mi, a w jej oczach lśni żal. – Kassion jest jej bratem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro