11.Czar
Białe światło niemalże mnie oślepia, gdy w końcu otwieram oczy. Wcześniej była tylko woda, a na granicy świadomości wrzeszczało szaleństwo. Teraz kompletna cisza nieco zbija mnie z tropu. Powoli unoszę w górę lewą dłoń, machając palcami. Nie napotykam żadnego oporu. Boję się zrobić kroku, bo stoję w pustce, kto wie, czy za moment nie spadnę w przepaść nicości. Oddycham głośno, świszcząc powietrzem, niemalże jęcząc.
– Jest tu kto? – Pytam w końcu, zacisnąwszy powieki.
– Hattie?! – Krzyczy ktoś. Odwracam głowę w kierunku hałasu. Otwieram usta z zamiarem odpowiedzenia, ale głos więźnie mi w gardle. Przede mną stoi mój ojciec.
– Tata – mówię w końcu. Oczywiście, że to twój tata, idiotko, karcę się w myślach.
– Wszystko w porządku?
– Chyba tak – odpowiadam, zastanawiając się, co się właściwie dzieje.
– Posłuchaj mnie – oznajmia Kapelusznik, w roztargnieniu bawiąc się jakąś wstążką, która najpewniej wkrótce zacznie zdobić czyjś cylinder. – Musisz powstrzymać ludzi przed zamykaniem przejść do Krainy.
– Dobrze – odpowiadam po dłuższej przerwie, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi. – Spróbuję.
– Dzielna dziewczynka – mówi wzruszony, a potem znika. Stopniowo oddala się ode mnie, a może to ja wzbijam się w niebo, bo nagle staje się maleńki, a potem jest już zupełnie niewidoczny. Gaśnie też światło, więc znowu nic nie widzę, wszystko pogrąża się w ciemności.
– Tęsknię – szepczę na pożegnanie.
***
Jest tak przeraźliwie zimno, że gwałtownym ruchem zwijam się w kłębek, zachowując resztki ciepła. Wciągam powietrze do płuc, a potem momentalnie się nim krztuszę.
– Obudziłaś się! – Wydziera się ktoś tuż koło mojego ucha. White. Ton jego głosu wyraża absolutną i krystalicznie czystą ulgę, bez najmniejszej domieszki innych emocji.
– Cześć – charczę zdławionym głosem.
– Żyjesz – płacze chłopak. – Ty naprawdę żyjesz.
– Dlaczego miałabym nie żyć?
– Skoczyłaś do rzeki – wyjaśnia pospiesznie, podając mi mój kapelusz. Nie. To nie jest mój kapelusz. Wygląda niemal identycznie, ale wstążka ma nieco inny odcień czerwieni.
– Co się stało z moim cylindrem? – Jakoś nie rejestruję jego wcześniejszych słów. Albo moja podświadomość je po prostu ignoruje.
– Nie udało mi się go wyłowić...
– Potrzebuję mojego cylindra! – Mówię stanowczo. Spoglądam na drzwi, dopiero teraz dostrzegając nieznane mi otoczenie. Siedzę na delikatnie zaróżowionym, niemal białym satynowym prześcieradle. Ubrano mnie w staroświecką białą koszulę nocną sięgającą ziemi, opatrzoną obowiązkową koronką. Krzywię się lekko, gdy usiłuję wstać.
– Jesteśmy u hrabiny – mówi White, widząc, jak z ciekawością i obawą lustruję pomieszczenie.
– Gdzie Skoczek?
Chłopak milknie, zaciska usta. Na jego twarzy pojawiają się rumieńce, a dłonie zwija w pięści, ale w końcu odpowiada:
– Na dole, je śniadanie.
– W porządku.
– Hattie?
– Tak?
– Słuchaj, wiem, że jesteś ze Skoczkiem, ale...
– Nie jestem z nim. Nie wiem, coś ty sobie ubzdurał!
– Bo widzisz, ja...
Zgrzyt klamki, a potem okrzyk radości przerywają jego wypowiedź. Uśmiecham się krzywo, widząc blondyna niosącego tacę z telepiącymi się talerzykami, filiżankami i imbrykiem. Rzuca ją na stolik, rozlewając nieco herbaty, po czym mocno mnie przytula.
– Hej – mówi prosto w moje ucho, łaskocząc mnie oddechem pachnącym cynamonem. Lekko całuje mnie w policzek, po czym uważnie patrzy mi w oczy. Zdaje się nie zauważać White'a, który wstaje i wychodzi, mocno trzaskając drzwiami.
– Jestem zmęczona – oznajmiam, ziewając szeroko. Coraz mniej podoba mi się fakt, że Skoczek uważa, iż jestem jego własnością.
– Wszystko w porządku? – Pyta natychmiast. – Jeśli masz chwilę, chciałbym z tobą porozmawiać.
– Dobrze – zgadzam się niechętnie. – O co chodzi?
– Jak działa szaleństwo? I czary? Chciałbym móc cię przed nimi ochronić.
Kiwam głową, w pełni rozumiejąc jego pytania, a potem zaczynam opowiadać.
– Kiedy miałam cztery lata, oszalałam po raz pierwszy. Cichy szept w mojej głowie nieustannie powtarzał, że nie potrafię rozwiązać jakiejś zagadki. Nie pamiętam już, jakiej, ale naprawdę mnie to zdenerwowało. Zaczęłam rozrzucać koraliki i wstążki, tłuc filiżanki mojego taty. Trwało to kilka minut, ale potem mi przeszło. Myślałam, że już nigdy się nie pojawi, ale od tej pory szept zaczynał działać w momentach paniki, wściekłości czy strachu. Ostatnio szaleństwo jest wyjątkowo silne. Właściwie to wzmacnia się nieustannie od momentu zamknięcia Króliczej Nory. Zastanawiam się, czy... – urywam. Powiedziałam wszystko na głos, szeregując poszczególne kawałki układanki. – Ja jestem czarem. Jestem czarem!
– O co chodzi? – Nie rozumie Skoczek. Marszczy brwi, wpatrując się, jak na mojej twarzy wykwita prawdziwy, szczery uśmiech.
– Poczekaj. Muszę najpierw porozmawiać z White'em – wstaję i chwiejnym krokiem podchodzę do drzwi. Otwieram je i wypadam na korytarz, potykając się o zbyt długą koszulę nocną. – White!
– Panienko – mężczyzna w czarnym mundurze staje mi na drodze. Przypominam sobie, gdzie jestem. Zapewne nie powinnam wychodzić z pokoju.
– Czy mógłby pan odszukać mojego przyjaciela, syna Białego Królika? To ważne. W sprawie występu dla hrabiny – dodaję szybko, żeby nie mógł zakwestionować mojej prośby.
– W porządku – burczy, po czym odwraca się i znika w ciemnym korytarzu. Wracam do środka, siadając w fotelu ustawionym naprzeciwko łóżka, pod oknem. Widok jest imponujący. Żywopłot ciągnie się przez wiele, wiele kroków, tworząc zawiły labirynt, którego ściany sięgają kolan. Tu i ówdzie w ścianie liści kwitnie róża.
– Jestem – słyszę za plecami głos White'a. – Co on ci zrobił?
– Dlaczego miałbym jej coś zrobić? – Obrusza się Skoczek.
– Po prostu wyjdź – wzdycham. Nie chcę, żeby się kłócili.
– Wyjaśnisz mi wszystko, kiedy już to omówicie – nakazuje, zanim przekracza próg.
– Siadaj – wskazuję chłopakowi drugi fotel. Przez chwilę porządkuję myśli, ponownie składając strzępki w całość. – Mój tata mówił mi kiedyś, że ten świat nie może funkcjonować bez naszych czarów. Bez szaleństwa, kreatywności i wariactwa miasta ludzi pogrążyłyby się w chaosie. Zamykane są kolejne przejścia, przez co magia nie może się przedostać. Dlatego to ja tworzę jej coraz więcej – wyrzucam z siebie jednym tchem. Oczy White stopniowo otwierają się coraz szerzej, kiedy i on pojmuje tok mojego rozumowania. – Równowaga musi być zachowana. W Krainie też dzieje się źle, bo bez poważnych dorosłych szaleje ona zbyt mocno.
– To dlatego Kassion nas porwał – chłopak zniża głos do szeptu, ale oczy błyszczą z podekscytowania. – Dzięki temu świat ludzi nie ucierpi aż tak bardzo. Ma źródło czarów.
– Dokładnie! – Wykrzykuję z euforią. Przynajmniej część tajemnicy została rozwiązana. Nadal jednak nie wiemy, dlaczego w ogóle zamknięto Krainę, dodaję w myślach.
– Moje gratulacje – w pokoju rozlega się skrzeczący głos. Kassion mówi do nas przez głośnik, który nadaje ziarnistości jego słowom. – Jesteście bystrzejsi, niż sądziłem. Miejcie jednak na uwadze, że nie możecie nic z tym zrobić.
– Nieprawda – warczę. Potem zerkam na White'a. Skoro nas podsłuchują, będziemy rozmawiać bez słów.
Musimy jakoś otworzyć przejścia.
Ale jak?
Znajdziemy Alicję. Czuję, że jest zamieszana w tę sprawę.
Kiwam głową, a potem z uśmiechem przytulam chłopaka. Nie jest zaskoczony, po prostu też mnie obejmuje. Błogą atmosferę przerywa głośny pomruk.
– A to co? – Mój przyjaciel z zaniepokojeniem przechyla głowę.
– Chyba jestem głodna – odpowiadam, rumieniąc się lekko, na co parska śmiechem. – To nie jest zabawne!
Dalej się śmieje. Łajdak.
– Wojna na łaskotki! – Krzyczę odruchowo. Po chwili oboje padamy na kanapę, chichocząc radośnie i zupełnie szczerze.
– Brakowało mi tego. Ciebie – szepcze chłopak, nagle poważniejąc. Dotyka moich włosów, ostrożnie nawijając sobie kosmyk na palec.
– Mi też ciebie brakowało – wzdycham.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro