16.5.Interludium
Królowa z uśmiechem wyłączyła zaczarowane lustro, widząc, jak Quinn znika za drzwiami do świata ludzi. Jej córka może i była krnąbrna, ale będzie z niej doskonała władczyni. Jeśli chciała, potrafiła postawić na swoim.
– Kapeluszniku – zawołała oschłym tonem, ponieważ od lat nie używała innego w stosunku do służby.
– Tak, moja pani?
– Powinniśmy ograniczyć szaleństwo w Krainie Czarów
– Jak tego dokonać? – mężczyzna zmarszczył brwi, wyraźnie zdezorientowany.
– Tymczasowo wprowadzimy zakaz gry w karty. I w szachy, koniecznie – dodała zaaferowana monarchini. – Do tego żadnego zbliżania się do barier. Nie chcemy, żeby ktoś zrobił sobie krzywdę.
– Jakie przewidujesz kary, Wasza Wysokość?
– A cóż to za pytanie? Oczywiście, że ścięcie głowy! – Prychnęła. – Nie, moment, to zbyt szalone. Postaw lepiej na areszt. Te lochy pod pałacem w końcu się na coś przydadzą.
– Czy mam sporządzić stosowny dokument? – Kapelusznik odczepił od cylindra gęsie pióro, a z kieszeni wyciągnął kartkę papieru.
– Tak, tak – królowa klasnęła w dłonie. – Nazwij go „Zasady", bardzo cię proszę. Jutro rano posłańcy rozwieszą te tymczasowe zakazy na wszystkich drzewach w Królestwie Kier.
– Oczywiście – odparł Kapelusznik, zapisując wszystko skrupulatnie, w miarę jak władczyni dyktowała kolejne zdania. – Nie są nieco zbyt... rygorystyczne?
– To dla dobra Krainy i twojej córki.
– Tak – spuścił głowę. Teraz to Hattie była głównym źródłem czarów w ludzkim świecie. Ograniczając szaleństwo tutaj, przynosili jej choć odrobinę ulgi.
Zwinął pergamin i na powrót zatknął pióro za wstążkę kapelusza. Nie był zbytnio zachwycony tym rozporządzeniem, ale wola królowej powinna być zawsze najważniejsza i niepodważalna. Zresztą było to rozwiązanie tymczasowe. Nie wyobrażał sobie niegrania w karty najdłuższą metę. Uwielbiał je, zwłaszcza Obłąkanego Oszusta.
Jeśli wkrótce nie otworzą Krainy...
Szaleństwo w jego głowie zasyczało zadowolone, podsycając paniczną myśl. Zaśmiało się gardłowo, wywołując gęsią skórkę na ramionach mężczyzny.
Twoja córka zginie.
Nieprawda. Hattie jest odważna i silna. Da sobie radę.
Musiał w to wierzyć. Dopóki nie tracił nadziei, utrzymywał się przy zmysłach. Tylko ona wciąż nie pozwalała mu spaść w otchłań bezdennej rozpaczy.
Zginie. Zginie. Zginieeee...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro