13.Hrabina
Siedzimy na kanapie przez ładnych kilka godzin. Opowiadamy sobie historyjki, śmiejemy się i trwamy w ciszy. Czuję się niemal jak w domu. Niemal, bo gdy tylko spoglądam za okno, widzę ludzką metropolię i migające światła billboardów. Mrużę oczy, odczytując slogany reklam i podziwiając artystyczne malunki. Chwila, to nie malunki, tylko... zdjęcia. Tak to się nazywało. Kiedyś ojciec pokazał mi aparat fotograficzny – do tej pory nie mogę pojąć jego działania.
Błogą atmosferę przerywa wtargnięcie do pokoju dwóch dziewcząt o rumianych policzkach i rozbieganych spojrzeniach. Wyganiają White'a, który spogląda na mnie przez ramię. Spuszczam głowę, nie chcąc patrzeć na ten przygnębiający żar w jego oczach.
– Panienka czuje się już lepiej? – Szepcze jedna z dziewczyn. Kiwam głową, stając na nogach. Czuję, jak drżą, lecz tylko odrobinę. Nie chcę zadręczać ich narzekaniami na moje zawroty głowy, wszak to tylko nic nieznacząca błahostka. Dziewczęta, najwyraźniej będące służącymi hrabiny, sadzają mnie przed wielkim lustrem, a potem zaczynają czesać i malować.
– Po co to? – Pytam zdezorientowana. Czyżbym miała dzisiaj występować przed publicznością?
Znów jesteś marionetką, słyszę w głowie.
O nie, warczę w myślach na szaleństwo. Nawet nie zaczynaj. Ostatnio przeholowałeś z tym wariactwem.
Z tym nie da się przeholować, moja droga Hattie.
– Zjecie dzisiaj obiad z hrabiną. Bardzo chce was poznać – uśmiecha się wysoka, jasnowłosa służąca. – Musicie wyglądać perfekcyjnie.
Jak marionetki.
– Naturalnie – wzdycham. Dziewczęta zaplatają mi dwa cienkie warkocze, które następnie zwijają na czubku głowy, tworząc w ten sposób różę. Potem w ruch idą pędzelki i kosmetyki.
Kiedy kończą, moje policzki aż opalizują różem, a oczy wydają się większe. Wpatruję się tępo w swoje odbicie, podczas gdy one zakładają mi sukienkę. Nie opieram się, bo i po co? Muszę kupić ich zaufanie. Może wtedy dowiem się nieco o tych bzdurnych Zasadach. Doprawdy ciekawiło mnie, dlaczego wyższych sfer nie obowiązuje ich przestrzeganie.
– Ojej – cmoknięcie zachwytu opuszcza moje usta, zanim zdążę je powstrzymać. Tym razem suknia jest czarna jak noc, bez ramiączek, przewiązana w pasie szeroką, karmazynową wstążką. Rozkloszowana, wielowarstwowa spódnica sięga mi do kolan, zapewniając swobodę ruchu. Przy okazji dostrzegam też siniaki na moich łydkach. W uszach migoczą srebrno-czerwone kolczyki. – Jest bardzo ładna – mówię cicho, ale bez choćby cienia uśmiechu na mojej twarzy. Myślami wybiegam już parę minut wprzód, zasiadając przy jednym stole z Kassionem.
Dziewczęta prowadzą mnie na salę. Potykam się o własne nogi, nie potrafię przyzwyczaić się do pantofelków na obcasie. Kiedy otwierają się drzwi do jadalni, momentalnie w moje nozdrza uderza zapach warzyw i smażonych ziemniaków.
Kassion jest już na miejscu, podobnie jak wszyscy porwani z Krainy Czarów. Brakuje jedynie hrabiny. Siadam przy długim stole przykrytym idealnie wyprasowanym obrusem. Śpioszek jak zawsze przysypia, opierając łokcie na stole. Skoczek ściska moja dłoń, uśmiechając się porozumiewawczo, niemo przypominając o niedokończonej rozmowie. Naprzeciwko mnie siedzi White, grzebiąc widelcem w jedzeniu. Uśmiechnął się lekko, gdy mnie zobaczył, teraz jednak wydaje się być przygnębiony. Czasem go nie rozumiem.
Wrota do sali otwierają się z impetem.
– Miłościwa hrabina Marquette de Kassion – wrzeszczy szambelan. Krzywię się, przez dłuższą chwilę słysząc pogłos rozchodzący się po jadalni, która jest oczywiście ogromna, jak to bywa w pałacach. Na głowie hrabiny kołysze się wielka peruka, zrobiona z białych kosmyków. Przypomina jeden z tych wieżowców w metropolii. Do tego ma na sobie spodnie i koszulę, która zamiast kołnierza zwieńczona jest kryzą. Strój niewątpliwie przedziwny. Jest połączeniem ubrań, które widywałam u ludzi z eleganckimi przebraniami stosowanymi na dworze. Całość jednak jest zadziwiająco dobrze dobrana.
Kobieta zajmuje miejsce u szczytu stołu, Zaczyna świergotać w momencie, gdy przełyka pierwszy kęs.
– Ach, jak wy cudownie wyglądacie! Urocze dzieciaczki! – Aż wzdrygam się na dźwięk jej skrzekliwego, piskliwego głosu. – Wiecie, to jest niesamowite, że mogę oglądać prawdziwych obywateli Krainy Czarów! – Zniża głos, jakby zdradzała nam jakąś tajemnicę. – Wiecie, moi drodzy, mój drogi brat jest niezwykle przewrażliwiony na waszym punkcie...
– Marquette! – Kassion warczy ostrzegawczo.
– Nieważne zresztą. Jacyś wy rozkoszni! – Wykrzykuje znowu.
– Mogłaby pani mówić nieco ciszej? – Prosi White, wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenie. Jak zawsze doskonale mnie rozumie. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
– Jesteście nieco niewychowani i nieokrzesani, to zrozumiałe – hrabina wydaje się być urażona.
– Z całym szacunkiem, nie jesteśmy nieokrzesani – wtrącam tak uprzejmie, jak tylko potrafię.
– Bracie, czy mogłabym porozmawiać z tą panienką na osobności? Chciałabym ją nauczyć manier – mówi, a w jej głosie pobrzmiewa okrucieństwo. Kassion kiwa głową, najwyraźniej usatysfakcjonowany.
– Nie! – Skoczek i White jednocześnie zrywają się na równe nogi. Hrabina pstryka palcami, a strażnicy natychmiast uruchamiają obroże. Zaciskam usta, patrząc w ich pełne cierpienia oczy. Tymczasem kobieta wyprowadza mnie z sali, ciągnąc za łokieć. Wyrywam się z całych sił, lecz jej uścisk jest zadziwiająco mocny. Prowadzi mnie do niewielkiego pokoiku, który wypełniony jest miotłami, szufelkami i środkami czystości.
– Posłuchaj mnie – szepcze hrabina. – Wiem, gdzie jest Alicja.
– Co takiego? – Zastygam w bezruchu, zaskoczona jej słowami.
– Poproszę Kassiona, by zostawił tu ciebie i Śpioszka. Powiem mu, że chcę udzielić wam lekcji dobrych manier. Kiedy odjedzie, mogę zabrać cię do Alicji.
– Skąd pani wie... – zaczynam, lecz ona natychmiast mi przerywa.
– Tylko ona jest w stanie powstrzymać to wariactwo. To jej przeznaczenie, ocalić Krainę Czarów, tak? – Hrabina wzdycha, po czym zaczyna wyjaśniać, szybko i bardzo cicho. – Nie podoba mi się to, co robi mój brat. Za młodu bardzo często odwiedzaliśmy Krainę. Uwielbiam herbaciarnię twojego taty, Hattie. Nie chcę, żeby Kraina została zniszczona przez nadmiar szaleństwa.
– Dlaczego on to robi? – Pytam, nic z tego nie rozumiejąc.
– Niestety nie wiem, skarbeńku. Cała nadzieja w Alicji. Mnie nie wysłucha, bo jestem siostrą cesarza, ale porozmawia z córką Kapelusznika – patrzy na mnie błagalnym, cielęcym spojrzeniem.
– Dobrze – zgadzam się, w duchu jednak żałując swojej decyzji. Znowu rozdzielą White'a i mnie, co będzie dla nas obojga nie do zniesienia. W dodatku mój przyjaciel zostanie sam na sam ze Skoczkiem, a oni się przecież nienawidzą.
Wracamy do jadalni. Dla niepoznaki udaję, że płaczę, uderzona przez hrabinę. Kobieta na powrót zaczyna trajkotać, lecz ja po prostu ją ignoruję, starając skupić się na jedzeniu. Ledwo mogę cokolwiek przełknąć. To wszystko mnie przerasta. Na domiar złego szaleństwo nieustannie tnie moje myśli na konfetti, uniemożliwiając ich uporządkowanie.
Skoczek niemym upewnia się, że wszystko ze mną w porządku. Jego też nie mam ochoty zostawiać na łasce Kassiona. Mimo że zgrywa twardziela, tak naprawdę jest bardzo wrażliwy. Jest mi też drogim przyjacielem.
– Kassion – odzywa się nagle hrabina. – Chcę dać Hattie i Śpioszkowi lekcję dobrych manier. Nie mogą tak pokazać się elicie kraju, to niewybaczalne. Ty jedź z chłopcami, ja zaś dołączę do ciebie za kilka dni. W tym czasie te dziewczynki staną się prawdziwymi damami dworu.
Kassion przeciągle patrzy na swoją siostrę, a potem przenosi wzrok na Skoczka. Przez chwilę wydaje mi się, że kręci głową, potem jednak uśmiecha się i mówi:
– Droga siostro, wolałbym, żebyś zajęła się Hattie i Skoczkiem. Śpioszek to jeszcze dziecko, a White jest dobrze wychowanym paniczem. Pozostawiam ci pod opieką tę dwójkę – postanawia. Nie jestem zbytnio zaskoczona jego decyzją. Skoczek faktycznie nie jest najbardziej elokwentną osobą, jaką znam.
– W porządku – zgadza się hrabina, choć widać, że nie do końca jest zadowolona z decyzji cesarza. – Od jutra rozpoczynamy szkolenie – uśmiecha się do mnie.
Wieczorem słyszę ciche pukanie do drzwi. Przebrano mnie już w koszulę nocną, więc kompletnie nie spodziewam się żadnych gości. Odkładam czytaną książkę na stolik nocny i prostuję się w pościeli.
– Proszę – mówię niepewnie. Do środka wchodzi White w towarzystwie strażnika. Funkcjonariusz wygląda przezabawnie ze swoją zmęczoną, zirytowaną twarzą.
– Uparł się na spotkanie z panienką – wyjaśnia.
– Hattie – zaczyna White, siadając na skraju łóżka. Łapie mnie za dłonie, po czym ostrożnie je całuje. – Jeśli już się nie zobaczymy...
– Co ty wygadujesz? – Pytam, marszcząc brwi z powodu tej niedorzeczności. – Hrabina powiedziała, że zobaczymy się za kilka dni.
– Racja – reflektuje się White. – W każdym razie, chciałbym ci to dać – wręcza mi starannie podpisaną kopertę. Dla Hattie.
– Otwórz ją dopiero po moim wyjeździe – prosi z uśmiechem. Waha się lekko, zanim wstaje i wychodzi z pomieszczenia.
Kręcę głową, po czym chowam list do szuflady, momentalnie o nim zapominając.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro